Prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier przyjechał do Polski po 2 miesiącach urzędowania, podczas gdy poprzednik Joachim Gauck 5 lat temu niemal natychmiast po swoim wyborze i Polskę uczynił, jako pierwsze państwo swoich odwiedzin.
Nie tylko dlatego, że prezydentem był Bronisław Komorowksi, bynajmniej nie będący marionetką Donalda Tuska. Steinmeier był już dwukrotnie we Francji. To pokazuje, jak politycznie przestaliśmy się liczyć, a gospodarczo jesteśmy godnym partnerem Niemiec, bo gdyby miało być inaczej, to już dzisiaj bylibyśmy za Albanią i Grecją.
Wizyta była wybitnie kurtuazyjna, zarówno Andrzej Duda jak i Niemiec przedstawili się, jako rzecznicy dobrych stosunków niemiecko-polskich.
Acz Duda otworzył twarz (tak on ma, robiąc „papuasa”), gdy Steinmeier przywołał wartości europejskie, jak praworządność i otwarte społeczeństwo.
A tych ostatnich w kraju nad Wisłą mamy deficyt, Duda niezależnie od propozycji referendum konstytucyjnego, musi mieć w tyle głowy, iż nie ominie go Trybunał Stanu za wielokrotne łamanie konstytucji.
Jak to on ma w zwyczaju, coś tam bąknął o Trójkącie Weimarskim, który jest martwy i takim pozostanie, póki PiS utrzyma się u władzy.
Mogę tylko współczuć Dudzie, gdyż antyszambruje jako Adrian na Nowogrodzkiej. Prezes złamał go dokumentnie.
Przy okazji wizyty Niemca niektórzy próbowali powstać z kolan i zaliczyć hardość w stosunku do niemieckiego polityka, jak marszałek Senatu Marek Karczewski i rzecznik rządu Bochenek, ale padli na rozum, to znaczy zaliczyli intelektualną glebę. Ot, niedojdy bez klasy.
Inne tematy w dziale Polityka