Czansi Ogrodnik Czansi Ogrodnik
2325
BLOG

Jak Orlen uratował umierające dzienniki.

Czansi Ogrodnik Czansi Ogrodnik Media Obserwuj temat Obserwuj notkę 30

Wszyscy w opozycji mają pretensje do koncernu paliwowego o kupno gazet i portali, których nikt nie chciał kupić.

Niemiecki właściciel od kilku lat sprzedawał majątki poszczególnych dzienników, by wyjść na plus dla siebie. Nie inwestował, tylko spijał śmietankę w twardym pieniądzu i wywoził poprzez konta za granicę. Dziennikarze jeszcze za poprzedniego właściciela byli słabo wynagradzani, opcją dla początkujących była umowa zlecenie lub dzieło albo samozatrudnienie zamiast, jak kilka lat temu jeszcze, etat plus wierszówka i premie za „pierwsze strony”. Bieda-redakcje nie miały na wyposażenie biur, stanowisk dziennikarzy, serwis, czy lepszy papier do weekendowych wydań i opłaty. Ta degrengolada zaczęła się mniej więcej w 2011 roku. Inwestowano w działy marketingu, rozbudowane biuro (w stanowiskach) w Warszawie i strony internetowe tyle tylko, by móc funkcjonować. Ale nie było wewnętrznej kontroli nad marketingiem, ani spójnej polityki dla dwunastu dzienników. Już wtedy cała grupa, poza Warszawą, nie miała dobrej oferty zatrudnienia dla dziennikarzy w regionach. Niektórzy z nich musieli założyć agencje lub zgodzić się na zmianę etatu na zlecenie. Niektóre z dzienników nie łapały lokalnych informacji dla codziennych wydań, nie było pomysłów na znaczące spadki wydań papierowych. Strony internetowe poszczególnych dzienników grupy jeszcze nie miały wystarczającej liczby odsłon, żeby przyciągnąć dużych reklamodawców, czy domy mediowe z majętnymi klientami korporacyjnymi.

Spadała drastycznie liczba sprzedanych wydań papierowych, a strony internetowe przynosiły straty.

Dlaczego tak było? Mogę na podstawie własnych doświadczeń i rozmów przedstawić przyczyny tych schodów w dół. Nie było to tylko powszechne zinformatyzowanie w domach czytelników i bezpłatny dostęp online od wszystkich gazet. Lokalne dzienniki o wysokiej liczbie sprzedanych egzemplarzy wykańczała napływająca do wewnątrz patologia.

Kupno od wydawcy grupy dzienników wygląda na uratowanie przez koncern paliwowy wszystkich tych gazet przed zniknięciem z lokalnych rynków czytelniczych. To nie jest i nie była przez ostatnie lata maszynka do robienia pieniędzy. Po sprzedaży nieruchomości, w których mieściły się redakcje, poniesiono koszty wynajmu biur, gdzie ani dziennikarze, ani marketingowcy nie czuli się swobodnie. Powierzchnia do pracy dla dziennikarzy zmalała do w zasadzie jednego dużego pomieszczenia i dwóch czy trzech mniejszych dla naczelnego i działu reklamy. W redakcjach pozostali starzy stażem dziennikarze etatowcy, nie zatrudniano nowych lub zatrudniano ich tylko na śmieciówki. To samo działo się w działach marketingu.

Dziennikarz żeby funkcjonować musi mieć źródła informacji, teren lub temat na wyłączność, samochód i kasę na paliwo czy jedzenie. Niska płaca na zleceniu eliminowała z tych dzienników najlepsze młode „pióra”. Sprzedano komputery stacjonarne, wyposażono dziennikarzy w laptopy, redakcje stały się prawie wirtualne.

P.Dorota w zarządzie koncernu prasowego, jest niezbędna. To nieprawda, że zwalniała wszystkich wydawców, czy redaktorów naczelnych. Fakty mówią zupełnie co innego. Większość pisze, że gdy w marcu 2021 roku dokonano przewłaszczenia spółki do koncernu paliwowego, lewicowi dziennikarze sami składali wypowiedzenia, albo nie potrafili się dogadać z zarządem na temat płac lub odchodzili z komentarzem, że dla PIS-u nie będą pracować. Strzelanie sobie w kolana wywołało o dziwo przychylne potraktowanie uciekających pismaków przez inne redakcje, ale nie na tyle, żeby ich zatrudniać. W tygodnikach lub dziennikach innych firm mogli dostać zatrudnienie tylko najlepsi, a tych którzy zostali w nich zatrudnieni było tylko kilkoro.

Były moloch prasowy od kuluarów poprzez stosunki ludzkie: finansowe, intelektualne i reklamowe w jednym z dzienników nie wygląda tak super profesjonalnie. To nie firma Murdocha.

Pierwszym i ostatnim dobrym pomysłem w nim było wprowadzenie do działu marketingu przedstawicieli handlowych, którzy działali na zasadach podobnych do firmy Grupon. Klient reklamowy gazety lub nowy klient pozyskany, reklamował na łamach gazety i strony internetowej swoje usługi tańsze o 50% dla osób, które zamówią i wykupią kupon rabatowy. W portfel klientów wchodzili m.in.: fryzjerzy, pizzerie, salony kosmetyczne, siłownie, hotele, pensjonaty, miejsca odnowy biologicznej, myjnie samochodowe, czasem gabinety dentystyczne czy lekarskie. Nie wykorzystano potencjału nowych klientów, po upłynięciu umów. Nie stworzono medium na stronie do szybkiego dostępu po rabat, nie zaprojektowano nowego działu usług w darmowych ogłoszeniach gazety, które po akcji przez jakieś pół roku mogłby stworzyć dla reklamodawców potrzebę ponownego skorzystania z pomysłu na rabaty i reklamę w wydaniach papierowych.

W opisywanym teraz przypadku dział reklamy dziennika składał się z pięciu osób w jednym mieście: szefowej, dwóch stałych specjalistek od reklamy i wakatu dla pracownika na umowę śmieciową oraz handlowca od rabatów i dyrektora marketingu w innym mieście z zespołem dwóch grafików, dwóch handlowców od budowania stron dla klientów gazety oraz kilku asystentek od wszystkiego.

Szefowa działu reklamy dziennika przyszła z GW. Ela Z. miała specyficzne podejście do nowych pracowników, nie przesyłała cv do dyrektora marketingu, osobom ze stażem w handlu powierzchniami reklamowymi proponowała pracę na śmieciówce za 1tys.zł na rękę plus prowizję od zapłaconych reklam (często po dwóch, trzech miesiącach od emisji reklamy, podobno standard wydawniczy). Nie miała wyczucia kadrowego. Na tym stanowisku pracownicy śmieciowi działu reklamy poważnego dziennika wykruszali się po kilku miesiącach. Ci, którzy chcieli coś osiągnąć, zarobić poważne pieniądze na prowizji, mieli zabieranych klientów dużych kilkuletnich, z komentarzem, że nie potrafią odpowiednio tego klienta obsłużyć reklamowo. Prowizja od tych klientów trafiała albo do kieszeni Eli Z., albo za milczenie ulubionemu, długoletniemu pracownikowi dyrektora w ramach podlizania się. Nie było wsparcia merytorycznego, Ela Z.nie prowadziła coachingu w terenie. Miała etat i prowizję od prowizji wszystkich w dziale oraz od ściągniętych zaległych kilkumiesięcznych należności od firm, które się w gazecie reklamowały. Nie trzymały się jej jednak pieniądze, bo Ela lubiła ponad wszystko towary luksusowe, szybko rotujące a zaciągała się tylko papierosami zza granicy (tej zachodniej) włącznie. Ela Z. chwaliła się wszystkim jakież to ona kontrakty pisała dla działu reklamy GW, nawet na drugą całą stronę (sic!). Już prawie dwadzieścia lat przed jej przyjściem do działu reklamy tego dziennika reklama całostronicowa w GW kosztowała 60tys.zł. Ela nie wyglądała z ubioru i sposobu zachowania na osobę majętną. Raczej lubiła alkohol, dobre imprezy i niemieckiego kochanka. W swoim biurze ciągle zajęta była poprawianiem swojego wyglądu, a to piłowała tipsy, a to jadła zamówione do biura jedzenie. Tylko czasem robiła raporty.

Ela miała jeszcze jedną wadę, całkiem prywatną w pracy. Gdy po jakimś czasie okazało się, że korzystała z reklamowych umów barterowych dziennika z dużymi firmami kosmetycznymi, salonami chirurgii estetycznej czy hotelami spa, jako biorca świadczeń w zamian za drogie reklamy w dzienniku, została zwolniona.

Gazeta miała niezapłacone wielotysięczne należności za realizacje reklam z umów barterowych, a usługi upiększające dla pani Eli te firmy reklamujące się barterem wykonywały jeszcze przed ukazaniem się reklamy. Co robiła sobie pani Ela w tych firmach? Botoks, korekty liposukcji ciała, modelowanie twarzy kwasami, głowicą elektromagnetyczną i punkcją, korektę nosa, korektę dłoni (wyglądały jak męskie), zabiegi relaksacyjne, pedikiur, modelowanie sylwetki błotem, algami i wiele innych. W reklamach w wydaniach papierowych. za te wszystkie ekscesy pani kierownik Eli, „zapłaciła” gazeta, poszło to w jej straty. Ela lubiła też, zanim ją zwolnili z kierowniczego stanowiska, psuć relacje między osobami, psuć wydania gazet wycofywaniem reklam w ostatniej chwili przed nocnym drukiem, czy skłócać ze sobą dziennikarzy. Szkoda, że dyrektor, który ją zatrudniał zachłysnął się jej cv z GW, zamiast sprawdzić jego rzetelność i zweryfikować powód zwolnienia. Myślę, że powód odejścia z GW, jeśli tam w ogóle pracowała, mógł być taki sam jak w przypadku dziennika w opisanej sytuacji.

Dyrektor działu reklamy (nie podaję płci, ani inicjałów) stosunek do pracy miał podobny do kierowniczki Eli. Nie kontrolował wyników pracy by sprawdzać rzetelność kontraktów reklamowych, natomiast skupiał się na nowych informatykach, którzy mieli „robić” strony dla klientów reklamowych dziennika w pakiecie z reklamą prasową lub internetową. Jeden z tych gagatków zamiast powiększać dobrostan finansowych wyników działu reklamy dziennika, jeździł do nich jako prywatna firma, mówiąc, że zakłada strony klientom dla gazety. Kasa z kontraktu nie trafiała do dziennika, tylko do prywatnej kieszeni informatyka. Gazeta mogła być stratna na kilkunastu klientów w roku, reklamowych i w zakresie budowania stron. Informatyk netto na kontrakcie zarabiał kilka lat temu 3tys.zł. Dyrektor działu nie zorientował się, że odpływają mu majętni klienci gazety do informatyka.

Całość wyglądała tak, jakby przy zmianie właściciela na niemieckiego w odstawkę mieli pójść dobrzy dziennikarze i majątek firmy. Było to zwykłe łupienie finansowe i psucie wysokiego poziomu intelektualnego gazety. Być może dlatego, że gazeta była lewicująca jakieś paniusie wyrzucone przez GW chwytały się paskudnej roboty na „wykończenie” innej gazety.

Dlatego p.Dorota jest potrzebna do objazdu redakcji i w szczególności kontroli działów reklamy. To w pionie reklamy i w finansach firmy działy się od dawna patologie, które trzeba z tej polskiej prasy wyciąć. Pisząc książki o resortowych dzieciach, czy resortowych sędziach i dziennikarzach, jak najbardziej jest zdolna zobaczyć, gdzie patologia dorobkiewiczów postkomunizmu niszczyła gazety i dziennikarzy od środka.

Po zakupie przez koncern paliwowy grupy prasowej podniósł się wielki krzyk, że PIS przejmuje niezależne media. Myślę, że którykolwiek z krzyczących jeśliby bezpośrednio spotkał się z patologiami wewnątrz tych dzienników, nie pisnąłby ani słowa o „niezależności” w/w spółki prasowej. Pisałby raczej o ratowaniu gazet w ostatniej chwili przed zamknięciem tytułów.

Koncern paliwowy jest dla całej grupy tym ratunkiem. Prezes spółki obiecał dofinansowanie dziennikarzy, normalne etaty, sprzęt i rzutkie funkcjonowanie. Oby mu się udało pieniędzmi pokonać regionalną niechęć skostniałych struktur.

Jeśli tylko ktoś z nowego zarządu zajrzy do sześciu drukarni, zobaczy jak i na czym przez ostatnie 10lat oszczędzano, komu drukarnie drukowały poza gazetami i w jakich cenach to robiono w stosunku do kosztu papieru, druku i dystrybucji, dojdzie do wniosku, że kontrolować to mogą tylko zaufani spece z drukarni Gazety Polskiej. Majątek dzienników rozjeżdżał się nie tylko w sprzedaży nieruchomości i prywatnym grabieniu ich z finansów, ale też w „puste etaty” wieloetatowców, szwindle w drukarniach, po szwindle w zakresie liczby kliknięć na stronach internetowych stanowiących podstawę do zdobywania dużych klientów reklamowych. (Przykład – jedno kliknięcie jest notowane w liczniku jako 5 lub 10; albo po jednym kliknięciu na stronę ze zdjęciami z opisywanego zdarzenia każde np. z 20 zdjęć na tej stronie(nie osobno klikanej) stanowi sumę kliknięć taką w liczbie jak liczba zdjęć.)

Oszustwo dla ratowania działów reklam czy nieświadome błędy?

Wyczyszczenie tych wszystkich patologii z dzienników zajmie koncernowi paliwowemu kilka lat.

Z wielu redakcji dochodzą czytelników wypowiedzi, że nikt do tej pory z nowego zarządu nie ingerował w treści publikowane we wszystkich gazetach. Jeden z redaktorów naczelnych, z tych zwolnionych (lub tych, którzy sami się z redakcji zwolnili,) swoje nieszczęście spowodował paszkwilem na obecną władzę/rząd zaglądając w portfele osób opisywanych. Nie był to felieton miły, lekki, czy przyjemny, raczej akcja odwetowa, która samemu dziennikarzowi posłużyła za pretekst do obsobaczania Bogu ducha winnych ludzi, którzy go za ten niski poziom narracji zwolnili. Zwolnili z zażenowania, że podobny poziom pisarski osiągnie niedługo cała redakcja.

Dobrze, że koncern prasowy stał się znowu polski. Większość z nas chce by polska prasa była polską prasą, a nie obcą pisaną w polskim języku.

Nic mnie tak nie wpienia jak niezgodne z przepisami prawa działania pseudo menedżerów mających za cel niszczenie polskiej prasy. Nóż mnie się w kieszeni otwiera jak widzę grę nie fair. Grę nie fair mającą za zadanie niszczenie polskiego biznesu.

Ps.1.Informacja pozyskana w ostatniej chwili dla PR i marketingowców politycznych PIS: wielu samorządowców mających w pieczy i zarządzaniu miejskie i miejsko-gminne ośrodki pomocy społecznej, tuż po kontrolach RIO w 2021 obniża wydatki na zasiłki celowe dla biednych i wykluczonych nawet o kilka tysięcy złotych miesięcznie na jeden ośrodek. Gdzie upychają tak pozyskane środki, na jakie wydatki budżetowe, jeszcze nie otrzymałem informacji, natomiast idzie za tym lokalny plotkarski komentarz, że PIS zabiera ludziom zasiłki, tym najbiedniejszym. Jakby tak miał ktoś z w/w osób czas, by zbadać w tym roku 2021 i poprzednim 2020, gdzie nastąpiły, w których gminach takie cięcia, mielibyśmy jasność, kto personalnie nie sprzyja idei ekonomicznego uwalniania Polaków z biedy i niechcianych zależności.

Ps.2.Składam serdeczne podziękowania działaczom PO w G., panu dyrektorowi gastronomika (nauczyciel w-f w tej szkole z tradycjami) oraz jego bliskiemu koledze katechecie za informacje o sposobach działania regionalnych struktur PO, relacjach wewnątrz ugrupowania, za opinie o nieudolności przewodniczącego B.Budki, działaczach i projektach ustaw na kadencję parlamentu w 2023r. Te informacje posłużą mi do kolejnych analiz społeczno-politycznych ściany zachodniej w Polsce. 

Czytam, oglądam, wnioskuję. Lubię fakty, kieruję się zasadą słuszności. Being There.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura