O Fortuna, velut luna statu variabilis...Sors immanis et inanisRota tu volubilis, status malus...(Carmina Burana, XI-XIII w.)
O Fortuna, velut luna statu variabilis...Sors immanis et inanisRota tu volubilis, status malus...(Carmina Burana, XI-XIII w.)
you-know-who you-know-who
10669
BLOG

43. Air Show Smoleńsk 2013

you-know-who you-know-who Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 239

Pod takim lotniczym tytułem ukazał się wywiad w Faktach i Mitach 31.10.2013*, od którego rozpocznę, aby później skomentowac referat o dzwięku zderzenia z brzozą. 

Paweł Artymowicz, 52 lata, doktor habilitowany nauk fizycznych w zakresie astronomii (specjalność astrofizyka), profesor i wykładowca największego kanadyjskiego Uniwersytetu w Toronto, jest jedynym polskim uczonym, który konsekwentnie obala brednie wymyślane przez ekipę Macierewicza.

„FiM”: – Z analizy wpisów na niektórych portach internetowych wynika, że jest Pan naukowcem najbardziej znienawidzonym przez wyznawców religii smoleńskiej. „Czołowy obrońca kłamstwa”,
„człowiek moralnie upadły”, „aktor teatrzyku objazdowego Laska”... Warto tak się narażać?

Prof. Artymowicz: – Nie mieszam się do polityki, ale gdy polityka zaczyna gwałcić i obrażać fizykę, a na dodatek moje ulubione hobby – latanie – twardo ich bronię.

– Przejdźmy do niedawnej konferencji smoleńskiej. Jaka jest wartość twierdzeń Wiesława Biniendy, że rezultaty jego badań (symulacje) udowodniły, iż drzewo zawsze będzie przecięte przez skrzydło, że samolot nie uległby rozpadowi na tyle kawałków, a jego masa powinna wyżłobić krater w ziemi?

– Znikoma. Już przed dwoma laty omówiłem wiele błędnych założeń i parametrów wejściowych profesora Biniendy, na przykład bardzo niewłaściwy rozmiar i liczbę elementów obliczeniowych symulujących zderzające się ciała, niewłaściwą gęstość i matematyczny model materiałowy drewna żywej brzozy i szereg innych. Niewłaściwie użyto też standardowego komputerowego programu inżynierskiego LS-Dyna. Nie daje on pewnych wyników obliczeń ze względu na niefizyczne usuwanie elementów obliczeniowych, co zwane jest w numeryce sztuczną erozją elementów. Jest obecnie powszechnie znany fakt, że erozja ma bardzo zły wpływ na dokładność obliczeń zderzeń, pękania lub rozrywania belek drewna, jak i kawałków metalu. W najlepszym wypadku praca Biniendy jest słabym technicznie studium wstępnym, a w najgorszym razie – dezinformacją.

– Czyli oszukuje?

– Pewne rzeczy wskazują na świadomą dezinformację. Możliwe jest, że celowo ukrywał pewne wyniki testów amerykańskich agencji FAA i NASA. Dla celów naukowych rozbito samolot DC-7 w taki sposób, że z prędkością tylko nieco mniejszą niż tupolew w Smoleńsku skrzydło uderzyło w słup telegraficzny. Jego końcówka ułamała się, słup podobnie jak brzoza smoleńska także został złamany. Część końcowa skrzydła poleciała do góry i w przód. Spadła po przeleceniu 135 m, co jaskrawo przeczy obliczeniom profesora, z których wysnuwa on niezachwianie wniosek, że gdy końcówka urywa się tuż nad ziemią, to przelatuje najwyżej 12 metrów. Zarówno moje i inne bardziej poprawne obliczenia, jak i amerykańskie testy fizyczne zadają kłam twierdzeniom Biniendy, o czym profesor został dawno poinformowany. Kontynuuje jednak swoje prelekcje, pokazując błędne wyniki. Niezależnie od tego, jak mocno w nie wierzy, jest to dezinformacja.

– To jego jedyny błąd?

– Drugim faktem kompromitującym obliczenia Biniendy jest to, że nie znając się na lotnictwie ani inżynierii lotniczej, przyjął wielokrotnie za duże grubości blach aluminiowych tupolewa, zwłaszcza w miejscu zderzenia. Ignorując metodologię naukową, ukrywa pełen zestaw danych wejściowych do programu LS-Dyna, czym uniemożliwia społeczności naukowo-technicznej powtórzenie jego obliczeń i wskazanie konkretnych przyczyn tego, że dają błędne rezultaty, co jest widoczne gołym okiem dla każdego dobrego inżyniera lotniczego lub fizyka. Moje apele o publikację pełnego zbioru danych Binienda ignoruje lub niezgodnie z prawdą tłumaczy prokuratorom wojskowym, że wymagałoby to zgody NASA i jego uczelni. Ujawnił tylko niektóre dane, ale nawet te skąpe informacje wskazują, że przyjął model konstrukcji zmyślonego samolotu o zewnętrznych kształtach tupolewa rządowego, w którym jest tyle aluminium, że samolot nie dałby rady wystartować – byłby zbyt ciężki.

– Na konferencję przybyli też inni specjaliści...

– Nawet pan dr inż. Wacław Berczyński, który pracował kiedyś w firmie Boeing jako projektant małych elementów jednego z ich samolotów, nie umie poprawnie policzyć siły nośnej na nieuszkodzonym i uszkodzonym płacie skrzydła, co prowadzi go do kompletnie błędnych wyobrażeń o tym, że urwanie końcówki skrzydła mogło być skontrowane przez pilotów tupolewa przy użyciu prawej lotki – czyli, że samolot nie obróciłby się na plecy. 

Podobne błędy popełnił występujący na konferencji smoleńskiej duński inżynier Glenn Joergensen.

– Najgłośniejszą „rewelację” ogłosił Chris Cieszewski, który zapewnia, iż brzozy w Smoleńsku w ogóle nie było, bo złamano ją kilka dni przed katastrofą...

– Profesor Cieszewski przeprowadził analizę dostępnych mu danych satelitarnych o słabej rozdzielczości, jednak sięgających wstecz w czasie do 5 kwietnia 2010 r. W pierwszym etapie pracy miał wyznaczyć położenie pnia brzozy po wypadku i wtedy już popełnił fatalny błąd wynikający częściowo z tego, że nie skorzystał z dokładniejszych dostępnych map lotniczych i satelitarnych, a użył bardzo niepewnej metody odczytywania położenia brzozy z kadrów filmu zrobionego z motolotni. To spowodowało, że przyjął do dalszej analizy położenie brzozy różne od faktycznego prawie o 10 metrów. Nic dziwnego, że gdy spojrzał na to, co znajduje się w źle wyznaczonym przez siebie miejscu 5 kwietnia, de facto patrzył najprawdopodobniej na worki ze śmieciami. Wydało mu się, że na niewyraźnym zdjęciu archiwalnym widzi złamaną brzozę. W rzeczywistości brzoza nie była wtedy złamana, stała po prostu w innym miejscu. Błędny wniosek o wcześniejszym złamaniu drzewa (przed wypadkiem) tak pasował PiS-owskim naukowcom, że przyjęli go bez zastanowienia. Sugerowano złamanie brzozy przez Rosjan lub inne siły nieczyste, jak w jakiejś bajce.

– Czy ta brzoza stojąca na działce Bodina była jedynym uszkodzonym drzewem w okolicy?

– Ależ skąd! Tupolew wyciął w rzadkim lesie smoleńskim całą przecinkę, trójwymiarową ścieżkę wskazującą dokładnie, jak lecąc 8–29 m nad ziemią, obracał się na lewe skrzydło, a w końcu spadł na ziemię niemal obrócony na plecy, w kierunku odchylonym od początkowego kursu o 20 stopni w określonym miejscu, tj. na faktycznym polu rozpadu samolotu. Gdyby więc (hipotetycznie!) ktoś upozorował przed wypadkiem tę całą ścieżkę ruchu samolotu wskazującą na punkt spadku, to natychmiast inscenizacja zostałaby wykryta. Piloci nic nie widzący przez gęstą mgłę ani żadne urządzenia nie potrafią naprowadzić samolotu na upozorowaną ścieżkę dostatecznie dokładnie. Byłyby wtedy dwa miejsca katastrofy – jedno prawdziwe, a drugie na końcu upozorowanej ścieżki cięcia drzew, gdzieś indziej, zapewne kilkadziesiąt metrów dalej, bliżej lub w bok. W rzeczywistości jest jedno pole spadku tupolewa i zgadza się ono z wyliczoną przeze mnie fizyczną trajektorią samolotu po utracie części lewego skrzydła na brzozie Bodina. Trajektoria wyliczona z aerodynamiki pokrywa się bardzo dobrze z dokumentacją o przycięciach drzew, zawartą w raportach komisji państwowych, co dowodzi, że nie było żadnej inscenizacji.

– Czyli można z absolutną pewnością odrzucić taką hipotezę?

– Tak, bo przecież są ponadto dowody materialne na uderzenie samolotu w brzozę pana Bodina na wysokości 5 do 6 metrów nad ziemią. Zespół dr. Macieja Laska opublikował kilka tygodni temu zdjęcia absolutnie jednoznacznie wskazujące na to, że do zderzenia doszło. Elementy poszycia i konstrukcji samolotu były i w samym drzewie,  i w jego otoczeniu, zaś w pobliżu przełomu końcówki skrzydła tupolewa znaleziono zgniecione kawałki drewna. Tych podstawowych dowodów konsultanci Macierewicza zapewne nie znali, przygotowując swe referaty na drugą konferencję smoleńską, i karygodnie popuszczali wodze fantazji.

– Jakie kwalifikacje ma jeden z ulubionych fachowców Macierewicza, dr Kazimierz Nowaczyk, by twierdzić, że lewe skrzydło samolotu zostało rozerwane kilkadziesiąt metrów przed brzozą?

– Doktor Nowaczyk, który – jak słyszałem w TVP – nie pracuje już w uniwersytecie stanu Maryland, niewykluczone, że w jakimś związku ze swoją aktywnością w grupie Macierewicza, nie jest specjalistą od czegokolwiek związanego z dynamiką obiektów poruszających się w powietrzu, nie zna się na wybuchach ani nie potrafi zinterpretować poprawnie dostępnych mu zapisów parametrycznych z czarnych skrzynek. Wsławił się w przeszłości kilkoma domysłami wypromowanymi przez swój zespół do rangi „prawd smoleńskich”, ale wszystkie jego dotychczasowe domysły okazały się głęboko nietrafne. W tym zespole Macierewicza najgłośniej powtarzają wyssaną z palca wersję, że opublikowany w załączniku do raportu komisji Millera (KBWLLP) komunikat nr 38 systemu wczesnego ostrzegania TAWS jest w sprzeczności z wyznaczoną przez tę komisję trajektorią samolotu. Wykazałem półtora roku temu, że to nieprawda – TAWS 38 leży w istocie na fizycznie obliczonej trajektorii ruchu samolotu z dokładnością lepszą, niż błąd pomiaru położenia samolotu przez przyrządy pokładowe. Nie traktowałbym więc ewentualnych nowych rewelacji dr. Nowaczyka serio, tym bardziej że przeczą one dobrze udokumentowanym faktom.

– Zapoznał się Pan z opublikowanymi przez prokuraturę zeznaniami ekspertów Macierewicza?

– Nie używajmy słowa „ekspert”, bo w istocie można ich co najwyżej określić mianem konsultantów. Te zeznania ukazały brak jakiejkolwiek styczności z lotnictwem, z badaniami wypadków lotniczych lub z tymi dziedzinami inżynierii i nauki, które są zasadnicze dla analizy wypadków. To, że brzmiały komicznie (np. na pytanie o zakres swojej wiedzy świadek odpowiada: „Mam duże doświadczenie w lataniu samolotem jako pasażer”), stanowiło niezamierzony efekt. Pytania były oczywiste i standardowe, a konsultanci postanowili – nie wiedzieć czemu – ośmieszyć się, zamiast przyznać, że nie mają pojęcia o lotnictwie ani sugerowanych przez siebie wybuchach w samolotach. Najważniejsze było jednak to, że nie przekazali najmniejszego skrawka dowodu materialnego ani żadnych godnych uwagi innych wyników prac na uzasadnienie insynuowanych przez nich wybuchów i zamachu. Zebrani przez Macierewicza dyletanci lotniczy nie potrafili przez 3 lata działalności wnieść do sprawy nic ważnego.

rozmawial: MARCIN KOS, Współpraca T.S.

 

 

AKUSTYKA SMOLEŃSKA 

 [UZUPEŁNIENIE r 2016: Pani muzykolog dzieki omawianej pracy oraz dawnej znajomości ze studiów z prezesem szkodliwej dla Polskim, rządzącej obecnie partii, zasiadła w... Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państowego! Pieniądze z Państwa kieszeni płaci jej min. Antoni Zamachowicz] 

Nową dziedzinę otwiera mało komentowany referat na II konf. smol. pani prof. Anny Gruszczyńskiej-Ziółkowskiej z UW, zatytułowany "Jak brzmi uderzenie samolotu w brzozę?". Autorka jest muzykologiem ze specjalizacją w muzyce prekolumbijskich indian**. Nie udało się jej znaleźć zasadniczych zdarzeń w CVR, skorelować ich z ruchem samolotu i mapą, ale za to udało się wygłosić długą analizę jak to komisje badania wypadków lotniczych rzekomo nieprofesjonalnie i wręcz śmiesznie opisały zderzenia z drzewami jako "odgłos przypominający uderzenie w drzewa". Szkoda, że autorka nie zadała sobie trudu przejrzenia podręcznika procedur*** dla badaczy katastrof z amerykańskiej agencji NTSB, która nawet najbardziej ewidentne odgłosy, jak np. uderzenia w coś, każe nazywać "dźwiękiem przypominającym uderzenie" w coś. Pro forma. No, ale na parę minut obśmiewania znalazło się materiału. 

Analizując uderzenie w brzozę wskazane przez KBWLLP prelegentka oznajmiła, że nie jest to uderzenie w brzoze, bo podobno dźwięk narasta dużo za wolno. Jak jest naprawdę? Pokazałem wykresy ciśnienia akustycznego (dźwięku) w rozdziale 35. Podam teraz zmierzone dokładnie czasy narastania dzwięku uderzenia w brzozę. Dzwięk narasta z początku bardzo gwałtownie w czasie 0.014s (14 ms), a nastepnie rośnie dalej do osiagniecia piku ciśnienia akustycznego po nastepnych 0.053s (53 ms).

W czasie jednej milisekundy samolot przemieszczal sie o 7.5 cm, a skrzydło było cięte na linii 3.5 m lub więcej przez drzewo, z którego na wszystkie strony wystawały na boki, na wysokości uderzenia, konary o długości, jak można ocenić, 1-2 metrów. Dlatego można oczekiwać, że czas narastania dźwięku zderzenia to czas łamania gałęzi (13 do 26 ms), a czas od momentu uderzenia w pień do urwania końcowki skrzydła to co najmniej dodatkowe 46 ms. Wszystko się zgadza i wszystko jest w CVR!

Sugeruję nieśmiało. Może niech autorka zmieni melodię na taką: "dźwięk uderzenia w brzoze narastał odrobinę za szybko", zamiast "za wolno", bo przecież czasy już się zgadzaja, a jeszcze trzeba uwzględnić krótki czas rozchodzenia się fal po konstrukcji samolotu, odbicia dźwieku i wzbudzenia modów drgań kadłuba i skrzydeł. W żadnym wypadku nie jest to dźwięk narastajacy za długo. Błędne stwierdzenie pani Gruszczyńskiej wzięło się po prostu z tego, że nie spojrzała nigdy na mapkę i do raportów. Tam zauważyłaby kępy drzew, zarówno małe (jak ta, której suchy odgłos uderzenia w kadłub usłyszała, ale nie zidentyfikowała poprawnie), jak i rozleglejsze, napotkane przed brzozą pana Bodina. Ostatnia kępa cięta jeszcze całym lewym skrzydłem dała 'rozmyty' dźwięk poprzedzający odgłos zderzenia... ok, teraz sam się wpakowałem w tarapaty...  odgłos przypominający zderzenie z brzozą Bodina :-)

 ____________

*) - Dlaczego FiM? Gdyż prosili o wywiad, mają czytelników który chcą się dowiedzieć czegoś o badaniach smoleńskich. Co nie znaczy, że tylko tę stronę polskiej sceny informuję. W pon. 4 listopada udzieliłem wywiadu TV Niezależna Polonia, czyli mediom strony raczej bardzo nieufnej temu, co mówię. Staram się więc informować wszystkich. [UZUPEŁNIENIE w 2016 r.: wywiad dla tej stacyjki okazał się błędem - ponieważ nie udało im się w nim wygrzebać nic negatywnego o mnie ani moich pracach smoleńskich, postanowili go ukryć przed swoją publiką i nie wyemitowali gotowego już materiału, na który dałem im zgodę publikacji, typowe pisowskie zachowanie]

**) - gdy przeczytałem jeden z tytułów prac autorki,

  El cálculo perfecto. Tecnología y acústica del instrumento musical nasca 
ESTUDIOS LATINOAMERICANOS Tom 29 r. 2009, str. 293-308

to zupełnie mimowolnie przyszedł mi do głowy prof. Binienda.  'Nasca' to prawie NASA, a 'el calculo perfecto' to  'obliczenia są perfect'.

***) - National Transportation Safety Board, Vehicle Recorder Division. Cockpit Voice Recorder
Handbook for Aviation Accident Investigation. A Reference for Safety Board Staff
(Office of Research and Engineering Office of Aviation Safety Washington, DC 20594), 2010

Zobacz galerię zdjęć:

quod per sortem sternit fortem,mecum omnes plangite!
quod per sortem sternit fortem,mecum omnes plangite! kolo fortuny - miniatura z Codex Burana (1230r.)

Nazywam się Paweł Artymowicz, ale wolę tu występować jako YKW. Moje wyniki zatwierdził w 2018 r. i podał za wzór W. Biniendzie jako wiarygodne wódz J. Kaczyński (naprawdę! oto link). Latam wzdłuż i wszerz kontynentu amerykańskiego (link do mapki), w 2019 r. 40 godz. za sterami, ok. 10 tys. km; Jestem niezłym (link), szeroko cytowanym profesorem fizyki i astrofizyki [link] (zestawienie ze znanymi osobami poniżej). Kilka krajów nadało mi najwyższe stopnie naukowe. Ale cóż, że byłem stypendystą Hubble'a (prestiżowa pozycja fundowana przez NASA) jeśli nie umiałbym nic policzyć i rozwikłać części "zagadki smoleńskiej". To co mówię i liczę wybroni się samo. Nie mieszam się do polityki, ale gdy polityka zaczyna gwałcić fizykę, a na dodatek moje ulubione hobby - latanie, to bronię tych drugich, obnażając różne obrażające je teorie z zakresu "fizyki smoleńskiej". Zwracam się do was per "drogi nicku" lub per pan/pani jeśli się podpisujecie nazwiskiem. Zapraszam do obejrzenia wywiadów i felietonów w artykule biograficznym wiki. Uzupełnienie o wskaźnikach naukowych w 2014 (za Google Scholar): Mam wysoki indeks Hirscha h=30, i10=41, oraz ponad 4 razy więcej cytowań na pracę niż średnia w mojej dziedzinie - fizyce. Moja liczba cytowań to ponad 4100 [obecnie 7500+, h=35]. Dla porównania, prof. Binienda miał wtedy dużo niższy wskaźnik h=14,  900 cytowań oraz 1.2 razy średnią liczbę cytowań na pracę w dziedzinie inżynierii. Inni zamachiści (Nowaczyk, Berczyński, Szuladzinski, Rońda i in. 'profesorowie') są kompletnie nieznaczący w nauce/inż. Częściowe  archiwum: http://fizyka-smolenska.blogspot.com. Prowadziłem też blog http://pawelartymowicz.natemat.pl. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka