Aranżacja graficzna kadru z filmu Agnieszki Holland pt. "Zielona Granica" / Filmweb.pl
Aranżacja graficzna kadru z filmu Agnieszki Holland pt. "Zielona Granica" / Filmweb.pl
Christopher.Ziyo Christopher.Ziyo
243
BLOG

O obywatelskim sprzeciwie narodu polskiego

Christopher.Ziyo Christopher.Ziyo Kultura Obserwuj notkę 19
W ciągu ostatnich dwóch dni poświęciłem wiele czasu na czytanie relacji ludzi, którzy krytycznie podchodzą do najnowszego dzieła Agnieszki Holland, a którzy zechcieli swoimi uwagami na temat filmu podzielić się w internecie. Jego fabuła więc jest mi w dość istotnym stopniu znana, a że w głosie ludzi patrzących na "Zieloną granicę" okiem przychylnym nie dostrzegłem niczego, co mogło mieć wpływ na moje przewidywania dotyczące przekazu wyłaniającego się z tej produkcji, poniżej dzielę się moimi uwagami określającymi mój stosunek do społeczno-politycznego oblicza najnowszego dzieła A. Holland, nie zaś jego fabuły.

Trzy historie przedstawione w filmie, szerszemu kontekstowi wydarzeniom spod białoruskiej granicy, być może nie intencjonalnie przez sama reżyserkę, ale ze względu na swoją treść w ostateczności nadają narracyjnie sztuczną nadbudowę przykrywającą rzeczywisty obraz tego z czym Polska, a więc i Unia Europejska się tam mierzyły. Jest czymś powszechnie rozumianym, że ludzie w przyszłości nie będą mieli ochoty odkopywać w internecie newsów, by precyzyjnie zweryfikować jak to historyczne wydarzenie wyglądało. Ogromna większość ludzi po latach, wiedzę o takich rzeczach czerpie właśnie w przytłaczającej większości z filmów fabularnych. Dajmy przykład. Co wiecie o buncie Szkotów przeciwko rządom Anglii, o którym traktował "Breaveheart" Gibsona? Myślicie, że tak to wyglądało; że William Wallace z adaptacji Gibsona był precyzyjnym odzwierciedleniem tego prawdziwego? Wielu ludzi nie rozumie sprzeciwu znacznej części społeczeństwa wobec filmu A. Holland dlatego, że nie tylko inaczej definiują pojęcie polskości i stania na straży dobrego imienia Polski, ale i na rzeczywistość, wydaje się, patrzą w dość ograniczony sposób z dużą dozą naiwności, która powinna być typowa raczej dla dziatwy mającej dorosłe życie dopiero przed sobą, a nie ludzi dorosłych, oczytanych i orientujących się z czego złożony i jak zbudowany jest nasz świat. Natomiast twórczyni "Zielonej Granicy" dali się zaprosić w zasadzie do tunelowego postrzegania rzeczywistości. Koncentrują się na punkciku wskazanym przez p. Holland i bez żadnej refleksji dają swój umysł zagospodarować tym, czym reżyserka "Zielonej Granicy" chciała, tj. emocjonalną warstwą odcinającą percepcję od szerszego kontekstu tak, by naturalną, ale przede wszystkim silną ludzką potrzebą prezentowania siebie jako osoby wrażliwej i empatycznej, ujęcie tego wszystkiego za pomocą rozumu odłożyć na dalszy plan i w ten sposób ostatecznie w swoim niezłomnym przekonaniu utwierdzić się, że na granicy polsko-białoruskiej mamy do czynienia z powszechnym zjawiskiem szczególnej brutalności ze strony polskich pograniczników. A jak jest z buntownikami? Być może gdyby film A. Holland był całkowitą fikcją nieosadzoną na jakimkolwiek wydarzeniu historycznym, to nie byłoby problemu. Fakt, że to właśnie konkretne wydarzenie historyczne było inspiracją do stworzenia tego filmu zupełnie zmienia postać rzeczy i powoduje, że oceniając ten film społeczeństwo ma prawo w zupełnie niestandardowy sposób manifestować swoje ewentualne niezadowolenie - łącznie z bezwarunkowym bojkotem kin, a nawet drastycznym zaniżaniem ocen filmu na portalach filmowych w internecie. Ten film, niezależnie od wszystkiego, ma swoją treść, formę oraz wydobywające się z niego narracyjne alikwoty, które w jednoznaczny sposób wpływają na percepcję widzów, mając siłę kształtowania społecznej polaryzacji. Wielkie oburzanie się na manifestowanie sprzeciwu przez ludzi w tak specyficzny sposób jak ostentacyjny bojkot wszelkiego typu bez zapoznania się z tym akurat filmem, to z socjologicznego punktu widzenia niezrozumienie procesów jakie nieubłaganie rządzą rzeczywistością XXI w. w dobie totalnego panowania internetu nad ludzkimi zachowaniami. Sam, aby obejrzeć "Zielona granicę" musiałbym odstawić na bok swoje własne uprzedzenia, ale też nie czuję, że powinienem to uprzedzenie zamanifestować w taki sposób jak wielu to zrobiło, będąc za to potem krytykowanymi. Lecz nie uważam też, że takie postawy, to coś nieuprawionego i dlatego wszystkim, którzy w taki sposób okazali swój sprzeciw chcę przekazać, że nie zrobili niczego głupiego. Ten gest jest wybitnym okazaniem tego jak polskie społeczeństwo jest bardzo obywatelskie. Wiem doskonale, że władza nie musiała nic robić, aby ten bunt się pojawił, bo Polacy (nie "pisowcy", nie "prawaki", nie "mohery") sprzeciw wobec obrzucania błotem polskiego munduru wyraźnie zamanifestowali już w czasie trwania kryzysu na granicy z Białorusią. Zjawisko, którego jesteśmy świadkami dzisiaj, to tylko kolejny etap tamtego buntu. Pani Agnieszka Holland zaś, niezachwianym przeciwnikom jej najnowszego dzieła, dała sposobność obywatelskiego postawienia kropki nad "i". I za to trzeba Jej podziękować.

PS. Obrzucania Agnieszki Holland obelgami nawiązującymi do stalinizmu czy hitleryzmu nie podzielam i uważam to za objaw przekroczenia granic cywilizowanej krytyki. 

Na co dzień tak zwany - a niech to - web developer. Monarchię uważam za najlepszy ustrój, konserwatyzm za najwłaściwszą drogę, chociaż nie wiem czy czyni to ze mnie monarchistę i konserwatystę. Za to wiem na pewno, że czuję obsesyjny wstręt do lewactwa i socjalizmu. Najbardziej na S24 lubię ilość "kciuków w dół" przy moich komentarzach. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura