Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko
136
BLOG

Historia więcej niż straszliwa

Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko Rozmaitości Obserwuj notkę 3

Będzie to krótka opowieść o tym, jak mało nie spaliłem kościoła w Łagiewnikach. Tego starszego.

 
 
Żeby ją opowiedzieć muszę się jednak przyznać, że około czterech i pół roku spędziłem w zakonie jezuitów, co zresztą dla części moich czytelników nie jest tajemnicą, a pozostali niech to potraktują jako kaming ałt. W końcu kaming ałty są modne. Jeśli ktoś chciałby zapytać, jacy straszni są jezuici, to napiszę szczerze, że bardzo im dziękuję za tych kilka lat. Jak dawno temu to było!
 
Tu dygresja: swoje pierwsze poważne teksty publikowałem w „Życiu Duchowym”, którego naczelnym był wtedy Stanisław Obirek. I jedną rzeczą lubię wspominać: wspólną podróż do Tyńca z prof. Świderkówną, którą wówczas jeszcze o. Obirek odwoził na jej coroczne rekolekcje. Jak to się wszystko w życiu plecie. 
 
Jezuici zwyczajowo sprawują wielkanocną liturgię na Łagiewnikach. Kapłani zwykle pytają kleryków, czy nie chcieliby pomóc. Mówiąc brzydko i po świecku: załapałem się dwa razy. No i za drugim razem dostałem do ręki rozpalone kadzidło, choć lojalnie ostrzegałem, że przy moich zdolnościach manualnych może się to skończyć tragicznie.
 
Kto był ministrantem (lub dziś też ministrantką) ten wie, że jedną z form szpanu i wtajemniczenia jest w tej branży rozbujanie kadzidła na maksa, żeby się jak najszybciej rozpaliło. No to też chciałem się wykazać. I rozpalone węgle poszły na dywan. Buchnęło równo, siostra zakrystianka za szufelkę.
 
Że nie zmyślam mam świadków: dziś już pełnoprawnych jezuitów, Rafała Huzarskiego i Pawła Brożka.
 
Przydałby się jakiś morał, ale żaden nie przychodzi mi do głowy. Siostra później machnęła ręką z uśmiechem: „No sam mówiłeś, żeby ci tego kadzidła nie dawać”. I później była jak do rany przyłóż.
 
Jezus Chrystus Zmartwychwstał!
 
Ps. Ponieważ mamy Wielkanoc, to chciałbym coś o zgromadzeniu, którego liceum kończyłem. Z pozdrowieniami dla o. Bernarda Hylli CR, niegdyś rektora oo. Zmartwychwstańców na poznańskiej Wildzie*, a od paru lat przełożonego sanktuarium Mentorelli, jednego z ulubionych miejsc duchowego odpoczynku Jana Pawła II (nasz obecny Papież też już tam był):
 
http://www.polskieradio.pl/nauka/czlowiek/print.aspx?id=14288
 
Ps2. Na jakiś czas kończę blogowanie, z przyczyn różnych. Dziękuję wszystkim moim czytelnikom, tym, co się ze mną nie zgadzali i tym, co się zgadzali, niezależnie od okoliczności.
 
*Robotnicza dzielnica, oj, bywało ostro.           

 

Krzysztof Wołodźko Utwórz swoją wizytówkę Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty. Wyją syreny, wyją co rano, grożą pięściami rude kominy, w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną, noc jest przelaną kroplą jodyny, niechaj ta kropla dzień nasz upalny czarnym - po brzegi - gniewem napełni - staną warsztaty, staną przędzalnie, śmierć się wysnuje z motków bawełny... Troska iskrą w sercu się tli, wiele w sercu ognia i krwi - dymem czarnym musi się snuć pieśń, nim iskrą padnie na Łódź. Z ognia i ze krwi robi się złoto, w kasach pękatych skaczą papiery, warczą warsztaty prędką robotą, tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery, im - tylko radość z naszej niedoli, nam - na ulicach końskie kopyta - chmura gradowa ciągnie powoli, stanie w piorunach Rzeczpospolita. Ciąży sercu wola i moc, rozpal iskrę, ciśnij ją w noc, powiew gniewny wciągnij do płuc - jutro inna zbudzi się Łódź. Iskra przyniesie wieść ze stolicy, staną warsztaty manufaktury, ptaki czerwone fruną do góry! Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi drogę, co dzisiaj taka już bliska? Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi, gniewną, wydartą z gardła konfiskat. Władysław Broniewski, "Łódź"

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Rozmaitości