Franciszek zachęcał dziś do większej śmiałości w ukazywaniu wartości „geniuszu kobiecego”. Jednak ostatnio wydaje się, że ten kobiecy geniusz wyzwala energię tylko w tropieniu „mowy nienawiści” i tylko w stosunku do rzekomych przewinień Kościoła (ostatnio pani Wellman – tłum. CóżCzłowiek).
Od lat feministki wypominają Kościołowi pewien stereotyp, tzn. podtrzymywanie jakiejś podrzędnej roli kobiety. Tymczasem królową tego kościoła jest kobieta – Maria.
W narracji wyśmiewania katolików idzie wielka beka z babcinego różańca, czyli modlitwy kobiety o pomoc do innej kobiety.
Czy zatem Bóg nie jest wzorem równouprawnienia, skoro Marii nadał takie prawa. Jej, do której modlą się mężczyźni–papieże!
Niestety, problem jest w innym miejscu, tu gdzie myli się inteligencję z mądrością. Obraz kobiety Kościoła, to obraz kobiety zaangażowanej w rodzinę, której przeciwstawia się kobietę wręcz …frywolną. Która niby ma skorzystać ze swej inteligencji… i … i właśnie nic nowego. Bo i największa feministka, gdy chce żyć w związku – jakieś role przyjąć musi. W tej materii drogie panie nic nowego się nie wymyśli i nie pomoże żaden gender.
Chyba, że chodzi o to, aby uwolnić obyczaje do tego stopnia, aby żaden Jezus już nie miał pretekstu do rysowania kresek na piasku… wszyscy będą super i tylko w czarnych będzie można rzucać.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo