Źródło: konstancinjeziorna.pl
Źródło: konstancinjeziorna.pl
Christopher.Ziyo Christopher.Ziyo
1549
BLOG

Przemyślenia przed ostatnią prostą kampanii wyborczej

Christopher.Ziyo Christopher.Ziyo Wybory Obserwuj temat Obserwuj notkę 79
Niby już tylko dwa tygodnie do wyborów, a wielkich wstrząsów brak. Urodzinowy balonik afery wizowej nadymany przez opozycję irracjonalną oraz część „wolnych” mediów do rozmiaru „zeppelina”, w dość szybkim tempie został podziurawiony przez pisowski aparat marketingu politycznego Lampedusą, więc z afery nici. Tak czy owak sprawa jest poważna, bo 15 października Polacy mogą pobić wszelkie rekordy zaufania do polityków i po raz trzeci zapewnić tzw. „Zjednoczonej Prawicy” urząd władzy nad państwem. To chyba nie najgorszy moment, aby jakoś tę kampanię wyborczą podsumować, bo nic nie wskazuje na to, żeby cokolwiek wielkiego jeszcze mogło się wydarzyć. A nawet jakby się wydarzyło, to i tak wystarczająco wiele do podsumowania politycy nam dostarczyli.

Pierwsze co skłania do niekończących się przemyśleń, to wręcz zadziwiająco nijaka kampania wyborcza Koalicji Obywatelskiej. Dwie kadencje w opozycji formacji, którą zacięcie do porażki prowadzi Donald Tusk, to najwyraźniej za mało, aby można było liczyć na to, że u jej speców od marketingu politycznego pojawi się jakiś przebłysk geniuszu. Partia władzy przecież w ostatnich latach mierzyła się z nie byle jakimi wpadkami czy zrządzeniami losu, z których – będąc zasobną zarówno w struktury jak i finanse partią – bez trudu można było skompletować całkiem okazały zasób politycznych zadym dających możliwość stoczenia bitwy „łeb w łeb” na ostatniej prostej kampanii wyborczej. Nie wykorzystano zgrabnie ani epoki zmagania się z wirusem, ani jakichkolwiek kwestii związanych z nadżyczliwością naszych umiłowanych przywódców wobec Ukrainy. Tu nie trzeba było nawet być jakoś szczególnie przeciwnym tym posunięciom, ale cykliczne i mądre punktowanie wybranych aspektów polityki rządu w obu tych sprawach mogło partii Tuska pomóc zbliżać się do partii Kaczyńskiego na niebezpieczną odległość. I tu trzeba zwrócić uwagę na to, że nawet wspomniana afera z wizami została potraktowana wręcz amatorsko. Pomysł na to, by bez jakiejkolwiek kwerendy tego co stoi za tą „sensacją” budować narrację o drugiej Lampedusie bez trudu pozwolił dobrze zorientowanej partii władzy w zasadzie ośmieszyć nie tylko Koalicję Obywatelską, ale i całą tzw. „opozycję totalną”. Można odnieść wrażenie, że Donald Tusk wrócił do Polski tylko udawać że tym razem jego partia jest gotowa na odniesienie zwycięstwa, a tak naprawdę jego celem było upilnować, by nie została przez Prawo i Sprawiedliwość już do reszty pogrążona, co na pewno wepchnęłoby ją na ścieżkę powolnego odchodzenia w niepamięć w obliczu nadciągającej zmiany pokoleniowej w naszym kraju.

Pozostała część opozycji, dumnie określającej się mianem „demokratycznej”, też nie wykazała się niczym, co mogłoby jej pomóc  pozbyć się statusu wiecznych outsiderów. Kosiniak-Kamysz widząc że jego partia będąc zagrożoną wypadnięciem z głównego obiegu polskiej polityki, być może słusznie zauważył, że aby przetrwać musi z partią o twarzy Szymona Hołowni odegrać spektakl symbiozy, bo walcząca o wejście do Sejmu Polska 2050 także potrzebowała wsparcia by mieć szansę na cokolwiek, ale ów duet nie potrafił stworzyć niczego, co nie sprawiałoby wrażenia li tylko złożenia ze sobą dwóch klocków Lego. Propozycje posiadające woń wolnorynkowych kwiatków dla uśmiechniętych „fajnopolaków” obok zapewnień, że PSL gwarantuje odpolitycznienie urzędów, a nawet spółek skarbu państwa, to dla Polaków znających polityczną rzeczywistość ostatnich dekad, przekonywanie, że „zły liberał” Balcerowicz założył maskę miłego pana, a etatystyczno-urzędnicza oligarchia nie wiadomo kiedy zamieniła się w przedstawicielstwo myśli eksperckiej. Wzorem Trzeciej Drogi, także Lewica nie wykazała się niczym, co mogłoby kogokolwiek wprawić w zdumienie. Oklepana agenda obiecania podwyżek płac w budżetówce (od 2015 roku stale wzrastały), budowy mieszkań, w których każda równouprawniona kobieta będzie mogła dokonać aborcji na życzenie, na tle wyraźnie dominującego wśród większości Polaków przekonania, że w Polsce lewica powinna być narodowa i konserwatywna, co bezlitośnie wykorzystuje partia Kaczyńskiego, wydaje się być kompletnym niezrozumieniem, że w naszym kraju miejsca dla tradycyjnej lewicy już dawno nie ma. I choć partię Szymona Hołowni można pochwalić za to, że nie dała się wmanewrować Tuskowi we wspólną listę (ta mogła doprowadzić tylko do tego, że Polska 2050 stała by się partią przezroczystą), bo dzięki temu ostatecznie zyskała wiarygodność potrzebną do scementowania sojuszu z PSL i dopełnienia misji przetrwania, to cały ten blok outsiderów „opozycji demokratycznej” wciąż posiada stereotypowe oblicze wygłodniałych świnek, które chcą z powrotem do koryta. Nie wygląda na to, żeby ktokolwiek z tej gromady wysilał się inteligentnie i efektownie przekonać, że nie o koryto tu chodzi, a o Polskę.

Czas teraz na pierwszy sukces. Zdecydowanie największym wygranym tej kampanii jest Konfederacja. Wyrosnąć z wizerunku gromadki chłopców w krótkich gaciach, którzy zaraz się nawzajem pozagryzają w oksymoronicznej pulpie udającej poważną partię polityczną, na trzecią siłę polskiej sceny politycznej zagrażającej jedynowładztwu Prezesa Kaczyńskiego, to bezwzględnie wydarzenie polityczne ostatniej kadencji. Większość miłośników „Zjednoczonej Prawicy” oczywiście do dzisiaj nie potrafi poradzić sobie z dysonansami poznawczymi jakie w ich głowach wywoływała Konfederacja przez minione cztery lata, więc wciąż krążą po świecie opinie o tym, że partia panów Mentzena, Bosaka i Brauna, to zgraja nieodpowiedzialnych cwaniaczków oderwanych od elementarnej rzeczywistości. Tylko że to nowe dopieszczone bezsilnością wcielenie znanej z lat 90-tych obelgi o „oszołomach”, pewnych zaistniałych już faktów z rzeczywistości nie wymaże i Konfederacja nawet jeśli jako partia nie daje się kojarzyć z gotowością do objęcia w Polsce władzy, to na miano dalece sprawnej i groźnej dla władzy opozycji bezapelacyjnie zasłużyła. Na tle tzw. „opozycji demokratycznej” wydaje się być jedynym poważnym wyborem jeśli chodzi o potrzebę istnienia w polskiej polityce opozycji, która panującej formacji Jarosława Kaczyńskiego będzie potrafiła zadawać celne ciosy. Bajki o tym, że jest to niebezpieczna zbieranina, która nawet jeśli nie sprowadzi na Polskę ruskich czołgów, to na pewno siedem plag Korwina, powinno zatem traktować się jak słyszane z oddali pokrzykiwania najbardziej oddalonych od rzeczywistości amatorów polityki. Jeśli w przyszłej kadencji Konfederacji uda się do tego sukcesu dołożyć jakiekolwiek twarze kojarzone w szerszej sferze publicznej pozytywnie, to na pewno będzie mogła bez żadnych kompleksów rozpocząć swój bieg po miano ciemnego snu Donald Tuska.

O partii władzy z wiadomych przyczyn nie trzeba tu dużo pisać. Jej ośmioletnie doświadczenie w przerabianiu swojego najtwardszego elektoratu na masę z wolna przypominającą orwellowskie prole, za pomocą może topornej ale jednak trafnie obliczonej propagandy, daje jej przewagę na ten moment niczym niezagrożoną. Oczywiście za umiejętne i sprawne zarządzanie narracją polityczną w zderzeniu z groteskową opozycją trzeba pochwalić. To zbliżające się trzecie z rzędu zwycięstwo w wyborach nie jest na pewno dziełem przypadku. Partia Prawo i Sprawiedliwość niezależnie jak oceniać formę sprawowania przez nią władzy, skutecznie potrafiła przekonać wystarczającą ilość Polaków do tego, że możliwa jest w polityce sytuacja, gdzie jeśli politycy coś mówią, to nie tylko mówią, ale i realizują. Oceny tego ile w tym prawdy, a ile sprawnej propagandy nie będę się podejmował, bo pomimo tego, że jest naprawdę wiele godnego krytyki jeśli chodzi o całościową politykę rządu, na tego typu rzeczy powinno reagować się raczej osobnymi wpisami, by zachować tu formę notki, a nie popaść w rozprawkę na kilka stron. Nie mniej jednak wczorajsza konwencja wyborcza PiS-u pokazała, że jest to formacja polityczna o sile jakiej nie posiadała żadna inna w historii III RP i dlatego jeśli za dwa tygodnie okaże się, że po raz trzeci z rzędu „Zjednoczona Prawica” obejmie większościową władzę nad państwem, to raczej nikt jakoś szczególnie nie będzie się temu dziwił.

Na co dzień tak zwany - a niech to - web developer. Monarchię uważam za najlepszy ustrój, konserwatyzm za najwłaściwszą drogę, chociaż nie wiem czy czyni to ze mnie monarchistę i konserwatystę. Za to wiem na pewno, że czuję obsesyjny wstręt do lewactwa i socjalizmu. Najbardziej na S24 lubię ilość "kciuków w dół" przy moich komentarzach. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka