Eurybiades Eurybiades
1485
BLOG

Co zmienił numer Rońdy ?

Eurybiades Eurybiades Polityka Obserwuj notkę 44

    - nie zmienił zgoła niczego, a do takiego wniosku można dojść dzięki odrobinie namysłu. Namysł nie szkodzi w żadnej sprawie - no, może nie jest niezbędny tam, gdzie stosowniejsza jest spontaniczność - ale to dotyczy spraw niewielu, przede wszystkim takich, jakie miał na myśli autor "Konopielki" mówiąc w jednej ze swych książek:  "refleksja tłumi refleks". Swoją drogą, gdyby refleksja stłumiła refleks u autorów rozmaitych wypowiedzi, od których ostatnio nie można się opędzić - byłoby może nieźle.

   A wracając do rzeczy - numer, który wyciął profesor, nie zmienił niczego w istocie rzeczy. Ja nie pochwalam tego, co zrobił - jest mi przykro i smutno, bo nie wolno niepoważnie postępować w sprawie poważnej. I tyle. Ale trzeba powtórzyć: to, co zrobił, nie zmieniło w istocie rzeczy niczego. Oczywiście, jeżeli zgodzimy się, że istota rzeczy - to dochodzenie prawdy co do tego, co się w Smoleńsku stało. A merytorycznego wpływu tego, co zrobił profesor , na dociekanie tej prawdy,  nie umiem się dopatrzeć. Taki wpływ nie zaistniał ani wtedy, ani teraz.  Profesor nie zaprezentował sfałszowanego dokumentu, naciąganych wyliczeń ani spreparowanych wyników badań, które mogłyby następnie stać się podstawą do wyciągania wniosków lub byłyby traktowane jako dowody. Merytorycznie nie zaszkodził ani dochodzeniu prowadzonemu przez Zespół Parlamentarny, ani przez Prokuraturę. Zespołu Laska też nie wprowadził w błąd. Widziałem wystąpienie profesora w "Trwam". Zaskoczenie - to mało, żeby opisać wrażenie, jakie odniosłem. Spróbowałem przypomnieć sobie tamtą rozmowę z Kraśką, bo ją też widziałem - i za nic nie mogłem dojść, o co chodzi.  Jak wiadomo, nie ja jeden;  nikt chyba wtedy nie zwrócił uwagi na ten greps z machaniem jakąś kartką, która miała dowodzić, że piloci nie zeszli poniżej 100m - i w dodatku miała być rosyjskim dokumentem. Na to nie zwrócił uwagi nikt - inaczej profesor zostałby rozdziobany natychmiast. Niczego niezwykłego nie spostrzegli politycy ani dziennikarze - ba, nawet prokuratura, przed którą potem składał zeznania. Próby dociekania, dlaczego tak wyszło doprowadziły mnie do wniosku, który chyba jako jedyny daje się uzasadnić. Profesor powiedział coś, co dla wszystkich było oczywiste, bo wcześniej potwierdzone bez wątpienia: piloci zeszli do 100m i zdecydowali się na odejście. To, że samolot opadał nadal - to oczywiste, bo w końcu wyrżnął w ziemię; to już jednak działo się poza wolą pilotów. Miał więc rację mówiąc, że piloci nie zeszli niżej - niżej, to samolot już spadał. Tego nie można było zakwestionować i dlatego zostawiono profesora w spokoju. Rzecz więc w istocie dotyczy teraz wyłącznie tego, że profesor powiedział, iż ma na kartce coś, czego nie miał - natomiast nie treści tego, co powiedział i co na kartce miało widnieć.  Uważam zresztą, że profesor trafnie użył słowa: blef.  To istotnie był blef - profesor  leżałby na łopatkach, gdyby Kraśko powiedział: - sprawdzam, proszę pokazać !  Ale nie sprawdził, bo najwyraźniej również dla niego sprawa co do meritum nie podlegała wątpliwościom.  I wszystko byłoby w porządku - tyle, że to nie poker i profesor zachował się nie tak, jak należało. Wystawił się przy tym na dziobanie, ale jako człowiek dorosły powinien był wiedzieć, co robi - i nie ja go będę żałował. Swoją drogą, o ile jakoś tam jestem w stanie zrozumieć, co kierowało profesorem w rozmowie z Kraśką - chęć przygwożdżenia nieznośnego i przerywającego w pół słowa  redaktorka - o tyle nie mogę pojąć jego postępowania obecnie. Sprawa przecież nie istniała - i słusznie - dla nikogo, dopóki profesor w swej uroczej naiwności (???) nie postanowił publicznie jej objaśnić. Zachował się, jak pewien człowiek w powieści Choromańskiego, latami ukrywający to, co miał na sumieniu - żeby potem pójść na policję i o wszystkim opowiedzieć;  pisarz przy pomocy tzw. common sense nie był w stanie tego wytłumaczyć. Sumienie ? Hm ...   jakieś drugie dno też niewykluczone. W "Trwam" profesor zachował się tak, jakby znalazł się w innym świecie i uznał, że to, co tam się mówi i robi nie przesącza się do tego istniejącego równolegle świata - z TVN i GW. Ale może to wcale nie tak  - pytanie o to zejście poniżej 100 zadał  prowadzący redaktor; czy on jeden jedyny pamiętał o tej właśnie kwestii z tamtej rozmowy ? Pytań sporo - odpowiedzi, jak dotąd, niewiele. Jednak istota sprawy pozostaje niezmieniona, a rozkosz objawiana przez niektórych ...  no cóż, niech im będzie. W sumie - może nie warto byłoby o tym wszystkim pisać, gdyby nie wrażenie, jakie odnoszę: że najchętniej wali się nie tyle w profesora, co w sprawę, której dotąd służył.

Eurybiades
O mnie Eurybiades

Konserwatysta

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka