Jerzy Marcinkowski Jerzy Marcinkowski
517
BLOG

Do Pana Marka Edelmana

Jerzy Marcinkowski Jerzy Marcinkowski Polityka Obserwuj notkę 37
Łaskawy Panie;

Wiem, że taki list nie ma sensu. Nigdy go Pan nie przeczyta. Nie mam go nawet przecież jak wysłać. Nie upublicznia Pan wszak swojego adresu -- po co miałby Pan to robić, skoro mamy w Polsce zwyczaj, że tacy jak Pan piszą do takich jak ja, a tacy jak ja pokornie czytają. A potem biegną do swoich zajęć, bo do nich są powołani, a nie do wyrażania opinii.

Gdy zaś próbują się przeciw takiemu podziałowi buntować, tak jak ja teraz próbuję, to wydają się śmieszni. Również sami sobie.

Ale po tym jak wczoraj opluł mnie Pan na łamach "Dziennika" - mnie i parę milionów innych ludzi -- nie mogę się powstrzymać. Tak, pisałem już że wiem, że to nie ma sensu. Za Panem stoi kaliber wielkiej gazety, broni Pana pancerz autorytetu. Ja mam do obrony tylko malutki pistolecik -- bloga, którego nikt nie czyta. Jasne, że ta wojenna metafora jest przesadna. Bo dziś czasy nie wymagają wielkiej odwagi. Mogę wymierzyć do pana moim pistolecikiem, mogę nawet wystrzelić i nic mi za to nie grozi oprócz, być może, szyderstw kolegów. Ale nawet ta marna metafora byłaby dość dobra by wyjaśnić Panu co czuję. Byłaby, gdyby był Pan dawnym Markiem Edelmanem.

Tylko że nim Pan juz nie jest. Pisze Pan "Prawo i Sprawiedliwość (...) budowało (...) Polskę małych ludzi. Uporczywie odwoływało się do złych emocji, a ludzie się temu bezwolnie poddali." A potem: "30 proc. obywateli poparło PiS. A to oznacza, że aż jednej trzeciej Polaków podobają się poglądy braci Kaczyńskich. To bardzo wiele mówi o naszej mentalności, bo oznacza, że lubimy, gdy ludzie życzą sobie źle, krzywdzą się nawzajem i kłamią." To są bardzo złe słowa proszę Pana. Słowa haniebne. Od kiedy wpuścił Pan do serca nienawiść i pogardę, od kiedy próbę zrozumienia intencji kierujących bliźnim, czy milionami bliźnich, zastąpił Pan wulgarnym podsumowaniem w rodzaju "to są untermensche, mali źli ludzie lubiący kłamstwo", od tego momentu przestał Pan być Markiem Edelmanem, a stał się Pan w swojej duszy Edelmana prześladowcą na wielkim żelaznym czołgu. (było: "Niemcem", ale nie wszystkim się podobało).

Jak już rzekliśmy, jestem właśnie jednym z tych podludzi, którymi się Pan tak brzydzi. Nie wiem zatem czy to nie będzie brzmiało jak obraza gdy napiszę, że wydaje mi się, że nie róznimy się zasadniczo systemem wartości. Tak samo jak Panu "marzy mi się kraj przyjazny ludziom - Polska swobodna, w której każdy może się czuć wolny i robić to, co chce. Chciałbym żyć w kraju, w którym nikt nikogo nie ogranicza, nie śledzi, a wręcz przeciwnie - pozwala się rozwijać". Natomiast różnimy się optyką. Mnie się na przykład wydaje, że wolność była w Polsce lat 1991-2005 systematycznie ograniczana. Że "chcący się rozwijać" młody człowiek napotykał coraz więcej zamkniętych drzwi. Aż w koncu okazało się, że jedyne otwarte drzwi to bramka na lotnisku. A będąc blisko miejsc, gdzie wydaje się dziesiątki albo setki milionów pieniędzy podatnika, widziałem jacy ludzie robili najlepszy użytek z tego, że "nikt nikogo nie ogranicza, nie śledzi". Przypuszczam, że by się Panu nie podobali.

Uczyniłem zatem wybór, który w mojej optyce wydawał się, i wciąż się wydaje, być głosem za wolnością i przeciw bezkarności. Oczywiście mogłem się pomylić, nikt z nas nie może wykluczyć takiej możliwości, bo za decyzją wyborczą nigdy nie stoi pełna informacja. Ale wybrałem nie, jak mi Pan to zarzuca, ze strachu, ani nie z zawiści, lecz wiedziony rozumem i przyzwoitą intencją. I niech wolno mi będzie to Panu z całą stanowczością powiedzieć, że żaden zyciorys, nawet taki jak Pański, nie daje nikomu prawa do okazywania mi za to pogardy.

Gdyby Pan kiedyś jeszcze spotkał dawnego Pana Marka Edelmana, to proszę mu przekazać moje wyrazy szacunku.

Jerzy Marcinkowski

Moja strona domowa w Instytucie Informatyki Uniwersytetu Wrocławskiego

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka