Eurybiades Eurybiades
414
BLOG

PRZESZLIŚMY SUCHĄ NOGĄ - PORA NA PUSTYNIĘ.

Eurybiades Eurybiades Polityka Obserwuj notkę 3

Narracja władzy dotycząca kryzysu (nie myślałem, jako człowiek starszej daty, że zarażę się modą używania słów w innym niż dotąd znaczeniu)  jest z grubsza taka: nasze państwo pod światłym i skutecznym przywództwem premiera i dzięki  wybitnej fachowości ministra finansów daje sobie radę z kryzysem w możliwie najlepszy sposób, a inne kraje tak nie mają.

   Ta narracja - proszę, zaraziłem się na dobre i wiem, gdzie; przeczytałem mianowicie tekst Jarosława Makowskiego (tego od think tanku PO), snującego coś o małych narracjach obywateli składających się na wielką narrację ogólną  (?!) - i jestem ciągle pod silnym wrażeniem. Żeby było jasne: silne - to nie to samo, co pozytywne.
   A wracając do narracji -  ona, znaczy - ta narracja władzy - bywa artykułowana na różne sposoby, z których najlepiej do mojej wyobrazni trafia taki: "premier Tusk i minister finansów Rostkowski przeprowadzili nas suchą nogą przez kryzys".
   Przeprowadzili - i dzięki temu wyglądamy nadzwyczaj korzystnie na tle takich, na przykład, Greków, Hiszpanów i Portugalczyków. Niby - co ja tam wiem o tym, jak się Grekom i Hiszpanom żyje - ale z drugiej strony , skoro widzę w telewizji, jak u nich na ulicach lecą koktajle Mołotowa, a policja też niezle sobie pozwala - to myślę: faktycznie, mamy szczęście ! Ale znowu, z drugiej strony - o, przepraszam, druga już była - to z trzeciej: jak czytam, że Grecy tłuką  się z policją w obronie już nie trzynastki, ale czternastki lub piętnastki - a poza tym w obronie możliwości niepłacenia podatków czy pobierania emerytur za nieżyjących dziadków (to wszystko do tej pory mieli !), to znowu tracę pewność - co o tym wszystkim myśleć; osobiście wolałbym spadać z wysokiego konia i żeby mi odbierali piętnastkę - niż, żeby kazali mi płacić podatek od deszczówki, bo jakoby dzięki temu nadal będę miał suchą nogę.
    Korzystnie podobno wypadamy, po tym przejściu suchą nogą, także na tle innych, bogatszych od nas krajów Europy (choć na dobrą sprawę - nie mam pewności, czy te wcześniej  wymienione też nie są od nas bogatsze),  w których  wzrost gospodarczy jest bliski zera. Ale obywatele tych krajów - a czasem ich spotykam - są pogodni i zadowoleni, a także - nie chudną. Jednakże, w trosce o obiektywizm muszę przyznać,  że moje obserwacje mogą być zawężone, a tym samym - niemiarodajne.
    Tak, czy inaczej - ta metafora o przejściu suchą nogą działa na moją wyobraznię w taki oto sposób: 

Premier z ministrem - niby Mojżesz naszych czasów - wyciągnęli ręce nad wzburzonymi wodami, fale kryzysu rozstąpiły się - i naród przeszedł !
 

Innych zalało - my ocaleliśmy.


   Mojżesz miał laskę, dzięki której dokonał cudu, a minister i premier - geniusz ekonomiczny i dzięki niemu cud się spełnił, bo w inny sposób wytłumaczyć to, że jako jedyni jesteśmy zieloni na tle wszechogarniającej czerwieni - chyba się nie da.
   Ale - jak we wszystkim, tak i tu - gdzieś tam w tyle głowy kołacze się odrobina wątpliwości i niepewności. No, bo tak: twierdzą niektórzy, że u Mojżesza to nie był żaden cud, bo to wcale nie było Morze Czerwone, tylko jakaś płytka zatoka Morza Śródziemnego, z której woda chwilowo ustąpiła na skutek silnego wiatru - albo, że była to  wstępna faza tsunami po wybuchu Santorynu (woda najpierw została wyssana, a potem wróciła i zatopiła Egipcjan). Mojżesz może i potrzymał laskę nad wodą, ale nie miało to znaczenia dla biegu wydarzeń.
   Jak analogia - to analogia: może i w naszym przypadku to nie cud zawdzięczany geniuszowi ekonomicznemu (tej cudownej lasce) dwóch wymienionych dostojników. Może to wszystko jest wynikiem umiejętnego liczenia, z którego wprawdzie nic nie przybywa, ale odpowiednie liczby umieszczone na odpowiednich miejscach mają dpowiedni wydzwięk; wzięliśmy trochę z OFE i przenieśli gdzie indziej, zamroziliśmy jakiś fundusz, pokręciliśmy trochę przy rezerwie walutowej, wypchnęli wydatki państwowe do innego sektora - i gotowe: z deficytem, długiem i wzrostem - wszystko gra, a świat aż zatkało z podziwu.
   Ciągnac tę biblijną metaforę dalej przypomnijmy, co było potem; po przejściu morza nie nastąpiła ogólna szczęśliwość i wszyscy musieli udać sie na połączoną z udręką tułaczkę po pustyni.  I co ja teraz słyszę - od premiera i od innych: odnieśliśmy wprawdzie sukces walcząc z kryzysem, ale dopiero teraz się zacznie; ten rok będzie ciężki, a na ile - to tego nikt nie jest w stanie powiedzieć (tako rzecze premier). Krótko mówiąc - trzeba będzie pójść na pustynię.
Czy na długo ? Już powiedziano - podobno tego nikt nie wie.
   Mam swoje podejrzenia: gdyby trzymać się tej wyżej wspomnianej analogii, to wypadałoby pogodzić się z koniecznością wymarcia starego pokolenia - tego, które czepia sie całkowicie bezużytecznego przywiązania do spraw coraz częściej i powszechniej nie uważanych za priorytetowe. Do Ziemi Obiecanej wejdzie całkowicie nowy obywatel  - nie uczony historii, uważający polskość za nienormalność, a uczciwość - za przesąd. Nie żaden ciemnogrodzianin, a człowiek otwarty -cokolwiek miałoby to znaczyć.
   Tak może być, jeżeli na pustynnej tułaczce pobędziemy dostatecznie długo. Stare pokolenie Izraelitów wymarło na pustyni, bo do końca nie zmieniło przewodnika.

Eurybiades
O mnie Eurybiades

Konserwatysta

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Polityka