Znowu niezgodnie z założeniem, ale trudno
Zdobył w swoim życiu 29 medali, w tym 22 złote, 3 srebrne i 4 brązowe, w roku 1925 zdobył w Londynie nagrodę dla najlepszego indywidualnego jeźdźca. W wojsku dosłużył się zaledwie stopnia majora, choć zapewne zasługiwał na więcej. Zabito go 30 kwietnia 1940 roku w zagajniku pod wsią Anielin nieopodal Spały.
Dla najlepszego kawalerzysty II Rzeczpospolitej wojna, która wybuchła latem 1939 roku była pasmem wyczynów, szarż i nieustającym ratowaniem się z sytuacji bez wyjścia. Zaczęło się od marszu z Wołkowyska w kierunku Grodna atakowanego przez wojska radzieckie. Po drodze 110 pułk ułanów, w którym nasz bohater zastępował dowódcę stoczył kilka udanych potyczek z Rosjanami. Potem była obrona miasta, które po bohaterskiej walce skapitulowało w drugim dniu walki. Wszystkie znajdujące się w mieście polskie oddziały miały zgodnie z rozkazem generała Przeździeckiego przedostać się na teren Litwy, która była wtedy neutralnym państwem. Prawie wszystkie oddziały i prawie wszyscy dowódcy podporządkowali się rozkazowi. Były tylko dwa wyjątki: dowódca 110 pułku ułanów pułkownik Jerzy Dąbrowski i jego zastępca major Henryk Dobrzański zignorowali rozkaz i po zebraniu niedobitków innych pułków ruszyli na południe w kierunku broniącej się Warszawy. Decyzję tę motywowali prostymi argumentami – nie wolno składać broni, ponieważ lada dzień rozpocznie się ofensywa aliantów na zachodzie, dopóki broni się stolica trzeba walczyć. W drodze na południe oddział dowodzony przez Dąbrowskiego i Dobrzańskiego został zaatakowany przez Rosjan nad Biebrzą. Wojska rosyjskie okrążyły Polaków, ale ułanom udało się wydostać z kotła. Ponieśli jednak wielkie straty. Dowódca pułku zdecydował, że należy rozwiązać oddział. Innego zdania był jego zastępca, który chciał walczyć dalej i maszerować w kierunku Warszawy. Do majora Dobrzańskiego przyłączyło się oko 180 kawalerzystów, którzy ruszyli w kierunku Warszawy. Wiadomość o kapitulacji stolicy zastała ich jeszcze po prawej stronie Wisły. Była to druzgocąca wieść, która odebrała wolę walki wielu żołnierzom. Przy Dobrzańskim pozostało zaledwie 50 ludzi. Przeprawili się oni przez Wisłę w okolicach Maciejowic i mieli zamiar przedostać się do Francji przez południową granicę. Nikt lub prawie nikt w oddziale nie zdawał sobie sprawy z tego, że zaczęła się okupacja, najstraszliwsza okupacja w dziejach Polski. Rozpoczynał się właśnie październik i Niemcy byli właściwie wszędzie. O tym, by wydostać się z Polski nie można już było marzyć. Oddział majora Dobrzańskiego zatrzymał się więc w lasach otaczających Opoczno, Spałę i Tomaszów Mazowiecki. Tam narodziła się legenda majora Hubala, „Szalonego majora”, którego po spalskich lasach ścigało 8 tysięcy esesmanów, policjantów i żołnierzy wspomaganych konfidentami, samolotami i czołgami. Hubal nazwał swój oddział, pierwszy partyzancki oddział II wojny światowej – Wydzielonym Oddziałem Wojska Polskiego i za nic na świecie nie chciał, by jego żołnierze walczyli w cywilnych ubraniach. Uważał swój oddział za kontynuację tradycji wojskowych Rzeczpospolitej, a nie za jakąś cywilbandę. Czy był człowiekiem mijającej epoki? Zapewne, ale dziś po latach trudno oceniać go negatywnie, zważywszy jak straszna i nie dająca nadziei była epoka, która przyszła po nim.
Dla ludności powiatów opoczyńskiego, koneckiego i tomaszowskiego, pojawienie się Hubalczyków był czymś więcej niż nadzieją. W 1939 roku po kampanii wrześniowej ludzie byli załamani, grunt usunął im się spod nóg. Niemcy, jeszcze zachowywali pozory, ale już widać było, że nie przyszli tu gospodarować na swoich warunkach czy zwyczajnie okupować kraj, przyszli tu po to, by mordować bezbronnych ludzi. Już w pierwszych dniach września urządzili w Tomaszowie masową egzekucję cywilów. Major, który wraz ze swoimi żołnierzami pojawił się nagle na tym terenie nie był ani wystraszony, ani rozbity psychicznie, nie zamierzał też uciekać. Jego żołnierze nie wykazywali, jakiegoś panicznego lęku przed okupantem, zachowywali się tak, jak zachowywało się polskie wojsko w swoim kraju przed wojną. To wszystko uspokajało ludzi i dawało im nadzieję.
Niemcy byli zaskoczeni pojawieniem się Hubala, nie mieli pojęcia, że coś takiego może się w ogóle zdarzyć. Jakiś pojedynczy oddział rozbitej armii, który nie pozwala by sprawy dotoczyły się do zaplanowanego przez okupantów końca. Zanim administracja niemiecka zorientowała się co się dzieje Hubal zdążył stoczyć już kilka potyczek, porządnie przestraszył żołnierzy Wermachtu i urzędników. Cały miesiąc zajęło Niemcom podjęcie jakichś skoordynowanych działań przeciwko Hubalczykom, bo wysyłanie przeciwko nim oddziałów policji trudno określić słowem „skoordynowany”. Hubal wycinał przerażonych żandarmów bez litości. Dopiero na początku listopada został po raz pierwszy zdradzony przez konfidenta, Niemcy zaskoczyli ułanów we wsi Cisownik. Ułani wydostali się z okrążenia, ale stracili prawie wszystkie konie.
Nie byłoby w oddziale Hubala takiej skuteczności i woli walki, gdyby nie pomoc ludności cywilnej. Chłopi z wiosek dzisiejszego województwa Łódzkiego i Kielecczyzny byli informatorami, udzielali schronienia i żywili oddział majora Hubala. W nich też uderzyły represje niemieckiej administracji, policji i SS. Jesienią i zimą 39 nie było jednak jeszcze przypadków masowego mordowania ludności cywilnej. Hubalczycy spędzili kilka zimowych tygodni we wsi Gałki, we względnym spokoju. Hubal, który otrzymał początkowo zgodę dowództwa Związku Walki Zbrojnej na rozbudowę oddziału, był mocno zaskoczony jej cofnięciem przez pułkownika wtedy – Stefana Roweckiego – Grota. Major nie ukrywał wściekłości, postanowił jednak dać swoim ludziom wolną rękę. Część ułanów, miała już dosyć walki i po prostu rozeszła się do domów. Przy Hubalu zostało 72 ludzi.
Wiosna roku 1940 rozpoczęła się od brawurowego zwycięstwa Hubalczyków nad oddziałem policji pod wsią Hucisko, było to 30 marca, kilka dni później pod wsią Szałas Hubal stoczył zwycięską walkę z oddziałem esesmanów. Na początku kwietnia Niemcy zaczęli pacyfikację ludności cywilnej w powiecie koneckim. 11 kwietnia zabito wszystkich mężczyzn we wsiach Hucisko i Skłoby. Dopiero po tym wydarzeniu, major który zawsze chodził w mundurze i zawsze walczył tylko z ludźmi umundurowanymi dowiedział się czym naprawdę jest niemiecka okupacja. Od 11 kwietnia do śmierci Hubal nie rozlokował już swoich ułanów w żadnej wsi.
Nie znamy nazwiska konfidenta, który podprowadził Niemców do zagajnika pod Anielinem, gdzie spali zmęczeni polscy ułani. Nie poznamy go nigdy, tak jak nigdy nie dowiemy się, gdzie jest pochowany major Henryk Dobrzański, sportsmen i oficer w jednym. Niemcy zastrzelili go kiedy osłaniał odwrót swoich ułanów. Niemcy najpierw sprofanowali trupa kłując go bagnetami, a potem włóczyli ciało przez kilka dni i fotografowali się z nim w okolicznych wsiach. Zwłoki wywieziono ciężarówką w nieznanym kierunku. Prawdopodobnie zostały spalone, świadczyć może o tym fotografia, która opublikowana została w miesięczniku „Odkrywca” (niestety nie mam linka) widać na niej ciało polskiego oficera przygotowane do spalenia, owinięte gazetami i posypane igliwiem. Zdjęcie podpisane jest w języku niemieckim: polski generał zabity 30 kwietnia 1940. To data śmierci majora Dobrzańskiego.
W 2006 roku pojawiły się informacje, że major Hubal może być pochowany w bezimiennym grobie w miejscowości Wąsosz pod Częstochową.
Inne tematy w dziale Kultura