Wojtek Wojtek
280
BLOG

Prowokator w akcji

Wojtek Wojtek Protesty społeczne Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

Dość dawno temu, pod koniec lat siedemdziesiątych minionego wieku polska gospodarka nie miała się na tyle dobrze, by społeczeństwo było zadowolone. Konieczna była reglamentacja dóbr nie tylko luksusowych, ale także i artykułów żywnościowych. Sytuacja była coraz trudniejsza, bo pewne grupy miały się dobrze przy ogromnym niedostatku w zaspokajaniu potrzeb dla większości społeczeństwa.

Jednym z deficytowych dóbr były mieszkania. Spółdzielnie mieszkaniowe budowały w miarę możliwości mieszkania dla członków spółdzielni, ale w zamian musiały oddać część lokali do dyspozycji środowisk wojskowych, milicji obywatelskiej czy też przychylać się do sugestii w zasadzie jednej partii politycznej, która decydowała niemal o wszystkim.

Pewną namiastką były małe spółdzielnie mieszkaniowe, w których ich członkowie sami budowali mieszkania po godzinach pracy... Często przedsiębiorstwa dysponujące sprzętem budowlanym oraz kadrą pracowników w zawodach budowlanych udostępniały swój potencjał produkcyjny na potrzeby różnych spółdzielni mieszkaniowych zrzeszających członków spoza branży budowlanej i tutaj stawką przetargową była pewna liczba mieszkań zarezerwowana dla pracowników firm wspomagających...

Niestety, niezadowolenie społeczne narastało, bo wprawdzie pojawiały się nowe osiedla mieszkaniowe, ale mieszkania przydzielano osobom z poręczenia partyjnego, osobom z różnych instytucji ważnych ze względu na interes państwa a rodziny oczekujące na własne M3 czekały coraz dłużej...

Innym produktem były samochody. Tych brakowało także i dochodziło do sytuacji, że jeżeli ktoś zdobył jakiś samochód przed laty, to często uzyskiwał cenę giełdową za takie auto w wysokości pozwalającej na zapłacenie ceny samochodu z przydziału - a o przydziale nowych samochodów także działały różne systemy rozdzielnictwa. O "wolnym rynku" można było tylko pomarzyć.

Poważnym deficytem handlowym było mięso i jego przetwory. Kto nie miał znajomości w sklepach mięsnych, musiał obgryzać kości wołowe, bo pierwszy gatunek mięsa bywał w sklepach nad wyraz rzadko.

Podobnie miała się rzecz z owocami z importu. Banany czy pomarańcze albo nawet i arbuzy pojawiały się tylko w sezonie właściwym dla siebie a każdy mógł nabyć w sklepie tyko niewielką ilość i wszystkim było wiadomo, że są sklepy dla osób uprzywilejowanych, gdzie nie obowiązywały żadne limity... Były to sklepy tzw. "mundurowe" - gdzie obsługiwano wyłącznie posiadaczy legitymacji służb mundurowych. Były też sklepy dla pracowników "komitetów" - ale wejście do takiego obiektu mieli tylko posiadacze stosownych przepustek. Tu nawet legitymacja partyjna nie ułatwiała wejścia d środka.

Nic zatem dziwnego, że rosło niezadowolenie w społeczeństwie. Samochody remontowano raczej we własnym zakresie z "załatwianych" części zamiennych. O nowych oponach czy akumulatorach można było tylko pomarzyć, chociaż dla osób "uprzywilejowanych" uzyskanie samochodu "na przydział" nie stanowiło problemu.

Wyposażenie mieszkań w meble także było trudne do załatwienia "od ręki" - biegaliśmy od sklepu do sklepu podziwiając nowe propozycje na ekspozycji oraz zadowalaliśmy się informacją, że zestaw jest "już  sprzedany" i często postawie znajomych można było zawdzięczać możliwość nabycia poszukiwanych akcesoriów. Nic więc dziwnego, że niezadowolenie społeczne trzeba było gdzieś ukierunkować. Władze pamiętały rok 1956 czy też 1970, kiedy to Partia została zmuszona do odwołania pierwszego sekretarza a coraz trudniej było utrzymać posłuch społeczeństwa. Tu już pierwszomajowe kiełbaski sprzedawane z samochodów PSS Społem mogły nie wystarczyć...

I tak oto doszło do sytuacji wywołania kontrolowanego protestu... który wystarczyło ogarnąć i spacyfikować.... a krótko po tych kolejnych "wydarzeniach" władza miała mieć czas do następnej erupcji niezadowolenia społecznego. W mojej ocenie rok 1980 był okresem bardzo dziwnym. W zakładach pracy zdarzały się osoby nie tłumiące swego niezadowolenia  z uwagi na niemożliwość zakupu potrzebnych produktów, braku możliwości posiadania samochodu czy ciasnoty w mieszkaniu teściów...

Studenci również szykowali się "do boju" i dziwiło mnie, że władze uczelni przymykają oczy w sytuacji, gdy po salach wykładowych w czasie przerw między zajęciami coraz powszechniej mobilizowano się do społecznego protestu - już bez wyjścia na ulicę, ale do strajku okupacyjnego. Przecież jeszcze do niedawna wystarczyło większe zgromadzenie, aby pojawiali się "tajniacy" wskazujący umundurowanym funkcjonariuszom Milicji Obywatelskiej, kogo zatrzymać "do wyjaśnienia"... A tu taka pełnia swobody... O jawnym proteście można było mówić swobodnie i nikomu nie spadał włos z głowy...

Ale też coraz częściej nagle milkły telefony i z taką czy inną miejscowością nie można było połączyć się telefonicznie. W takie dni w wieczornym wydaniu Dziennika Telewizyjnego pojawiała się wzmianka o "nieuzasadnionych przerwach w pracy" i ukaraniu winnych takiego niedopuszczanego zakłócania porządku publicznego... Tak było wiosną 1980 roku, marzec, kwiecień, maj, czerwiec - coraz częściej miały miejsce spotkania studenckich grup w sprawie organizacji protestu, gdyby robotnicy rozpoczęli strajk powszechny...

Nie trzeba było długo czekać. Już w lipcu informacje na temat "nieuzasadnionych przerw w pracy" były na tyle powszechne, że był prawie codziennie jakieś protesty szybko lokalizowane i rozwiązywane. Aż w połowie sierpnia doszło do masowego zjazdu pojazdów komunikacji miejskiej, wagony w środku dnia zaparkowano w zajezdniach i zamknięto bramy... Na warcie stanęłi pracownicy miejskiego przedsiębiorstwa komunikacyjnego a mieszkańcom nie pozostało nic innego, jak pieszo podreptać po pracy do domu...

Wieczorem w telewizji podano wiadomość o masowym zatrzymaniu komunikacji w większych miastach, że mieszkańcy popierają protestujące załogi i że są organizowane dostawy żywności i wody dla strajkujących załóg... Wkrótce kolejne załogi przystępowały do strajku solidarnościowego.


Zamieszanie trwało kilka dni, aż pojawiły sie pierwsze informacje o gdańskim komitecie strajkowym w Stoczni Gdańskiej. W telewizji informowano, że rząd prowadzi rozmowy z przedstawicielstwem załogi, na czele którego stał jakiś robotnik. Wkrótce publikowano też rozmowy z nim, ale były to jakieś wycinki rozmów, z których trudno było zrozumieć, o co chodzi...


Po jakimś czasie okazało się, że protestujący pracownicy zakończyli strajk a liderem reprezentującym społeczeństwo okrzyknięto jakiegoś Lecha Wałęsę, którego w zasadzie nie znano. Nie było wiadomo kim jest poza tym, że jest, czy też był pracownikiem Stoczni Gdańskiej, gdzie miał pracować jako elektryk.

Wkrótce doszło do ogłoszenia komunikatu o zawarciu porozumienia z załogą o przerwaniu strajku i powrocie do pracy.

Wiele wydarzyło się od tego czasu a ten robotnik został nawet wybrany na prezydenta państwa. Jednak jego zachowanie nie wskazywało na wielkość tego człowieka a oskarżenia, które go dotknęły, raczej nie przynisły mu chwały. Teraz ten człowiek usiłuje grozić zbrojną konfrontacją z władzą, która rozlicza  osoby winne nadużycia stanowisk publicznych dla osiągnięcia osobistych korzyści.

Myślę, że w państwie prawa nie może być sytuacji, w której bezkarnie można zagrażać innym nieuzasadnionym użyciem broni palnej i nawoływaniem do demonstracji przeciwko porządkowi publicznemu zwłaszcza w sytuacji, kiedy dokonuje się wyjaśnienia spraw wskazujących na osoby winne nadużyć na szkodę społeczeństwa.


Tak to postrzegam.



image

/.../ jeśli ktokolwiek w tym policja stanie mi na przeszkodzie, będę walczył i bronił się.

Przypominam, że mam broń i pozwolenie do obrony osobistej /.../

https://fakty.interia.pl/polska/news-lech-walesa-przypominam-ze-mam-bron,nId,2601193






Wojtek
O mnie Wojtek

O mnie świadczą moje słowa...  .

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo