Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko
159
BLOG

Lubię polskie kartofle. Budyń na deser

Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko Kultura Obserwuj notkę 8

W 2008 roku Hubert „Spięty” Dobaczewski, wokalista LAO CHE mówił w wywiadzie dla OBYWATELA, zatytułowanym „Po prostu jesteśmy stąd”:  Z jednej strony pasuje mi, że jestem na rynku outsiderem, że nie można mnie nigdzie przypiąć. Z drugiej, jest zawsze taka myśl: kurczę, ja tu nie pasuję. Jadę na jakiś festiwal czy juwenalia, grają przed nami czy po nas różne zespoły i zawsze mam rozterki tego typu, że one są fajniejsze, a my wiecznie z tym powstaniem, aż się można zrzygać. (…) My to jesteśmy... takie polskie kartofle. Więc czasami miewamy kompleksy, ale potem wychodzimy na scenę, gramy to „Powstanie” i znowu pojawia się wzruszenie i jest fajnie, gramy sobie jakiś mroczny klimat z „Guseł”, piosenkę o Chrystusie z „Gospel” –i też jest fajnie.

Niedawno popełniłem tekścik dla krakowskich „Pressji” o trzech często słuchanych w ubiegłych miesiącach płytach. Herbert” Karimski Club, „Gajcy” (artyści różni) i „Myśmy rebelianci” De Press. Zabrakło w artykule miejsca dla „Kalamburów” Pustek. Te cztery albumy to był dla mnie powrót do słuchania polskiej muzyki, o której od jakiegoś czasu nie byłem najlepszego zdania.
 
Ale właściwie zaczęło się od „Powstania Warszawskiego” Lao Che i odkrycia ich wcześniejszych płyt. Dziś już nie mam żadnych wątpliwości, że Lao Che to jedna z najlepszych kapel na naszej scenie muzycznej, tak od strony dźwiękowej, jak tekstowej. Tym bardziej czekałem na ich następny album. No i jest: „Prąd stały, prąd zmienny”, grudzień, styczeń 2010, studio Fonoplastykon. Na rynek płyta trafiła bodaj w kwietniu.
 
Przyznam, że po zdecydowanie ostrzejszych „PW” i „Gospel" odczułem lekkie rozczarowanie. Chciałem więcej rock`n`rollowego prądu, a tu więcej klawiszy, samplera. Jakby za mał zawartość pazura w pazurze, by nawiązać do klasyka. Pewne było dla mnie natomiast, że tekstowo Lao Che znów wyśmienite. No, może nie ma tu frazy na miarę „Utopię waszą utopię”, ale pure nonsensowe teksty z „Urodziła mnie ciotka” czy „Życie jest jak tramwaj” też smakowite.
 
Subiektywny ranking najlepszych utworów z „PS/PZ”.
 
„Magister pigularz”, czyli krótka impresja na temat piguł na ból istnienia. Podobno Polacy spożywają tego całą masę, więc refleksja jak najbardziej na czasie. Elektronika, sample, początek nie w moim guście, ale utwór robi się coraz mocniejszy, ekspresyjny, choć smutny. Rozpaczliwy, gdy Spięty śpiewa: Czy głowa po Tym nie będzie mnie ćmić? Czy alkohol można po Tym pić? Czy mogę z magistrem pomówić otwarcie? Nie umiem z magistrem pomówić otwarcie… 
 
„Życie jest jak tramwaj” to zabawna makabreska o facecie, któremu tramwaj uciął głowę. I stanowcze wyznanie, które może przypaść do gustu zdeklarowanym przeciwnikom komunikacji miejskiej: Więcej moja głowa w tramwaju nie postanie, komunalne linie – granda! Oddać głowę, dranie!. BTW: w książeczce mowa o nodze, ale Spięty wyraźnie śpiewa o głowie, co nie postanie… Utwór spokojny, do bujania na koncercie w sam raz. Ładny bas na początku i perkusja, no ale zaraz znów te sample. ;-)
 
„Prąd stały/prąd zmienny”. Tu niemal serio i z uczuciem, podniośle. Potencjalny przebój elektryków. Bardzo melodyjnie. Świetny przykład, że o rzeczy tak nie poetyckiej jak prąd stały i zmienny można napisać tekst bynajmniej nie w stylu wczesnej Szymborskiej, lekki i dowcipny.Gdzieś w kącie za szafką, uwiję swoje gniazdko, stanę bacznie na warcie i jakby co – na alarm dam zwarcie. Nie mam ja dziatek ni żony, w służbie mej uziemiony…
 
„Urodziła mnie ciotka”. Tu nieco ostrzej, a byłoby idealnie gdyby automat perkusyjny nie zawadzał gitarze prowadzącej. Ale pewnie jestem muzycznie skrzywiony, a poza tym zupełny amator. W każdym razie przy tym kawałku da się nawet odstawić pogo. Podmiot liryczny opowiada tu o swoich perypetiach życiowych, nie odmawiając sobie odmalowania szerszej perspektywy społeczno-egzystencjalnej… ;-) Urodziła mnie ciotka, tak chyba miało być. Miasteczkiem wstrząsnęła plotka, że łysych papą chcą kryć. I była parna zima, i padał czarny śnieg. I wszystko było opacznie, cudacznie żywot mój biegł.
 
Półeczka niżej, choć pewnie nie jestem sprawiedliwy. „Historia stworzenia świata”, bardzo wysublimowany kawałek, z melodeklamacją. Tekst pisał chyba jakiś niepoprawny korwinista: Podobno w tamtym czasie byli tutaj jeszcze jacyś Obcy chłopcy, ale dali nogę, bo podatki wzrosły. A może pospołu z lewakiem protestującym przeciw Guantanamo i Klewkom: Podobno są tu jeszcze jacyś Obcy chłopcy, ale rząd ich więzi w drewutni, bo ich nie lubi, tylko się o tym nie mówi…
 
„Zima stulecia”, muzycznie cokolwiek pastiszowa (ta estetyka kojarzy mi się z „ambitniejszym” dance-popem z lat 90-tych). Warto w tych dniach posłuchać dla ochłody: Tak oto nadeszła Zima stulecia, nos nam odmarzł, a kraj w zamieciach, padł już kombinat, elektrownia nie wytrzyma, wybiła ostatnia kilowatogodzina
 
„Czas”, refleksyjny. Chyba jak cała płyta, na jakiś spokojny wieczór, skłaniający do zadumy. Ale z ostrym, gitarowym finiszem. Czekaj dni siedem, być może zimnych i wietrznych, ale dni siedem jedynie, bo ósmy będzie wieczny. Ósmy dzień to rzecz jasna mrugnięcie okiem w stronę odbiorcy, który przyzwyczaił się do religijnych nawiązań w muzie Lao Che. Tu trzeba wspomnieć, że spośród wszystkich albumów ten tekstowo jest najmniej „religijny” czy „ojczyźniany”. Raczej ironiczno-egzystencjalny.
 
Trzecia półeczka to „Krzywousty” (o konfliktach międzyludzkich, punkt wyjścia dla rozważań na gruncie filozofii dialogu), „Kryminał” (tekstowo temat na powieść sensacyjną, z naleśnikami w tle), „Dłonie”(dla miłośników oryginalnych love songów), „Wielki kryzys” (panom się gdzieś spieszyło, w techno-stylu), „Sam O`Tność”(dla tych co się lubią powzruszać nad swoją i cudzą niedolą).
 
Oczywiście, ludzie o subtelniejszych gustach muzycznych niż moje ułożyliby ten ranking pewnie inaczej. Niewykluczam także, że Lao Che chciało także tekstowo odejść od „cięższej” tematyki. Ich dobre prawo. Ale pewnie nadal jest tak, jak mówił dla OBYWATELA Spięty wspominając album „Gospel”: Na tej płycie są rzeczy uniwersalne, ale wszystko wpisane w naszą kulturę. Również dlatego, że będąc ludźmi stąd, śpiewamy po polsku. Nasz język jest ciekawy i można z niego fajnie czerpać, np. sięgać do języka kolokwialnego czy „prasłowiańskiego…
 
W każdym razie nadal lubię te „polskie kartofle”, choć mogły być ostrzej przyprawione.
 
PS. A propos płyty "Herbet", tu wykonanie "Przesłania Pana Cogito". Wspamplowana recytacja poety brzmi znakomicie!
 

A na deser Budyń!
 
 
 

Krzysztof Wołodźko Utwórz swoją wizytówkę Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty. Wyją syreny, wyją co rano, grożą pięściami rude kominy, w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną, noc jest przelaną kroplą jodyny, niechaj ta kropla dzień nasz upalny czarnym - po brzegi - gniewem napełni - staną warsztaty, staną przędzalnie, śmierć się wysnuje z motków bawełny... Troska iskrą w sercu się tli, wiele w sercu ognia i krwi - dymem czarnym musi się snuć pieśń, nim iskrą padnie na Łódź. Z ognia i ze krwi robi się złoto, w kasach pękatych skaczą papiery, warczą warsztaty prędką robotą, tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery, im - tylko radość z naszej niedoli, nam - na ulicach końskie kopyta - chmura gradowa ciągnie powoli, stanie w piorunach Rzeczpospolita. Ciąży sercu wola i moc, rozpal iskrę, ciśnij ją w noc, powiew gniewny wciągnij do płuc - jutro inna zbudzi się Łódź. Iskra przyniesie wieść ze stolicy, staną warsztaty manufaktury, ptaki czerwone fruną do góry! Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi drogę, co dzisiaj taka już bliska? Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi, gniewną, wydartą z gardła konfiskat. Władysław Broniewski, "Łódź"

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Kultura