brat Damian brat Damian
134
BLOG

Pontyfikat rabanu (1)

brat Damian brat Damian Kościół Obserwuj temat Obserwuj notkę 4
Blaski, a przede wszystkim cienie

Pisałem ten tekst 12 lat, więc wyszło dosyć długo i dlatego rozdzielam go na dwie części. Miłej lektury.

Plac św. Piotra w Rzymie zapełniony po brzegi. W ciemności błyskają flesze. Ogromne napięcie, ale i świąteczna atmosfera. 13 marca 2013 roku o godzinie 19.06 biały dym pojawia się w kominie nad Kaplicą Sykstyńską. Tłum powiększa się i szaleje. Teraz wszyscy z napięciem czekają na pojawienie się nowego papieża. O 20.12 na balkon w bazylice św. Piotra wychodzi kardynał protodiakon Jean-Louis Tauran - ludzie na placu cichną - i wygłasza formułę Habemus Papam. Tekst formuły trzyma ks. Konrad Krajewski - papieski ceremoniarz, który dosłownie za kilka miesięcy zostanie biskupem, a za pięć lat w wieku 55 latu kardynałem – niewątpliwie spodobał się nowemu papieżowi, którym został arcybiskup Buenos Aires Jorge Mario Bergoglio, pierwszy jezuita w historii, który został papieżem, będzie to też pierwszy papież z Ameryki. Tłum wiwatuje, ale widać też pewną dezorientację: Kto to jest? Skąd? Nie ma co się dziwić – jest niezbyt znany. Bergoglio był jedynym kardynałem uczestniczącym w konklawe, który nigdy nie udzielił wywiadu Radiu Watykańskiemu, prowadzonemu zresztą przez jezuitów. Nie jest już taki młody jak się tego spodziewano po nowym papieżu – ma 77 lat – Bergoglio był jednym z papabile podczas poprzedniego konklawe, kiedy wybrano Ratzingera, a teraz wydawało się, że jest już zbyt stary, szczególnie po rezygnacji z powodu wieku Benedykta XVI.

W tym samym czasie dosłownie 50 metrów Placu św. Piotra na dachu budynku Borgo San Spirito 4 stoi kilkudziesięcioosobowa grupa mężczyzn. To ogromne gmaszysko wybudowane w latach 30tych przez generała jezuitów Mieczysława Ledóchowskiego – ośrodek kierowania tym największym zakonem Kościoła Katolickiego. To właśnie za generalatu Ledóchowskiego weszło w użycie określenie „czarny papież”. Jezuici byli wówczas na szczycie swojej aktywności, sam Ledóchowski jednym z najbliższych doradców Piusa XI – bardzo energicznego, szukającego nowych dróg dla działalności Kościoła. Z dachu kurii jezuitów widać wyśmienicie dym nad Kaplicą Sykstyńską. Niektórzy mężczyźni słuchają radia, kilku w koloratkach, większość po cywilu, wśród nich generał jezuitów Adolfo Nicolas, Hiszpan pracujący większość życia na misjach w Japonii.

W tym momencie jestem w Krakowie w newsroomie największego chrześcijańskiego portalu w Europie Wschodniej deon.pl. Zespół gotowy do działania, jak tylko pada nazwisko nowego papieża i że wybrał imię Franciszek w ciągu kilku sekund udaje się stworzyć jego konto na facebooku. Liczby rosną w oczach: dziesiątki, a potem setki tysięcy. Udało się! - deon.pl ma najpopularniejszy w mediach społecznościowych kanał nowego papieża. Do sali ściąga coraz więcej jezuitów. Przychodzi też prowincjał jezuitów Ojciec Wojciech Ziółek. Atmosfera szampańska, emocjonalne spory dlaczego wybrał imię Franciszek: Czyżby od Franciszka Ksawerego misjonarza wszechczasów? Nie, szybko okazuje się, że chodzi o biedaczynę z Asyżu. W atmosferze euforii wszyscy sobie gratulują, choć właściwie nikt nie wie, kim jest Bergoglio.

Po ogłoszeniu nazwiska nowego papieża wśród jezuitów zebranych na dachu ich kurii w Rzymie zapada grobowa cisza. Żadnych wiwatów, a nawet uśmiechów. Opinie wymieniane stłumionym szeptem. Jeden za drugim jezuici zmykają do swoich pokojów. Atmosfera taka jakby nad zakonem zawisł miecz Domoklesa, jak to już było w 1773 r. kiedy Klemens XIV, pod szantażem opanowanych przez masonerię burbońskich dworów Europy dokonuje kasaty najwierniejszego papiestwu zakonu. Skąd ta różnica w nastrojach wśród jezuitów w Krakowie i Rzymie? W rzymskiej kurii pracują jezuici z całego świata, w tym także wielu z Ameryki Południowej i oni wiedzą to, czego nie wiedzą Polacy.

Nie wiem dlaczego, ale nie udzielił mi się ogólny entuzjazm moich współbraci. Może dlatego, że pierwsze słowa Franciszka były nie jak u Jana Pawła II: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!, tylko „dobry wieczór”? Nie miał też stuły na szyi. Niby w sumie sympatycznie i prosto, ale jakoś mi to nie przypadło do gustu. Może gdzieś w podświadomości poczułem, że to próba, tak później charakterystyczna dla Franciszka, zjednania sobie sympatii? Na rozważanie tego nie było zresztą czasu: zacząłem pisać replikę na oskarżenia wobec nowego papieża, który pojawiły się prawie od razu. Pierwsze, zupełnie absurdalne i pozbawione żadnych podstaw, że negatywnie się odnosi do LGBT. Drugie było znacznie bardziej skomplikowane, otóż Bergoglio oskarżono o współpracę z argentyńska juntą. Dzwonię do współbraci w Ameryce Południowej, którzy żyją z jezuitami znającymi Bergoglio. Dowiaduję się, że to człowiek bardzo zręczny w wewnątrz kościelnej polityce. Ale to może być i zaleta, i wada.

Tajemnice biografii

Żeby zrozumieć człowieka, trzeba poznać historię jego życia, tak samo jest w przypadku papieża Franciszka. Tutaj musimy się cofnąć do lat 60 i 70tych w Argentynie. Cała Ameryka Południowa przeżywa falę wstrząsów społecznych i politycznych podsycanych zwycięstwem rewolucji na Kubie. Marksistowskie idee przenikają też do Kościoła w postaci teologii wyzwolenia. Niektórzy twierdzą, że zadaniem Kościoła jest włączyć się w walkę polityczną mająca za cel zmianę systemu społeczno-gospodarczego. Jezus jest rewolucjonistą, raj trzeba budować na ziemie. Na ścianach malowane są graffiti, gdzie krzyż i kałasznikow sąsiadują ze sobą. Duża część argentyńskiej młodzieży z „dobrych rodzin”, studentów, zaangażowała się w działalność rewolucyjną i terrorystyczną natchniona postacią ich rodaka Che Guevary. W kraju wybucha „brudna wojna”, na akty terroru wojskowa junta odpowiada z niezwykłą brutalnością. Tysiące młodych ludzi porwanych, uwięzionych i zamordowanych. Z drugiej strony na ulicach giną nie tylko żołnierze i policjanci, ale również ludzie biznesu, urzędnicy, przechodnie.

Jezuici i bez tego są już podzieleni. Po Soborze Watykańskim II w zakonie przechodzi rewolucyjny huragan. Część zakonników kontestuje wszystko co było wcześniej: reguły życia i modlitwy, podejmowane prace, wierność nauczaniu Kościoła, śluby zakonne. Wielu z nich zaczyna prowadzić zupełnie świecki styl życia, angażuje się w działania społeczne i polityczne. Na biurku sekretarza stanu w Watykanie rośnie góra doniesień z nuncjatur całego świata oskarżających elitarny oddział Kościoła o wszelakie wykroczenia. Paweł VI jest niezwykle zaniepokojony, ponieważ rozumie, że jeśli takie problemy pojawiają się u jezuitów, to co będzie z innymi zakonami? Generał jezuitów Hiszpan Pedro Arrupe mimo swoich zapewnień o wierności papieżowi wydaje się tracić kontrolę nad powierzonym mu Towarzystwem, a swoimi proroczymi tekstami i podróżami po całym świecie jeszcze podgrzewa atmosferę chaosu. Później na początku pontyfikatu JPII doprowadza to do tego, że papież wprowadza komisaryczny zarząd zakonem jezuitów.

To trzęsienie ziemi szczególnie dotyka zachodniej Europy i Ameryki. W Argentynie jezuici dzielą się na tych, którzy popierają juntę, która według nich walczy z politycznym chaosem, przeciwstawia się wpływom komunistów i ZSRR oraz Kuby. Boją się także lewicowych bojówek, które stoją w ostrej opozycji do Kościoła. Ci jezuici w tradycjach swojego zakonu opowiadają się za zachowaniem porządku prawnego i politycznego często mają osobiste relacje z bogatszymi warstwami społeczeństwa i z samym kierownictwem junty. Druga grupa, to zazwyczaj młodzi, zafascynowani „opcją na rzecz ubogich”, dążący do zmian w Kościele i zakonie, próbujący ożenić lewicowe hasła z Ewangelię.

Zaraz po zakończeniu formacji Jorge Mario zostaje mianowany magistrem nowicjatu. Jest to funkcja powierzana zazwyczaj jezuitom najbardziej wiernym regułom zakonu. W 1973 roku zaledwie w wieku 36 lat zostaje prowincjałem jezuitów. Od razu wpada między młot i kowadło – dwie antagonizujące się grupy jezuitów. W 1976 roku władzę przejmuje wojskowa junta i sytuacja staje się dramatyczna, a nawet tragiczna. Zasadą działania Bergoglio jest nie opowiadanie się po żadnej ze stron. Stara się trzymać na dystans do zwolenników teologii wyzwolenia, a zarazem w tajemnicy organizuje pomoc ofiarom represji rządowych. Zamiast teologii wyzwolenia propaguje teologię ludu, rodzaj zmiękczonej wersji tej pierwszej dystansującej się od wpływów marksistowskich. Zasada złotego środka i przekonanie, że prawda jest pomiędzy dwoma skrajnymi pozycjami pozostanie jego credo życiowym do końca życia. Ten okres życia ukształtował cechy przywódcze, metody działania Bergoglio i jego sposób rozumienia rzeczywistości.

Weźmy dla przykładu jego dwuznaczne zachowanie wobec wojny w Ukrainie. Zaraz po jej rozpoczęciu z inicjatywy Franciszka krzyż podczas drogi krzyżowej w Koloseum niosły Rosjanka i Ukrainka. Wzbudziło to u wielu wzburzenie jako próba zrównania ofiar i oprawców. Podczas Drogi Krzyżowej papież Franciszek modlił się o pokój i o to, by „przeciwnicy podali sobie ręce i zakosztowali wzajemnego przebaczenia”. Papież po prostu nie mógł zrozumieć, że w tej wojnie sytuacja była jednoznaczna: to Rosja niesprowokowana napadła na Ukrainę. Papież wydawał się ulegać namowom swoich niezbyt rozgarniętych doradców, którzy szeptali mu odgrzane z lat 70 i 80tych stare kotlety o NATO pełznącym do granic Rosji, o amerykańskim przemyśle zbrojeniowym, które nie ma gdzie sprzedawać swoich czołgów i bomb itd. W wywiadzie dla „Corriere della Sera” w maju 2022 r. Papież mówił o „szczekaniu NATO pod drzwiami Rosji”, co miało – jego zdaniem – ułatwić agresję Putina. Zastanawiał się również, czy dostarczanie broni Ukrainie jest moralnie słuszne, nie udzielając jednoznacznej odpowiedzi. Ten wywiad to klasyczny przykład dezorientacji, niekonsekwencji, słabych doradców i … lekkości wypowiedzi. Franciszek chętnie udziela się w mediach, ale czasami zapomina, że jego chwilowe opinie i refleksje przyjmowane są jako nauczanie Kościoła. Jego propozycja, aby mieć „odwagę białej flagi”, dla wielu nie oznaczała nic innego jak rozszarpanie Ukrainy na oczach całego świata. Czy nie lepiej milczeć niż mówić coś co krzywdzi ofiarę?

Widać tutaj słabą znajomość współczesnego świata i jego problemów u człowieka, który niewiele podróżował, a kiedy przyjeżdżał na konsystorz w Rzymie zaraz po jego zakończeniu wsiadał do samolotu do Buenos Aires. Latynosa nie trudno było przekonać, że jeśli ktoś jest winny to są to jankesi. W ciągu całej wojny rosyjsko-ukraińskiej Franciszek wielokrotnie dawał wyraz swojemu przekonaniu o odpowiedzialności obu stron za konflikt, próbował wybielić Rosję, przekonany, że ta wojna ma ten sam charakter jak „brudna wojna” w Argentynie, którą głęboko przeżył, kiedy działał w przekonaniu, że obie strony odpowiadają za wzajemną przemoc.

Wróćmy do biografii Bergoglio i oskarżeń o jego współpracę z prawicową juntą, ponieważ ta sprawa zaważyła na przyszłych relacjach między nim a jezuitami. Bardzo trudno było znaleźć jakiekolwiek materiały na ten temat. W końcu trafiłem na książkę jezuity pracującego w Niemczech O. Francisco Jalics SJ, który w latach 60 i 70tcyh pracował w Argentynie: „Kontemplative Exerzitien. Eine Einfürung in das Jesusgebet und eine kontemplative Lebenshaltung” (już później znalazłem ją w języku polskim: „Rekolekcje kontemplatywne”, WAM 2007 str.128)

„Był to czas wojny domowej w Argentynie między skrajnie prawicowymi i skrajanie lewicowymi grupami w społeczeństwie. Wydarzenia wywoływały wielkie wzburzenie wśród studentów uniwersyteckich. Odczuwali silną presję, aby przyłączyć się guerilli (partyzantki miejskiej). W owym czasie mieszkałem z jednym współbratem zakonnym na skraju dzielnicy nędzy Bajo Flores w Buenos Aires. Byliśmy profesorami teologii na dwu różnych uniwersytetach. Chcieliśmy dać świadectwo, że nędza istnieje, ale że można także pokojowo wstawiać się za ubogimi. Od Kościoła urzędowego i od naszych przełożonych otrzymaliśmy wyraźną misję, żeby przenieść się do ubogich. Jednak dla wielu ludzi nasza obecność w slumsach była solą w oku, gdyż byli oni nastawieni o wiele bardziej prawicowo. Nasze zamieszkiwanie w dzielnicy nędzy było przez nich interpretowane jako popieranie guerilli. Planowano zadenuncjować nas jako terrorystów. Wiedzieliśmy skąd wieje wiatr i kto odpowiada za oszczerstwa. Poszedłem do tej osoby i wyjaśniłem, że igra z naszym życiem. Ten człowiek obiecał mi, że zakomunikuje wojskowym, iż nie jesteśmy terrorystami. W świetle późniejszych wypowiedzi pewnego oficera i wedle świadectwa trzydziestu dokumentów, które później miałem w rękach, było zupełnie oczywiste, że tamten człowiek nie dotrzymał obietnicy, ale przeciwnie, złożył u wojskowych fałszywe doniesienie. Wiedzieliśmy, że on rozpowszechnia tę plotkę i mocą swojego autorytetu uczynił oszczerstwa wiarygodnym dla szerokich kręgów. Na podstawie późniejszych wypowiedzi świadków można było sądzić, że ta osoba zaświadczyła wobec oficerów, którzy nas uprowadzili, że współpracowaliśmy z terrorystami. Można sobie wyobrazić, jakie uczucia niemocy, wściekłości i urazy żywiłem do tego człowieka i jego kliki podczas uprowadzenia. 23 maja 1976 roku, pewnego niedzielnego przedpołudnia, nasza chata na skraju dzielnicy nędzy została otoczona przez 300 uzbrojonych żołnierzy i wozy policyjne. Gdy odcięli całą okolicę, wtargnęli brutalnie do naszego domu, skuli nam ręce, naciągnęli na głowę ciasne kaptury i uprowadzili nas.” Dwaj jezuici byli pół roku uwięzieni w nielegalnym wojskowym więzieniu. Pół roku skuci kajdankami i z workami na głowie. Byli jednymi z nielicznych, którzy nie zostali załadowani na pokład helikoptera i wyrzuceni do oceanu. Najważniejsze jest to, że Ojciec Jalics był święcie przekonany, że człowiekiem, który go zdradził był … Jorge Mario Bergoglio, ich prowincjał. Wśród jezuitów Bergoglio zaczął uchodzić za konserwatystę, człowieka związanego z władzą. Sam Franciszek w swojej autobiografii opisuje okrutne represje junty (nie pisze jednak o lewicowym terrorze), opowiada jak pomagał prześladowanym, a także jak starał się o uwolnienie Jalicsa i jego towarzysza. W końcu Ojciec Jorge Mario został przeniesiony na głuchą prowincję, ignorowany we swojej wspólnocie zakonnej, chociaż był jednym z najwybitniejszych jezuitów w Argentynie. W swoich wspomnieniach niechętnie powraca do tego okresu, choć nie ukrywa, że to był dla niego czas bardzo trudny, bolesny okres poszukiwania celu i sensu. Czas przewartościowania i kształtowania poglądów. Ten czas zakończył się nominacją na biskupa pomocniczego Buenos Aires. Współbracia wręcz zażyczyli sobie, aby nowy biskup jak najszybciej opuścił ich wspólnotę. Przez kilkadziesiąt lat relacje między Bergoglio i Towarzystwem Jezusowym były więcej niż chłodne. To ewenement, ale będąc arcybiskupem i kardynałem nigdy nie odwiedził Kurii Generalnej jezuitów w Rzymie, co robili zawsze wszyscy inni jezuici-biskupi. Do tego jako arcybiskup Buenos Aires uchodził za zadeklarowanego konserwatystę, który często jako jedyny „stawiał się” liberalnym prezydentom Kirchner. Choć równocześnie o stosunku Kard. Jorge Mario Bergoglio do tragicznych wydarzeń okresu wojskowej junty najlepiej świadczy to, że to właśnie on doprowadził w październiku 2012 r. do zbiorowych przeprosin biskupów argentyńskich za postawę Kościoła w tym okresie. Bergoglio zawsze starał się unikać ekstremów, a zasadą jego działania, było poszukiwanie porozumienia i złotego środka. Poszukiwanie porozumienia, unikanie konfliktów, zasypywanie różnic, a także pewna związana z tym niespójność i niekonsekwencja – to cechy jego charakteru i działania, które naznaczyły również jego pontyfikat.

Teraz można zrozumieć reakcję jego współbraci na dachu kurii w momencie jego wyboru. Zaraz po wyborze Bergoglio na papieża przełożeni poprosili Ojca Jalicsa, aby złożył oświadczenie, że prowincjał Bergoglio nie był winien jego aresztowania. Ojciec Franc oświadczył, że nie czuje urazy do Bergoglio. To nie wystarczyło i przełożeni poprosili o jeszcze jedno oświadczenie, w którym Jalics oczyścił Bergoglio z wcześniejszych oskarżeń. Działo się to na początku nowego pontyfikatu i dosyć szybko relacje między nowym papieżem, a jego zakonem ociepliły się, choć nigdy żadna ze stron nie dotknęła niełatwych doświadczeń z przeszłości. Papież zaczął zaskakiwać, bo ten „zastygmatyzowany konserwatyzmem” hierarcha zaczął z czasem co raz bardziej pokazywać swoje liberalne opinie.

Jaki pontyfikat?

Czy uważam, że Franciszek jest święty tzn. czy dostąpił chwały nieba? Zdecydowanie tak. Był człowiekiem dobrej woli, zaangażowanym w wiarę i wypełniającym z oddaniem swoją posługę, uczynił wiele dobra i doświadczył niesprawiedliwości za swoją wierność Ewangelii (szczególnie, kiedy żył w Argentynie). Natomiast równocześnie uważam, że popełnił wiele błędów, miał chwiejny charakter, nierozważne zachowanie, był uparty, starał się przymilać światu, wbrew ostrzeżeniu Jezusa, „nie rzucajcie swych pereł przed świnie, by ich nie podeptały nogami, i obróciwszy się, nie poszarpały was ...”. Czy Franciszek w swoim pontyfikacie zrobił coś dobrego? Oczywiście mnóstwo! O tym piszą teraz Ci, którzy byli nim zafascynowani i go lubili, ci, którzy robią to z obowiązku lub przyzwyczajenia, lub ci, którzy robią to z obłudy. Ja natomiast Franciszkiem zafascynowany nie byłem, więc pozwalam sobie pisać to, co mi się w tym pontyfikacie nie podobało, co jak osobiście uważam przynosiło szkodę Kościołowi i Ewangelii. Dlaczego Franciszek oprócz fascynacji, wzbudzał też sprzeciw i był przyczyną zamieszania w Kościele? Pamiętajmy, że w naszym życiu dobro jest zawsze zmieszane ze złem, choć w różnych proporcjach. Błędy papieża są zawsze na widoku i powodują wiele większe negatywne skutki, niż głupie kazanie proboszcza w Pcimiu Dolnym.

Dlaczego uważam, że pontyfikat Franciszka był najgorszy za 231 lat? Otóż w 1774 zmarł Klemens XIV, franciszkanin, który przeprowadził kasatę zakonu jezuitów. Kastę tę przeprowadził (1773) nie dlatego, że jezuitów nie lubił lub ich nie cenił, lecz dlatego, że został do niej zmuszony przez opanowane przez masonerię i oświeceniową ideologię burbońskie dwory Europy. Masoni widzieli w jezuitach, którzy kierowali największą, globalną siecią edukacji, ogromną przeszkodę w realizacji swoich celów. 16 lat po likwidacji jezuitów wybucha rewolucja francuska, która rozpoczęła trwająca do dziś serię prześladowania Kościoła Katolickiego przez lewicowe reżimy. Burbonowie zagrozili Klemensowi schizmą, czyli oderwaniem od Kościoła najbardziej katolickich krajów Europy (Francja, Hiszpania, Portugalia, południowe Włochy). Klemens umiera w depresji rok później zdążywszy jeszcze mianować kardynałem brata markiza Pombala z Portugalii – największego wroga Kościoła tych czasów. Późniejsi papieże, już od czasów jego następców Piusa VI i VII, uwięzionych przez Napoleona, mieli rosnący i później niekwestionowany autorytet w Kościele, a także poza nim, chociaż wielu z nich było zadeklarowanymi konserwatystami (szczególnie w XIX) uważającymi demokrację, a nawet kolej („drogi żelazne drogami do piekła” – powiedział Grzegorz XVI) za wynalazki szatana. Ten niekwestionowany przez zdecydowaną większość katolików, szczególnie tzw. prostych, autorytet papieża trwał nieustannie do Franciszka, pierwszego papieży od stuleci tak powszechnie krytykowanego za swoje wypowiedzi i zachowanie. Zamieszanie, które Franciszek prowokował w Kościele prowadziło do tego, że po raz pierwszy od stuleci podważano prawomocność jego wyboru. Oczywiście takie głosy nie są poważne, ale poważne były kilkakrotne dubia kardynałów, dotyczące niejasności w nauczaniu Franciszku między innymi w sprawie błogosławieństwa związków LGBT i komunii dla rozwiedzionych. W sytuacjach takich kontrowersji Franciszek, albo je ignorował, albo z lekka wycofywał się na bardziej ortodoksalne pozycje. Jeden z największych krytyków Franciszka bp Athanasius Schneider, którego dobrze znam, ponieważ urodził się w Kirgistanie, stworzył wręcz całą listę błędów ostatniego papieża, krytykując go jednak zawsze z szacunkiem i odsłoniętą przyłbicą, kiedy na przykład osobiście zapytał go, jak rozumieć wspólną deklarację Franciszka w Abu Zabi z Wielkim Imamem Uniwersytetu Al-Azhar w Kairze, Ahmedem al-Tayyebem. W tekście stwierdzono, że różnorodność religijna na świecie jest wyrazem mądrej woli Bożej, co budzi poważne wątpliwości z punktu widzenia katolickiej dogmatyki. Franciszek wycofał się ustnie z tego sformułowania, ale dokument nie został skorygowany. Jeszcze gorzej wypadły szamańskie obrządki wokół indiańskiego bóstwa Paczamamy, które miały miejsce podczas Synodu Amazońskiego w Watykanie. Jedna rzecz to uznać elementy dobra w różnych religiach, druga to tworzyć synkretyzm i dopuszczać pogańskie elementy w Kościele. Szczególnie, że kulty synkretyczne są poważnym problem duszpasterskim w Ameryce Południowej. A najważniejsze jest to, że Paczamama, której oddawano pokłony w Ogrodach Watykańskich, po prostu nie istnieje. Mało kto wie, że jej figurka przekazana później do bazyliki Matki Bożej na Zatybrzu (niezbyt mądra próba łączenia kultu tej bogini z Maryją) została porwana przez grupę tajemniczych mężczyzn (jak Machabeuszy) i wrzucona do Tybru. Po co komu takie zamieszanie w Kościele i czemu miało by to służyć?

Mój zmarły współbrat, prefekt bazyliki Najświętszego Serca Jezusa w Krakowie, na koniec kazania miał zwyczaj mówić: A po co ja to mówię? Otóż lada dzień konklawe. Kardynałowie też nasłuchują co trawie wśród prostego ludu piszczy. Wydaje mi się, że powinniśmy bardzo się gorliwie modlić o wybór następnego papieża: Franciszek II może rozsadzić Kościół od środka. Jeden starszy proboszcz powiedział mi, że odchodząc z parafii powinno się ją zostawić w takim stanie, w jakim się by chciało ją przejąć. Mam wątpliwości czy parafia Franciszka jest w takim rozkwicie jak to przedstawiają media.

Efekt Franciszka

Pierwszym poważnym zgrzytem w pontyfikacie Franciszka był nadzwyczajny synod biskupów o rodzinie w 2014 roku. Franciszek przyszedł po Benedykcie i oczekiwano od niego poważnego wzięcia się za problem księży gejów, którzy rozkładają Kościół od wewnątrz. A co zrobił Franciszek? Do władz synodu wprowadził pod kierownictwem kard. Lorenzo Baldisseri grupę duchownych, którzy sprowokowali jeden z największych, jeśli nie największy skandal w funkcjonowaniu tej instytucji. Sekretariat synodu ku zaskoczeniu jego uczestników stworzył po pierwszym tygodniu dyskusji dokument roboczy, w którym proponował częściową akceptację dla związków niesakramentalnych, przedmałżeńskich, konkubinatu i par LGBT. Szok biskupów był niesamowity, ponieważ jak twierdziła zdecydowana większość z nich, to była opinia małej grupki nie mającej wpływu na główny nurt synodu. Uczestnicy Synodu zwrócili się wprost do Franciszka, aby wyraził swoją opinię o tym tekście. On jednak wolał milczeć jak egipski sfinks, a na koniec Synodu powiedział, że mamy radykałów z prawej, i z lewej, a my idziemy do przodu. Tylko dokąd, jeśli nie znamy prawdy, czyli kierunku? Papież w obliczu konfliktu pozycjonował się pośrodku, tak jak to robił wcześniej w Argentynie. Pamiętam jak abp Gądecki, jako pierwszy z uczestników Synodu przyszedł do RV, i tak był zdenerwowany, że ledwo udało się nam wziąć u niego wywiad, w którym wśród wielu krytyk tego dokumentu podkreślił, że to jest odejście od całej tradycji nauczania Kościoła o rodzinie włączając w to JPII. Synod o rodzinie, podczas którego niektórzy chcieli narzucić większości rozczulanie się nad gejami, a potem ustanowienie w Fiducia supplicans błogosławieństwa dla homozwiązków, to największe triumfy lewandowej mafii w Kościele, której zniszczenia oczekiwano od Franciszka.

Tak widać było w wyrokach boskich napisane, że Synod poświęcony rodzinie i ewangelizacji skończył się symbolicznie beatyfikacją Pawła VI – papieża, który nadał jednoznaczny kierunek nauczaniu o rodzinie i moralności małżeńskiej. Na beatyfikację przyjechali do Rzymu moi przyjaciele z Austrii Dr Thomas i Gertraud Weggemann – dziecięcy psychiatrzy i neuropatolodzy, którzy nie tylko służyli dzieciom inwalidom w Austrii, ale także byli woluntariuszami w Etiopii, Armenii, Białorusi i Kirgistanie. Poświęcili się także propagowaniu encykliki Humanae vitae, nie zważając na przeciwności, których z tego powodu doświadczali ze strony austriackiego kleru. Pamiętam bardzo dobrze smutną reakcję Dr Thomas na niepokojące odgłosy, które dochodziły do nich z Synodu: „Zawsze wcześniej patrzyliśmy na Rzym jako na wsparcie w naszej walce o ludzkie życie, teraz to oparcie straciliśmy”. I to też mnie zastanawia, że rozczulając się nad parami niesakramentalnymi w kwestii dopuszczenia ich do komunii i nad LGBT Franciszek zapominał o tych osobach ze skłonnościami homoseksualnymi, które z wielkim poświęceniem żyją w zgodzie z Dekalogiem i tych parach niesakramentalnych, które wybierały życie w czystości lub akceptowały swój „pokutniczy” status w Kościele. Przecież te umizgi wobec pierwszych to drwina wobec drugich. Na ten Synod, co było zadziwiające, nie zaproszono różnych ruchów katolickich takich jak np. neokatechumenat czy Ruch Szensztacki, które w sposób szczególny promują w Kościele i świecie obronę rodziny. Po synodzie Kiko Argüello skomentował to spotykając kard. Baldisseri ze zwykłym dla siebie poczuciem humoru: „Kardynale słyszałem, żeście szeroko otwarli drzwi Kościoła na synodzie (tzn. dla LGBT), ale coś dla nas tam zabrakło miejsca”.

O co chodziło tym Ojcom Synodalnym, którzy zrobili tę wrzutę? Nie wątpię, że mieli oni jak najlepsze intencje (choć pewnie nie wszyscy) i szczerze wierzą, że ich idee na temat małżeństw rozwiedzionych, związków homoseksualistów, a także współżycia przed ślubem i konkubinatu są zbawienne dla Kościoła. W czym problem? Tenże Kiko Argüello, założyciel Drogi Neokatechumenalnej, miał kiedyś ponoć powiedzieć, że biskup może być łajdakiem i pijakiem, ale musi umieć rozpoznawać znaki czasu. Jeśli tego nie umie, to taki brak dyskwalifikuje go jako biskupa. Według mnie owi Ojcowie pomylili znaki czasu z duchem tego świata – różnica niewielka, a znacząca. A dokładniej mówiąc problem polega na tym, że znaki czasu trzeba rozpoznać, a potem konsekwentnie według nich odrzucić duch tego świata, a nie według niego reformować Kościół. Myślę, że największym błędem ostatniego pontyfikatu było właśnie niewłaściwie rozpoznanie znaków czasu. Franciszek za bardzo zajmował się kościelnymi grzechami z przeszłości, a za mało umiał zauważyć jaki jest świat dzisiejszy, i jakie to niesie wyzwania dla Kościoła.

Jedną z jego obsesji była walka z biurokratyzmem i bezdusznością kleru, w tym Watykanu. W 2022 roku podczas pielgrzymki do Kazachstanu, jak to jest w zwyczaju, papież miał zamknięte spotkanie z jezuitami. Padło wiele pytań na temat jego stosunku do wojny na Ukrainie, ponieważ byli tam jezuici z Rosji i Ukrainy. Sam Franciszek natomiast dowiedziawszy się, że jestem bratem, który jest misjonarzem wśród muzułmanów, zapytał się mnie jak my, żyjący tak daleko i w izolacji odbieramy Watykan, jak go postrzegamy? Odpowiedziałem, że pracując w takiej „dziczy”, mamy tyle swoich spraw na głowie, że prawie o Watykanie zapominamy. Pytanie jednak było dla Franciszka charakterystyczne biorąc pod uwagę jego częste „batożenie” kardynałów, czyli zbieranie swoich współpracowników z Kurii Rzymskiej i łajanie ich na oczach całego świata. Biurokracja to jest problem, ale czy w obliczu innych słabości Kościoła wart takiej uwagi?

Problem Franciszka to słabe rozeznanie co jest największym problemem współczesnego Kościoła i społeczeństwa? Brak miłosierdzia, podkreślanie strony prawnej chrześcijaństwa, biurokracja – co Franciszek ciągle powtarzał, czy na odwrót: pobłażliwość dla wszelkiego błędu, relatywizm, bojaźń przed duchem świata, dwuznaczność? Otóż według mnie problemem współczesnego Kościoła jest sekularyzacja doktryny, zeświecczenie teologiczne, relatywizm, serwilizm i zależność wobec chwilowych ideologii, często wręcz sprzecznych z chrześcijaństwem. Jak można grzmieć o tym, że Kościół jest za mało miłosierny, w tym samym czasie kiedy konfesjonały są puste, ponieważ sakrament pokuty, pojęcie grzechu, winy zostały zdeprecjonowane? Miłosierdzie bez prawdy i sprawiedliwości jest zagłaskiwaniem każdego występku bez realnej troski o nawrócenie grzesznika. Gdzie nie ma grzechu, tam nie ma grzesznika i nie jest potrzebne miłosierdzie. Bergoglio tkwił swoją świadomością w latach 50tych, czy 60tych, kiedy Kościół był często bezduszną, biurokratyczną machiną, a księża wszędzie widzieli grzech. Tymczasem dzisiaj Kościół jest często przestraszoną instytucją przytakująca na wszelki wypadek wszystkiemu co można w przeczytać popularnych portalach. Oczywiście ze względów pokoleniowych (mentalność zmienia się szybciej niż wymieniają się pokolenia duchowieństwa) w niektórych krajach, w tym Polsce, można jeszcze obserwować wiele konserwatywnego, zachowawczego i klerykalnego duchowieństwa, ale to są epigoni, dinozaury zagubionym wzrokiem przyglądające się nadciągającym lodowcom. Od czasu SW II jesteśmy świadkami, że Kościół, z jednej strony znalazł nowe narzędzia ewangelizacji i obecności w świecie, a zarazem jest zagubiony, zdezorientowany, ulegający poprawnościowym modom, nie umiejącym odważnie głosić Ewangelii i Prawdy, zamiast tego użalający się nad losem emigrantów, pingwinów, LGBT (co nie jest żadnym znakiem sprzeciwu, bo cały świat polityki, mediów i kultury gdacze od dziesięcioleci tak samo) i przytakującym każdej nowej fanaberii rozpieszczonych niby-postępowców.

Przyzwyczailiśmy się że np. w przypadku JPII czy Benedykta, że papież ma jasną, spójną i jednoznaczną pozycję w każdej kwestii. Problem polega na tym, że Franciszek ewidentnie był w swoich poglądach, a szczególnie wypowiedziach niejednoznaczny, a jego pozycja często zmieniała się ad hoc w zależności od różnych emocji czy zewnętrznych wpływów. O niespójności i niekonsekwencji Franciszka świadczy tekst, który poniżej przytaczam. Otóż zaraz po zakończeniu synodu o rodzinie, który wielu uczestników i obserwatorów uznało za atak na rodzinę, atak na najwyższym szczeblu Kościoła, i co ważne, gdy papież mimo wezwań uczestników nie wypowiedział swojego zdania, tylko jak zwykle powiedział o prawdzie, która leży po środku, on sam 25 października 2014 r. wygłosił takie przemówienie do członków Ruchu Szensztackiego: „Rodzina chrześcijańska, małżeństwo, nigdy nie były tak atakowane, jak teraz. Atakowane bezpośrednio, atakowane konkretnie. Być może się mylę, mogą powiedzieć o tym historycy Kościoła. Ale rodzina jest bita. W rodzinę się bije, rodzinę się niszczy, jakby to był jakiś kolejny rodzaj stowarzyszenia. Można nazwać rodziną wszystko. A ponadto ile mamy rodzin poranionych, ile małżeństw rozbitych, ile relatywizmu jest w niektórych koncepcjach sakramentu małżeństwa! Gdy się spojrzy z socjologicznego punktu widzenia, z punktu widzenia wartości ludzkich, z punktu widzenia katolickiego sakramentu, jest to kryzys rodziny. Kryzys, bo uderza się w nią z każdej strony i jest mocno poraniona. To musi być jasne i trzeba mówić: to, co proponujecie, nie jest małżeństwem. To jest stowarzyszenie, ale to nie jest małżeństwo. Czasami trzeba powiedzieć rzeczy bardzo jasno. I trzeba o tym mówić!”. I jak to jest, że Franciszek nie zauważył, że na synodzie, tuż pod jego nosem „rodzina jest atakowana i bita”? Dlaczego Ojcom synodalnym nie powiedział, co jest, a co nie jest rodziną? Czy dystansował się od zgromadzenia, które sam zwołał, czy też różnym ludziom mówi różne rzeczy? Następny pierwszy z brzegu przykład tej niespójności i niekonsekwencji. Na Rok Miłosierdzia Franciszek dał schizmatyckim księżom-lefebrystom te same pełnomocnictwa co do spowiedzi, co katolickim księżom. Można zażartować, że dał im szanse porozgrzeszać się nawzajem z nieposłuszeństwa papieżowi. A krótko potem wprowadził nowe, bardzo restrykcyjne zasady dla katolickich tradycjonalistów. Efekt taki, że wyszło iż lepiej być zbuntowanym wobec Rzymu, niż wiernym.


brat Damian
O mnie brat Damian

br. Damian TJ. Urodzony 1968 Lublin, uczęszczał do liceum Zamoyskiego. Należał do związanego z „Solidarnością” Niezależnego Ruchu Harcerskiego, potem do podziemnego Stowarzyszenia Harcerstwa Katolickiego „Zawisza”. W 1987 wstąpił do nowicjatu Towarzystwa Jezusowego w Gdyni. Zakończył filozofię w Krakowie na Wydziale Filozoficznym TJ (specjalizacja „kultura, estetyka, mass-media, kino”). Praca dyplomowa u bp. Jana Chrapka. Od 1991 pracował w TVP, jako dziennikarz i producent. Przechodzi szkolenie telewizyjne w Kuangchi Program Service – Tajwan. W 1996 wyjechał na Syberię, gdzie organizuje Studio Telewizyjne „Kana” w Nowosybirsku. Korespondent TVP i Radia Watykańskiego. Pomaga w szkolenia dziennikarzy z Europy Wschodniej w „European Center for Communication and Culture” w Falenicy. W 1999 rozpoczyna studia podyplomowe w szkole filmowej w Moskwie. W tym samym roku składa śluby wieczyste. Studia kończy w 2004 filmem dyplomowym „Wybacz mi Siergiej”, który uzyskał liczne nagrody na międzynarodowych festiwalach http://www.forgivemesergei.com. Wyjeżdża do Kirgizji - praca charytatywna Kościoła Katolickiego (więzienia, domy inwalidów) i prowadzi Klub Filmowy przy Ambasadzie Watykanu w Biszkeku. W 2006 wyjeżdża na południe Kirgizji, pomaga przy zakładaniu nowych parafii w Dżalalabadzie i Oszu www.kyrgyzstan-sj.org . Buduje i kieruje Domem Rekolekcyjnym nad jeziorem Issyk Kul, gdzie co roku przebywa ponad 1000 dzieci (sieroty, inwalidzi, dzieci z ubogich rodzin, dzieci i młodzież katolicka, studenci muzułmańscy) www.issykcenter.kg . Zakłada Fundacje Charytatywną “Meerim Bulak – Źródło Miłosierdzia” i społeczną „Meerim nuru”. Kapelan więzienia - w tym zajęcia w grupie AA. 2012 w Pawłodarze (Kazachstan). 2012-13 w Domu rekolekcyjnym w Gdyni i w portalu Deon w Krakowie. 2013-14 w Moskwie – odpowiada za sprawy finansowe, prawne, organizacyjne i budowlane Instytutu Teologicznego św. Tomasza. Od 2014 pracuje w Radiu Watykańskim w Rzymie. Od IV 2016 pracuje w TVP przy przygotowaniu transmisji z ŚDM. Współpracował z różnymi stacjami telewizyjnymi i redakcjami jako reżyser i dziennikarz. Pisze artykuły między innymi do „Poznaj Świat”, „Góry”, „Gość niedzielny”, Alateia i „Opoka”. 2017-2023 ekonom Apostolskiej Administratury w Kirgistanie, dyrektor kurii, ekonom jezuitów w Kirgistanie, ekonom Fundacji "Meerim Nuru" i Centrum Dziecięcego nad j. Issyk-kul, budowniczy katedry. Obecnie pracuje w Kolegium jezuitów w Gdyni i pomaga Ignacjańskim Centrum Formacji Duchowej.  Przewodnik wysokogórski: organizował wyprawy w Ałtaj, Sajany, Tuwę, Chakasję, na Bajkał, Zabajkale, Jakucję, Kamczatkę, Ałaj, Pamir i Tienszan, Półwysep Kolski. www.tienszan.jezuici.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo