Gdy w końcówce lat 90. XX w. było głośno o włączeniu Polski w struktury UE, wiele osób sądziło, że jest to dobre rozwiązanie. Nic dziwnego, bo w Polsce, jeszcze w Polsce PRL-owskiej prawo coś znaczyło.
Obywatele mieli prawo do pracy, do wykształcenia dzieci i do opieki zdrowotnej. A relacje tych, którzy byli za żelazną kurtyną, dowodziły ogromnego zasobu materialnego "zachodnich społeczeństw. A że tak właśnie było, potwierdzali uczestnicy zagranicznych ORBIS-owskich wycieczek wiodących szlakami turystycznymi przez Węgry, Turcję i Związek Radziecki. Niejeden "turysta" mógł cieszyć się sukcesem finansowym takiej eskapady.
Od czasu marzeń upłynęło sporo lat i nagle oto znajdujemy się na granicy przetrwania. Za wschodnią granicą Polski trwa wojna nie na żarty. Co raz pojawiają się obrazy przypominające te z lat 1939-1945. Niejedna rodzina wspomina już pokolenie dziadków, którzy mają za sobą doświadczenie sowieckich łagrów.
A ten wymarzony ZACHÓD spycha nas w fizyczny niebyt. Albo przyjmiemy dyrektywy - już nie z Moskwy a z Berlina via Bruksela... albo rząd Prawa i Sprawiedliwości przestanie istnieć...
Cóż, każdy, kto ma nieco rozumu w głowie bez trudu dostrzega tuzów wywodzących się z byłego ZSRR brylujących w zarządach największych struktur gospodarczych na Zachodzie. I być może dlatego nam tak łatwo poszło z uwolnieniem się z dominacji ZSRR, bo jego struktury przeniknęły już wcześniej na ten wymarzony ZACHÓD i do szczęścia brakowało im ich polskich "towarzyszy"...
A że tak właśnie jest, nie trzeba daleko szukać...
wystarczy posłuchać tego komunikatu: Piniendzy nie ma i nie bedzie...
https://www.youtube.com/watch?v=9EIidvYa7MU
Co więc robić ?
Myślę, że warto zastanowić się, jak będzie rozwijała się światowa gospodarka, jak wszyscy Polacy wrócą do swego ojczystego kraju. Owszem, brzmi to nierealnie, ale ktoś tutaj boi się niezależnej Polski...
Inne tematy w dziale Kultura