Powściągliwy Dynamitard Powściągliwy Dynamitard
523
BLOG

Czy zostaliśmy zdradzeni o świcie? czyli o naszej polityce zagranicznej słów kilka.

Powściągliwy Dynamitard Powściągliwy Dynamitard Polityka zagraniczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

Rząd PiS poczuł się zdradzony o świcie i trąbi: Amerykanie nas nie kochają, bo się zgodzili na Nord Stream 2, a Niemcy i Rosja są źli, bo prowadzą coraz więcej działań jawnie sprzecznych z interesami naszego regionu. Litwa oszalała i próbuje przejąć rolę pierwszego amerykańskiego lizusa w regionie, a Węgrzy trollują wszystkich, najczęściej polskimi rękami. Zatem Polska postanowiła się na wszystkich (zwłaszcza na USA obrazić) i kopnąć Amerykanów po kostkach. Przyznam szczerze, że przyglądanie się jak szybko polski rząd przeszedł do kąsania amerykańskiej ręki którą wcześniej czule całował, jest co najmniej ciekawe. 

Słowa i polityka nowego Prezydenta USA o zgodzie na budowę NS2 i nie drażnieniu Niemców, choć dla Polski gorzkie i trudne, są jasnym symbolem zmiany myślenia Ameryki o Europie. Od kilku lat bowiem, elity dyplomatyczne USA dyskutujące na łamach Foreign Affairs i Foreign Policy (bardzo polecam, wiele artykułów nie jest za paywallem!) podnoszą, że po pierwsze Europa powinna w końcu sama zadbać o swoje bezpieczeństwo wojskowe albo płacić więcej za amerykański parasol ochronny. Po drugie, w debacie tej od dawna jest jasne, że że strategicznym rywalem USA nie jest już Rosja, ale Chiny i raczej będzie chodziło o to, żeby nie dopuścić do silnego sojuszu Niemcy-Rosja-Chiny. 

Zresztą krytyka amerykańskich elit wobec Donalda Trumpa dotyczyła raczej tego, że próbuje w pojedynkę, przeciw wszystkim pokonać Chiny, lekceważąc dotychczasowych sojuszników. Demokraci zatem przystąpili do odbudowy relacji atlantyckich i budowy sojuszu antychińskiego. I tutaj rola zwłaszcza Niemiec jest dla USA bardzo ważna. Biden zresztą powiedział, że zależy mu na Niemczech, więc nie chce ich antagonizować blokadą NS2. Kto zaskoczony, niech zobaczy jak Amerykanie cynicznie, ale zgodnie ze swoimi interesami na Bliskim Wschodzie potraktował Kurdów. 

Dla Polski oznacza to, że czas wiary w Amerykę jako gwaranta naszego bezpieczeństwa na arenie międzynarodowej i opierania się na relacjach z USA kosztem relacji z Unią Europejską się kończy. Oczywiście, niektórzy twierdzą, że to jest prawdziwa miłość i ona nigdy się nie kończy, tylko przeżywa czas próby. Niezależnie od tego, w musimy zatem przemyśleć nasze cele strategiczne i dyplomatyczne na arenie międzynarodowej. 

Myślę, że warto tu przypomnieć pięcu nienowych zasad polityki zagranicznej:


1) Mierzmy zamiar podług sił i nie wkładajmy palców między drzwi. 

Cnoty umiaru i pragmatyzmu nie były nigdy przesadnie mocno zakorzenione w polskiej polityce zagranicznej. Często naiwność, brak rozeznania albo resentyment uniemożliwiały nam prowadzenie polityki zagranicznej zgodnej z naszymi interesami. 

Zdajemy sobie sprawę z naszej słabości (zwłaszcza liberalnej strony) polegającej na silnej potrzebie zdobywania uznania na europejskich salonach i prowadzenia polityki zagranicznej nie w zgodzie z polskimi interesami, ale zgodnie z wyobrażeniami i oczekiwaniami innych. Jednak po 30 latach wolnej Polski mieliśmy szansę już kilkukrotnie na własnych błędach przekonać się, że siła i powaga naszego państwa jest wprost proporcjonalna do siły naszych firm i naszych możliwości ekonomicznych i organizacyjnych, a nie od pochlebnych artykułów w zachodniej prasie. 

Jasnym jest, że nie cofniemy kijem Wisły i nie zmienimy naszych narodowych przywar w miesiąc. Dlatego proponujemy zacząć od małych rzeczy. Po pierwsze, przyjmijmy, że nie będziemy się angażować w inicjatywy które dotyczą polityki globalnej, ale nie dotyczą nas. Czyli przyjmijmy podejście życzliwego braku zainteresowania takimi sprawami. 

Owszem, miło jest zasiąść przy stoliku z globalnymi mocarstwami, ale warto robić to w określonym celu. Przykładowo, organizowanie szczytu antyirańskiego w Warszawie, było daleko idącym gestem wobec USA, ale przyznać trzeba, że nie mamy zbyt wielu interesów w Iranie i w tamtej części globu (ale przyznać trzeba, że w Iranie to z powodów historycznych Polaków lubią, więc trochę szkoda). 

Podobnie, nie blokujmy jako pierwsi w UE kapitału chińskiego, żeby się przypodobać USA, tylko starannie obserwujemy otoczenie i podejmujmy decyzje pragmatycznie, zgodnie z interesami naszych firm. Zresztą widać, że wiele państw UE, wiedząc że blokowanie Chin jest dla USA priorytetem, świadomie balansuje i nie deklaruje wprost (i za darmo!) wrogich gestów wobec Chin. 

Jeśli narzucimy na swój narodowych charakter takie dwa filtry,, to już będzie duży przełom w polskiej polityce zagranicznej od XVII wieku. Nie od razu w końcu Kraków zbudowano. 


2) Nie grajmy otwarcie i bez powodu przeciwko tym, z którymi mamy silne więzi handlowe.

O utracie Alzacji w 1870 Francuzi mieli “myśleć zawsze - mówić nigdy”. My robimy dokładnie odwrotnie.

Mam tu na myśli nasz schizofreniczny stosunek do RFN. To nasz największy partner handlowy i główny dostawca technologii dla naszych firm. Czy nam się podoba czy nie, wpływ gospodarki niemieckiej na Polskę jest raczej pozytywny, zwłaszcza w skali mikro - kto pracował w niemieckiej firmie w Polsce ten doceni niemiecki wkład w kulturę zarządzania w biznesie. Gospodarczo korzystamy na bliskości z największą gospodarką UE, równocześnie uderzamy w bardzo mocne tony polityczne. 

Coraz silniejsze uzależnienie Niemiec od produkcji w Polsce i w Grupie Wyszehradzkiej możemy też wykorzystać jako lewar w polityce wobec Niemców. Niemcy zapewne zrobią niewiele, żeby Polska stała się kimś więcej niż tylko poddostawcą dla ich gospodarki, ale już kilkukrotnie pokazały, że jeśli trzeba to są w stanie wykonać wysiłek, żeby nasz region w miarę spokojnie i równomiernie się rozwijał bez perturbacji. Ten punkt nie nakłania do uległości, ale raczej do większej przebiegłości. Bo jeśli nie jesteś na tyle silnym, żeby być być lwem, to bądź lisem. 

Ta zasada mówi jasno, że w przypadku sprzecznych interesów należy wystąpić jawnie przeciw, ale sprytnie, jak lis. Najlepiej nie w pojedynkę, ale w kolacji państw. Wymaga to więcej pracy i umiejętności budowania przewidywalnej augmentacji dla koalicjantów, ale gra jest warta świeczki. 


3) Kto nie jest przeciwko nam, ten jest z nami czyli szanujmy politykę energetyczną KE, bo ona zrobiła dla zmniejszania naszej zależności wobec Rosji więcej niż cała nasza klasa polityczna III RP. 

Komisja Europejska to dla wielu wygodny chłopiec do bicia. Zapewne ma wiele za uszami, co nie zmienia faktu, że dzięki KE w Polsce naprawdę sporo udało się zrobić jeśli chodzi o wyjście z gospodarczej, a zwłaszcza gazowej zależności od Rosji. Ewangelia mówi: nie po słowach, lecz po owocach ich poznacie. Zatem przypomnę tylko, że to KE zablokowała skrajnie niekorzystną umowę gazową wynegocjowaną przez Waldemara Pawlaka, zaskarżając tę umowę, jako niekorzystną cenowo dla polskich konsumentów oraz twierdząc, że taka wieloletnia umowa jest skrajnie niekorzystna dla polskiej gospodarki (sic!). To KE w 85% sfinansowała WSZYSTKIE gazociągi biegnące w Polsce w relacji Północ-Południe i pozwalające na dywersyfikację dostaw. To KE wspiera i współfinansuje tzw. interkonektory, czyli międzysystemowe połączenia gazowe z Czechami i Słowacją, tak ważne podczas kryzysów gazowych wywoływanych przez Rosję. 

To UE w 85% sfinansowała i pomagała nam rozwijać terminal LNG w Świnoujściu, żeby zapewnić nam możliwość importu gazu z innych części świata. I to w końcu KE promuje od wielu lat koncepcję korytarza gazowego Północ-Południe, czyli połączenie siecią gazociągów państw leżących od Bałtyku do Adriatyku i zamknięcie tych połączeń terminalem LNG w Świnoujściu i terminalem LNG w chorwackiej wyspie Krk. 


4) Zbudujmy sieć sojuszy w oparciu o wspólną infrastrukturę. 

Nasze położenie pomiędzy Wschodem a Zachodem historycznie było zarówno błogosławieństwem (budowa bogactwa w oparciu o szlaki handlowe kontrolowaną przez Koronę Królestwa Polskiego i Gdańsk), jak i przekleństwem (brak naturalnych barier geograficznych przed napaścią agresywnych sąsiadów). 

Obecnie Polska, poprzez budowę infrastruktury gazowej na północy Polski (terminal LNG w Świnoujściu, Baltic Pipe), czy plany zainwestowania około 26 mld zł w morską energetykę wiatrową, a także gwałtowny rozwój portu i terminalu kontenerowego w Gdańsku, znowu spogląda na Bałtyk, ta infrastruktura, w połączeniu z naftoportem, jest to historycznie bardzo dobra szansa, żeby zbudować połączenia infrastrukturalne z sąsiadami (nic tak nie łączy jak wspólny handel i interesy). 

Dodatkowo, znowu dzięki wsparciu UE, budujemy podmorskie połączenia energetyczne. Pierwszy SwePolLink (600MW) do Szwecji, drugi Harmony Link pomiędzy Kłajpedą a Władysławowem (700MW). Są to realne interesy i infrastruktura, pozwalająca na budowę sojuszy pozytywnych, a nie tylko przeciwko. 

Dodatkowo, państwa Bałtyckie oraz nordyckie mają podobne rozumienie zagrożenia rosyjskiego jak Polska, czego nie zawsze można powiedzieć o państwach Zachodu. Dodatkowo, państwa nordyckie już jakiś czas temu zaczęły rozwijać swój wspólny system militarny, będąc świadomym swojego peryferyjnego względem zachodu Europy położenia. 

Podobnie jak w przypadku Bałtyku, myślmy o Inicjatywie Trójmorza. Tylko silne więzi infrastrukturalne i realne korzyści z tego płynące przekonają naszych sąsiadów do współpracy. Nie miejmy złudzeń. 


5) Szukajmy strategicznych partnerów, którzy nie mają interesów politycznych w naszym regionie. 

Polska stoi przed decyzjami o wielomiliardowych inwestycjach w energetykę, czy budowie nowych lotnisk, rozwoju portów. Będziemy potrzebować do tego międzynarodowych partnerów posiadających doświadczenie i know-how. Naszym pryncypium powinno być założenie, że preferujemy współpracę przy dużych inwestycjach z państwami i ich firmami, które w ich budowie widzą normalną aktywność biznesową, a nie narzędzie do nacisku i realizacji swoich interesów.

Dlatego lepiej, jeśli miałoby dojść do budowy elektrowni atomowej w Polsce, żeby zrobili to Koreańczycy albo Japończycy, a nie Francuzi czy Amerykanie. Podobnie rzecz ma się z budową Centralnego Portu Komunikacyjnego - preferowane powinny być firmy z Azji (Singapur czy Korea które mają duże doświadczenie), a nie firmy z Zachodu. 

Przykładem może być tutaj terminal i port w Gdańsku, zarządzany z sukcesami i rozwijany przez firmy z Singapuru. Ciekawe, jakby to wyglądało, gdyby port należał do firm niemieckich albo holenderskich? 






Any writard who writes dynamitard shall find in me a never-resting fightard

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka