LEPSZE ŁGARSTWO W SPRAWIE SŁUSZNEJ, NIŻ PRAWDA - W NIESŁUSZNEJ
"Miło jest mówić prawdę"- powiada jedna z postaci "Mistrza i Małgorzaty", niejaki Jeszua. Mówić - to może i miło, ale ponosić możliwe tego konsekwencje - to już niekoniecznie, o czym przekonał się boleśnie i ów bohater Bułhakowa - i ostatnio Cezary Gmyz.
Gmyz powiedział prawdę - nasi prokuratorzy znalezli na resztkach wraku ślady trotylu; odczyt "trotyl" pokazały aparaty, którymi się posługiwali. To nie są aparaty pochodzące z czasów międzywojnia ani skonstruowane przez amatora złotą rączkę - to jest współczesna generacja urządzeń używanych powszechnie na świecie w takich sytuacjach, w których uzyskanie odpowiedzi na pytanie: z czym mamy do czynienia? - jest potrzebne natychmiast. Między innymi w takich, w których idzie o bezpieczeństwo ludzi. Przypominam, że żyjemy w XXI wieku i umiemy zrobić prawie wszystko, co narazie obejmuje nasza wyobraznia.
Ostatnio wprawdzie nie udało się przekroczyć prędkości swiatła, ale poruszamy się na takim właśnie poziomie technicznych możliwości. Co to dla nas - określić skład chemiczny jakiejkolwiek substancji.
Nie o to mi jednak idzie - o zachwalanie zaawansowania technologicznego ludzkości; idzie mi o to, co potrafiono zrobić z Cezarym Gmyzem i jego kolegami z redakcji.
Powtarzam - Gmyz napisał prawdę; aparaty pokazały "trotyl", więc nie mógł napisać,że coś tam, coś tam - ale w gruncie rzeczy nic, choć tak właśnie poinformował nas potem prokurator.
Mistrzostwo, z jakim Gmyza załatwiono - przy udziale również jego kolegów po fachu - budzi mój podziw. Mówiąc "mistrzostwo" - mam na myśli skuteczność, bo w gruncie rzeczy zastosowano środki prymitywne. Na przykład - pokazano w TV rozmowy z rozmaitymi, jak się domyślam, pracownikami lotnisk - którzy jak jeden mąż twierdzili, że aparatura służaca do wykrywania materiałów wybuchowych jest wyjątkowo nieskuteczna i zawodna - i że 98% skuteczność gwarantowaną przez producenta należy włożyć między bajki. Skoro tak, to po co tej aparatury uzywają i w jaki sposób przy jej pomocy udaje się zachować na lotniskach jakie takie bezpieczeństwo? I jak można dopuścić, że nieuczciwy producent, którego produkty nie dochowują obiecanej charakterystyki technicznej nie został jeszcze puszczony z torbami. Żadna z tych osób nie została zaprezentowana z nazwiska; wypisz-wymaluj, jak owe słynne prządki z czasu strajków w 1980 nawołujące w TV do powrotu do pracy.
Prawda - prawdą; ważne jest jednak, czemu ona ma służyć. Wydawałoby się, że jako kategoria obiektywna nie powinna takim ocenom podlegać - a jednak...
Nie zaprzątam sobie głowy byle czym, więc nie chce mi się zapamiętywać, kto to powiedzial:
"Gmyz chciał podpalić Polskę!" No, skoro tak - to to, co go spotkało, jest najsłuszniejsze ze słusznych! Huzia na Gmyza!
Tyle, że dlaczego prosta informacja pochodzaca z pewnego etapu dochodzenia miałaby służyć do podpalenia czegokolwiek? Ona oznacza tylko tyle, że to niepoważne, jak dotąd, dochodzenie musi od tej pory i ten czynnik brać pod uwagę i liczyć się z jakąś formą kontroli opinii publicznej. Kto się boi ognia? Na kim czapka gore? O podpalaniu nie ma mowy - natomiast gołym okiem widać, że wytoczono wszelkie możliwe środki gaśnicze. Co powiedział powtarzany potem z euforią wielki Z. Brzeziński - słyszeli wszyscy. Dziś w dodatku usłyszałem pewnego mocno trąconego czasem starucha z Rzymu używającego infantylnego imienia "Jaś", który twardo stwierdził, że dopuszczanie możliwości zamachu - to absurd i szkodzi opinii Polski w świecie. Basta! Takich autorytetów słuchajmy!
Panowie redaktorzy - użyliście prawdy w sprawie niesłusznej - i słusznie wam się należy to, co was spotkało. O ile słuszniej postąpiła owa pani redaktor, która w swoim programie o jakiejś takiej ortograficznej nazwie: "przecinek na wielokropku" - czy jakoś podobnie, przekonywała o istnieniu taśmy, na której generał (ciekawe, czy już pijany?) krzyczał na pilota Tu 154, bo ten nie chciał lecieć. Wiadomo, że taka taśma nie istnieje. Pani redaktor mówiła nieprawdę? Oczywiście - łgała, jak przysłowiowy naoczny świadek. I co? - a nic.
Nie wyleciała z pracy, choć okłamała czytelników. Nie została napiętnowana, nikt jej nawet tego nie wypomniał. Dlaczego? - bo działała w sprawie słusznej; jaka ona jest, ta słuszna sprawa, dopowiedzcie sobie panowie redaktorzy - Gmyz i reszta. Jeśli wyciągniecie prawidłowe wnioski, to może wasz przypadek nie okaże się beznadziejny.
Inne tematy w dziale Polityka