Bronisław Wildstein Bronisław Wildstein
185
BLOG

Odcinek dziewiętnasty

Bronisław Wildstein Bronisław Wildstein Polityka Obserwuj notkę 16

Apokryfy... – mruknął Korytko. – Wiesz, gdy pierwszy raz przeczytałem ich solidną dawkę, nic z nich nie zrozumiałem. Nie tylko sensu. Nie rozumiałem nawet, o czym mówią. I pomyślałem wtedy o ewangeliach. – Korytko przerwał i rzucił Returnowi przeciągłe spojrzenie. Jego długie, wypielęgnowane palce wysunęły się w kierunku rozmówcy w geście ni to błogosławieństwa, ni to groźby. Uśmieszek duchownego był nieodgadniony. – Takie bluźniercze myśli przychodzą do głowy nawet biskupom, nawet mnie. Pomyślałem: przecież ewangelie pisały te same pastuchy, które tworzyły apokryfy. Oczywiście nie tylko pastuchy: rybacy, cieśle, celnicy. Ludzie z tego samego środowiska, ówczesnego półświatka... Oczywiście wiem, że ewangelie powstawały z boskiej inspiracji... – Return, jak zwykle, nie wiedział czy odcień ironii był tylko projekcją jego wątpliwości, czy też biskup rozmyślnie daje mu ją odczuć. – Oczywiście żartuję z rzeczy, z których nie powinno się żartować, ale to tylko między nami... – musnął końcami palców policzek Returna. – Oczywiście przesadzam, grubo przesadzam. I to, co mówię, nie odnosi się w ogóle do świętego Pawła. On był właściwie Grekiem i obywatelem rzymskim. Ale ci inni... Pomyślałem wtedy, że może rozumiemy ewangelie, czujemy ich sens i piękno tylko dzięki nadbudowanej na nich tradycji, którą tworzy Kościół – ale znaczy to również, że to piękno tworzymy także my sami. Dzięki urodzie rytuału, ceremonii, tego, czego nie rozumiał taki prostak jak Luter i dlatego zniszczył to wszystko. Ewangelie rozumiemy przez to wszystko, co o nich powiedziano, przez literaturę, która na nich wyrosła. A te apokryfy... Są jak suche drzewo, które nie wydało żadnych owoców, i ty egzaltujesz się jednym z nich, jednym z tak wielu...

Stali w środkowym pokoju biblioteki Returna. Mleczne światło sączyło się spod sufitu. Gospodarz unikał blasku, które niepokoiłoby książki. W rogach pokoju stały przesuwane lampy o secesyjnych kształtach, których abażury mogły kierować snop jasności wyłącznie na wybrany cel, otwartą książkę. Wyciszony Mozart stawał się tłem dla biblioteki. Biskup Korytko pojawił się u Returna po chyba już paruletnich obietnicach odwiedzin, gdy biblioteka redaktora zyskała już sławę w Warszawie. Może i dobrze, że dopiero teraz, gdy jej przestrzeń – blisko dwieście metrów kwadratowych – została już ostatecznie uformowana, myślał gospodarz z dumą.

Ale co się stało z oknami – zainteresował się nagle Korytko, po wyrażeniu należytego uznania dziełu Returna.

Zamknięte na stałe, są teraz półkami na książki – odpowiedział Return z głęboką satysfakcją. – Ale ewangelia Judasza... ksiądz biskup nie dostrzega tu niczego innego? Przecież to zmienia naszą perspektywę myślenia o fundamentalnym wydarzeniu naszej tradycji! Dotąd była to historia zbawiciela i zdrajcy.

No, nie upraszczaj, jest tam jeszcze wiele innych narracji – tym razem Korytko zdecydowanie przywołał do porządku zapalającego się Returna.

Oczywiście, ma biskup rację. Ale historia o zbawicielu i zdrajcy była jedną z zasadniczych dla naszej kultury. A ta ewangelia, ten apokryf pokazuje, że nie ma zdrajcy, jest tylko człowiek zaplątany w historię, człowiek, który chce dobrze. I to on powoduje, że przeznaczenie może się dopełnić. I dlatego staje się kozłem ofiarnym. Nie ma zdrajcy, jest tylko kozioł ofiarny, na którym słabi chcą odegrać się za swoje porażki. Jak Piotr, święty Piotr...

Czy nie posuwasz się za daleko? – Korytko mówił to, a jednocześnie uśmiechał się wyrozumiale, jego wypielęgnowane palce ślizgały się po sutannie, strącając z niej nieistniejące pyłki. – Nie dowartościowuj Judasza kosztem Piotra.

Chodzi mi tylko o to, że wszyscy jesteśmy jednakowo ułomni i tylko okoliczności, przeznaczenie... Bóg – poprawił się szybko Return spoglądając na Korytkę – desygnuje nas do określonej roli. I ci, którzy mili pecha, popełnili błąd albo załamali się, stają się kozłem ofiarnym społeczeństwa, projekcją jego win i kompleksów. Wybaczysz... Ksiądz biskup wybaczy, że trochę przeinterpretowuję Girarda – Return czasami mylił się i powracał do formy sprzed lat, gdy zwykły, choć bardzo utalentowany ksiądz Grzegorz Korytko pisywał do „Przeglądu Katolickiego” i był ze swoim dobrym kolegą na ty. Gdy został biskupem, Return zaczął zwracać się do niego w urzędowej formie, a Korytko nie oponował. Przeciwnie, dał odczuć swoje zdziwienie, gdy parę razy przez pomyłkę usłyszał: ty. – Nie posuwam się tak daleko jak Borges, który w jednym z opowiadań przymierza Judasza do roli zbawiciela, bo to przecież Judasz cierpiał najdłużej, cierpi ciągle, przeżywa piekło moralne, a może i piekło właściwe... To były chyba „Fikcje”... zaraz ci, księdzu biskupowi pokażę – Return przysunął gwałtownie najbliższe skręcające się wokół własnej osi schodki, których kilka stało wzdłuż ścian, i wdrapał się na nie niezdarnie. – Tak – wygrzebywał z górnej półki właściwą książkę, chwiejąc się na niestabilnym mebelku – to są „Trzy wersje Judasza” – schodził po stopniach nieco niepewnie wymachując książką.

Zapalasz się, mój przyjacielu – Korytko był znowu niezmąconym dostojeństwem. – Też kocham Borgesa. Ale jego twórczość to, jak on sam to słusznie podkreśla, tylko fikcje. Rozmaite próby, wariacje, zabawa, choć przyznam, szlachetna zabawa.

Korytko kochał swój głos. Jak większość kaznodziei, domniemywał Return. Szkolą się w używaniu go, a więc na początku muszą go polubić, zżyć się z nim, jak z dobrym instrumentem. Niekiedy Korytko wypowiada się tylko po to, aby usłyszeć siebie, pomyślał.

Tak jak nasza kultura – dopowiedział na głos bezwiednie. – Przecież nasza kultura jest do pewnego stopnia zabawą, grą znaczeń, która pozwala przymierzać się nam do rozmaitych wyborów, testować je – wyjaśniał, gdy Korytko, który wcześniej odwrócony prawie tyłem pieścił palcami grzbiety książek, zrobił wyjątkowo dynamiczny zwrot, spojrzał na niego badawczo i Return poczuł się zobowiązany do wytłumaczenia. – Oczywiście wiem, że są teksty ważniejsze, ważne, ale właśnie ta ewangelia... ten apokryf o Judaszu jest bardzo ważny. Mówi nam, że zdrada to tylko nazwa, którą nienawistnicy upokorzyć chcą swoich wrogów, a dowartościować siebie. To tylko konstrukcja narracyjna. Ten tekst, ta ewangelia, niech będzie apokryf, wyzwala nas. Zdejmuje brzemię, które zrzucić usiłują na nas inni, aby odciążyć siebie. Nie, nie księże biskupie, nie chcę powiedzieć, że to taka sama ewangelia jak Marka czy Mateusza – Return wyprzedził sprzeciw Korytki, który wzniósł solennie przypadkowo wyciągniętą książkę, szykując się do kazania – ale myślę – Return nie pozwalał sobie przerwać – że jakby dobrze poczytać, to i tam odnaleźć możemy to, co ta ewangelia, ten apokryf mówi wprost. Przecież sam mówiłeś, znaczy ksiądz biskup mówił o wieloznaczności ewangelii... Ale przewaga, to znaczy, chciałem powiedzieć, bezpośredniość tego apokryfu powoduje, że staje się on zrozumiały dla każdego, zwłaszcza, gdyby napisać do niego właściwy wstęp... Może on trafić do wszystkich. Uwolnić nas! – Return zorientował się, że nieomal krzyczy. Korytko odłożył książkę i patrzył na niego zafascynowany.

Przyjacielu, ależ potrafisz się jeszcze roznamiętnić. To pięknie – duchowny kiwał głową z uznaniem.

Return wciągnął głęboko powietrze. Chciał się uspokoić.

Księże biskupie, bo to naprawdę ważne. W swoich ostatnich wypowiedziach tak wspaniale biskup mówił o miłosierdziu. Ewangelie są przesłaniem miłosierdzia. A co jest największym miłosierdziem? Zdjąć ciężar winy! Jak zmieni to naszą cywilizację! Skończymy z tym wzajemnym oskarżaniem się, obwinianiem. Przełamiemy fatalny krąg podejrzeń. Dobrze, mogę zgodzić się, że kiedyś, wychowawczo, trzeba było utrzymać konwencję winy, zdrady – Return, porwany swoją elokwencją wyprzedzał wątpliwości Korytki – ale dziś? Dziś uwalniamy się z wszelkich konwencji i Kościół też powinien wyciągnąć z tego wnioski. Mówię wprost, bo rozmawiamy tylko w dwójkę. Przecież sam biskup wie, jakim kłopotem jest nienadążanie za czasem, jakie ma miejsce w Polsce. Dotyczy to także Kościoła. Przecież obaj wiemy, że choć Kościół jest wieczny, to zmienia się w czasie. Bo jeśli nie potrafi tego robić...

Bez przesady. Nie angażuj się tak bardzo w naprawę Kościoła, bo on sam potrafi o to zadbać. Choć mówiąc to, zgadzam się częściowo z tobą. – Biskup postanowił wreszcie przywołać Returna do porządku. Poza tym za długo był tylko słuchaczem. Return grzecznie przycupnął na rogu fotela, sposobiąc się do dłuższego wykładu.

Nie wyciągnęliśmy należytych wniosków z II Soboru. Zwłaszcza w Polsce. Nie pożegnaliśmy się z Kościołem konstantyńskim. Nie zdaliśmy sobie nawet sprawy z głębi zmiany, jaką wielki sobór przeprowadził. Bo to jest już inny Kościół, choć nie powinno się tego mówić publicznie. Przecież chodzi nie tylko o odejście od ambicji ziemskiego panowania. Wnioskiem z tego powinno być zobaczenie człowieka inaczej, z większą ufnością. Jak mówisz, nie formowanie go na miarę oczekiwań Kościoła, naszych oczekiwań, ale pozostawienie mu swobody. Przecież Pan musiał mieć jakieś racje, jeśli tworzył tak zróżnicowaną menażerię ludzką. A doświadczeń w formatowaniu człowieka mieliśmy w zeszłym, na szczęście, stuleciu aż za dużo.

Słowa Korytki napływały i odpływały. Potem już tylko odpływały. Return po raz nie wiadomo który patrzył na książki. Dawno pogodził się już z myślą, że nie przeczyta wszystkich, ale wszystkie znał już dobrze. Do każdej zdążył zajrzeć co najmniej kilka razy. Wiedział, co może w nich znaleźć. Starał się przynajmniej raz dziennie spędzić trochę czasu w bibliotece. Były to jego ulubione chwile. Książki szeptały do niego. Usiłował przywołać ten moment, gdy wchodził do biblioteki i uspokajał się, wyciszał. Zaczynał wówczas łowić szmer tysięcy głosów: „Przeciw wam w pomoc nie przyjdą mi duchy; /Na moje czary każdy z was jest głuchy /I rozpacz tylko czeka na mnie wszędzie”; „W ten sposób ten mit ocalał i nie zginął. Może on i nas ocali i przez Rzekę Zapomnień szczęśliwie przebrniemy, a nie splamimy duszy”; „Ludzie mają wzgardę do religii i nienawidzą jej, i lękają się, że mogłaby być prawdziwa”; „Albowiem ludzie nie są równi: tak mówi sprawiedliwość. I tego, czego ja chcę, im chcieć nie wolno”; „Tu nie mógł nikt inny otrzymać wstępu, gdyż to wejście było przeznaczone tylko dla ciebie. Odchodzę teraz i zamykam je”; „Oto ja, stary człowiek, w miesiącu posuchy/Słucham jak czyta mi chłopiec i czekam na deszcz”; „Nie ty zabiłeś ojca, nie ty! ” – głosy mieszały się, łączyły, nakładały na siebie. Otwierały nieznaną przestrzeń.

Każda książka jest tunelem do innego świata. Ofiarowuje inną nadzieję, możliwość innego wcielenia. Niespodziewanie Return przypomniał sobie Strunę. To było prawie trzydzieści lat wcześniej. Snuli opowieść, że już niedługo będzie można wybierać sobie powierzchowność. Zmieniać ją, a więc uciekać od swoich społecznych miejsc, zmieniać płeć, wygląd, być kimś innym, nierozpoznawalnym. Śnili wspólny sen o porzuconym brzemieniu przeszłości, o ciągłym odradzaniu się na nowo. Zastanawiał się wtedy, po co Danielowi te fantazje. Return niczego wówczas nie pragnął bardziej, niż być jak on, jak Struna. Ale Daniel pławił się w możliwościach, jakie niosła wizja nieograniczonych wcieleń. Jak zawsze, zapalał się, angażował, przeżywał. Return zazdrościł mu tego. Po latach marzenie o nieskończonej liczbie egzystencji, powróciło do Returna pod postacią biblioteki. Książki zapraszały go. Opowiadały na nowo i, wydawałoby się, inaczej te same historie, pokazywały, że mogą być inne i on może być inny w nich. Coraz to inny. Nie potrzebował wspomnień. Dlatego teraz usiłował uwolnić się od obrazu Struny, który przypłynął do jego biblioteki na fali wspomnień. Ten uporczywie trzymający się życia menel wkradł się do królestwa Returna, wlokąc za sobą młodzieńczą kukłę roześmianego efeba. I wskazując na nią opowiadał starą, niepotrzebną nikomu historię. Musiał go przepędzić, zagłuszyć, pozbyć się.

Tak, zaangażowanie jest niebezpieczne – mówił Korytko – wolałbym pozostać w bibliotece... Ale to nie zależy tylko od nas. Musimy odpowiedzieć na wyzwanie czasu. Bronić swojego świata. Zwłaszcza teraz, gdy wokół nas podnosi się wrzawa troglodytów, gotowych posługiwać się ewangelią niczym maczugą, aby roztrzaskać nią nasze czaszki. Wołają o prawdę, która jest dla nich prostactwem. Chcą zająć nasze miejsca. I po to im ta ich prawda. Chcą nas upokorzyć, ci obdarzeni wątpliwą łaską późnego urodzenia, albo zbyt prymitywni, aby zostali poddani próbie w złych czasach. Chcą wprowadzić chrześcijaństwo Hammurabiego, nie chcąc pamiętać, że Chrystus to miłosierdzie. Sprawiedliwi...

Return pierwszy raz widział Korytkę tak podnieconego. Sam biskup zorientował się, że nie przystoi mu taki nadmiar emocji i uspokoił się. Tylko palce gwałtownie strzepujące z sutanny niewidoczne pyłki świadczyły o jego wzburzeniu.

Tak. Właśnie o to chodzi! – Return poczuł wiatr w żaglach. – Dlatego tak ważne jest zredefiniować figurę Judasza i cały problem winy. Czyli grzechu – poprawił się. – „Zemsta jest moja”, mówi Pan. Bo to Bóg jest od określania grzechu. Człowiek nie ma do tego prawa. Dlatego gdybyśmy wydali tę... ten apokryf, a ksiądz biskup napisałby wstęp...

Nie wiesz, co mówisz! – Korytko uśmiechnął się wyrozumiale. – Przecież nie mogę tego zrobić. Ale ty możesz. Potrafisz wytłumaczyć to Michałowi. Jeśli rozpocznie się dyskusja, mogę zabrać w niej głos i nawet, do pewnego stopnia, bronić tego tekstu. I twojego do niej wstępu. Bo przecież – uśmiechnął się promiennie – czytam go już, słyszę go w tym, co mówisz. I nie powiem, choć jest w tym trochę takiej zuchwałości czy bezceremonialności, to co mówisz jest właściwe mi bliskie. Bronisz godności człowieka. Tej fundamentalnej, którą każdy w sobie nosi. Ludzie o moralności troglodytów wykrzykują słowa, których nie rozumieją. Sprawiedliwość, wołają, a myślą o zemście. Prawda, wyją, a chcą tą prawdą podeptać godność ludzką. Więc masz rację, Judasz się przyda. Zresztą przydał się. Bez niego nie byłoby zbawienia. – Korytko śmiał się ze swojego konceptu. – Teraz musimy zbawić Judasza. Jesteśmy przecież chrześcijanami i kierujemy się miłosierdziem.

 

Zobacz zdjęcia i przeczytaj relację z promocji książki w Klubie "Traffic"

"DOLINA NICOŚCI" JUŻ W KSIĘGARNIACH! Wierzę, że kolejne odcinki powieści będą zaczynem gorącej dyskusji. Liczę na Was, na Wasze uwagi i oceny. Proponuję Wam również zabawę. Zainteresowani mogą kontynuować powieść na własną rękę. Będą odgadywać intencje autora, a może tworzyć dla nich interesujące uzupełnienie, albo ważny kontrapunkt. Dla najciekawszych wypowiedzi przewidziane są symboliczne nagrody.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka