W mojej poprzedniej notce wykazałem, iż jestem rasistą. Ale to nie jedyna moja przypadłość…
Kilka lat temu, w firmie gdzie pracowałem, pojawiła się nowa młodziutka ładna dziewczyna. Chłopaki od razu rzucili się ją adorować (ja już byłem na to za stary). A dziewczyna, wyraźnie nie potrafiła sobie poradzić z tym ich nadskakiwaniem. Niby była w siódmym niebie, ale poruszała się tam trochę niezgrabnie. Starała się każdemu okazać wdzięczność. Uśmiechem, uprzejmością…
Chłopaki zaczęli sobie dyskretnie robić jaja. A dziewczyna przyjmowała to za dobrą monetę. Cała ta sytuacja trochę mnie irytowała. Głupie chłopaki!
Ale mimo to, któregoś dnia odbiło mi!
Od kilku miesięcy mieliśmy w domu nowego kota. Ozzy – kocur rasy Neva Masquarade. Piękny! Nie był jeszcze kastrowany, więc mimo młodego wieku był dość ostry. Lubiłem się z nim przekomarzać. Miałem z tego powodu na rękach liczne ślady jego pazurów i zębów.
Tego dnia, moje prawe przedramię było świeżo poranione po baraszkowaniu poprzedniego wieczora. Ozzy pogryzł mnie wtedy trochę. W pracy, około południa wpadłem na diabelski pomysł.
Na stołówce, gdzie zauważyłem tę dziewczynę, podszedłem do niej, podwinąłem rękaw koszuli i pokazując jej pokłute zębami mojego kocura przedramię, wyszeptałem:
- „Heroina to cudowna rzecz, ale niestety pozostawia ślady…”
Dziewczyna znieruchomiała. Spojrzała na mnie zaskoczona, szeroko rozwartymi oczami. Po wyrazie jej twarzy zrozumiałem. Uwierzyła!
Po tamtym zdarzeniu wyraźnie zaczęła mnie unikać. Jej koleżanki również, a dwóch czy trzech kolegów spytało z niedowierzaniem, czy biorę…
PS. Niedługo potem zmieniłem pracę. Nigdy już nie spotkałem tej dziewczyny. Ale ilekroć spojrzę na Ozzy’ego…
Inne tematy w dziale Rozmaitości