Jest nareszcie rozstrzygnięcie sprawy, która męczyła mnie (chyba nie tylko mnie!) od jakichś dwóch tygodni. Piechociński wchodzi do rządu - a kto by to pomyślał ! Mało - wchodzi: on tam obejmie stanowisko premiera i ministra gospodarki. To ci dopiero ! A tyle było tej niepewności, że niemal nie do zniesienia; wejdzie - nie wejdzie, zupełnie jak w piosence śpiewanej w 1980: "wejdą - nie wejdą ?" Męczyłem się i przeżywałem dosłownie męki: jak też się ta niebywale ważna dla nas wszystkich sprawa zakończy. Nawet decyzja Rady Naczelnej PSL (czy jak tam się ten ich najważniejszy organ nazywa) o upoważnieniu Piechocińskiego do wejścia do rządu ani trochę mnie nie uspokoiła - bo i pewnie: upoważnienie - upoważnieniem, a on może zawziąć się i nie wejść. I co wtedy ? - strach pomyśleć. A może wejdzie, ale teki nie wezmie. Brrr ! Przemęczyłem się tydzień w tej niepewności i okazuje się, że niepotrzebnie - dziś jest decyzja: wchodzi ! Co za ulga !
W dodatku pan premier poczęstowal mnie ciekawym przemyśleniem, które skłoniło mnie do głębokiej zadumy: "współpraca z Piechocińskim będzie inna, niż z Pawlakiem; nie mówię - lepsza lub gorsza, ale inna". No, no - jest o czym pomyśleć, jak zreszta o każdej myśli premiera - myślę sobie uspokojony i sadowię się wygodniej w fotelu, ale premier mnie nie oszczędza: "w połowie kadencji możliwe zmiany w rządzie". W połowie - to znaczy za rok ! I znowu, po chwilowej uldze, niepewność i noce nieprzespane na domyślaniu sie, co też to mogą być za zmiany - i kogo premier posunie, a kogo nie. I ja to mam wytrzymac ?
Inne tematy w dziale Polityka