W zamierzchłych czasach, gdy rzadko kto korzystał z internetu, a i salon24 pewnie się jeszcze nawet Radkowi Krawczykowi nie śnił, Zakład Historii Filozofii UJ zorganizował konferencję naukową zatytułowaną "Od Brzozowskiego do Kołakowskiego. Filozofia polska wobec przemian historycznych XX wieku".
Odbyła się ona w dniach 17-19 listopada 1993 roku. Jej pokłosiem była skromnie wydana książeczka "Kołakowski i inni", red. Jan Skoczyński (Księgarnia Akademicka, Kraków 1995).
Tu dodam, że po latach z tejże książeczki dowiedziałem się o istnieniu pewnego znakomitego, jak twierdzi dr Piotr Bartula, polskiego filozofa, który tylko przez szczególne zrządzenie losu nie zrobił kariery na Zachodzie (to także opinia dr Bartuli). Filozof ów, na nieszczęście niepolskojęzycznej części ludzkości, a po części i swoje nazywał się Aleksander Trzaska-Chrząszczewski.
Ab ovo.
Kołakowski, choć zaproszony, nie mógł uczestniczyć w tej konferencji. Poproszony listownie (maili w powszechnym uzyciu też wtedy nie było, dziwne, nieprawdaż?) przez prof. Skoczyńskiego o "wypowiedź na piśmie", przesłał niżej pomieszczony list.
Myślę, że jego lektura będzie pożyteczna dla tych blogerów, którzy dyskutują po śmierci Kołakowskiego o jego filozofii, o tym jakim był filozofem, itp. Zaletą tego krótkiego listu jest także to, że w nieco już bombastycznej atmosferze (wczorajszy tytuł GW: "Cała Polska w żałobie") i przy wypowiedziach tak erudycyjnych, że już niemal nie widać w nich Kołakowskiego, jego prosta odpowiedź dana kolegom po fachu przywraca miarę rzeczy.
Zapraszam do lektury (niniejszy list został opublikowany we wstępie wyżej wspomnianej książeczki, zatem nie łamię tajemnicy korespondencji).
6.11. 1994, Dr Jan Skoczyński, Instytut Filozofii UJ, Cracow, Poland, fax [...]
Szanowny Kolego,
Jakem już Was powiadomił, po otrzymaniu zaproszenia na Waszą konferencję, nie będę mógł zjawić się na obradach, bo mi na to tutejsze zobowiązania nie pozwalają. Dostałem tymczasem przyjacielski Pana list z sugestią, bym coś napisał o "swojej filozofii". Kłopot jednakowoż polega na tym, że nie mam ja żadnej swojej filozofii. Interesuję się, oczywiście, filozofią i czasem o niej piszę - już to w formie różnych gloss na marginesie rozważań historycznych, już to od nich niezależnie, ale nigdy nie miałem ambicji, by mieć jakąś własną filozofię, różną od wszystkich innych. Podejrzewam także, że wszystko, co w tej dziedzinie ważne, dawno zostało powiedziane, że nie powinniśmy się użalać nad naszym nieuchronnym losem epigonów i że to, co robimy, to na ogół powtarzanie rzeczy dawnych w zmodyfikowanym wedle obyczajów naszej cywilizacji języku. Nie mam zatem żadnej filozofii i nie mam wrażenia, bym jej potrzebował. Znajduję interesujące rzeczy w najrozmaitszych źródłach, niezależnie od tego, że występują w kontekście całości, które mają ambicje systemotwórcze i wszechobejmujące. Przyznaję, że ostatnie prądy śledzę nieuważnie i powierzchownie; niepodobna - a i nie warto - wszystkiego czytać. (...)
Tytuł Waszej konferncji "Od Brzozowskiego do Kołakowskiego" mnie bardzo ambarasuje, sądzę jednak, że skoro zamiarem Waszym jest rozważać dzieje filozofii polskiej w ciągu prawie stulecia, ja nie będę tam szczególnie obecny jako przedmiot rozważań, bo więcej miejsca zajmą różni nasi nauczyciele, z których jedno rzeczywiście mieli "swoją filozofię" (jak na przykład Ingarden, Ajdukiewicz, Kotarbiński), inni zaś inaczej się zasłużyli naszej kulturze filozoficznej. Ja zaś, chociaż interesuje mnie nieraz filozofia szalonych wielkich, czyli takich, co z uporem starali się własne dogmaty do rezultatów ostatecznych, a więc często do absurdu doprowadzić, a absolutną konsekwencję mieli za cnotę kardynalną, wierzę wprawdzie w pewien trudny do wyjaśnienia pożytek z filozoficznej spekulacji, ale znacznie mniej - w nadzieję wyłonienia się z tej spekulacji takich wyników, co się utrwalą jako prawdy niezbite. Wolę więc poprzestawać na małych glossach do tego, co inni zrobili, żadnych nazw nowych nie próbuję wymyslać, by się nie ośmieszać, i chociaż chciałbym, jak Rorty, by filozofia była nade wszystko "budująca" - co jest jej właściwym zadaniem - to jednak nie bardzo mi się udaje tej rozumnej rady się trzymać.
Tym kończąc, pozdrawiam Was, drodzy koledzy, serdecznie i pomyślności życzę, Leszek Kołakowski
I my pozdrawiamy, panie profesorze.
W piątek, 24 lipca, o godz. 16.00 w krakowskim kościele Ojców Dominikanów zostanie odprawiona Msza Święta za prof. Leszka Kołakowskiego.
Krzysztof Wołodźko
Utwórz swoją wizytówkę
Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty.
Wyją syreny, wyją co rano,
grożą pięściami rude kominy,
w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną,
noc jest przelaną kroplą jodyny,
niechaj ta kropla dzień nasz upalny
czarnym - po brzegi - gniewem napełni -
staną warsztaty, staną przędzalnie,
śmierć się wysnuje z motków bawełny...
Troska iskrą w sercu się tli,
wiele w sercu ognia i krwi -
dymem czarnym musi się snuć
pieśń, nim iskrą padnie na Łódź.
Z ognia i ze krwi robi się złoto,
w kasach pękatych skaczą papiery,
warczą warsztaty prędką robotą,
tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery,
im - tylko radość z naszej niedoli,
nam - na ulicach końskie kopyta -
chmura gradowa ciągnie powoli,
stanie w piorunach Rzeczpospolita.
Ciąży sercu wola i moc,
rozpal iskrę, ciśnij ją w noc,
powiew gniewny wciągnij do płuc -
jutro inna zbudzi się Łódź.
Iskra przyniesie wieść ze stolicy,
staną warsztaty manufaktury,
ptaki czerwone fruną do góry!
Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi
drogę, co dzisiaj taka już bliska?
Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi,
gniewną, wydartą z gardła konfiskat.
Władysław Broniewski, "Łódź"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości