Kot z Cheshire Kot z Cheshire
676
BLOG

Fajnokatolicy

Kot z Cheshire Kot z Cheshire Kościół Obserwuj temat Obserwuj notkę 55

Przyznam, że to co dziś przeczytałem o Michale Żebrowskim mocno mnie poruszyło (https://swiatseriali.interia.pl/plotki/news-michal-zebrowski-odwrocil-sie-od-kosciola-nie-ochrzcil-najml,nId,6699230). Nie dlatego że aktor, znany ze wspierania Trzaskowskiego i Platformy Obywatelskiej odwrócił się od Kościoła (wielka mi sensacja!), każdy z nas zna zapewne osoby niegdyś religijne, dla których sympatyzowanie z obecną "opozycją" skutkowało rozluźnieniem więzi z Kościołem aż do całkowitego z nim zerwania. Tu jednak jest coś więcej. W przytoczonym tekście czytam:

"Byłem dzieckiem Kościoła myślą i uczynkiem" - wyznał w rozmowie z "Polityką", dodając, że od kilku lat ma problem z tym, co dzieje się w kościołach. "Jestem z pokolenia JP II" - zadeklarował Michał Żebrowski przed laty w programie ks. Kazimierza Sowy "Słownik języka boskiego" (...). Aktor w dzieciństwie i wczesnej młodości był ministrantem w Archikatedrze Warszawskiej, śpiewał w kościelnym chórze, należał do oazy i Klubu Inteligencji Katolickiej, chodził w procesjach Bożego Ciała...

Żebrowski zawsze deklarował się jako człowiek wierzący i religijny, więc jego obecna decyzja o tym by nie ochrzcić dzieci ze względu na krytyczny stosunek do instytucji kościoła świadczy moim zdaniem o UTRACIE WIARY. Ja tego inaczej nie potrafię zinterpretować, alternatywą jest to, że wbrew deklaracjom nigdy nie był człowiekiem wierzącym (możliwe...) albo że jest bardzo niemądry (nie wydaje mi się). Tzw. "apostazja" to obecnie najczęściej moda której ulegają celebryci którzy nigdy do Kościoła tak naprawde nie należeli, trudno więc mówić o rzeczywistej apostazji: aby z Kościoła wystąpić trzeba wpierw do niego należeć. Żebrowski chyba należał. Piszę tę notkę, bo wywiad z aktorem utwierdził mnie w pewnej teorii którą podzielę się z Państwem.

Jako ojciec trójki dzieci w wieku szkolnym mam dość częste relacje z innymi rodzicami, którzy obecnie czasami wypisują dzieci z lekcji religii. W wielu przypadkach są to ludzie dotychczas religijni, z którymi razem przygotowywaliśmy dzieci do pierwszej komunii swietej, budowaliśmy ołtarze na Boże Ciało, widywaliśmy się na niedzielnej mszy świętej. Obecnie Kościół Katolicki ich najwyraźniej rozczarował. Dlaczego? Żebrowski powiada:

"Obecnie nie da się bronić Kościoła, bo po prostu nie jest to już ta sama "instytucja", jaką była kiedyś (...). W latach 80. kościół i teatr to były w dwa miejsca, w których można było mówić prawdę i ludzie garnęli się do tych miejsc, bo czuli, że tam jest coś autentycznego (...) Po prostu nie mogłem już dłużej chwiać się przy instytucji, która wyklucza, ocenia, dzieli, zwyczajnie nabija ludzi w butelkę".

Te słowa dużo mówią o tym czego Żebrowski oczekuje od Kościoła i co jest dla niego ważne (by było tam jak w teatrze?). Żebrowski przy tym oczywiście się myli, KK od zawsze - jak on to ujął - "wykluczał, oceniał i dzielił". Należy to do jego misji, gdyż to samo robił Jezus Chrystus, On też niewątpliwie "dzielił" z pełną premedytacją i upodobaniem (Mt_10,34-36), "wykluczał" (Mt_10,37-38) i "oceniał" (Łk 18,14), a Kościół jest "żywym ciałem Chrystusa". Oczywiście przytoczone fragmenty Pisma Świętego to tylko przykłady, można je mnożyć i mnożyć, ale nie mam na to czasu. Dlaczego więc nagle takie zachowanie Kościoła spotyka się z tak silnym sprzeciwem i nawet apostazją? To proste: najwyraźniej KK wychował sobie rzeszę wiernych którzy przyzwyczaili się do zupełnie innej postawy jego pasterzy i takiej jak ww. nie akceptują. Oni uważają, że KK powinien być inny. Jaki? Najkrócej rzecz ujmując: "FAJNY". Kościół ma być "fajny", księża mają być "fajni", papież ma być "fajny" i na mszy ma być "fajnie". Kiedy te rzesze katolików zostały wychowane w takim przeświadczeniu o "fajności" ich Kościoła? Oczywiście w ostatnim półwieczu, to już przecież trwa jakiś czas. Kościół postanowił być "fajny" po Soborze Watykańskim II i nazwał to zmierzanie ku fajności "aggiornamento" (uwspółcześnieniem). To wtedy odrzucono to wszystko co wydawało się "niefajne" i przestarzałe, wprowadzono na szerszą skalę nowoczesną architekturę sakralną, skrócono i uproszczono msze (długie msze są bardzo "niefajne"), pojawili się "fajni" księża z gitarami, zmiany były liczne i coraz bardziej radykalne. Końca ich nadal nie widać, ale już to co jest budzi przerażenie, kto nie wierzy niech popatrzy na przebitki ze słynnej "Areny Młodych 2022" zorganizowanej przez abp. Rysia i ks. Recława, chociaż z interenetu już chyba większość wstydliwie usunęli, ja znalazłem cokolwiek tylko tutaj: (https://www.youtube.com/watch?v=16shZqqzWxE). No cóż, jesli na mszy świętej można urządzić "techno party", no to "fajniej" już być chyba nie może. Chyba pierwsze poważniejsze zderzenie z ze swoimi wychowankami - "fajnokatolikami" spotkało samego św. Jana Pawła II na jednym ze spotkań z młodymi w Hiszpanii (nie pamiętam kiedy). Po ciekawej i wesołej romowie z tłumami młodych, papież stawiał pytania o wyrzeczenie się grzechu: pytał czy wyrzekają się kolejnych grzechów, zaś tłum za każdym razem odpowiadał TAAAAAK! Gdy doszło do nieczystości (współżycie przed ślubem) rozległo się chóralne "NIEEEEEEE"!!! i salwa śmiechu. Pamiętam, że papieżowi do śmiechu wcale nie było. Tymczasem taka postawa "wiernych" się rozpowszechniła, rozszerzyła i utrwaliła, wychowane zostały jej duchu kolejne pokolenia. Te obecne nie chrzczą swoich dzieci i wypisują je z lekcji religii.

Nie sądzę by ten tekst przeczytał któryś z biskupów, ale jestem głęboko przekonany, ze jeśli KK faktycznie wpadł na ten pomysł, że w kościołach powinno być wesoło, kolorowo i radośnie (fajnie) i to załatwi jakieś problemy, to nie mógł popełnić wiekszego błędu. Ja jeszcze dość dobrze pamiętam siebie z lat gdy byłem młody i co mnie wtedy zbliżyło do Kościoła. W pewnym wieku (jakoś tak w połowie liceum), jak większość młodych ludzi, poczułem pustkę. Pustkę duchową którą musiałem czymś wypełnić. Zacząłem więc szukać i jakiś czas to trwało, ale pierwsze kroki skierowałem do Kościoła bo tę drogę znałem. Do kościoła przyciągnęła mnie Tajemnica, bogactwo Pisma Świętego i rytuałów. Także to, że KK mówił mi jak należy żyć i to było coś innego niż słyszałem zewsząd. Wskazywał drogę która była inna i czyniła mnie kimś innym, a więc ciekawszym, coś co jest bardzo ważne dla człowieka w tym wieku. Czy gdybym w Kościele znalazł obecny "plastik", "techno", "fajność" i przyzwolenie na wszystko, to czy bym w nim został? Z pewnością nie!

KK jest obecnie odzierany z tej Tajemnicy, z tego wszystkiego co może do niego przyciągnąć ludzi młodych. Kształtuje się go w takim kierunku, by był dla nich odpychający. Przecież lepsze "technoparty" młodzi znajdą w instytucjach w tym wyspecjalizowanych niż w kościele, zaś ktoś kto na pytanie" jak żyć?" odpowiada: "tak jak żyjesz obecnie!" jest po prostu niepotrzebny i nikt nie traci czasu na to by go słuchać.


Ja jestem umysł ścisły. Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo