Eurybiades Eurybiades
1595
BLOG

Co myślę o trotylu

Eurybiades Eurybiades Polityka Obserwuj notkę 16

Co myślę ?  Myślę, że wersja oficjalna nie trzyma się kupy. Nie trzyma się, bo gdyby ją przyjąć - to należałoby uznać, że badanie, które stało się początkiem całej sprawy zrobiono nie wiadomo po co.


  Na poparcie tego, co piszę, nie mam żadnej innej wiedzy niż ta, która jest ogólnie dostępna - i ta moja wiedza skłania mnie do wysnucia następujących wniosków: 
  - cóż to za badanie, w wyniku którego otrzymuje się tak szeroki zakres informacji, że praktycznie mieści się w nim wszystko: od kosmetyków - poprzez rozpuszczalniki (a w tym zapewne środki czyszczące), preparaty owadobójcze, alkohol i diabli wiedzą, co jeszcze - aż po materiały wybuchowe. To taką badziewną aparaturą posługują się nasze wyspecjalizowane służby? Przecież większą dokładność można uzyskać używając zestawu "Mały chemik".
 

  Nie mogę uwierzyć, że latając w kosmos, a także dokonując zdalnie analiz gruntu i atmosfery odległych  ciał niebieskich - u siebie, na Ziemi uzyskujemy wynik, który nie zda się psu na budę - tak jest nieprecyzyjny.
  Prawda, jak sądzę, jest inna.
 

Oczywiście - użyta przez techników naszej prokuratury aparatura jest dokładna - i dała jasny odczyt: trotyl. Taki sam wynik dało amerykańskie badanie części pasa wykonane przy pomocy podobnej aparatury; na to badanie powołuje się Macierewicz.
 

  Oczywiste jest też, że dla spełnienia warunku powtarzalności wyniku wykonuje się badania laboratoryjne - taka jest procedura ( pas takim badaniom jest już poddawany - próbki smoleńskie jeszcze nie). Ale czy to znaczy, że stwierdzenie, iż pierwsze badanie przyniosło wynik pozytywny - jest nieuprawnione? Jest bardziej uprawnione niż to, co zrobił prokurator Szeląg mówiąc na początku swego oświadczenia: "pragnę państwa uspokoić - nie stwierdzono obecności materiałow wybuchowych". Ależ stwierdzono - i właśnie dlatego zostaną przeprowadzone badania laboratoryjna, aby uzyskać potwierdzenie ostateczne.
Zresztą - w dalszej części oświadczenia prokurator wystękał, że być może - z pewnymi zastrzeżeniami - coś tam jest na rzeczy.
 

  Tyle od strony technicznej. A od politycznej?
Skoro materiałów wybuchowych według pana Szeląga "nie stwierdzono", to po co prokurator generalny pobiegł do premiera? Z jaką inormacją  - czy z taką, że materiałow wybuchowych nie ma? Przecież skoro zamachu nie było - a o tym wiedzą wszyscy poza oszołomami karmiącymi się teoriami spiskowymi - to skąd materiały wybuchowe; to dla premiera żadna rewelacja.
 

  Co innego, gdyby ta informacja była inna; pomijam prawną zasadność informowania kogokolwiek przez prokuratora o postępach śledztwa, ale rozumiem, że o sprawach wagi państwowej premier powinien się dowiedzieć - i patrzmy w takim przypadku na ducha przepisów, a nie na ich brzmienie. Więc jak - była ta waga państwowa, czy po prostu prokurator generalny podczas porannej przechadzki myśli sobie: a, wpadnę do premiera i powiem mu, że niczego istotnego nie mam do powiedzenia?
Zastanawianie się nad tym, czy prokurator Szeląg zapodał nam szczerą prawdę, czy wykręca kota ogonem spowodowało, że przypomniałem sobie stare porzekadło, w którym rzeczownik "szeląg" łączono z przymiotnikiem "zły".
   

  Do tego wszystkiego ten szum informacyjny, który podniósł się jak na zamówienie: ślady trotylu mogą pochodzić praktycznie zewsząd. Z drugiej wojny światowej, od żołnierzy z Afganistanu, z rosyjskich ćwiczeń wojskiwych itp. Trotyl - wynikałoby z tego - jest wszechobecny. Ale po co te tłumaczenia, skoro według prokuratora Szeląga, działaczy PO i różnych dziennikarzy - trotylu nie stwierdzono? A właściwie - dlaczego nie stwierdzono, skoro jest taki wszechobecny i od czasu wojny nie uległ degradacji; w dodatku krótko przedtem samolotem lecieli nasi żołnierze z Afganistanu - i gdyby ten trotyl był, choć go nie stwierdzono - to pewnikiem pochodziłby od nich. Wypadałoby wprawdzie zapytać, czy po tym locie samolot nie został wysprzątany przy użyciu środków czyszczących, jak to się normalnie robi - ale z drugiej strony, to (według prokuratora) środki czyszczące dają też odczyt pozytywny ("cząsteczki wysokoenergetyczne") - więc w końcu już nic nie wiadomo. Uff, co za mętlik - zupełnie można się zgubić.

  Do tego jeszcze - nie sposób nie postawić pytania, dlaczego premier, otrzymawszy od prokuratora generalnego informację (jaka ona była, taka była  - napewno istotna)  nie podzielił się nią z narodem? Nie zaszkodziłoby to śledztwu - przyjmując, że takowe jest na serio prowadzone; wypada też przypomnieć, że poprzednio bez żadnych zahamowań puszczano w obieg niepodważalne rzekomo ustalenia, które potem nie ostały się  w zestawieniu z twardymi faktami: a to - o czterokrotnym podchodzeniu do lądowania, a to - o sztorcowaniu Protasiuka przez Błasika - itd, itd.

  Wracając do sprawy - można było społeczeństwo poinformować zanim w tej sprawie zabrała głos gazeta - i obeszłoby się bez pózniejszej burzy. Chyba, że o nią chodziło; sprowokowany przeciwnik polityczny wypowiada się ostro - władza daje odpór poparty częściowym wycofaniem się redakcji (napewno niewymuszonym - no, może co najwyżej zadzwonił wprawiony w kontaktach z gazetami Arabski) - i wydaje się jej, znaczy tej władzy, że jest górą. Znowu, jak wiele razy przedtem cała masa znanych postaci dopada opozycyjnego prezesa: oskarżył premiera o zamordowanie prezydenta!!!  To nie szkodzi, że naprawdę o to go nie oskarżył - Smolar, Śledzińska Katarasińska, Wołek, Maziarski i paru innych - nie mają wątpliwości: "ale wszyscy wiedzą, że to miał na myśli!". Namnożyło się trochę tych odczytywaczy cudzych myśli.


  Jeśli więc o tę konfrontację chodziło, to rozumiem poczynania władzy. Pod jednym warunkiem: że po laboratoryjnych badaniach próbek nie trzeba będzie się z niczego wycofywać. Może władza ma tę pewność. Póki co, próbki są w Moskwie i, jak słyszę - choć nie mam pewności - to Rosjanie będą je badali w ramach pomocy prawnej. Czy trzeba coś dodawać? Sapienti sat.

Eurybiades
O mnie Eurybiades

Konserwatysta

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (16)

Inne tematy w dziale Polityka