Już prawie po mistrzostwach i niezależnie od tego, jak wypadnie ostatni mecz – można zacząć podsumowywać, bo to, co najważniejsze – już się dokonało.
A co jest najważniejsze ?Na to odpowiadają różne wystąpienia, rozmowy, wywiady, sondaże – etc, etc. Jednym słowem – wszystko, czym nas karmi od wielu dni telewizja.
Po pierwsze – ważne jest, że odnieśliśmy sukces
Po drugie – że okazaliśmy się, jako naród, niebywale gościnni i znakomici jako kibice
wszystkich drużyn
Po trzecie – że rosyjscy kibice mogli bez skrępowania obchodzić swoje święto po środku
naszej stolicy i żadne ciemne siły z kręgów inspirowanych przez PiS
i Radio Maryja nie były w stanie im w tym skutecznie przeszkodzić, choć trochę
- niestety – tak (powtarzam za Świńskim Ryjem)
Po czwarte – że nasi chłopcy, choć przegrali – dostarczyli nam mnóstwa emocji (tak twierdzi
podobno 75 % pytanych)
Możnaby tego nie komentować, ale trochę korci.
Możnaby się nie czepiać, ale tak nachalnie się to wciska, że nie wytrzymuję.
Co do pierwszego: na czym miałby ten sukces polegać – trudno dociec; rządowi jakikolwiek sukces jest tak potrzebny, że najwyrazniej postanowiono go z góry zadekretować i tym samym jego głoszenie staje się obowiązujące. Zorganizowaliśmy Euro – nic się nie zawaliło, nic złego sie nie stało, dach nad Narodowym się nie zarwał – sukces !Jakiś malkontent – ale nie tylko, bo ja też – mógłby wybrzydzać, że wykonanie czegoś, co do czego podjęto zobowiązanie – to sprawa oczywista; sukces – to zrobienie czegoś ponad spodziewaną miarę i oczekiwania.
Tutaj niczego takiego nie widzę. Stadiony wybudowano po przekroczeniu i wyjściowych – i pózniej ustalanych terminów, zaliczając wszelkie możliwe wpadki realizacyjne i zwiększając koszty; może więc nie ma powodów do takiego zachłystywania się. Chyba, że przyjmiemy jako tło wszystkie dotychczasowe dokonania rządu – takie np., jak niewybudowanie połowy z zaplanowanych i obiecanych dróg, niezabezpieczenie kraju przed powodziami, dopuszczenie do zablokowania portu w Świnoujściu czy choćby miotanie się przy próbie sprzedaży stoczni jakiemuś typowi, co do którego premier nie był pewien: to jakiś Arab z Lewantu – czy latynos z Karaibów ?
Mniejsza o to – nie idzie o wyliczanie, czego rząd nie potrafi. Żeby być blisko głównego, aktualnego tematu wypada przypomnieć, że potrafi grać w piłkę – i to może powinno wystarczyć.
A wracając do sukcesu – Prezydent własnie powiedzial mniej wiecej tak: mieliśmy okazję i satysfakcję spojrzeć oczami innych na polski sukces, a ten sukces polega na tym, że na 95 wydanych miliardów 90 wydaliśmy na infrastrukturę: drogi , dworce etc. To, co pokazała drużyna, napawa nadzieją, że w przyszłości będzie lepiej. Do pełnego sukcesu zabrakło sukcesu sportowego – ale choć zabrakło, to sukces i tak jest, bo Euro się skończy – a Polacy pojadą po autostradach.
Wychodziłoby na to, że sukcesem może być wszystko, co sukcesem zechcemy nazwać –
i tak możnaby bredzić bez końca.
Tyle tylko, że:
- na drogi wydalismy za dużo, bo budowalismy je wyjątkowo niesprawnie - a teraz trzeba będzie jeszcze dołożyć, zeby zapłacić podwykonawcom;
- Polacy pojadą po autostradach, ale chyba nie tak od razu, bo zaraz po Euro trzeba je będzie tu i ówdzie zamknąć i naprawić.
I tak dalej.
Co do drugiej kwestii - to jaki naród w podobnej sytuacji nie okaże się przyjazny wobec przyjezdnych obcokrajowców? Na czym niby ma polegać owa odmieniana na wszystkie przypadki goscinnosć - przecież nikt przybyszów nie karmi i nie poi za darmo, na długo przed imprezą zastanawiano się, ile też z nich wydusimy.Rozumiejmy dobrze słowa których używamy.
Chyba, że goscinnosć mamy rozumieć jako zgodę, a wręcz przychylnosć wobec prowokacyjnego panoszenia się Rosjan - w budionówkach z gwiazdą - w srodku Warszawy.Zupełni jak w tej historyjce o Słonimskim, który zapytany przez radzieckiego generała podczas jakiegos bankietu:"gdzie tu można zrobić siusiu?"- odpowiedział - "pan? wszędzie!".
Słonimski ironizował, ale rozmaite bęcwały serio uważają, że Ruscy mogą wszystko i broń Boże im w tym przeszkadzać.
No i wreszcie ta ostatnia sprawa: przegrali, ale to nic – bo dostarczyli nam emocji.
Tak uważa bodajże trzy czwarte Polaków – jeżeli wierzyć telewizji. Nikt do nikogo nie ma większych pretensji. Wybrzydzają , co prawda, jacyś pisowscy pismacy w rodzaju Ziemkiewicza czy Warzechy, może jeszcze ktoś tam – ale to margines. Trener i piłkarze nie mają sobie nic do zarzucenia – co najwyżej przebąkują o konieczności zmierzenia się z sytuacją czy o czymś podobnym. Może powinni zacząć mówić: przegraliśmy – więc uszanujcie nasz ból.
Przecież wystartowali, dostarczyli emocji – czegóż jeszcze ?
A może na sprawę powinno się patrzeć tak:
- mistrzostwa Europy to poważne wydarzenie sportowe, a nie festyn, na którym wszyscy się bawią, wygłupiają w kolorowych szalikach i piją piwo z Bońkiem, Van Bastenem i Figo. Stają do hymnu, a po hymnie – znów do piwa.
Jasne – to także, ale nie przede wszystkim. Aspekt sportowy tej całej sprawy jest – co by nie mówić – najważniejszy. I wszyscy to tak traktują – poza nami, niestety. Nie można ustawiać sprawy tak: przegrali ? – no to co, nam nie o to chodziło – pijmy piwo, bo i tak wszyscy nas chwalą.
Jasnym wydaje się, że w zawodach sportowych chodzi o zwycięstwo – nie tylko o udział. Jasne jest też, że nie wszyscy wygrywają. Ale usprawiedliwieniem pzregrywającego może być tylko jedna okoliczność – mianowicie taka, że zrobił wszystko, co było możliwe, żeby wygrać.
W przypadku naszych chłopców chodziłoby o to, czy wytrenowali swoją kondycję w stopniu pozwalającym na wytrzymanie całego meczu, czy spróbowali poprawić szybkość i dokładność podań. O ewentualny brak talentu nie można do nikogo mieć pretensji; to się ma – lub nie. Ale te wcześniej wspomniane rzeczy można wytrenować – i tego można żądać od piłkarzy, którzy przecież po boisku nie biegają za frajer. A wracajac do talentu: to już sprawa trenera – wybrać chłopaków, którzy wyrastają zdolnościami ponad przeciętność. Czy to możliwe, że teraz panuje taka posucha – a może chłopcy sa nieżli, ale trener do bani ? Trochę takich kłopotliwych pytań jest – bo jeśli naszą drużynę eliminują wcale nie pózniejsi medaliści, ale słabeusze, którzy padają zaraz potem – to jest zle i niech nikt nie śpiewa, że „nic się nie stało”. Stało się i trzeba powiedzieć, dlaczego – bo przecież będą jeszcze niejedne mistrzostwa, a pamiętamy, że w przeszłości bywało lepiej.
A jak mowa o przeszłości – rację ma bramkarz z przeszłości, który uważa, że skandaliczną sprawą jest ściąganie na łapu-capu z zagranicy piłkarzy o wątpliwym tytule do reprezentowania Polski. Wiem, to praktyka, która staje się normą – ale normą złą, moim zdaniem. Zastrzegam – proszę dać spokój z ewentualnym oskarżaniem mnie o ksenofobię czy podobne głupstwa.Idzie mi o to, że jest różnica np. między Zlatanem Ibrahimowicem, który wprawdzie z urody ani nazwiska wikinga nie przypomina, ale jednak urodził się w Szwecji – a np. Boenischem, który jest obywatelstwa całkiem świeżego i zgodę na reprezentowanie Polski dostał na dzień przed pierwszym meczem; możnaby co najwyżej dowodzić, że Boenisch brzmi prawie jak Banaś, a jednego Banasia w reprezentacji już mieliśmy, więc chyba wszystko gra.
Bramkarz z przeszłości wyraził swój sprzeciw w słowach może nienajzręczniejszych i zbyt emocjonalnych, ale on nie utrzymuje się z kłapania dziobem i można mu niezręczność wybaczyć.
„Odpieprzcie się od bramkarza !”– pozwalam sobie skorzystać z klasycznego już wzorca.
Tak widzę Euro i nic nie poradzę na to, że moje widzenie jest tak kompletnie odmienne od bzdurnie optymistycznego i głupawo radosnego przekazu płynącego z telewizora.
I jeszcze refleksja: „Polska – biało czerwoni !” – jednoczymy się wokół czegoś, co jest wydmuszką. Jednoczymy się w piciu piwa przed – i po hymnie. Flagę w święta narodowe wywiesza tylko poniektóry, a teraz – bieli i czerwieni zatrzęsienie. Warto by się zjednoczyć wokół czegoś istotnego – nie byle czego. A z tym już trudniej – taka mnie nachodzi niemiła konstatacja.
Inne tematy w dziale Polityka