To żadna sztuka - pod warunkiem wszakże, że zastosuje się właściwy schemat działania; schemat, który sprawdza się w rękach przywalających Kaczorowi od dawna - a na który ja wpadłem dopiero teraz i tym swoim odkryciem śpieszę podzielić się z tymi, którzy jeszcze nie wpadli. Rzecz w tym, że Kaczora nie można napadać za przewinienia o charakterze, że tak powiem, namacalnym. On nie zamiótł afery hazardowej pod dywan, nie zgodził się bez zastrzeżeń na praktyczną likwidację przemysłu stoczniowego, nie dopuścił do zablokowania możliwości rozwoju portu w Świnoujściu. To nie za jego rządów kolej poszła w rozsypkę, nie ma za co leczyć dzieci - a kraj zalewają powodzie, bo zaniechano stosownych inwestycji. Nie pod jego przywództwem maleje wzrost gospodarczy, a za to rośnie bezrobocie i zadłużenie państwa (ponad dwukrotnie szybciej, niż średnio za poprzednich rządów!). Nie on zbudował stadion z niezasuwalnym w deszczu dachem. O Smoleńsku - dam spokój. Takich, czy choćby porównywalnych osiągnięć Kaczor nie ma. Za co więc go napadać ? - to jasne: jak każdy, tak i on - od czasu do czasu coś mówi. I tu otwiera się pole do popisu dla chętnych i gotowych - mam na myśli redaktorów: czujnych, bezkompromisowych i bezstronnych obrońców prawdy. Trzeba tylko coś wybrać; co - to nieistotne. Cokolwiek ! Rzecz w tym, żeby to coś odpowiednio nagłośnić i poprzez gromkie i natarczywe powtarzanie, a także stosowne zinterpretowanie wbić w głowy obywateli przeświadczenie, że to, co Kaczor powiedział - jest straszne i naganne. Broń Boże - rzeczowo analizować i komentować, zachęcając do tego samego telewidzów i czytelników. Nie o to przecież idzie. Zresztą, ile mamy - pośród siedzących przed telewizorami - głów otwartych i skłonnych do zastanawiania się ? Bractwo czeka na gotowce: Kaczor powiedział coś okropnego - i wystarczy; skoro w telewizji tak mówią .... Szczególnie, że jego wypowiedz zawsze może zostac dosmaczona przez dodanie czegoś, czego nie powiedział - a za co mimo to można mu przyłożyć, jak choćby za to o "prawdziwych Polakach" ( pani Kolendo - moje ukłony ! - powtarzano to jeszcze długo po tym, jak wyszło na jaw Pani autorstwo). Tak więc - można Kaczora zahaczyć o jego dowolną wypowiedz, bo w gruncie rzeczy nie o jej treść chodzi. Ale najlepiej - zahaczyć o coś, co ma jakiś posmak międzynarodowy. Ot, choćby sprawa dwóch zdań o Angeli Merkel w książce Kaczyńskiego; choć tę książkę wcześniej czytałem, po wrzawie urządzonej przez dziennikarzy wróciłem do niej, żeby sprawdzić, na czym miałby polegać skandaliczny i karygodny charakter tej wzmianki o znanej przecież z zagranicznych publikacji wstydliwej przeszłości Angeli. Do dziś nie mogę pojąć, co uzasadniało ten wściekły atak naszych mediów. Ma Angela coś na sumieniu ? - ma ! Czy jest w naszym żywotnym narodowym interesie zachowywanie milczenia na ten temat ? - jeśli tak, a ja tego nie rozumiem, to prosiłbym o wyjaśnienie. Albo ostatnio - sprawa asymetrii w traktowaniu mniejszości niemieckiej w Polsce i polskiej - w Niemczech (tam, nawiasem mówiąc, nasi rodacy nawet nie mają statusu mniejszości). Rzecz wydaje się tak oczywista, że nie wymaga uzasadniania: elementarne poczucie sprawiedliwości jest tu boleśnie naruszone, ale - jak się okazuje - nie w rozumieniu całej masy stojących w pogotowiu redaktorów. Kaczor zostaje zdeptany - między innymi szpileczkami pani Moniki, która zadaje pytanie: "dlaczego Prezes chce mniejszości niemieckiej odbierać jej prawa ?!" (nie muszę chyba dodawać, że on tego nie powiedział?). A komentarze do różnych wypowiedzi Prezesa na temat Smoleńska - np. nieocenionego Szostkiewicza, który zapytał: "czy jesteśmy gotowi wypowiedziec wojnę Rosji?" A jeszcze wcześniej - i to dotyczy Kaczora, którego już nie ma: jak można było przerwać wywiad prowadzony przez francuskiego dziennikarza, który tyle tylko zawinił, że zachował się bezczelnie i niegrzecznie ? - ale był przecież Francuzem ! Albo - po co było stawiać się Rosji w sprawie embarga na mięso, bo przecież mogliby się obrazić i nigdy go więcej u nas nie kupić. Albo - po co wymachiwać niedzwiedziowi pod nosem szabelką w sprawie Gruzji, bo przeciez nasza chata z kraja. Wszystko to wydaje sie tak bzdurne i tak grubymi nićmi szyte, że nie powinno u obywateli spotkać się z takim odzewem, z jakim się spotkało. A jednak. Czyżby odkryto u Polaków jakiś kompleks wobec zagranicy każący wystrzegać się formułowania wobec niej jakichkolwiek żądań, oczekiwań czy opinii ? Myślenia o interesie narodowym i stawiania go na pierwszym planie, jak robią to inni ? Czy taki kompleks istnieje ? I to kompleks niejednorodny - różny w odniesieniu do stron zachodniej i wschodniej. Po stronie zachodniej - pamiętajmy, że oni są od nas bardziej kulturalni. Po stronie wschodniej - bójmy się: bo mięsa nie kupią, albo i napadną. Jednym słowem - i po tej, i po tamtej stronie starajmy się przede wszystkim być układni , grzeczni i spolegliwi. Może jednak można mieć trochę nadziei, że to wszystko nie całkiem tak wygląda ? W koncu nie wszyscy aspirujemy do stanowisk unijnych, nie wszyscy mówiliśmy w domu "gdańską niemczyzną" i nie dla wszystkich "polskość jest nienormalnością". Może Polak en masse wcale tak nie myśli ?
Inne tematy w dziale Kultura