Andrzej Ro Andrzej Ro
91
BLOG

Chińska cicha dominacja — bezwzględne wykorzystywanie Rosji w cieniu wojny i sankcji

Andrzej Ro Andrzej Ro Gospodarka Obserwuj notkę 5
Relacje Rosji i Chin, sprzedawane opinii publicznej przez kremlowską propagandę jako „partnerstwo bez granic”, w rzeczywistości coraz wyraźniej odsłaniają swoje prawdziwe oblicze: układ surowcowej eksploatacji, technologicznego uzależniania i stopniowej infiltracji wojskowo-wywiadowczej oraz kulturowej. Pekin, świadomy dramatycznego osamotnienia Rosji na arenie międzynarodowej, działa bez złudzeń i bez skrupułów: wykorzystuje rosyjskie surowce kupowane po dumpingowych cenach, monopolizuje dostawy technologii, przejmuje kontrolę nad całymi liniami produkcyjnymi i coraz silniej rozpycha się demograficznie oraz narracyjnie w przygranicznych regionach Syberii i Dalekiego Wschodu. Ta nowoczesna forma ekspansji nie potrzebuje czołgów ani rakiet — wystarczają niskie ceny ropy i gazu, które Chiny dyktują według własnych reguł, kontrola eksportu technologii przemysłowej, a także miękka siła kulturowa i inżynieria społeczna, która rozbija lokalną tożsamość i przygotowuje grunt pod roszczenia historyczne. Co więcej, Pekin metodycznie osłabia Moskwę od środka: według ujawnionych raportów rosyjskich służb FSB, chińskie wywiady agresywnie rekrutują obywateli rosyjskich, a równolegle chińskie instytucje kulturalne i medialne systematycznie podmieniają rosyjskie nazwy geograficzne na chińskie, od Władywostoku po Chabarowsk, powoli przepisując mapę mentalną tego pogranicza. Część rosyjskich elit i obywateli, zwłaszcza w regionach graniczących z Chinami, doskonale rozumie, że „bratni smok” stał się jednocześnie gospodarczym nadzorcą, technologicznym dostawcą ostatniej szansy i potencjalnym terytorialnym rewizjonistą. Ale w obliczu sankcji, wyczerpanych rezerw walutowych i wojny w Ukrainie Moskwa nie ma już pola manewru. Ostatnie resztki suwerenności gospodarczej i technologicznej są systematycznie oddawane w zamian za chińską kroplówkę, która podtrzymuje przy życiu reżim, ale stopniowo odbiera mu realną niezależność.

Najświeższy, ujawniony raport Federalnej Służby Bezpieczeństwa Rosji (FSB), potwierdzony przez kilka niezależnych źródeł wywiadowczych, rzuca nowe światło na rzeczywisty stan relacji między Federacją Rosyjską a Chińską Republiką Ludową. Wbrew oficjalnej narracji o „partnerstwie bez granic” — którą Kreml i Pekin chętnie eksponują na szczytach BRICS czy podczas wspólnych forów energetycznych — kulisy dowodzą, że relacja ta jest przede wszystkim sojuszem z konieczności, pełnym wewnętrznej nieufności i strukturalnych sprzeczności.

Zgodnie z treścią przecieku, dla rosyjskich służb specjalnych Chiny nie są jedynie wielkim bratem, który w obliczu zachodnich sankcji kupuje ropę i sprzedaje maszyny. Są także realnym zagrożeniem strategicznym — wywiadowczym, terytorialnym i technologicznym. Moskwa oskarża Pekin o agresywną działalność szpiegowską wewnątrz Rosji: rekrutowanie osób o słabszej sytuacji finansowej, pozyskiwanie danych o projektach wojskowych z czasów ZSRR oraz podkradanie nowoczesnych technologii.

Równie niepokojący w kontekście długoterminowym jest wątek terytorialny. Chińscy naukowcy i oficjalne instytucje rządowe coraz częściej przywracają chińskie nazwy dla miast rosyjskiego Dalekiego Wschodu — symbolicznie reinterpretując historię Syberii i regionu Amuru jako „utracone ziemie chińskiej cywilizacji”. Dla Rosji, której granica z Chinami liczy ponad 4200 kilometrów i która już raz — w konflikcie o wyspę Damańską w 1969 roku — niemal weszła w regularną wojnę z Pekinem, jest to sygnał, że imperialne ambicje Chin nie kończą się na Morzu Południowochińskim i Tajwanie.

Tymczasem z gospodarczej perspektywy relacja ta w ostatnich trzech latach przekształciła się w jednostronną zależność. Według danych za 2024 rok wartość handlu Rosji z Chinami wzrosła z 140 miliardów dolarów w 2021 roku do prawie 250 miliardów — udział Chin w rosyjskim eksporcie skoczył z 15% do 30%, a udział w imporcie zaawansowanych technologii sięgnął od 70% do 90%. Innymi słowy, Rosja — pozbawiona zachodnich rynków zbytu i kanałów technologicznych po sankcjach za agresję na Ukrainę — została skazana na chińskie łańcuchy dostaw. Ropa i gaz płyną niemal wyłącznie na wschód, a w zamian Rosja importuje chińskie maszyny, elektronikę, komponenty do infrastruktury i technologię podwójnego zastosowania.

Ten układ przypomina twardy obszar uzależnienia: Moskwa potrzebuje Pekinu, ale Pekin może Rosję coraz łatwiej wykorzystywać — dyktując ceny ropy, korzystając z rabatów energetycznych, rozszerzając wpływy gospodarcze w rosyjskich regionach przygranicznych i czerpiąc strategiczne dane od ludzi zwerbowanych na Syberii i Dalekim Wschodzie.

Strategicznie oznacza to kilka kluczowych konsekwencji:

  1. Po pierwsze, Rosja zyskuje od Chin niezbędny tlen do utrzymania reżimu Putina przy życiu — ale w zamian oddaje realną kontrolę nad częścią swojej suwerenności gospodarczej i technologicznej. To powoli zmienia Federację Rosyjską w surowcowy zaplecze Pekinu, przy jednoczesnym rosnącym ryzyku, że w długim horyzoncie Chiny będą formułować roszczenia wobec słabnącej Rosji w obszarze Syberii, Arktyki czy Dalekiego Wschodu.
  2. Po drugie, napięta „wojna w cieniu” służb specjalnych pokazuje, że zaufanie między tymi mocarstwami jest czysto taktyczne. Służy ono doraźnej potrzebie Putina w czasie izolacji od Zachodu, ale w logice Pekinu Rosja jest partnerem do eksploatacji — a nie równorzędnym sojusznikiem, z którym buduje się stabilne, partnerskie imperium.
  3. Po trzecie, w wymiarze globalnym oznacza to, że Zachód może w dłuższym okresie wykorzystywać wewnętrzne pęknięcia w tym wschodnim duecie. Pogłębianie zależności Rosji od Chin osłabia Moskwę, ale wzmacnia Pekin, który zyskuje coraz większą dźwignię nad surowcami i terytorium Eurazji. Z kolei Rosja, mając świadomość, że siedzi na tykającej bombie w postaci możliwych roszczeń i sabotażu wywiadowczego, może w przyszłości próbować odbudować balans w relacjach, poszukując choć częściowego odwilżenia z Europą czy Indiami.

Wnioskiem z tego stanu rzeczy jest to, że partnerstwo bez granic ma w rzeczywistości wiele granic — a największą z nich jest brak faktycznego zaufania i sprzeczne interesy terytorialne oraz wywiadowcze. To, co dziś jest polityką pragmatycznego przetrwania dla Kremla, w przyszłości może stać się punktem zapalnym nowej strefy niestabilności w Azji Północnej.

Dla analityków bezpieczeństwa i decydentów Zachodu kluczowe staje się monitorowanie tego wewnętrznego konfliktu interesów w obozie BRICS, bo może on w sprzyjających warunkach rozszczelnić sojusz Moskwa–Pekin od środka. Najważniejsze pytanie brzmi nie czy, ale kiedy Rosja, zdając sobie sprawę, że jest w objęciach silniejszego i bardziej dalekowzrocznego partnera, spróbuje się wyrwać — i czy zrobi to zbyt późno, gdy jej suwerenność ekonomiczna będzie już w pełni przechwycona przez smoka z Pekinu.

Choć oficjalna retoryka w Pekinie i Moskwie wciąż upiera się przy narracji „braterskiej współpracy” i „historycznego zaufania”, fakty na ziemi — dosłownie na ziemi Syberii i rosyjskiego Dalekiego Wschodu — coraz dobitniej pokazują, że Chińska Republika Ludowa od lat realizuje cichą, ale systematyczną infiltrację tych obszarów na kilku równoległych frontach: demograficznym, kulturowym, informacyjnym i surowcowym.

Z punktu widzenia demografii i miękkiej penetracji społecznej, znaczące jest zjawisko rosnącej liczby małżeństw mieszanych — chińskich mężczyzn i Rosjanek. Nie jest to wyłącznie efekt indywidualnych wyborów, lecz także skutek przemyślanej narracji, która konsekwentnie kształtuje wizerunek Chińczyka jako odpowiedzialnego, niepijącego, pracowitego męża — przeciwstawianego stereotypowemu obrazowi rosyjskiego mężczyzny jako skłonnego do alkoholu, konfliktów i niewierności. Ten społeczny trop wykorzystywany jest przez chińskie instytucje soft power: od seriali telewizyjnych po lokalne kampanie społeczne w przygranicznych rejonach, które wzmacniają akceptację Chińczyków jako „lepszych sąsiadów, partnerów i przyszłych głów rodziny”.

Równolegle, chińskie media państwowe oraz ośrodki kultury coraz mocniej naciskają na konsekwentne stosowanie chińskich nazw dla rosyjskich miejscowości przygranicznych — zwłaszcza Władywostoku i okolic ujścia Amuru. Chińska nomenklatura geograficzna, jeszcze dekadę temu obecna głównie w pracach akademickich czy w podręcznikach do historii, dziś przenika do oficjalnych map turystycznych, przewodników i cyfrowych atlasów, zyskując status „poprawnej politycznie” alternatywy.

U podstaw tej narracji leży konsekwentnie rozbudowywany mit historyczny. W jego centrum znajduje się przekonanie, że Chiny, jako cywilizacyjny spadkobierca Wielkiego Imperium Mongołów, mają historyczne prawo do ziem Dalekiego Wschodu i Syberii. W chińskiej publicystyce historycznej coraz częściej pojawia się argument, że przez setki lat regiony te były pod faktycznym wpływem Chanatu Mongolskiego i podporządkowanych dynastii chińskich, a Rosja przejęła je dopiero w wyniku ekspansji carskiej i serii nierównoprawnych traktatów. Takie interpretacje, dotąd obecne głównie w zamkniętych dyskusjach akademickich, od kilku lat przenikają do popularnych forów internetowych i coraz częściej pojawiają się także w wypowiedziach niektórych chińskich ekspertów w mediach głównego nurtu.

Nie jest to jedynie retoryka historyczna. Pod powierzchnią narracji o „prawie historycznym” kryją się realne interesy surowcowe. Syberia i rosyjski Daleki Wschód to jeden z najbogatszych w świecie regionów pod względem zasobów naturalnych: ropy, gazu, węgla, metali kolorowych, złota i diamentów. Problem Rosji polega jednak na chronicznym deficycie nowoczesnych technologii wydobywczych i odpowiednio rozwiniętej infrastruktury, która pozwoliłaby eksploatować te bogactwa na skalę przemysłową — zwłaszcza w trudnych warunkach klimatycznych i przy braku wykwalifikowanej kadry technicznej.

Dla Chin ten region ma co najmniej trzy strategiczne atuty. Po pierwsze, geograficzna bliskość do najludniejszych prowincji północnych, które same zmagają się z ograniczonym dostępem do zasobów energetycznych i mineralnych. Po drugie, możliwość intensywnego wykorzystywania taniej energii z chińskich elektrowni w pobliżu granicy, co obniża koszty przetwórstwa surowców wydobywanych po rosyjskiej stronie. Po trzecie, opanowanie tego pasa daje Chinom naturalny pas buforowy, który wzmacnia ich bezpieczeństwo strategiczne na wypadek pogorszenia relacji z Rosją lub wybuchu lokalnych konfliktów granicznych.

W efekcie Chiny nie potrzebują ani formalnej aneksji Syberii, ani otwartej konfrontacji. Wystarcza im stopniowa absorpcja ekonomiczna i kulturowa: wykupywanie udziałów w lokalnych firmach wydobywczych, finansowanie projektów infrastrukturalnych, dostarczanie technologii oraz migracja kontrolowana przez inwestycje w regionie. Z czasem ten model buduje faktyczną zależność lokalnych władz i społeczności od chińskiego kapitału, pracy i technologii.

To właśnie ta wielowarstwowa infiltracja — społeczna, gospodarcza, symboliczna — jest największym powodem, dla którego rosyjski kontrwywiad alarmuje, że Pekin jest „zagrożeniem” mimo sojuszniczych deklaracji Putina. Chińska strategia na Dalekim Wschodzie nie wymaga czołgów ani rakiet; wystarczą mapy z dawnymi nazwami, soft power, przekazy historyczne i cicha inżynieria demograficzna.

Tym samym, Rosja — dumnie odwołująca się do imperialnej przeszłości i statusu nuklearnej potęgi — staje się w tym regionie stopniowo „dużym sąsiadem”, którego słabość strukturalną Pekin rozgrywa z zegarmistrzowską precyzją, pod hasłem wielowiekowego „przywracania harmonii” na pograniczu chińsko-rosyjskim. Dla Moskwy ta rozciągnięta w czasie, ale nieubłagana ekspansja może okazać się trudniejsza do zatrzymania niż wszystkie sankcje Zachodu razem wzięte.

Chińscy decydenci z zimną precyzją odczytali, że każda kolejna faza wojny Rosji z Ukrainą tylko pogłębia wewnętrzne osłabienie gospodarki Kremla. Rosja, odcięta od większości zachodnich rynków finansowych, technologii i eksportu surowców do Europy, znalazła się w stanie niemal całkowitego uzależnienia od jedynego potężnego partnera, który jest w stanie wchłonąć nadwyżki ropy, gazu i surowców mineralnych — właśnie od Chin.

Pekin wykorzystuje ten fakt bez skrupułów i bez najmniejszych złudzeń sentymentalnych. W rzeczywistości Rosja, która jeszcze dekadę temu mogła stawiać warunki w relacjach energetycznych z Europą, teraz nie ma absolutnie żadnej przestrzeni negocjacyjnej wobec Pekinu. Chińczycy kupują rosyjską ropę, gaz i węgiel z rabatami sięgającymi 30–40% w stosunku do cen rynkowych — i w dodatku płacą w juanach, co jeszcze bardziej uzależnia rosyjski system finansowy od chińskiego systemu bankowego i clearingu walutowego.

W zamian Pekin zasypuje rosyjski rynek masową produkcją własnych towarów — głównie tanimi dobrami konsumpcyjnymi, maszynami niskiej i średniej jakości, częściami zamiennymi oraz kompletnymi liniami produkcyjnymi. Nie jest to wybór Rosjan, lecz przymus wynikający z brutalnej logiki sankcji: ponieważ Moskwa utraciła dostęp do zachodnich maszyn przemysłowych, części zamiennych i serwisu technologicznego, a równocześnie nie ma wystarczających rezerw walutowych ani zdolności rozwoju własnej wysokiej technologii, musi brać wszystko, co zaoferują Chińczycy — i po takich warunkach, jakie podyktuje Pekin.

Doskonałym przykładem tej asymetrii jest obecna praktyka zastępowania zachodnich maszyn w rosyjskich fabrykach. Kiedy w wyniku sankcji, braku części lub sabotażu technologicznego kolejne urządzenia produkcyjne ulegają awariom, Chińczycy nie sprzedają Rosjanom pojedynczych zamienników — dostarczają całe zestawy gotowych linii technologicznych, zaprojektowanych i wyprodukowanych w Chinach, które w praktyce całkowicie uzależniają funkcjonowanie zakładu od chińskiego know-how, dostaw części i serwisów. W ten sposób Pekin krok po kroku przejmuje nie tylko rynek dostaw, ale de facto kontrolę nad całymi segmentami rosyjskiego przemysłu przetwórczego, energetycznego czy chemicznego.

Ta ekspansja odbywa się w sposób wyjątkowo opłacalny dla Chin. Rosyjski rynek zbytu jest co prawda dogodny, ale jego wielkość nie ma dla Chin znaczenia porównywalnego z gigantycznym rynkiem europejskim i amerykańskim. W 2024 roku, mimo rekordowej wymiany handlowej z Moskwą (ok. 250 mld USD), handel z Unią Europejską stanowił dla Chin wartość kilkukrotnie wyższą, kluczową dla stabilności dochodów eksportowych, transferu technologii i dostępu do kluczowych rynków konsumpcyjnych.

Z tego powodu Pekin bardzo wyraźnie rozdziela dwie sfery polityki handlowej. Z jednej strony utrzymuje „partnerstwo z konieczności” z Rosją, wyciskając z tego kraju rabatowaną ropę, gaz i surowce strategiczne, a w zamian upłynniając tam nadwyżki własnych towarów i wzmacniając kontrolę technologiczną. Z drugiej strony Chińczycy z pełną świadomością starają się tonować napięcia handlowe ze Stanami Zjednoczonymi, wiedząc, że to właśnie rynek zachodni jest fundamentem bilansu handlowego Państwa Środka. Chińskie koncerny stale inwestują w Europie, negocjują z Brukselą, podejmują rozmowy z Waszyngtonem, a jednocześnie pokazują gotowość do częściowych ustępstw w sporach celnych czy w kwestii ochrony własności intelektualnej. To pragmatyzm: Rosja jest tanim zapleczem surowcowym i rynkiem na towary drugiej kategorii, ale to zachodni konsument płaci za najbardziej zaawansowane produkty i technologie made in China.

Pekin doskonale wie, że gospodarczo Rosja w tej układance nie ma pola manewru. Jej izolacja od Zachodu, spadek wartości rubla, kurczące się rezerwy walutowe i kosztowna wojna na Ukrainie oznaczają, że Moskwa nie jest w stanie kupować droższych, bardziej zaawansowanych rozwiązań — a tym bardziej ich rozwijać samodzielnie. W ten sposób Rosja, w oczach Pekinu, stopniowo przeistacza się z formalnego „partnera strategicznego” w wasalne, gospodarczo zdegradowane zaplecze surowcowe, którego rzeczywista niezależność polityczna i technologiczna topnieje z każdym kolejnym kontraktem podpisanym na chińskich warunkach.

Chiny wykorzystują wojnę i zachodnią politykę sankcyjną, aby rozbudowywać swoją strefę wpływów kosztem słabnącej Rosji — tanio kupując, drogo sprzedając, narzucając własne technologie i jednocześnie zachowując otwarte kanały z Europą i USA, które pozostają dla Pekinu rynkiem nieporównywalnie ważniejszym niż cała wymiana z Kremlem. To strategia o chirurgicznej precyzji: umacnianie ekonomicznej dominacji nad wschodnim sąsiadem przy jednoczesnym balansowaniu relacji z Zachodem, aby maksymalizować zyski, minimalizować ryzyko i krok po kroku rozgrywać własną grę o pozycję niekwestionowanego hegemona Eurazji.


Wnioski strategiczne — Rosja jako zakładnik chińskiej gry o Eurazję

Analiza rzeczywistej dynamiki w relacjach chińsko-rosyjskich pozwala sformułować kilka niepodważalnych wniosków strategicznych, które powinni zrozumieć nie tylko rosyjscy decydenci, ale i Zachód, który obserwuje to milczące przesuwanie granic wpływów na mapie Eurazji.

Po pierwsze, Rosja stała się dla Chin bezpiecznym i tanim zapleczem surowcowym w czasie, gdy Pekin skupia się na podtrzymaniu i rozbudowie swoich więzi gospodarczych z Europą i Stanami Zjednoczonymi. Gdy Zachód zamknął Rosji dostęp do technologii, Pekin podstawił swoją ofertę — nie jako równorzędny partner, ale jako jedyny dostawca, który może dyktować ceny i warunki. Kupowanie ropy i gazu z Syberii poniżej wartości rynkowej oraz eksportowanie do Rosji głównie tanich dóbr konsumpcyjnych i własnych linii przemysłowych oznacza, że Chińczycy maksymalizują zyski, jednocześnie ograniczając Rosji przestrzeń manewru w negocjacjach.

Po drugie, Chiny traktują rosyjski Daleki Wschód i Syberię jako obszar strategicznego bufora i rezerwuaru zasobów, które w przyszłości mogą zasilić chińską machinę przemysłową i zredukować zależność od dalekich i podatnych na zakłócenia szlaków surowcowych. Infiltracja wywiadowcza, kampanie narracyjne o „historycznej przynależności” oraz miękka ekspansja przez małżeństwa mieszane i demograficzną obecność, to zorganizowana forma przyczółka, który w sprzyjających warunkach może posłużyć jako pretekst do formalizacji wpływów — choćby poprzez umowy koncesyjne, długoterminowe dzierżawy, a w skrajnym scenariuszu nawet otwartą rewizję granic.

Po trzecie, Pekin prowadzi podwójną grę: z jednej strony ściśle eksploatuje osłabioną Rosję, z drugiej nie pozwala, by ta zależność popsuła jego relacje z kluczowymi rynkami w Europie i w USA, które są fundamentem dla trwałego wzrostu chińskiego PKB i utrzymania własnej stabilności wewnętrznej. Rosja w tej kalkulacji jest pionkiem, który można przestawiać i rozgrywać bez ryzyka, że Zachód odwróci się od Chin tak, jak odwrócił się od Kremla po inwazji na Ukrainę.

Najważniejszy wniosek jest więc bezwzględnie klarowny: tak długo, jak Rosja pozostaje w politycznej i gospodarczej izolacji od świata zachodniego, tak długo będzie musiała godzić się na każdą formę ekonomicznej i technologicznej dominacji ze strony Chin. To oznacza, że Federacja Rosyjska, chociaż formalnie pozostaje mocarstwem jądrowym i członkiem Rady Bezpieczeństwa ONZ, w praktyce dryfuje w stronę roli wasala chińskiego hegemona, który rozgrywa tę relację z pełnym pragmatyzmem i zero sentymentu.

Z perspektywy Zachodu ten układ to miecz obosieczny. Z jednej strony osłabiona i zależna Rosja jest mniej zdolna do samodzielnej agresji czy rewizjonizmu na zachodnich granicach. Z drugiej strony wzmacniana i logistycznie zabezpieczona przez Chiny Rosja nadal może służyć Pekinowi jako wygodny bufor, zasobnik surowców i instrument destabilizowania Zachodu wtedy, kiedy będzie to opłacalne z punktu widzenia długofalowej gry o dominację nad Eurazją.

Dla Moskwy pytanie nie brzmi już czy nastąpi moment przesilenia w tej asymetrycznej relacji, ale kiedy i na jakich warunkach Rosja będzie w stanie jeszcze jakkolwiek bronić resztek swojej suwerenności przed „przyjaznym” chińskim smokiem, który już dziś siedzi w sercu Syberii, w umysłach lokalnych społeczności i w głębokich tunelach kontrwywiadowczych rosyjskich służb.

Ta „przyjaźń bez granic” może więc okazać się największym ograniczeniem geopolitycznym Rosji w całym XXI wieku.

Andrzej Ro
O mnie Andrzej Ro

Przekazuję realistyczne scenariusze strategicznie

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Gospodarka