Do ukończenia budowy Nord Stream brakuje 200 kilometrów. Fot. PAP wideo
Do ukończenia budowy Nord Stream brakuje 200 kilometrów. Fot. PAP wideo

Niemcy i Rosja nie zgadzają się na sankcje wobec Nord Stream 2. "Trwa wyścig z czasem"

Redakcja Redakcja Nord Stream Obserwuj temat Obserwuj notkę 28

Senat USA przegłosował ustawę o budżecie Pentagonu na 2020 rok, do której wpisano m.in. sankcje na firmy budujące gazociąg Nord Stream 2. Przeciwko ustawie, która czeka już tylko na podpis prezydenta Donalda Trumpa, protestują zarówno Niemcy, jak i Rosja. 

W kontrolowanym przez Republikanów Senacie za ustawą opowiedziało się 86 parlamentarzystów. Przeciwko przyjęciu projektu głosowało 8. W ubiegłym tygodniu ustawę przyjęła Izba Reprezentantów, w której większość mają Demokraci. Budżet Pentagonu ma wynosić 738 mld USD.

Ponadpartyjny projekt przewiduje m.in. sankcje na firmy budujące gazociąg Nord Stream 2 łączący Rosję i Niemcy przez Morze Bałtyckie. Sankcje obejmują statki i podmioty, które umożliwiają układanie rur na głębokościach ok. 30 metrów i większych. Lista podmiotów, których dotyczą sankcje ma być znana po 60 dniach od podpisania ustawy. Na liście kar przewidywanych przez Waszyngton jest m.in. cofnięcie wiz dla kadry kierowniczej i akcjonariuszy kontrolujących spółki oraz de facto zakaz robienia wszelkich interesów z firmami z USA. 

- Jesteśmy przeciwni eksterytorialnym sankcjom, i to nie od wczoraj. W związku z Iranem mamy ten sam problem - komentowała kanclerz Angela Merkel. Zastrzegła jednocześnie, że nie widzi innego rozwiązania niż prowadzenie rozmów z Waszyngtonem. - Bardzo zdecydowanych rozmów, pokazujących, że nie akceptujemy tej praktyki - podkreśliła. 

Zdecydowanej reakcji rządu RFN domaga się m.in. współprzewodnicząca SPD Saskia Esken. - Rząd federalny nie może się na to zgodzić i musi zareagować - zażądała Esken, nie precyzując jednak, na czym ta reakcja miałaby polegać. - To bardzo problematyczne, że USA próbują w taki sposób wpływać na to, co się dzieje w Europie - oburzała się szefowa SPD.

Z informacji niemieckiego dziennika "Bild" wynika, że gdyby Stany Zjednoczone przed 31 grudnia wprowadziły sankcje wobec firm biorących udział w układaniu rur po dnie Bałtyku, to realizacja Nord Stream 2 opóźniłaby się o pięć lat.

Z kolei dziennik ekonomiczny "Handelsblatt" przewiduje, że Rosjanie będą starali się za wszelką cenę uniknąć konsekwencji sankcji, tworząc fakty dokonane - dążąc do jak najszybszego ułożenia pozostałych 200 kilometrów gazociągu. "Trwa wyścig z czasem" - pisze redakcja gazety.

Potwierdził to rzecznik Kremla Dymitrij Pieskow. - Zakładamy, że Nord Stream 2 zostanie ukończony - powiedział, pytany o to, czy sankcje mogą powstrzymać zbudowanie gazociągu. 

Możliwe objęcie Nord Stream 2 amerykańskimi sankcjami Pieskow określił jako "naruszenie prawa międzynarodowego". Oświadczył także, że jest to "idealny przykład nieuczciwej konkurencji i rozprzestrzeniania swojej sztucznej dominacji na rynkach europejskich".

Rzecznik Kremla stwierdził, że chodzi o "narzucanie konsumentom europejskim droższego gazu", i zapewnił, że "takie działania nie podobają się ani Moskwie, ani stolicom europejskim - Berlinowi i Paryżowi".

Według ekspertów amerykańskie sankcje mogą doprowadzić do rezygnacji z budowy Nord Stream 2 przez specjalistyczną szwajcarską firmę Allseas. Edward Heerema, szef szwajcarskiej firmy, jako miliarder poprzez swoje powiązania jest narażony na znaczące ryzyko biznesowe. Rzecznik firmy powiedział, że przedsiębiorstwo na razie "przygląda się sprawie". 

Według "Handelsblatt" teoretycznie dwa statki firmy Allseas ze Szwajcarii pracujące dla Nord Stream 2 AG na Morzu Bałtyckim mogą ułożyć kilka kilometrów rur dziennie. Postęp prac zależy jednak w dużej mierze od warunków pogodowych i nie można go w sposób wiarygodny zaplanować. 

Rosyjski Gazprom (do którego należy Nord Stream 2 AG) będzie zatem próbował obejść sankcje, np. poprzez korzystanie ze statków należących do rosyjskich właścicieli. Zajmie to więcej czasu i może zwiększyć koszty, ale jest zasadniczo możliwe - pisze niemiecki dziennik. Inną opcją, którą rozważają Rosjanie, ma być zmiana bandery statków szwajcarskiej firmy bądź wypożyczenie ich innej spółce, czy nawet zakupienie ich przez Gazprom.

Niezależnie od tego, jak skończy się walka o Nord Stream 2, który ma dostarczać gaz z Rosji do Niemiec, omijając Polskę i Ukrainę, rurociąg jest projektem, w przypadku którego zderzają się ważne interesy geostrategiczne - wskazuje "Handelsblatt". Po jednej stronie barykady stoi Rosja jako dostawca gazu i Niemcy, wspierane przez Austrię i Holandię, jako odbiorca.

"Moskwa chce nie tylko sprzedawać gaz, ale też ominąć Ukrainę, z którą jest w stanie zbliżonym do wojny. Rząd RFN jest przede wszystkim zainteresowany długoterminowym bezpieczeństwem dostaw. Największa gospodarka Europy wykonuje obecnie zakrojony na wielką skalę eksperyment w dziedzinie polityki energetycznej: Niemcy są jedynym krajem przemysłowym, który niemal jednocześnie rezygnuje z energii jądrowej i węgla" - przypomina dziennik, wskazując, że przeciwnikami Nord Stream 2 są kraje tranzytowe, a więc Ukraina, Polska i państwa bałtyckie, przede wszystkim jednak Stany Zjednoczone, które chcą za wszelką cenę uniemożliwić Rosji rozszerzenie strefy wpływów na zachód. USA mają też w tym interes gospodarczy - zależy im bowiem na sprzedaży do Europy swojego gazu skroplonego.

Według pierwotnych projektów Nord Stream 2 miał być zakończony do końca bieżącego roku. Eksperci powątpiewają teraz, czy uda się to w pierwszym kwartale 2020 roku. Rosyjska państwowa spółka gazowa Gazprom jest co prawda właścicielem gazociągu, ale za jego finansowanie w 50 proc. odpowiadają zachodnie koncerny: niemieckie Uniper i Wintershall Dea, francuski Engie, austriacki OMV i brytyjsko-holenderska grupa Shell. Mogą one jednak liczyć na odsetki ze swoich kredytów dopiero wtedy, gdy przez Nord Stream 2 popłynie gaz.

ja


Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka