Fotos z "Wielkiej Improwizacji" ze spektaklu Dejmka. ? Google; PAP
Fotos z "Wielkiej Improwizacji" ze spektaklu Dejmka. ? Google; PAP
el.Zorro el.Zorro
1055
BLOG

W poszukiwaniu prawdy o marcu 1968 roku.

el.Zorro el.Zorro Społeczeństwo Obserwuj notkę 5

Geniusza od durnia odróżnia jedynie

umiejętność kojarzenia faktów.

                    UWAGA!!! Tekst wysoce niekoszerny! Przeczytanie może spowodować odrost napletka, lub zatarcie wpisu w księdze kahalnej! Przed przeczytaniem skontaktuj się ze swoim rabinem.

                    8.marca 1968 roku w PRL obchody Międzynarodowego Dnia Kobiet, przybrały zdecydowanie inny scenariusz, od propagowanego przez PZPR, opisanego modnym wówczas sloganem: „kwiatek dla Ewy”.

Tego dnia na tereny Uniwersytetu Warszawskiego i Politechniki Warszawskiej wszedł w sposób zorganizowany i w zorganizowanych grupach pod szyldem ORMO aktyw „robotniczo-chłopski”; niestety zamiast kwiatów dla kobiet miał w rękach pałki służbowe, wcale dla kobiet nieprzeznaczone, za pomocą których stanowczo i sprawnie przekonał większość wiecujących studentów co do ich niewłaściwej postawy społeczno-politycznej. Czyli tłumacząc z wyszukanego języka dyplomatycznego, na prosty, robotniczo-chłopski, robotnicy z podwarszawskiego Ursusa spuścili warcholącym studencinom łomot, w brutalny sposób pokazując im nie tylko „miejsce w szeregu”, ale również przypominając na czyj koszt wiodą beztroskie, studenckie życie.

Trzeba też zauważyć, że naparzankę robotniczo-chłopskiego „aktywu” ze zblazowanym i rozpolitykowanym środowiskiem akademickim średniego PRL-u, odbytą dnia 8 marca, poprzedziło staranne „przygotowanie propagandowe” i to przeprowadzone przez obie strony konfliktu.

Jakby nie dywagować akademicko, komuś wyraźnie zależało na doprowadzeniu do siłowej konfrontacji pomiędzy, zdominowanym przez progenitury przybyłych wraz z Armią Czerwoną Żydów, środowiska studenckiego, zwłaszcza Warszawy i Łodzi, a robotniczo-chłopskim pospólstwem.

        Zacznijmy od pewnego epizodu,mogącego, acz wcale nie muszącego, być poszlaką w dotarciu do prawdy, ale tej tischnerowskiej „świętej prowdy”, a nie powszechnie serwowanej durnym Polakom przez wyrachowanych Żydków, z nadredaktorem „gazety koszrne...” (WRÓĆ!!!) „gazety wyborczej”, rzecz jasna, „gówno prowdy”.

Owoż dalszy wujek Zorra trudnił się, zresztą od pokoleń, stolarką. Konkretnie wyrabiał trumny, bardzo dobrej jakości, zwykle dębowe, więc jego warsztat znany był w całym powiecie, zawłaszcza, że czasem wykonywał meble do kościołów lub zakonów, jeśli parafie lub zakony było stać na jego rękodzieło, ale za gomułkowskiego PRL-u utrzymywał się z produkcji trumien. Nawet powiatowa egzekutywa PZPR „patrzyła mocno przez palce” na zakład wujka, no bo kiedy jeszcze za Bieruta, przyszli aparatczycy w celu położenia kresu „burżuazyjnej pozostałości”, wujek spytał czynownika o to, czy ma rodziców i czy chciałby, aby ich pochowano w tym, co oferuje ówczesny socjalistyczny rynek. Chyba ich przekonał, bo nawet zwiększyli wujkowi asygnaty na drewno i to bez większych korowodów, ot przydzielili tyle o ile wnioskował wujek z kilkuletnim wyprzedzeniem, (bo drewno kilka lat musiało się sezonować), aby potem wykonane z niego wyroby spełniały wymagania klientów.

Razu pewnego sobie Zorro gaworzył z wujkiem przy napitku i jakoś tak temat zszedł na „wydarzeń marcowych”. A wówczas Zorro usłyszał bardzo interesującą historię.

Owoż, wspominał wujek, zdarzyło się, zaraz po Nowym Roku w roku 1967, (wujek starannie przechowywał zeszyty zawierające obstalunki), że przyszedł do mnie dziwny klient. Dziwny, bo nie pytał, jak większość, o trumny, ale o to, czy potrafi zrobić ….skrzynie, dużo skrzyń. Trochę wujka wnerwił, no bo skrzynie zbić potrafiłby byle partacz, więc uznał takie pytanie skierowane do dyplomowanego, jeszcze przedwojennego mistrza, za mocno niestosowne i do tego poniżej godności zawodowych.

Ale klient, niezrażony, powiedział, że nie o byle jakie skrzynie mu chodzi, ale o solidne, wykonane z najwyższej jakości drewna dębowego, bez użycia gwoździ, tylko łączone na dyble, wykonane również z dębiny. Do tego z podwójnymi ścianami. Dodał też, że skrzyń będzie dużo, klientów znacząca ilość i robota dobrze płatna będzie na kilka lat. Panie, ale z czego ja te skrzynie wykonam, skoro drewno na asygnaty, o drewno 1. gatunku trudno w ogóle, a o dębinę tym bardziej.

Niech się pan o to nie kłopocze”, odparł klient,

dostanie pan tyle przydziału, ile będziesz pan potrzebował i nikt nie będzie zadawał niewygodnych pytań”.

Na odchodnym położył banknot 10 $, jako zadatek pod spodziewany obstalunek, informując na odchodnym:

nie jest trefny, więc można go pan sprzedać, ale radziłby poczekać, bo za kilka lat ceny będą dużo lepsze, a i, jeśli to nie przeszkadza, może płacić za zamówione skrzynie dolarami, z lepszym przelicznikiem niż kurs czarnorynkowy, a nikt z urzędu nie będzie pytał o pochodzenie waluty”.

Zlecenie było naprawdę lukratywne, ale wymagania klientów wysokie. Praktycznie żadnego sęku, deski równo przycięte, oheblowane co do milimetra. Z surowcem dokładnie żadnych problemów, o ile wnioskowano, tyle przydzielano i nie grymaszono, że dębina. Co ciekawe, zwykle upierdliwy inspektor ze skarbówki, który jak nie dostał łapówki, to czynił w Książce Rachunkowej kipisz uzupełniony wysokim domiarem, nagle stał się wręcz przyjacielem, co najwyżej przyjmował poczęstunek i co jakiś czas, mocno przepraszając, wlepiał jakiś symboliczny domiar, aby, jak to określał, „nikt przypadkiem nie nabrał niepotrzebnych podejrzeń”. Jednym zdaniem, zapanowała sielanka, niespotykana w czasach gomułkowskich na linii skarbówka-rzemiecha.

Ostatnią partię zamówiono początkiem roku 1970, z zastrzeżeniem, że to ostatnia. Wujek więc przy rozliczaniu ostatniej partii nieśmiało zapytał swojego klienta o powód, dla którego zamówiono tak wiele, tak drogich skrzyń, na co uzyskał odpowiedź:

    „Teraz to mogę powiedzieć. W pańskie skrzynie pakowaliśmy nasze mienie na czas podróży do Izraela, a musisz pan wiedzieć, że drewno w Izraelu jest bardzo cennym surowcem. Tak więc drewno ze skrzyń, w których przewoziliśmy czasem niewiele wart szmelc, dawało w Izraelu spory zarobek i to z tego powodu mieliśmy tak wysokie wymagania co do jakości oraz dokładności wykonania. Proszę też wybaczyć, że pocztówki z Izraela nie przyślę, ale mógłby mieć pan z jej powodów problemy”.

Powie ktoś, że takich epizodów było wiele, ale czy ktoś zwrócił uwagę NA DATĘ pierwszej wizyty!!! Jakby ktoś „nie czaił bazy”, mijała ona miejsce ponad pół roku PRZED zarysowaniem się antysyjonistycznego kursu w polityce ekipy Gomułki. Tak więc skąd klient wujka wiedział o migracji Żydów z Polski do Izraela?! Prorok jakiś, czy jak?

        Aby właściwie naświetlić pojawienie się problemu Żydów w PRL-u oraz zastanawiającej bezradności Polski, jako państwa, wobec lawiny, zwykle bezpodstawnych, roszczeń Żydów z całego wręcz świata do rzekomo ich majątku, ZNOWU należy się cofnąć, tym razem do czasów, w których w Niemczech kanclerzem został Adolf Hitler i powołano do życia III Rzeszę.

Adolf Hitler, co dał wyraźnie do zrozumienia w swoim manifeście politycznym „Mein Kampf”, za głównego winowajcę klęski kaiserowskich Niemiec w 1 wojnie światowej wskazał liczną i wpływową diasporę w Niemczech, a także wskazał na istnienie ponadnarodowej zmowy kartelowej osób narodowości żydowskiej, znanej jako Ruch Syjonu, którego rezydenci opanowali światowy system bankowy, a którzy wstrzymując Niemcom finansowanie wojny, zmusili kraj do zawarcia „poniżającego pokoju”, za jakie Hitler i jemu podobni uznali postanowienia Traktatu Wersalskiego co do Niemiec.

Bezpośrednią konsekwencją takiego stanowiska Hitlera, oraz rządzącej NSDAP były Ustawy Norymberskie, uchwalone przez Reichstag w dniu 15 września 1935 roku, a traktujące o narodowości niemieckiej i tak zwanej „czystości rasy”, oraz rozporządzenie wydane 14 września 1935 roku, które ustanawiało banicje, (wyjęcie spod Prawa), osób uznanych za Żydów, więc również zniesiono urzędowo w III Rzeszy ochronę prawną wszelkiego majątku będącego w posiadaniu osób uznanych za Żydów. A to dało początek skoordynowanej eksterminacji Żydów w całej okupowanej przez III Rzeszę Europie, z „ostatecznym rozwiązaniem kwestii żydowskiej” włącznie.

W efekcie tych, co ważne, zalegalizowanych przez państwo niemieckie o nazwie III Rzesza działań, na terenie Generalnego Gubernatorstwawymordowano ponad 95 % ludności narodowości żydowskiej!!!

Dużo lepiej początkowo sytuacja ukształtowała się dla Żydów na terenach zajętych we wrześniu 1939 roku przez ZSRR. To, że mieszkańcy tamtych terenów „entuzjastycznie witali opiekę ZSRR” wcale nie jest odległą od prawdy propagandą bolszewickiego najeźdźcy!

Polacy, z wyjątkiem Wileńszczyzny, ziemi lwowskiej i drohobyckiej, byli na kresach wschodnich w mniejszości,

dominujący Białorusini byli obojętni co do tego kto nimi rządził będzie, Ukraińcy, podburzeni przez nacjonalistów, Polaków nienawidzili i szykowali się do krwawych pogromów, lub denuncjowania Lachów jako burżujów siepaczom Berii, a Żydzi, których na tych terenach mieszkało ponad 2 miliony, w większości bardzo szybko przystali do radzieckiego aparatu terroru, jako komisarze polityczni. Z resztą, większość Diaspory żyjącej na wschodnich rubieżach II Rp miało wręcz bolszewickie fascynacje i już w czasie wojny 1920 roku kolaborowali z władzami ustanowionymi przez idące na zachód armie rewolucyjne. Więc ZWŁASZCZA osoby narodowości żydowskiej, doskonale wiedząc co by ich czekało pod rządami okupanta hitlerowskiego, aneksję z 17 września 1939 roku uznali za wybawienie od pewnych szykan.

Wprawdzie błyskawiczne zdobycie przez Wermacht obszarów dawnej II Rp zastało wszystkich Żydów w miejscu zamieszkania, ale z każdym dniem liczba szczęśliwców, którym udawało się ewakuować wraz z bolszewicką administracją, rosła.

Szacuje się, że holokaustu uniknęło nie więcej niż 350 tysięcy z ponad 3 milionowej społeczności przedwojennej populacji polskich Żydów, więc skąd nagle tak wielka liczba Żydów u zarania PRL-u pojawiła się na terenach polskich?!!

Właściwa odpowiedź jest tylko jedna! Stalin do spółki z Berią po prostu podesłali Polakom kadrę bolszewickiego aparatu terroru pod kamuflażem repatriantów, rekrutującą się w większości z osób narodowości żydowskiej.

Czemu prawie żydowskiej? Ano temu, że wcześniej, jeszcze za zaboru, to głównie Żydzi prowadzili handel z terenami Kongresówki, więc w miarę dobrze znali język polski, a co również ważne, mogli łatwo nawiązywać kontakty z resztami ocalałych po holokauście polskich Żydów, tworzących przed wojną polski lumpenproletariat, który, o ironio, odnotował najmniej strat, bo SS-mani i będący na ich usługach szmalcownicy, w pierwszej kolejności polowali na Żydów posiadających jakiś majątek.

A do tego Międzynarodówka Syjonistyczna miała plan restytuowania Izraela, którego szczegółów zdaje się nawet nie wyjawiła Stalinowi, ochoczo podejmując się misji „utrwalenia władzy ludowej” w Polsce! I tu dotykamy sedna motorów które doprowadziły do „wydarzeń marcowych” w roku 1968!

            Malo dziś kto o tym pamięta, zwłaszcza w Izraelu,

że prawdopodobnie gdyby nie Polska, Izraela by dziś na mapie świata nie było! Przynajmniej w obecnej formie. Bo gdyby nie pożyczka sporej sumy, (równowartość 200 tysięcy ówczesnych franków szwajcarskich), jaką od polskich służb wywiadu otrzymał przed wojną pan Zeew Żabotyński, (anglosaska pisownia Jabotynsky), na szkolenie wojskowe młodych Żydów, to pewnie nie miałby kto terroryzować zamieszkujących od pokoleń Dolinę Jordanu Palestyńczyków i realizować pogromy, dzięki którym to działaniom „oczyszczono” z Palestyńczyków tereny na których miał powstać Izrael. (To była pożyczka, Żabotyński zmarł nagle, a Żydzi po dziś dzień jej nie oddali)! Potem, przy samym powoływaniu przez Radę Bezpieczeństwa państwa Izrael,

TO DOKŁADNIE GŁOS Polski, wówczas członka niestałego Rady Bezpieczeństwa zaważył o tym, że państwo o nazwie Izrael w ogóle powstało!!! (Polska głosowała jako ostatnia, a do tego momentu w głosach był remis 5 do 5).

Tworzący trzon rewolucyjnego aparatu terroru w ZSRR Żydzi, doskonale sobie zdawali sprawę z tego, że o wiele łatwiej im będzie emigrować do przyszłego Izraela z Polski, kraju w którym panowała swoboda przemieszczania się i osiedlania, niż z terenów ZSRR, a nawet tych państw, której weszły pod kuratele ZSRR jako państwa satelickie III Rzezy, gdzie to władze decydowały o tym, komu wolno zmieniać miejsce zamieszkania i gdzie wolno się takiej osobie osiedlać. Malo tego, z racji istnienia wielomilionowej Polonii, Polacy mieli zdecydowanie łatwiejszy dostęp do paszportów, niż pozostali „sojusznicy” ZSRR, o mieszkańcach samego ZSRR nawet nie wspominając! Przecież nawet najwięksi kontestatorzy PRL-owskich prządków, tacy jak poeta Herbert, paszporty otrzymywali, tyle, że musieli za każdym razem przejść poniżającą ich ego procedurę, ale paszporty blokowano tylko nielicznym i naprawdę trzeba było sporo się natrudzić, aby dostać „szlaban”.

I dokładnie z tego powodu tak ochoczo zasilili bierutowski aparat terroru.

        W zasadzie bierutowski PRL, (do daty śmierci Bieruta na początku 1956 roku), był wręcz wymarzonym obozem treningowym dla kadr politycznej policji nowo tworzonego państwa Izrael!

Bo mogli w PRL doskonalić do woli metody walki z wrogim podziemiem, które na terenach Izraela tworzyli Palestyńczycy, bezpardonowo rugowani ze swoich ojcowizn.

Więc wcale nie jest przypadkiem fakt, że spora ilość bierutowskich zbrodniarzy odnalazła się w ...Izraelu, dokąd bez rozgłosu, systematycznie wyjeżdżali, w miarę zapotrzebowania na nowe kadry.

Doszło do sytuacji, w której Arabowie połapali się co do planów Międzynarodówki Syjonistycznej, która planowała zaludnić zabrane przemocą Palestyńczykom ziemie Żydami sprowadzanymi z ZSRR i „demoludów”, czyli krajów które wprowadziły darmowy dostęp do nauki dla wszystkich, więc mogły kształcić na koszt swoich podatników przyszłe kadry Izraela!

W efekcie, w 1959 roku, Liga Arabska wymusiła na ZSRR i państwach bloku wschodniego embargo na wyjazdy żydowskich osadników do Izraela, co z kolei mocno uderzyło w proces pozyskiwania wartościowych kadr dla Izraela.

Stan zawieszenia, czyli bezproduktywnych, pozorowanych przez głównie Izrael i USA negocjacji trwał do roku 1967, czyli do czasu, w którym instruktorzy pozyskani głównie z szeregów II Korpusu Wojska Polskiego, oraz emigrantów z LWP, wyszkoliły izraelską armie na tyle dobrze, że ta mogła szybko pokonać liczniejsze, ale źle dowodzone armie państw arabskich, głównie Syrii i Egiptu, występującego wówczas jako Zjednoczona Republika Arabska, które teraz uzbrojone w sprzęt dostarczony przez ZSRR, szykowały się do wykonania rezolucji ONZ, czyli do odebrania Izraelowi terenów które to państwo, posługując się podobną polityką wobec Palestyńczyków, co III Rzesza wobec Żydów, zaanektowało WBREW prawomocnym postanowieniom ONZ.

W 1967 roku żydowskie „Jastrzębie” postanowiły jeszcze raz spróbować polityki faktów dokonanych, zaczynając 5 czerwca 1967 roku tak zwaną Wojnę sześciodniową, wręcz ośmieszając arabskich dowódców i przy okazji ZSRR, który kształcił kadry dowódcze wojsk egipskich i syryjskich.

To był militarny majstersztyk i spora o ile decydująca w tym rola wykształconych w Polskim Wojsku oficerów, zarówno w II Korpusie gen Andersa, jak w LWP.

Krążą też wiarygodne pogłoski, że gen Anders tylko po to wyprowadził z ZSRR formowaną armię, aby będący w jej składzie, w dużej ilości, oficerowie i podoficerowie narodowości żydowskiej, których, jakimś dziwnym trafem ominął los większości wziętych do niewoli w 1939 roku polskich oficerów i podoficerów zawodowych, mogli zdobyć doświadczenie bojowe oraz poznać specyfikę walk w pustynnym terenie, jak i w okupowaniu Iraku, terenu zamieszkałego przez muzułmańskie społeczności, jak raz bardzo przydatne w okresie tworzenia za pomocą zbrojnych narzędzi państwa Izrael. Jedno jest bezdyskusyjnym, skoro podczas Wojny Sześciodniowej dowódcy izraelscy porozumiewali się otwartym tekstem, tyle, że po polsku, to, motyla noga, gdzieś się tego języka i to biegle, musieli nauczyć i raczej tę umiejętność nie posiedli w Izraelu!

        Nie mniej po zwycięstwie w Wojnie Sześciodniowej Izrael stanął przed poważnym problemem, jakim był brak kompetentnych kadr mogących sprawnie pokierować kolonizowaniem zdobytych w jej wyniku terenów, jak by nie dywagować o powierzchni około 1/3 dotychczasowego Izraela!

I tu docieramy do motoru który doprowadził do wzniecenia „wydarzeń marcowych”.

Od 1959 roku „demoludy”, a zwłaszcza ZSRR i PRL zastopowały metodami urzędowymi, emigrację Żydów ze swoich terenów do Izraela. W Izraelu zaczęto odczuwać deficyt kadr kierowniczych, które owszem były, tylko, że „za żelazną kurtyną”, więc trzeba było tylko „znaleźć sposoba”, aby zwłaszcza PRL, gdzie na koszt polskiego podatnika wykształcono najwięcej potrzebnej w Izraelu kadry, zniósł wyjazdowe restrykcje.

Trzeba więc było wykreować taką sytuację, która pozwoliłaby zdominowanemu przez Diasporę KC PZPR stworzyć atmosferę antysemickiej nagonki, rzekomo zmuszającej mieszkających w Polsce Żydów do wyjazdu z kraju i to w warunkach presji.

Postanowiono wzniecić zadymę z wykorzystaniem społeczności akademickiej, co tu ukrywać, coraz trudniej znoszącej robotniczo-chłopski dyktat kadr kierowniczych z „awansu społecznego”, zwykle jedynie po ekspresowych dokształtach na WUM-L.

Tak więc pod koniec 1967 roku w PRL, przebierający nogami z niecierpliwości Żydzi, którzy do Izraela, mieli, chcieli, ale nie mogli wyjechać, stanowili klasyczną „beczkę

prochu, czekającą już tylko na iskrę, aby eksplodować”!

    Taką iskrą okazał się spektakl „Dziadów” w reżyserii Dejmka,

(tego samego, który wziąwszy lekcje z tamtych lat, w 1981 roku, komentując strajk polskojęzycznych i kilku polskich aktorów w proteście na ogłoszony Stan Wojenny powiedział, zacytujmy: „Tak samo jak dupa jest od srania, tak aktor jest od grania, a nie politykowania”).

Jak wiadomo „Dziady”, a konkretnie ich III Cześć, mają nie tyle antyrosyjski, co antycarski epizod w postaci „tak bardzo, że aż strach” wzniosłego monologu, będącego manifestem romantyzmu i poronionej utopijnej idei mesjanizmu Polski, jako przynajmniej zbawcy Świata, a nawet Wszechświata. Więc tak się „jakoś porobiło”, że w pogoni za w czasach gomułkowskich zakazanym owocem rusofobii, na przedstawienia wręcz waliły tłumy młodzieży licealnej oraz studentów, a cenzorzy dostawali niezdrowych emocji za każdym razem, kiedy na scenie przychodził czas na „Wielka Improwizację”. W efekcie spektakl najpierw mocno ograniczono, a na koniec zdjęto z afisza, co z kolei wywołało masówki zrewoltowanej młodzieży licealnej i akademickiej, odbywane, jeśli tylko takowe stały w danym mieście, pod pomnikami Adama Mickiewicza, domagające się wolności,

ale TYLKO w sztuce!

No bo w 1968 roku nikt, nawet liderzy młodzieżowego buntu, z Michnikiem, Kuroniem i Modzelewskim na czele, nie dopuszczali do siebie myśli o wolności politycznych poglądów!

Z resztą, już by im rodzice, bardzo zasłużeni „utrwalacze” bierutowskich porządków, wybili z głów takie niedorzeczności, zapewne!

        No a potem to już pooo-szłooo! Najpierw ideowo zdrowy aktyw robotniczo-chłopski wkroczył do akcji, wykazując zdecydowaną „wyższość argumentów siły, nad siłami argumentów”, potem, dla przykładu, wywalono z „wilczymi biletami” prawdziwych prowodyrów i tych za prowodyrów uznanych, by na koniec towarzysz 1. sekretarz PZPR „Wiesław” Gomułka wskazał z plenarnej mównicy, że dla syjonistów i nich popleczników miejsca w PRL przestał dostrzegać.

        Tak więc wkrótce każdy, kto tylko poczuł się Żydem, mógł bez problemu spakować swój dobytek, jak kto był przewidujący, to w bardzo solidne skrzynie, zaś mający koszerne rodowody SB-cy dbali o to, aby wyjeżdżały przede wszystkim te osoby, które miały fach potrzebny przy budowie potęgi militarnej i gospodarczej Izraela, a nie mało przydatni humaniści! Wiec pewnie temu w Polsce zostali różni: Kuronie, Michniki, czy Geremki, a wyjechali inżynierowie i przedstawiciele nauk technicznych, zwykle zabierając ze sobą wcześniej wykradzione z instytutów badawczych dokumentacje, (na przykład te, w oparciu o które powstał już w Izraelu słynny pistolet maszynowy UZI, na bazie wykradzionych z „Łucznika” prac badawczych nad polskim peem-em).

            Konkludując,

NAJPIERW, Zeew Żabotyński pożyczył od Polski znaczącą, jak na owe czasy, sumę, aby za nią wyszkolić syjonistyczne bojówki dla potrzeb terroryzowania Palestyńczyków;

POTEM, wbrew zakazowi premiera Rządu Londyńskiego, gen Anders wyprowadził z ZSRR tworzoną polska armię, aby jej żołnierze, wśród których było bardzo dużo Żydów, z którymi władze ZSRR obchodzili się dużo lepiej niż z Polakami polskiej narodowości i w pierwszej kolejności zwalnianych na potrzeby mobilizacji, a obierając szlak ewakuacji przez Bliski Wschód, a potem Afrykę, umożliwił nabranie doświadczenia w walkach toczonych w warunkach zbliżonych do tych, spodziewanych w Izraelu. Tak więc trzon kadry wojska i policji Izraela wywodziło się z Armii Andersa i kadr PRL-owskiej bezpieki.

Jakby kto pytał, koszty utrzymania utrzymania II Korpusu ponosiła rzad Londyński, regulując rachunki z wywiezionego na początku wojny depozytu Skarbu Państwa.

PO WOJNIE, najpierw, kadry mające utrwalać władzę Żydów na terenie Izraela trenowały techniki zniewalania na Polakach, zaś w następnej kolejności, wykształcona na koszt Polaków kadra inżynieryjno-techniczna, zwykle z wykradzioną dokumentacją, na fali „antysemickich prześladowań z 1968 mroku”, została sprawnie zaimplementowana do pracy nad protegą wojskowo-gospodarczą Izraela.

BY PO 1990 ROKU, zarządzać od durnych Polaków, zwrotu majątku, który albo został w ZSRR, albo ten, który Żydom legalnie zabrano w III Rzeszy, na mocy Ustaw Norymberskich.

A ty, durny Polaku, grzecznie pozwól się lobby syjonistycznemu wyzyskiwać i ograbiać z należnych pożytków z Twojej pracy, przepraszaj za rozbój i ludobójstwo innych, weź na siebie intrygi związane z marcem 1968 roku I BROŃ BOŻE NIE BUNTUJ SIĘ, bo zostaniesz okrzykniętym …antysemitą.

Co do okazania było. Amen.

Zorro





el.Zorro
O mnie el.Zorro

Wiem, że nic nie wiem, ale to więcej, niż wykładają na uniwersytetach.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo