Zygfryd.Gdeczyk Zygfryd.Gdeczyk
70
BLOG

Polscy twardogłowi

Zygfryd.Gdeczyk Zygfryd.Gdeczyk Polityka Obserwuj notkę 0

Polscy twardogłowi

Polscy twardogłowi w reminioscencjach i dzisiaj

 

Nasi solidarni Twardowscy zaprzedali dusze diabłu, bowiem mimo trwającego kryzysu
Jedzą, piją, lulki palą,
Tańce, hulanka, swawola;
Ledwie karczmy nie rozwalą,
Cha cha, chi chi, hejże, hola!
 

Jakżeż to celnie wielki polski poeta przewidział w odległej przeszłości. Nic dodać, nic ująć. Polska robi bokami, zegar Balcerowicza wieszczy tragedię a oni pachnące cygara kurzą i deliberują o swojej przyszłości obejmując się i kłaniając w pas Afro-Ameryce.Są platformy ,które szczegółowo i personalnie zajmują się tymi boskimi elitami.Nas nie stac na całościowe objęcie tematu więc pozwolimy sobie na zasadzie reminiscencji zaledwie wycinkowo przypomnieć ten problem.

 

Do grona wybrańców przynależnych do grup trzymających władzę należy wielu w tym także córka hrabianki Marii Karoliny Plater-Zyberk z Wabolu herbu Plater Solidarna Dziewica Bohater, a właściwie Róża Maria Gräfin von Thun und Hohenstein zwana potocznie Różą Thun. Zasłużona działaczka kościelna i solidarna także Panna Krzyża Oficerskiego Orderu Odrodzenia Polski z okresu Solidarnej Polski. W PRL-u postać nieznana, a w III RP gwiazda pierwszej wielkości.

 

Obecnie przebywająca na leżach w Brukseli. Startowała ona do PE z matecznika polskiej prawicy, z pozycji numer 1 do najwyżej płatnych europejskich godności dostępnych dla solidarnych. W tym to biegu weszła ona w ostry spór z Państwową Komisja Wyborczą, gdzie starała się odciąć od swego hrabiowskiego nazwiska i szlachetnego rodowodu, by nie utracić poparcia ciemnego i komunistycznego elektoratu, który nie bardzo zna genealogiczne dossier pani Różyczki. PKW nie odpuszcza Pani Róży, ma być pełne nazwisko z wszystkimi szykanami i Hohenstein włącznie, co oznaczało praktycznie kłody na wyboistej wyborczej drodze i możliwośc potencjalnego pożegnania się z apanażami PE rzędu 150 tysięcy zlp miesięcznie. Było więc o co kopie kruszyć. Łatwiej dobiec do mety księżnej Pani w zbolszewizowanym kraju pod szlachetnymi sztandarami prostej demokracji, aniżeli pod wyszukanymi wielkopańskimi herbami. Całe szczęscie wszystko zakończyło się zgodnie z pańskimi oczekiwaniami.I dzisiaj pod białoczerwoną flagą może ona w Brukseli skutecznie integrować interesy Kowalskich i Hohensteinóww bliżej nieznany nam sposób, znany zapewne tylko Gazecie Wybiórczej.
 

Kolejnym wielkim naszego prozaicznego świata jest pan Bogdan Zdrojewski zaszczycony przez Jana Pawła II godnością Kawalera Orderu Rycerskiego św. Sylwestra (Equester Ordo Sancti Silvestri Papae).Ta godność pozwoliła mu na wieloletnią bezpartyjną prezydenturę miasta Wrocławia wśród partyjnych wilków solidarnych. Ten namaszczony najwyższymi olejami namiestnik papieski należał do najbardziej znanego tandemu w Polsce Zdrojewski-Wiernikowska. A rzecz dotyczyła jedynego i niepowtarzalnego dotychczas przypadku utopienia dużego miasta w średnim państwie europejskim przez wspomnianego szlachcica i rycerza z łaski pańskiej a także filozofa nomen omen.
 

Onże pan Prezydent przed powodzią stulecia wychwalał się, że Wrocławiowi żadna powódź nie grozi, ponieważ ma on tak wspaniałe melioracyjne urządzenie odwadniające jak kanały ulgi i stacje pomp, że Niemca poprawić już się nie da. Tak pozostał on w potoku samouspokajających własnych słów do czasu aż strzeliło. A musiało, kiedy solidarne władze ograniczyły nakłady na melioracje i gospodarkę wodną do tragicznego minimum i jednocześnie papiescy kawalerowie zaniechali modłów o bezpieczeństwo swego ludu, zadufani w swej mądrości i wszechwładzy.
 

Mało tego, kiedy miasto już tonęło w wodzie a mieszkańcy niczym dalekowschodni Wenecjanie żeglowali dżonkami po arteriach ulicznych tego bolszewickiego miasta, ówczesna władza wykoncypowała, by wysadzić wały ochronne przed tą metropolią zgodnie ze swymi destrukcyjnymi doświadczeniami i osiągnięciami. Chodziło o to, by nie dopuścić do zatopienia ratusza oraz miejsca pracy i pobieranych apanaży przez pana Prezydenta. Wskutek tej beztroski zalano ogromne połacie i parę wsi przy okazji. No ale kto się tam będzie z solidarnych elit przejmował wiejskimi burakami czerwonymi, niech sobie popływają, to im dobrze zrobi w zakresie higieny osobistej.
 

I tutaj weszła na scenę obrończyni solidarna błogosławionego Prezydenta, niejaka Wiernikowska, kochana przez wszystkich dziennikarka telewizyjna, zdaje się poza Wrocławianami. Odziana w coś pośredniego między podgumowanymi ogrodniczkami a strojem wędkarza sięgającymi jej od stóp powyżej wydatnych piersi. Jeszcze wyżej sterczała już tylko rozdziawiona buzia w burzy czarnych i skotłowanych włosów jako symbolem nawiedzonego poświęcenia oraz srebrzysty mikrofon będący uosobieniem jedynego kontaktu z cywilizowanym światem i tubą propagandową Prezydenta głoszącą pochwały jego osobistych walorów, odwagi i sukcesów w morzu bezradności i rozpaczy części Wrocławian, którzy stracili dorobek całego życia.
 

Wśród nich brodziła statecznie i z zaangażowaniem owa kudłata lampurzyca jak ją nazwała nieoceniona ANCA, Wrocławianka z przedwojennego Mazowsza, mając jej nie wiadomo dlaczego za złe owo poszukiwanie komunistycznych podłości i patetycznych wzniosłości solidarnej kąpieli sprawionej celem wyprania komunistycznych brudów dla osiągnięcia stanu pełnej czystości materialnej przed zupełnym wyzuciem nawet z własności nominalnej. W sumie tak się oni wszyscy starali, że o mało nie potopili sympatycznych podopiecznych wrocławskiego ZOO, dorobku całego komunistycznego życia państwa Gucwińskich.
 

Któż by tam jednak przejmował się komunistycznymi małpami i innymi gadami. Wrocław poniósł ogromne straty materialne z powodu niekompetencji solidarnych. Oczywiście winnych nie znaleziono. A Pana Prezydenta w nagrodę uczyniono Ministrem Kultury. Może i słusznie, jeśli nie sprawdził się w gospodarce wodnej, to może chociaż solidarną kulturę wyprowadzi na szersze wody albo i zaaplikuje jej wrocławskie doświadczenia. Strat zbyt wielkich nie będzie, bo poza Wajdą i tak nic w niej nie ma a i model pana Andrzeja mieści się w nurcie doświadczeń pana Bogdana. I takim to sposobem ta wrocławska Festung Breslau antykomunistycznej solidarności o mały włos nie potopiła swoje kocięta.W nagrodę za bohaterskie i niezapomniane wysiłki Pan Zdrojewski został Ministrem Kultury i pierś w pierś z Panią Waltz przed pomnikiem Bohaterów Ghetta mógł kultowo kłaniać się w pas pewnemu Afrykaninowi prezentując mu polskie osiągnięcia w budowie Muzem polskiego Żydowstwa.
 

Oczywiście są to dwa pierwsze z brzegu nazwiska, które niejako na tacy podaje nam Platforma Obywatelska. Gdyby wśród nich pogmerać głębiej to znaleźlibyśmy Radziwiłłów i Zamoyskich, a jest ich przecież znacznie więcej tych eleganckich panów palących hawańskie cygara, co im żadną miarą nie przeszkadza, że były czerwonymi i brudnymi łapami skręcane. Jaśnie panów Sikorskich, którzy ulokowali się w starych pałacykach pieszczonych przez podły PRL i oddanych im w pacht za bezdurno. Mało tego ich nawet przestaje już brzydzić Pałac Kultury i Nauki wybudowany nam w ramach morderczej przyjaźni polsko-radzieckiej przez znanego mnicha Soso Dżugaszwili, syna powszechnie znanego szewca Wissariona z Tbilisi.
 

Jak na ironię, w tym przybytku zniewolenia i podłości wszelakiej zaczęli sobie nawet urządzać zloty polscy panowie z zagranicznymi panami. A panowie jak wiadomo potrzebują eleganckiego otoczenia, cygar, wypindrzonych pań, kawy i spokoju. O pieniążkach jak wiadomo gentlemani nie dyskutują, jest to temat wyłącznie zarezerwowany dla chamstwa i to głównie czerwonego.
 

I pomyśleć, że Minister Kultury prywatnie jest zwolennikiem zrujnowania tego jedynego i będącego pod ochroną obiektu. Myśli, że Wrocław udało mu się bezkarnie zniszczyć to i to samo może uczynić z PEKINEM. Gdyby taki idiotyzm przyszło mu zrealizować własnym sumptem, to pewnie uznałby, że jest to koncepcja warta popukania się w czoło. Natomiast za cudze można realizować różnego rodzaju pokrzywione i chore koncepcje, byle tylko dogodzić jakiemuś stadku równie porąbanych solidarno-kościelnych orłów.
 

Jeżeli tenże pałac w ocenie prawych stanowi symbol dominacji ZSRR, to ciekawym w czym ona się wyraża? W teatrach, muzeach, restauracjach i innych instytucjach pożytku publicznego, czy może w wykoślawionej wyobraźni obecnej nieszczęsnej „elity”. Jedno jest więcej niż pewne, że Polski nie było stać na wybudowanie takiego obiektu wówczas, a tym bardziej dzisiaj i nie będzie jej stać na zniszczenie i odgruzowanie.

 

A o ile znamy wuja Sama to takiego obiektu, za chińskiego luda, nie wystawi on Polsce, ponieważ on Polskę uwalnia a nie zniewala. Kapewu prawicowa inteligencjo chodaczkowa? Dlatego możecie sobie jedynie pomarzyć co by tu jeszcze spieprzyć, ponieważ na więcej już was nie stać. Same koszty rozbiórki przekraczałyby możliwości najbardziej natchnionego rządu solidarnego. Zresztą zamiast zajmować się idiotyzmami warto zacząć poważnie myśleć o budowie obiektów futbolowych i całej infrastruktury związanej ze spodziewanymi mistrzostwami szmacianki. No ale znacznie taniej i ciekawiej jest chrzanić głupoty aniżeli zabrać się do porządnej roboty wokół autostrad. Poza tym nie wiem jak wy chcecie obsłużyć te mistrzostwa kiedy prawie już w całości posadziliście elity sędziowskie do mamra. Oto jeszcze jeden solidarny sukces.
 

Słusznie się śmieją europejscy sceptycy i malkontenci, że zamienił solidarny stryjek moskiewską siekierkę na brukselski kijek. Pan Frassent przekonuje nas odwrotnie, że należy się cieszyć z tego dyscyplinującego naszych roboli stoczniowych kijka. Twierdzi on z całą powagą swego majestatu ekonomisty i burżuazyjnego publicysty, że za komuny na Zachodzie kupowaliśmy wszystkie surowce i komponenty do produkcji statków płacąc dolarami a sprzedawaliśmy je ZSRR za ruble i dopłacaliśmy jeszcze do tego złotówkami, żeby Rosjanie chcieli je wziąć. I nie będę polemizował z tym światłym tokiem rozumowania. Pozwolę sobie jedynie nieskromnie zauważyć, że gdyby nie ta „mordercza” polityka PRL-u , to pewien elektryk z Pomorza wraz z czeredą naklepanych dzieci przez siebie, mógłby się zajmować wyłącznie rozgrzeszającym obsikiwaniem kropielnic w ramach poszukiwania wspólnej ewangelii dwóch religii.
 

Co zaś do błogosławionego wpływu Brukseli na nasze życie, to ja go, niestety, nie zauważam. Ze swej strony byłbym bardzo wdzięcznym gdyby „uważajemyj” Gaspadin zechciał podzielić się swoimi profitami z racji przynależności do UE, poza okresowymi, rzecz jasna, wyjazdami do Berlina. Inaczej będziemy musieli sobie włożyć te nieuzasadnione zachwyty do propagandowego sztambucha. Faktycznie robotnicy też kiedyś byli tego zdania, że Moskwa ich wykorzystuje a Bruksela im da, później okazało się, iż po plecach i to tak solidnie, że z kraju będą musieli pryskać za chlebem i pucować zlewozmywaki na Zachodzie lub szyby na skrzyżowaniach wielkich miast europejskich.
 

Dzisiaj robotnicy zmądrzeli ale jest już za późno. Majątek ich wysprzedano, robotę odebrano i pozbawiono perspektyw na przyszłość. Zostali oni odarci z wszystkiego co stanowiło dla nich wartość łącznie z godnością i poczuciem bezpieczeństwa. Obecnie kiedy stracili już wszystko w solidarnym stylu, mogą sobie teraz jak na ironię chodzić pod pałac obrońcy proletariatu Generalissimusa Stalina i wyczyniać tam polityczne awantury poczytywane za warcholstwo, pieniactwo i chuligaństwo społeczne. I kto tych czerwonych chamów nauczy poprawności politycznej. Nikt, poza Policją Państwową, która potraktowała ich stosownie pałami i gazem pieprzowym. A to i krzyk się rozległ tych solidarnych robociarzy, że rząd bije robotników, że ZOMO-SROMO i tym podobne głupoty z czasów pierwszej i oszukańczej solidarności. Dzisiejsza Solidarność już doskonale wie jak robola traktować należy. Za mordę, kopa w dupę i na bezrobocie. W tej sytuacje ciągle nie zamkniętym pozostaje pytanie otwarte przez D.P. Czy lepiej było pracować w pocie czoła dla Moskwy czy nic nie robić dla Brukseli?
 

Pomijając już, że swego czasu z Inicjatywy PO wszyscy bogaci Europy zebrali się pod pomnikiem stalinizmu w Polsce to dowiedzieliśmy się również , iż platformersi znajdują się w Europejskiej Partii Ludowej. Jednym słowem szczęść Boże chłopie Tusku w europejskim domu. W tym aspekcie znowu popisowo solidaruchy koty ze sobą drą, nie z powodu racji ale dla zasady. Było to tak doniosłe zdarzenie, że cała Europa zamarła z wrażenia. Zastanawiała się ona znowu na ile będzie można Polskę posunąć…do bocznej ławki lub nawet do ławki rezerwowych. Oczywiście z punktu widzenia tuskowych Frassentów Polska doznała kolejnej nobilitacji europejskiej, w której każdy z nas 400 euro zyska w ich sennych marzeniach. Także tow Kalisz miał w tym przedmiocie swoje uwagi w kontekście problemów PO. Lepiej byłoby jednak gdyby raczył on zauważać nieuchronnie narastające kłopoty własnego SLD zmierzającego ku smudze cienia.
 

O tym, że Polska się liczy nie giełdzie bezrobocia dowodzi fakt, że posiada ona ca 40 milionów siły roboczej. Natomiast życzeniowe myślenie , iż ona się liczy, ponieważ przewodzi jej Tusk jest śmieszne. Przewodzili jej znacznie mniej od niego wykształceni i też się liczyła. Niektórzy magisterki nawet nie mieli, a inni zupełnie nic nie mieli i bzdury opowiadali, i wówczas najbardziej się liczyła. Co zaś do Browna to nie mamy żadnych przesłanek żeby go pouczać, poza werbalnymi połajankami, które nie zmieniają naszego potencjału ani komfortu. Stanowią one jedynie o bezczelnym braku kultury politycznej. Brown w odróżnienie od Tuska jest biały na zewnątrz i czerwony wewnątrz, i czerwienieje z zawstydzenia jedynie wówczas kiedy ma okazje spotkać jakiegoś solidarnego palanta.
 

Na razie nie znajduję przyczyny by masturbować się z powodu oszczędnościowego programu zagranicznego Rostowskiego i lokalnego Tuska, chociażby tylko dlatego, że to oszczędzanie jest ukierunkowane wyłącznie na biednych i budżet z pominięciem głównego nurtu kapitałowego. Ten program jest realizowany od 89 roku i zaznacza się wyłącznie negatywnymi zjawiskami społecznymi. Natomiast nie ma żadnych przedsięwzięć by oszczędzać tam gdzie jest ogromny kapitał. Brak jest działań ukierunkowanych na rozwój, postęp i ucieczkę do przodu jako antidotum na ograniczenia i redukcję. Nie ma się czym chwalić. Biedą, nieszczęściami i katastrofami.
 

Gomułka swego czasu zadawał pytania ludziom jak im się żyje pod jego rządami. Wszyscy malkontenci odpowiadali, że marnie. W końcu zapytał jednego a jak się panu żyje? Ten odpowiedział, że dobrze. Na to Gomułka, a gdybym tak panu nieco przykręcił śrubę? O, to żyłbym jeszcze lepiej. Zszokowany Gomułka powiada a gdybym tak przykręcił śrubę do oporu. Wówczas żyłbym jak prawdziwe panisko, odpowiada indagowany. A kim pan jest z zawodu na zakończenie rzuca Gomułka? Grabarzem ,odpowiada pytany. Ten ponury żart w równym stopniu można przenieść na Pana Wałęsę, Tuska i im podobnych dobrodziejów.
 

Teraz wojna między brzuchatymi przeniosła się w sferę w spotów, których nawet w słowniku wyrazów obcych trudno jest znaleźć. Jak więc prosty naród ma zrozumieć o co tym solidarnym panom idzie?Ponoć rzecz opiera się o zbliżenie pana Tuska z Panią Eryką prześlicznej urody germańskiej, co zarzuca sklerykalizowana opozycja. Nie wiem jak rzecz miała się w istocie, ponieważ poczuwam się do bycia dżentelmenem, przynajmniej tak mi się wydaje. Ale pamięć mnie nie zawodzi i pamiętam jak w Lubuskiem mizdrzył się pan Tusk do pani Steinbach, zapraszał ją na Pomorze,do swego domu i jej domu także, jak się okazało. Jeśli do tego nałożymy dziadka z Wehrmachtu, tego wg.koncepcji pana Kurskiego, to powstaje określony klimat, z którego dziwiłbym się gdyby PiS nie skorzystał. Nie mniej najbardziej zaskakującym jest tutaj, że na polskim gruncie spotkały się dwie tak bardzo różne koncepcje, mianowicie proniemiecka z prożydowską. A tak się nam zarzuca ksenofobię, rasizmy,antysemityzmy i inne debilizmy.
 

Oczywiście z punktu widzenia znanego ludowca pana Passenta Kongres EPP był niekwestionowanym sukcesem Polski. A jeżeli Buzek lub Cimoszka dochrapią się do unijnego korytka to będzie to ponoć jeszcze większy sukces. Mnie się jednak wydaje, że jest to zwykła propagandowa granda. Tak się dziwnie składa, że doskonale pamiętam tych panów i ich sukcesy w Polsce i dla Polski. O ile to pierwsze było niekwestionowanym pasmem ich sukcesów osobistych, to już zaczynają się schody gdy będziemy mówić o sukcesach Polski jako, iż nie było ich w ogóle. O swoich sukcesach tak jak Pani Świerczyńska czy Pan Lech też nie mogę wspominać, ponieważ ich nie zanotowałem, a klęskami ze zrozumiałych względów chwalił się nie będę. Dlatego tak pracowicie się borykam na tym forum by skonstatować w starciu z niekwestionowanymi orłami prawicy, na ile oni mnie przerastają. I z pewnego rodzaju zadowoleniem stwierdzam, że powodów do wstydu nie znajduję. Jednak boli mnie bardzo wewnętrzny dylemat jak to się mogło stać, że takie stado baranów mogło bacę zastąpić.
 

Ponieważ panowie jak zwykle na kongresie ble,ble,ble, więc trudno się zdziwić, że stoczniowcy postanowili wzbogacić ich repertuar. Najbardziej humorystyczne jest to, że są to rodzimego chowu solidarni stoczniowcy, nie jacyś tam bolszewiccy ale demokratyczni jak chłop w chłopa i wierzący jak biskup w biskupa. No, wprost, sama elita robotnicza wyrosła z wałęsiarskich tradycji przeskakiwania przez płot i pozwalająca się unosić zmianom na ramionach tajnej policji. Zakłócili oni swą zadymą europejską fiestę i sjestę wypasionych platformersów. Cóż za prymitywizm, komunie było można dowalać, ale swoim, krew z krwi i kość z kości. Pewnie to Putin na złość polskiej demokracji podrzucił te oddziały specnazu udającego niezadowolonych robotników .I kto w to uwierzy? U nas są wszyscy zadowoleni i śmieją się. Nikt już jednak nie zada pytania z czego są zadowoleni i z kogo się śmieją? Niestety tak bardzo mi się wydaje, że są zadowoleni z PRL-u a śmieją się z III/IV RP. Gdyby było inaczej to bardzo proszę o niezwłoczne sprostowanie.
 

Bijatyka była na cztery fajery z karabinami, pałami, i gazami obezwładniającymi po stronie praworządnej i demokratycznej policji państwowej z hordami zdziczałych robotników, co to nawet łańcuchów wzorem „Wujka” nie miały, chcące zagłuszyć niekorzystne dla nich glosy polityków wybuchami petard. Wynik był z góry przesądzony, spłakanych robotników rozwieziono po domach, by mogli ukoić gorzki ból na wydatnych łonach robotniczych matron. A polityczne życie potoczyło się dalej utartym solidarnym nurtem. Bogactwo dla bogatych a bieda dla biednych.
 

No i na koniec, do łez mnie rozśmieszają unijne sukcesy pana Frassenta. Gdyby tak jeszcze co nieco ów moskiewsko-waszyngtoński acan zechciał o kosztach powiedzieć, jak przystało na politycznego ekonomistę to nie musiałby się wygłupiać w gronie czarnookich i rasowych przyjaciól telewizyjnych,co żadną miarą antysemityzmem nazwać się nie da.

Z okazji nadchodzącego Dnia Dziecka przesyłam wszystkim prawoskrętnym na kolanach, serdecznie lewicowe i dumne, życzenia wyrośnięcia z pampersów i krótkich spodenek naiwnyh przekonań,co do skuteczności prozachodnierj miłości.

Czarny gawron odleciał a problemy pozostały.
 

Prosta i tania reklama w Internecie sprzedawana za pomocą AdTaily(PLALLADTAILY0002)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka