Wyobraź sobie wczesny czerwcowy poranek. Słońce dopiero przebija się przez korony drzew, a ulice – jeszcze przed chwilą zwyczajne – zmieniają się w coś zupełnie innego. Pachną świeżo ściętą trawą i polnymi kwiatami, z okien domów zwisają białe płótna, a przed każdym skrzyżowaniem wyrastają misternie budowane ołtarze. To nie jest zwyczajny dzień. To Boże Ciało – jedno z najbardziej niezwykłych świąt katolickich, które od wieków wymyka się sztywnym ramom liturgii, wychodzi z kościołów i wkracza w samo serce codzienności.
Skąd właściwie wzięło się to święto, obchodzone z takim rozmachem, a jednocześnie tak głęboko zakorzenione w duchowości? Historia Bożego Ciała zaczyna się nie od dekretu papieskiego, lecz od wizji – cichej, mistycznej, prawie intymnej. Oto jej historia:
W XIII wieku, w niewielkim klasztorze niedaleko Liège, żyła zakonnica o imieniu Julianna z Cornillon. Miała powtarzający się sen: widziała księżyc w pełni, ale z ciemną plamą. Dla niej był to znak – Kościół potrzebuje święta, które uczci Eucharystię, Ciało i Krew Chrystusa, nie tylko jako część Mszy, ale jako osobne, pełne uwielbienia wydarzenie. Przez lata Julianna nie mówiła nikomu o swojej wizji. Dopiero po długim czasie podzieliła się nią z duchownymi, a wieść o jej proroczym śnie dotarła aż do papieża Urbana IV. To właśnie on, poruszony dodatkowo pewnym niezwykłym wydarzeniem, ogłosił Boże Ciało świętem dla całego Kościoła.
Ten impuls przyszedł z małego włoskiego miasteczka – Bolsena. W 1263 roku czeski kapłan pielgrzymujący do Rzymu, Piotr z Pragi, odprawiał Mszę Świętą. Dręczyły go wątpliwości, czy naprawdę, w tej zwykłej hostii, obecny jest Chrystus? Wtedy wydarzyło się coś, czego się nie spodziewał: hostia zaczęła krwawić. Krople krwi spadły na biały korporał i kamienny ołtarz. Przerażony i poruszony, udał się do papieża. Urban IV, który rezydował w pobliskim Orvieto, uznał to wydarzenie za znak niebios. Korporał z Bolseny do dziś przechowywany jest w tamtejszej katedrze, a cud ten stał się jednym z najważniejszych w historii Kościoła.
Boże Ciało bardzo szybko przyjęło się również w Polsce, bo już w XIV wieku. Jednak nigdzie indziej nie rozwinęło się z taką siłą i barwnością. Procesje stały się tu prawdziwym misterium, nie tylko religijnym, ale i społecznym. W miastach – z udziałem duchowieństwa, wojska, władz i dzieci komunijnych. Na wsiach – z całą gamą barw, śpiewów i zapachu ziół. W Łowiczu do dziś uczestnicy noszą tradycyjne stroje ludowe, tworząc żywą mozaikę przeszłości i wiary.
Jednakże to tylko część historii, bo Boże Ciało to także święto pełne zapomnianych dziś zwyczajów i dawnych wierzeń.
Kiedyś wierzono, że trawa i kwiaty, po których przechodzi procesja z Najświętszym Sakramentem, nabierają mocy ochronnej. Zbierano je zaraz po procesji i przechowywano w domach, miały chronić przed burzami, chorobami, a nawet złymi duchami. W niektórych wsiach, zanim procesja ruszyła, strzelano z moździerzy, nie tylko na cześć Boga, ale też po to, by "przegonić” to, co złe i nieczyste.
Bywało też, że Boże Ciało stawało się prawdziwym teatrem ulicznym. Na trasie procesji ustawiano sceny z postaciami biblijnymi – aniołowie, apostołowie, Maryja. Dzieci recytowały wersety z Pisma Świętego, a lokalni rzemieślnicy konkurowali, który ołtarz będzie najpiękniejszy. Z czasem te tradycje zanikły, ale echo tamtego ducha nadal pobrzmiewa w szeptach modlitw i śpiewie "Zróbcie Mu miejsce”.
Współczesne Boże Ciało to nie tylko procesje i świętowanie. To także wyzwanie, jak pogodzić duchowość z rytmem miasta, jak nie zagubić sensu wśród tłumów i fleszy aparatów. Mimo to każdego roku, tysiące ludzi wychodzą z kościołów na ulice – z wiarą, z tradycją, z potrzebą bliskości z czymś większym niż codzienność.
Boże Ciało to święto, które nie zamyka się w murach świątyń. Ono idzie chodnikiem, przechodzi przez place, zatrzymuje się pod balkonami i zagląda do naszych serc. I może właśnie dlatego, mimo upływu wieków, wciąż potrafi poruszyć – i przypomnieć, że sacrum nie jest gdzieś daleko. Ono jest tu. Obok. Wśród nas.
Źródło
Zdjęcie Google
Inne tematy w dziale Rozmaitości