„tylko z pozoru/ głos Marsjasza/ jest monotonny/ i składa się z jednej samogłoski/ A/ w istocie/ opowiada/ Marsjasz/ nieprzebrane bogactwo/ swego ciała/ łyse góry wątroby/ pokarmów białe/ wąwozy/ szumiące lasy płuc/ słodkie pagórki mięśni/ stawy żółć krew i dreszcze/ zimowy wiatr kości”…
Kara, jaką zwycięski a mściwy bóg, syn Dzeusa i śmiertelniczki Leto zgotował przegranemu satyrowi z orszaku Dionizosa, była odrażająca. Starożytni Grecy, opowiadając historie przez nas nazywane mitami, wiedzieli, co opowiadają: najstraszliwsze losy, jakie są udziałem rodzaju ludzkiego, mściwość bóstw, bezlitosność ich kaprysów. Herbert był skrupulatnym kronikarzem nieprawości bóstw i ludzi. I historii.
Pod koniec lat dwudziestych ubiegłego stulecia Marian Zdziechowski opublikował w „Przeglądzie Współczesnym” esej „O okrucieństwie”. Pisze w nim: „Okrucieństwo polega na umyślnym i rozmyślnym sprawianiu cierpienia istocie żywej, czującej. Okrucieństwo jest dla okrutnika rozkoszą – mówi Rene Guyon – najobrzydliwszą, jaką da się wyobrazić, a to dlatego, że rozkosz ta jest w istocie swej podłością; pastwić się bowiem możemy tylko nad istotą słabszą, bezbronną (…). Okrucieństwo to instynkt wyrafinowany psucia i niszczenia, bo przedmiotem jego jest życie, i niszcząc życie chcemy, żeby istota, której się życie zabiera, jak najdłużej i jak najboleśniej to czuła”. Opisuje filozof okrucieństwo jako znaczący dla jego epoki przymiot polityczny. Pierwsze myśli rozprawy poświęca Rosji, wówczas już naczelnemu tematowi swej twórczości. Ale treścią eseju są kolejno: psychologia okrucieństwa, Inkwizycja, procesy czarownic i krótki podrozdział „Człowiek a zwierzę”.
Okrucieństwo. Uważane za znak szczególny wieku, który ledwo przekroczyliśmy. Herbert urodził się w 1924, zmarł w 1998 roku. Należał i do naszych czasów, i do zamierzchłej już epoki, gdy wykształcony człowiek władał łaciną i greką i w dużej mierze był jeszcze wciąż bliskim krewniakiem Greków i Rzymian. I odpowiedź poety na zbrodnie wieku była w znacznej mierze klasyczna: tragedia może oczyszczać, zło jest nieusuwalne, ale można się z nim mierzyć, najniebezpieczniejszą klęską jest klęska etyczna, połączona z upadkiem estetycznym. Rozum może jednak zawieść, wszechświat i ludzka mądrość zdradzić, a pielęgnowanie cnoty wymaga dystansu wobec świata i samego siebie. „Bądź odważny”, owszem, ale i nie zapomnij przyjrzeć się w lustrze własnej, błazeńskiej twarzy.
To, co istotne, to niezwykły szacunek poety do tradycji ludzkości, do jej historii, zamkniętych w archetypach, pradawnych mitach, które także nasza rodzima kultura dziedziczy i w których współuczestniczy. Podobny szacunek, zrozumienie, poczucie ciągłości i zakorzenienia miał Zygmunt Kubiak. W długiej rozmowie z Ziemowitem Skibińskim, „Zwierciadło śródziemnomorza” mówi: - „Polszczyzna to dla mnie ten słowiański język, który kształtował się w intymnym związku z łaciną. Nie powiem, że z greką, nasza kultura karmiona jest Grecją, ale przez Rzym; najpierw przez łacinę, a potem głębszym wtajemniczeniem była greka. I w tym znaczeniu Wergiliusz i Horacy są naszymi przodkami. Liturgia rzymskiego Kościoła to ugruntowała. Owo współżycie jest tak głębokie i podstawowe, że ośmieliłem się kiedyś nazwać polszczyznę mową słowiańsko-łacińską. Typ zdania polskiego jest łaciński, jego dyscyplina intelektualna. (…) Poprzez łacinę zaś sięgamy do dziedzictwa greckiego, bardziej dla nas tajemniczego od rzymskiego. W związku z tym rysuje się poważne niebezpieczeństwo dla polszczyzny przy dzisiejszym oderwaniu od łaciny”.
Wyrazistość, zmysłowość, jak w wierszu „Apollo i Marsjasz”. Ale nie tylko tam. W obszernym tomie „Kosmopolityzm i sarmatyzm. Antologia powojennego eseju polskiego” znalazło się miejsce dla tylko jednego tekstu Herberta: „Siena” (inni autorzy są na nieszczęście nadreprezentowani). Wzięty jest z tomu „Barbarzyńcy w ogrodzie”, z którego nota bene pochodzi mój ukochany esej poety: „O albigensach, inkwizytorach i trubadurach”. "Siena" to opowieść, w której objawia się zmysłowa natura artysty, ponad zło świata przebija radość istnienia: „Proszę patrona trattorii o lepsze wino. Przynosi zeszłoroczne chianti z własnej winnicy. Mówi, że jego rodzina ma tę winnicę od czterystu lat i że jest to najlepsze chianti w Sienie. Teraz patrzy na mnie zza lady, co będę robił z tym cennym trunkiem. Należy nachylić szklankę, aby zobaczyć, jak płyn spływa po szkle, czy nie zostawia śladów. Następnie podnosi się ją do oczu i, jak mówi pewien francuski smakosz, zatapia się oczy w żywych rubinach i kontempluje się jak chińskie morze, pełne korali i alg. Trzeci gest – zbliżyć brzeg szklanki do dolnej wargi i wdychać zapach mammola – bukietu fiołków oznajmiających nozdrzom, że chianti jest dobre. Zaciągnąć się tym aż do dna płuc tak, żeby mieć w sobie woń dojrzałych winogron i ziemi. Wreszcie – ale unikając barbarzyńskiego pośpiechu – wziąć w usta mały łyk i językiem rozetrzeć ciemny, zamszowy smak na podniebieniu. Uśmiecham się w kierunku patrona z uznaniem. Nad jego głową zapala się wielka lampa radosnej dumy. Życie jest piękne i ludzie są dobrzy”.
W „Pocztówce od Adama Zagajewskiego” Herbert pisał: „Tej garstce, która nas słucha należy się piękno/ ale także prawda/ to znaczy – groza/ aby byli odważni/ gdy nadejdzie chwila”. Raz jeszcze Zdziechowski: „Jakże trudna jest walka z okrucieństwem! Jak głęboko tkwi w naturze naszej! Chcąc to objaśnić, nie ma innego sposobu, jak uznać człowieka za istotę upadłą, za ofiarę jakiejś pierwotnej a strasznej katastrofy, o której Biblia wspomina w podaniu o grzechu pierworodnym. Człowiek dumnie się mieni panem stworzenia, a pod względem moralnym, w uczuciach swoich i instynktach o ileż niżej stoi od zwierzęcia! Zwierz drapieżny bywa i krwiożerczy, ale z potrzeby…”. Człowiek i jego nieszczęsna historia. Jego cywilizacja, jego kultura, która i osłania słabość człowieczeństwa, i je potęguje. „Ci których dotknęło nieszczęście są zawsze samotni/ obrońcy Dalajlamy Kurodowie afgańscy górale/ (…) cmentarze rosną maleje liczba obrońców/ ale obrona trwa i będzie trwała do końca/ i jeśli padnie Miasto a ocaleje jeden/ on będzie niósł Miasto w sobie po drogach wygnania/ On będzie Miasto/ patrzymy w twarz głodu twarz ognia twarz śmierci/ najgorszą ze wszystkich – twarz zdrady/ i tylko sny nasze nie zostały upokorzone”. Herbert, „Raport z oblężonego Miasta”.
„…nad solą pamięci/ wstrząsany dreszczem obrzydzenia/ Apollo czyści swój instrument/ teraz do chóru/ przyłącza się stos pacierzowy Marsjasza/ w zasadzie to samo A/ tylko głębsze z dodatkiem rdzy/ to już jest ponad wytrzymałość/ boga o nerwach z tworzyw sztucznych/ żwirową aleją/ wysadzaną bukszpanem/ odchodzi zwycięzca/ zastanawiając się/ czy z wycia Marsjasza/ nie powstanie z czasem/ nowa gałąź/ sztuki - powiedzmy – konkretnej/ nagle/ pod nogi upada mu/ skamieniały słowik/ odwraca głowę/ i widzi/ że drzewo do którego przywiązany był Marsjasz/ jest siwe/ zupełnie”. Zbigniew Herbert, „Apollo i Marsjasz”.
PS. Nie wiedzieć czemu, w rocznicę śmierci Herberta TVP Info daje film dokumentalny o Tadeuszu Różewiczu. Zabawna czasem ta TVP.
Jeśli kto jeszcze nie widział, film Jerzego Zalewskiego, "Obywatel poeta"
Krzysztof Wołodźko
Utwórz swoją wizytówkę
Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty.
Wyją syreny, wyją co rano,
grożą pięściami rude kominy,
w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną,
noc jest przelaną kroplą jodyny,
niechaj ta kropla dzień nasz upalny
czarnym - po brzegi - gniewem napełni -
staną warsztaty, staną przędzalnie,
śmierć się wysnuje z motków bawełny...
Troska iskrą w sercu się tli,
wiele w sercu ognia i krwi -
dymem czarnym musi się snuć
pieśń, nim iskrą padnie na Łódź.
Z ognia i ze krwi robi się złoto,
w kasach pękatych skaczą papiery,
warczą warsztaty prędką robotą,
tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery,
im - tylko radość z naszej niedoli,
nam - na ulicach końskie kopyta -
chmura gradowa ciągnie powoli,
stanie w piorunach Rzeczpospolita.
Ciąży sercu wola i moc,
rozpal iskrę, ciśnij ją w noc,
powiew gniewny wciągnij do płuc -
jutro inna zbudzi się Łódź.
Iskra przyniesie wieść ze stolicy,
staną warsztaty manufaktury,
ptaki czerwone fruną do góry!
Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi
drogę, co dzisiaj taka już bliska?
Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi,
gniewną, wydartą z gardła konfiskat.
Władysław Broniewski, "Łódź"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura