Bez komentarza. / Mat Google I.A.S.
Bez komentarza. / Mat Google I.A.S.
el.Zorro el.Zorro
846
BLOG

PiS-mani i ich bardzo kosztowne militarne zabawki.

el.Zorro el.Zorro Wojsko Obserwuj temat Obserwuj notkę 25

Ciekawe którym polskim politykierom
będzie się lepiej działo po zakupie F-35?


        Jest rok 2016, w którejś z zamkniętych dla lotów cywilnych stref USA. Z dwóch rożnych lotnisk startują dwa myśliwskie samoloty. Jeden to leciwy już F-16, drugi to dopiero co wprowadzony do linii supermyśliwiec V generacji F-35.
Obie maszyny pilotują doświadczeni i mający na swoich kontach loty bojowe piloci, a celem misji jest stoczenie symulowanej walki powietrznej, która ma potwierdzić hegemonię nowego projektu koncernu Lockheed, koncernu który ma takie „mocne plecy” w CIA, że wręcz jawnie korumpuje polityków, bo w USA uprawianie korupcji jest legalne!
Samolot F-16 ma podwieszony zasobnik służący do prowadzenia symulowanych walk, F-35 „leci na gładko”, bo technika stealth wyklucza sytuację, w której COKOLWIEK wystaje poza obrys obiektu mającego być trudno wykrywalnym przesz wiązki radiolokatorów.
ZASKAKUJE WYNIK tamtego starcia, bo wbrew oczekiwaniom, pilotowi F-16  udaje się kilkakrotnie dowiązać systemy uzbrojenia do przeciwnika, a pilotowi F-35 ta sztuka nie udała się ANI RAZU!
A mimo tego, nadal w US-Army są wręcz gwałtem wdrażany proces wycofywania sprawdzonych w walce  samolotów, aby za wszelką cenę zrobić miejsce dla F-35 i F-22, trzeba trafu, produkowanych przez koncern Lockheed!
        Cóż, znane powiedzenie mówi:
jak nie wiadomo o co chodzi, zwykle chodzi o pieniądze”!
Zarówno F-35, jak i F-22 są piekielnie drogimi samolotami, co ważne,
nie tyle w chwili zakupu, ale horrendalnie droga jest ich eksploatacja!

Samoloty te, aby zachować cechy niskiego wykrywania, MUSZĄ być serwisowane w wyspecjalizowanych bazach i to bardzo często, bo, na przykład,  PO KAŻDYM LOCIE konieczna jest wymiana zewnętrznej powłoki bardzo drogiej, bo wykonanej na bazie złota farby, o ile chce się, aby samolot nadal był trudno wykrywalnym przez radary.
Ale to dopiero początek horrendalnych kosztów ich bojowej eksploatacji!
Bo obiekt spełniający parametry standardu stealth MUSI polegać JEDYNIE na pasywnych trybach wspomagania lotu i misji!
Nie może więc korzystać pokładowego radaru ani z radiowysokościomierza, ba musi też  nader oszczędnie korzystać ze sterów i lotek, bo każde ich wychylenie znacząco powiększa współczynnik odpicia fal radarowych.

W praktyce ten problem rozwiązuje się za pomocą wsparcia takiej misji samolotami typu AWACS oraz satelitarnymi systemami mapowania terenu oraz lokalizacji, stanowiącymi  aktywne „oczy i uszy” misji stealth.
Tyle tylko, że te usługi TRZEBA WYKUPIĆ, oczywiście po mocno zawyżonym kursie, jaki dyktuje użytkownikom tych samolotów monopolista made in USA, bo Wojsko Polskie nie posiada ani samolotów AWACS, ani systemów satelitarnych na podorędziu i nie zanosi się, aby w przewidywalnej przyszłości weszło w posiadanie takowych.
       Kiedy do służby bojowej weszły maszyny F-117, teoretycy i analitycy pola walki obwieścili rychły zmierzch konwencjonalnym samolotów bojowych, a także naprowadzanych radarami na cele systemów p.lot, które miały się stać bezradne i bezbronne wobec samolotów typu stealth, których po prostu nie widziały ówczesne systemy radiolokacyjne, albo definiowały jako większe ptaki.
Tylko realiści studzili ten hurraoptymizm jankesofilów,  trafnie zauważając, że nie istnieją na Ziemi ptaki, potrafiące latać z prędkościami w okolicach 1`000 km/h, a do tego KAŻDY dokładny radar meteorologiczny zarejestruje obecność poduszki powietrznej, jaka MUSI wytworzyć każdy lecący w powietrzu obiekt.
Do tego podnosili też ten detal, że o ile samolotu typu stealth nie widzą radary, o tyle jest on za dnia doskonale widoczny dla pasywnych systemów audiowizualnych, więc w praktyce misje stealth mają sens JEDYNIE w nocy i to bezksiężycowej lub pochmurnej. A coraz więcej systemów przeciwlotniczych w latach 80. XX wieku zaczynało bazować na pasywnych systemach audiowizualnych, bo bardzo trudno zakłócić ich pracę. Dziś, kiedy wysokiej jakości kamery wraz z komputerowym systemem analizy obrazu są nie tylko dużo tańsze od systemów mikrofalowych, na których bazują radarowe systemy, ale do tego dużo mniejsze, więc można je stosować na coraz mniejszych pociskach przeznaczonych dla walk powietrznych.
Tak więc stała się rzecz wydawałoby się dziwna, czyli z wyjątkiem USA, pozostałe potęgi militarne, w tym Rosja i Chiny i Francja, ostro zastopowały fundusze na rozwój samolotów V generacji, przeznaczając tak zaoszczędzone środki na rozwój dronów i unowocześnienie „starych” technologii.
Klasyczna piętą  Achillesa samolotów stealth jest fakt, że wraz z ich pojawieniem się na uzbrojeniu wszczęto intensywne prace nad ich wykrywaniem za pomocą radarów i osiągnięto na tym polu sukcesy pozwalające na ich możliwą lokalizację przez zaawansowane systemy dopplerowskie. Tak więc dziś tylko ubogie armie nie są w stanie skutecznie przeciwdziałać za pomocą posiadanych systemów p.lot próbom penetracji ich przestrzeni przez samoloty typu stealth!
Oczywiście, o ile wcześniej nie uda się namierzyć taki samolot za pomocą systemów audiowizualnych i wysłać w jego kierunku wiązki laserowej służącej do wskazywania celu pociskowi rakietowemu. Tymczasem samolot klasy stealth, jeśli nie chce zdradzić swojej pozycji,  nadal nie może korzystać z aktywnych systemów kontroli otaczającej go przestrzeni.
        Samolot F-35 powstał głównie w jednym celu,
jako następca samolotów bliskiego wsparcia: Harriera II i A-10,
Bo obie te maszyny, choć mają na koncie wiele sukcesów bojowych, nie da się dostosować do wykorzystywanego przez US-Army i NATO zintegrowanego zarządzania polem walki, a do tego działko pokładowe A-10 strzela, jak się okazało po 1 wojnie w Zatoce Perskiej, bardzo toksyczną amunicją wykonaną ze zubożonego uranu.
Pierwotnie F-35 miał być, podobnie jak Harrier II, maszyną krótkiego startu i lądowania, a trudna wykrywalność przez radary miała ułatwić ukrycie się w terenie. A ponieważ nie zamówiono spodziewanej liczby maszyn krótkiego startu i lądowania, postanowiono podreperować budżet Lockheeda eksportem zubożonej, bo pozbawionej cech samolotu pionowego startu, wersji klasycznego samolotu wsparcia.
Teraz trwa intensywne „lobbowanie” decydentów, aby ten bubel kupowali, bo nie posiada on podstawowego waloru wersji krótkiego startu i lądowania, za to posiada wady samolotów stealth, czyli horrendalnie wysokie koszta eksploatacji.
       Cóż, po wielokroć praktyka prowadzenia wojen dowiodła, że
na polu bitwy liczą się PRZEDE WSZYSTKIM takie cechy broni: niezawodność i zwrotność.
A boleśnie się o tym przekonali generałowie Hitlera, którzy wprawdzie dysponowali lepszym uzbrojeniem od przeciwników, ale było ono zawodne z powodu skomplikowanej konstrukcji i ustępowało na polu mobilności.
Co z tego, że czołgi „Pantera” i „Tygrys” górowały „na papierze” nad czołgami aliantów, a nawet kultowymi T-34, skoro z powodu ich czasochłonnej budowy było ich zbyt mało, aby przełamać siły przeciwnika.
Co z tego, że Messerschmitt 109 miał lepsze osiągi od Spitfire, skoro ustępował brytyjskiej maszynie w decydującym elemencie, czyli promieniem skrętu, co w praktyce oznaczało, że podczas walki jeden na jeden i przy porównywalnej klasie pilotów, starcie MUSIAŁ wygrać pilot Spitfire, bo to on mógł wykonać ciaśniejszy skręt i wyjść przeciwnikowi „na ogon”.
Jakby nie dywagować, samoloty klasy stealth są klasycznymi narzędziami agresji, bo pozwalają zaatakować z zaskoczenia.
Lecąc w procedurze stealth są w stanie niezauważone przebazować się na operacyjny dystans od planowanego do zaatakowania obiektu, a korzystając z procedury „szalonych łasic”, (jeden samolot prowokuje aktywację systemów namierzania obrony p.lot wroga w tym celu, aby drugi, niezauważony samolot mógł odpalić pocisk naprowadzający się na wiązkę wrogiego radaru), obezwładnić systemy obrony przeciwlotniczej.
WIĘC MOŻE KTOŚ ODPOWIE NA FUNDAMENTALNE PYTANIE:
KOGO POLSKA PLANUJE ZAATAKOWAĆ Z ZASKOCZENIA?!!

        Kiedy otwierano przetarg na opracowanie samolotu bliskiego wsparcia V generacji, jasno powiedziano, że
będzie to prawdopodobnie OSTATNI samolot tej klasy, jaki wejdzie na uzbrojenie US-Army, z uwagi na obecność w nim najsłabszego ogniwa, czyli ...pilota! Przyszłość należeć będzie do dronów i basta!
No cóż, piloci samolotów myśliwskich to wyjątkowe osoby!
Nie dość, że muszą być niewielkich rozmiarów, (przeciążenia), to do tego muszą mieć: nienaganna kondycję fizyczną, sokoli wzrok, podzielną uwagę i ponadprzeciętną wytrzymałość na stres. Ich proces szkolenia trwa około 10 lat, i pozytywnie kończy go ledwie 10% starannie wyselekcjonowanych kandydatów, a „okres przydatności” też nie przekracza 10 lat, na szczęście na rynku panuje ostry deficyt pilotów, więc raczej odchodzący ze służby nie muszą się martwić o zatrudnienie.
Więc o wiele wydajniejszym rozwiązaniem jest zastąpienie pilota o wiele bardziej wytrzymałym robotem, którego czas zbudowania i zaprogramowania nie przekracza kilku miesięcy, więc niekoniecznie taki dron musi wracać do bazy! Byłby to wręcz idealny pocisk kamikadze! Nieprawdaż?
        No cóż po rządach w MON j.e. oberstfelkurata Głódzia, lekarza psychiatry nastały rządy harcerzyków pokroju druha Macierewicza,
którzy o wojsku, a tym bardziej sztuce militarnej mają tyle pojęcia, ile wynieśli z propagandówek made in Hollywood, albo z gier komputerowych!
Tym ignorantom można sprzedać dowolną ściemę, zwłaszcza jeśli ofertę poprze się korzyściami, a prawie koncern Lockheed-Martin na „agresywny lobbing” nie żałuje pieniędzy, zwłaszcza, że mianowani przez tę sitwę generałowie też mają znaczące potrzeby materialne i nader chętnie podejmują się roli „ekspertów”, choć ich poziom wiedzy zwykle nie pozwala im odróżnić podstawę logarytmu od podstawy ckm.
Nawet laik zauważyć musi, że
Wojsko Polskie dobrze się prezentuje JEDYNIE na defiladach i to z dużej odległości!
Posiada za mało żołnierzy bezpośrednio w linii, cierpi na ogromny przerost kadry dowódczej, a w garnizonach tak naprawdę rządzą kapelani, jedyni oficerowie w Wojsku Polskim posiadający przyzwoity poziom inteligencji.
Jest niedozbrojone, zawalone zdezelowanym szrotem militarnym, czego najlepszym przykładem wiecznie defektujące Honkery, a tym samym i słabo wyszkolone, wiec wcale nie potrzebuje samolotów F-35, których nawet nie jest w stanie efektywnie użyć w walce, bo jeszcze nie uporano się z pełnym wykorzystaniem potencjału bojowego  posiadanych F-16!
Czego zatem potrzebuje Wojsko Polskie?
KOMPETENTNEGO MINISTRA,
który, zanim poszedł w ministry, ukończył przyzwoite technikum, zaliczył studia politechniczne, a potem, na krótko, aby nie zatracić zdolności do samodzielnego myślenia zakosztował smaku  chleba konwiśnego zapijanego podłej jakości kawą zbożową, powąchał prochu na poligonie i odbył choć raz zajęcia taktyczne podczas tak zwanej niesprzyjającej pogody,
czyli technokratę, który pozytywnie przeszedł szkolenie unitarne żołnierza, a nie wyrachowanego karierowicza, który NIGDY W ŻYCIU nie zhańbił się JAKAKOLWIEK pożyteczną pracą.
Co do okazania było, SPOOCZNIIIJ! Amen.
Zorro.

el.Zorro
O mnie el.Zorro

Wiem, że nic nie wiem, ale to więcej, niż wykładają na uniwersytetach.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo