Eurybiades Eurybiades
574
BLOG

Pani Monika - medium zaprzyjaźnione.

Eurybiades Eurybiades Rozmaitości Obserwuj notkę 13

     Nie o to chodzi, żeby się nad panią redaktor znęcać, choć po jej poniedziałkowym występie możnaby - i to jak najbardziej. Możnaby, ale przyjemność płynąca z takiego znęcania się jest łatwo osiągalna, a więc tania i tym samym umiarkowanie satysfakcjonująca. Wiem, bo zaglądałem od czasu do czasu do GW i nieodmiennie znajdywałem tam produkcje pani Olejnik nie wiążące się z logiką nawet pośrednio; początkowo wytykanie tego - m.in. tu, w salonie - było zajęciem zabawnym i nawet nieco ekscytującym, ale powtarzane - spowszedniało. Podobnie, jak obserwowanie jej popisów w TVN. Swoją drogą - to zadziwiające, jak wielu ludzi z góry mogących spodziewać się tego, co ich czeka w tym programie z kropką szło przed kamerę, jak stado baranów na rzeź i dawało się tam rozwałkowywać na cienki placuszek. Takich, na których pani redaktor wyszczerbiła sobie ząbki, było niewielu; m.in. ostatnio Hoffman, a kiedyś - ś.p. Szczygło. Ale i tak uważam, że nawet w takim przypadku szkoda czasu i energii, żeby je marnować na udział w przedsięwzięciach dziennikarskich konstruowanych według niezmiennie tych samych założeń i tego samego schematu; - zasypywanie rozmówcy pytaniami bez oczekiwania odpowiedzi, bo istotne są wyłącznie tezy zawarte w pytaniach - przeinaczanie faktów w połączeniu z przekręcaniem sensu wypowiedzi rozmówcy - zaangażowanie tak silne, że nie pozwalające na zachowanie choćby pozorów bezstronności.  To wszystko, rzecz jasna, w stosunku do tych, których się nie lubi; inni mogą być głaskani, a w żadnym razie - męczeni napastliwymi pytaniami. To zdumiewające, jak można było w oparciu o słabiutki profesjonalizm i agresję, jako podstawową cechę charakteru zbudować sobie pozycję dominy polskiego dziennikarstwa rozdającej razy lub poklepywania wedle swego uznania i nobilitującej polityków przez sam fakt zaproszenia do "kropki"; stąd chyba u nich to ochocze narażanie się na sponiewieranie, byle tylko u pani redaktor zaistnieć.  Rozumiem tych, z którymi pani redaktor jest zaprzyjaźniona - nie osobiście; o tym nic nie wiem. Chodzi mi o to zaprzyjaźnienie, o którym mówił Andrzej Wajda podczas pamiętnego spotkania przedwyborczego; o zaprzyjaźnienie mediów, których częścią jest pani Monika , z ludźmi tej samej opcji, co Wajda. Przy takich właśnie okazjach, jak udział Hoffmana w "kropce" najdobitniej unaocznia się to zaprzyjaźnienie stające się imperatywem nadrzędnym, zmuszającym do zaniechania logiki, obiektywizmu i przyzwoitości. Z tym, że tego zaniechania pewnie można nie być świadomym, jeśli się jest wyposażonym w przeświadczenie o posiadaniu prawa do ustalania własnych standardów dotyczących wymienionych wartości. I tak być może jest, bo trudno przyjąć, że człowiek kończąc dzień ma skłonność do dokonywania rachunku sumienia, z którego mu wychodzi: - o kurcze, znowu zachowałem się, jak dureń i szuja.  Jest raczej tak, jak mówił Szwejk: - "człowiek czuje się, jak nowonarodzone dziecię, gdy idzie spać i może sobie powiedzieć:  > i znowuż byłem uczciwy< " !   Tak, jak sądzę, mogą myśleć  Kraśko, Wroński i Durczok. Dlaczego akurat oni ?  Wymieniam ich, bo są niewątpliwie "zaprzyjaźnieni" - i jak poważnie traktują obowiązki z tego zaprzyjaźnienia wynikające, to okazali nie tak dawno w dniu prezentacji dwóch filmów o Smoleńsku. Kraśko w rozmowie z prof. Rońdą i później - w dyskusji - zastosował wypróbowany chwyt z repertuaru "kropki": przerywanie rozmówcy i okazywanie mu tym samym, że jego odpowiedzi są mało ważne. Do tego podkreślanie, po której stronie sporu on, prowadzący spotkanie, siebie sytuuje: - " redaktor Karnowski wierzy w zamach, a redaktor Wroński -nie; ja zresztą też". Co do dyskusji takie oświadczenie mogło wnieść ? - nic zgoła, poza możliwością przypomnienia starego powiedzenia, że w demokracji - na ulicy, na której mieszka biskup i dwie dziwki, to one są górą. I tyle. Wrońskiego pomijam, bo jego bezbarwność i nijakość  (sorry, Winnetou - tak to widzę) sprawiają, że wszystko, co napisze czy powie - szybko blednie i zaciera się w pamięci. I dobrze. Można elegancko powiedzieć: taki jakiś efemeryczny.  Co innego - Durczok; poziom adrenaliny i testosteronu, jaki zaprezentował w tym samym dniu w rozmowie , już nie pamiętam z kim, z lekka mną wstrząsnął - tym bardziej, że pan Kamil otwartym tekstem wyartykułował coś takiego: - "władza uważa, że nic nie musi robić, bo wszystko załatwią za nią media; Macierewicz od dwóch lat rozpowszechnia bzdury, a rząd nie przeciwdziała". Wajda wiedział, co mówi - i wszyscy, którzy chcieliby twierdzić, że o tej przyjaźni chlapnął niechcąco, jak to staruszek - niech się teraz przymkną. Durczok najwyraźniej chciał powiedzieć, że przyjaźń - przyjaźnią; on wprawdzie obowiązki wypływające z tego zaprzyjaźnienia realizuje i przeciwstawia się bzdurom Macierewicza, jak umie - ale są pewne granice: wszystkiego za rząd zrobić nie może. Właściwie - to nic nowego; podobnie bywa co rusz, może tylko bez tak wyraźnych deklaracji. Tym razem było to - przynajmniej dla mnie - bardziej zauważalne, niż kiedykolwiek; pewnie dlatego, że tak skumulowane. Wiadomo - w sytuacji trudnej, wszystkie zaprzyjaźnione ręce na pokład !

Eurybiades
O mnie Eurybiades

Konserwatysta

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (13)

Inne tematy w dziale Rozmaitości