foros foros
1275
BLOG

Strajk nauczycieli - będzie nie będzie?

foros foros Protesty społeczne Obserwuj temat Obserwuj notkę 42

Dwa nowe fakty pojawiły się dziś w tytułowej kwestii:

1. Znamy wyniki referendów strajkowych organizowanych przez ZNP. Wynik jest taki że praktycznie we wszystkich szkołach i innych placówkach oświatowych gdzie referendum zorganizowano to przytłaczająca większość jest za strajkiem. Wg MEN jest to ok połowy wszystkich szkól (48%). Referenda jednak będą trwały i biorąc pod uwagę wyniki dotychczasowych mniej więcej wiadomo jak się skończą. Jaki jest najważniejszy wniosek z tych referendów? Ano taki, że ten protest nie jest strajkiem Broniarza jak to usiłowała przedstawić rządowa propaganda ale jego zakres jest daleko szerszy. Jak daleko? Tego nie wiemy.

2. Odbyły się też kolejne rozmowy "ostatniej szansy" z rządem. Rząd powtórzył na nich to co wcześniej mówiła min. Zalewska dodając do tego mgliste obietnice jakichś zmian zarobków w przyszłości powołując się na marzenia premiera Morawieckiego. Rozmowy póki co zakończyły się niczym. Jak jednak mogło być inaczej skoro prowadziły je dwie minister, które właśnie przeprowadzają się do Brukseli i trzecią, która w zakresie zadań w ogóle nie ma edukacji? Załóżmy, że nawet nauczyciele chcieliby poważnie omówić kwestie przyszłości zarobków i edukacji no to z kim? Z minister Rafalską?

Nie jestem zaskoczony takim rozwojem wypadków. Od dawna jestem zwolennikiem tezy, że rząd od dłuższego już czasu, przynajmniej od 2018 skutecznie i konsekwentnie dąży do sprowokowania tego strajku. Chodzi tutaj przede wszystkim o strategiczne działania min. Zalewskiej, która przecież nie wymyśla ich sama, a jest raczej spełniającym rozkazy żołnierzem. Zresztą ostatnie przecieki z nocnej rozmowy Morawiecki - Duda wskazują wyraźnie, że w rządzie, po opłaceniu wierności mundurówki, nie ma klimatu na jakiekolwiek podwyżki dla reszty budżetówki.

Stąd też strategiczny sojusz rządu ze Sławomirem Broniarzem, reprezentantem interesów czerwonego Salonu: powtarza się tutaj znany schemat jest PO i PiS reszta jest milczeniem.

Po co rządowi ten strajk, konflikt?

Powiedzmy od razu, że nie chodzi tutaj o pieniądze. Koszt 300-u złotowych podwyżek w przyszłym roku wynosi realnie ok 2,5 mld*, z czego ok. 0,5 mld rząd zgarnie z powrotem w samym VAT a to zapewne nie wszystko. W tym roku zaś będą to kwoty nieduże, zapewne pokryte w dużej mierze z oszczędności budżetu na wydłużeniu awansu zawodowego i obcięciu dodatków. Gdyby więc przyjąć podwyżkę o 600 zł netto (czyli ok. 1000 brutto czego domaga się ZNP) to byłyby to realne koszty rzędu 4 mld i to od przyszłego roku, w którym nie wiadomo kto będzie rządził.Gdyby zaś udało się coś podobnego wynegocjować od września to realny koszt budżetu w tym roku wyniósłby ok 600 mln. To są na prawdę nieduże pieniądze przy zwiększeniu dochodów budźetu o ponad 100 mld i przy świadomości, że mamy rok wyborczy, na który rząd zbierał wszelkie zaskórniaki, a obietnice przed tymi najważniejszymi wyborami, czyli parlamentarnymi nie zostały jeszcze dotąd wygłoszone. A, że będą to pewne jak amen w pacierzu. PiS jest tutaj bardzo konsekwentny.

Jeśli nie pieniądze to co? Najpewniej zamysł polityczny. Jaki? Nie potrafię tego powiedzieć pojawiają się jednak hipotezy:

a. nauczyciele to bardzo słaba grupa zawodowa, rozbita, podatna na szantaże i mało zasobna. Po tym gdy przetrącono im kręgosłup w ,93 nigdy nie potrafili zdobyć się na poważny protest. Ich prestiż społeczny rokrocznie idzie w dół (jako grupy zawodowej). Słowem idealny przeciwnik do złamania i okazania siły tym wszystkim grupom zawodowym, które chciałyby podobnych podwyżek jak wystrajkowała sobie mundurówka (cała, nie tylko wojsko i policja). Tym bardziej, że propaganda rządu jest tutaj bardzo celna: nauczyciele to w znakomitej większości kobiety, które instynktownie chronią dzieci. Wmawianie im że dzieci są zagrożone zawsze będzie skuteczne. Pytanie jak bardzo.

b. Stąd i zowąd napływają sygnały, że z reformą oświaty, której kwiat przypadnie na wrzesień może być bardzo różnie. A na pewno samorządy wielkich miast mogą spodziewany bałagan jeszcze podkręcić przynajmniej przed wyborami. Jezeli sytuacja jest na prawdę tak zła jak mówią niektórzy i teraz można jedynie ograniczać straty to dla rządu najlepiej jest obarczyć winą Broniarza, który mąci i jest komuchem a z Broniarzem wszystkich nauczycieli. Broniarz zaś obarczy rząd. Ciemny lud nie lubiący rządu pójdzie za Broniarzem a ten nie lubiący komuchów i złodziei za rządem. Nikt zaś nie będzie wnikał w szczegóły. Równowaga przy wyborach zostanie zachowana. Do tego potrzebny jest jednak silny konflikt z nauczycielami.

Oczywiście są to tylko hipotezy. Bo z drugiej strony jeżeli faktycznie pensje w służbie publicznej są tak niskie jak jest to podawane (ok. 2 tys. np. w służbie weterynaryjnej) przy jednoczesnym rzuceniem na rynek kilkudziesięciu nowych miliardów złotych (blisko 100) i wzroście płac w komercji to oznacza to stopniowe obezwładnienie służb publicznych i sytuację wysoko korupcjogenną. To jest odwrotność silnego państwa, podstawowej tezy programowej PiS.

A jeżeli PiS faktycznie chce budować silną gospodarkę, to trudno to zrobić przy pomocy absolwentów szkół mających wyraźne problemy z matematyką i porozumiewaniem się. Jednak te kraje które osiągnęły sukces gospodarczy zrobiły to również dzięki wysokiemu poziomowi oświaty. Polska nie jest w stanie konkurować z Chinami i Dalekim Wschodem taniością produktu. Musi iść w kierunku gospodarki wysokiej wiedzy. Nie zrobi tego jedynie w oparciu o szkoły w których elity kształcą swoje dzieci i odpowiednio do tego wynagradzają nauczycieli. Po prostu zabraknie średniego szczebla zdolnego udźwignąć wyzwania. I nie zastąpią go ani Ukraińcy ani Filipińczycy. A wykształcenia tej kadry nie można w nieskończoność odkładać. Na przyszłą kadencję, albo następną albo na kiedyśtam.

Czy więc ostre protesty nauczycieli będą? Niestety sądzę że tak. Bo do wyborów opłacać się to może i PO i PiS. Choć mam nadzieję, że się mylę. Cenna jest tu inicjatywa prezydenta, skądinąd (np. z TVP) widać jednak, że próby politycznych ofensyw prezydenta są sprytnie wytłumiane.

* etatowych nauczycieli jest w PL ok 500 tys. + 200 tys. na niepełnym etacie (co oznacza, ze płacone jest im tylko za realnie przepracowane godziny - bez świąt, wycieczek itp.) . Każdy z etatowych ma otrzymać podwyżkę ok. 300 zł netto. Czyli miesięcznie 150 mln. * 13 pensji = 1950000000. W przybliżeniu 2 mld. Dodajmy do tego nieetatowych (szacuję ok. 1/4 tego co etatowi) to ok 0,5 mld.Z tego VAT ok. 20% - 0,5 mld. W sumie rocznie do kieszeni nauczycieli 2,5 mld z czego 0,5 mld odebrane w VAT. Reszta to ZUS-y, podatki, NFZ-y czyli coś co w ogóle nie jest zwiąane z pensjami, bo pieniądze na ZUS idą ze wspólnego worka dla dzisiejszych emerytów, a wysokość przyszłych emerytur będzie wyznaczał sejm wg zasad których nie znamy. Wydatki na NFZ również idą z budźetu i uprawnienia ma każdy niezależnie od wpłaconej składki. Ogólnie wszystko to o ponad netto to po prostu ruch cyferek na różnych budżetowch kontach. Bo i kasa na NFZ i tak jest stała i kasa jaką budżet wypłaca na emerytury tez jest stała. Bardzo wątpię, by z okazji tych podwyżek zwiększono te kwoty.

** Ktoś może sobie pomyśleć, że to wszystko o wyżej napisałem to bzdury i tania propaganda, a rząd ma rację. Radziłbym więc po prostu przeanalizować to co mówią przedstawiciele rządu. w liczbach

6,5 mld podwyżek do kieszeni nauczycieli jak mówi min. Zalewska czy 7 mld (min. Rafalska)

ponad 5600 średnia pensja nauczyciela dyplomownego po podwyżkach (przed 5200)

16% - podwyżka pensji nauczycieli

500 zł. brutto średnia kwotowa podwyżka dla nauczycieli

18 mld - żądania płacowe ZNP

Konia z rzędem temu kto na podstawie danych prezentowanych przecież przez rząd i jego ministrów znajdzie spójność między tymi liczbami. Niechże ten ktoś obliczy ile srednio zarabia nauczyciel?

Mnie wyszło, że 7 mld (obecne podwyżki) to ok 10 tys. podwyżki na nauczyciela rocznie. A 18 mld podwyżki to ok 25 tys. na nauczyciela rocznie co w żaden sposób nie spina ani w 500 brutto ani w 1000 brutto. A jeżeli 16% = 500 brutto to w żaden sposób nie wyjdzie z tego 5000, szybciej mniej niż połowa tego netto. 


UPD

*** Dodajmy jeszcze jedno. Srednia płaca nauczyciela , którą najczęściej operuje MEN to nie jest średnia arytmetyczna wynagrodzeń nauczycieli lecz przedziwna konstrukcja prawna w skład które wchodzą m.in. pensje dyrektorów szkół, odprawy emerytalne, płace w kuratoriach itp. Po wrześniowej podwyzce ta konstrukcja dla nauczyciela dyplomowanego ma wynosić ponad 5700. czyli netto ok 4 tys. Czy taka suma jest mozliwa do zarobienia przez nauczyciela? Jest tyle, że nie jest to łatwe, musi po prostu być nauczycielem dyplomowanym ze stażem 20 lat (max. dodatek) mieć 1,5 etatu w jednej szkole - maksymalny wymiar pracy na jakie prawo zezwala nauczycielowi (26/tydz) + plus przynajmniej 200 zł. netto (może motywacyjne, może wychowawstwo). Wówczas zarabia ok. 4000 (zależy ile godzi ponadwymiarowych przepada) czyli coś co się nazywa średnią. Jeżeli więc premier Morawiecki marzy by owa średnia a nie średnie zarobki nauczyciela dyplomowanego wynosiły 6 tys. zł, to dla zwykłych nauczycieli przełożyć się to może na jakąś niewiadomą kwotę, zapewne rzędu 20-30 zł. netto. Taka jest propozycja rządu w przyszłym roku w zamian za zaprzestanie protestu. Moim zdaniem jeśli tak kuriozum, a raczej kolejny bodziec by podburzać towarzystwo aby przypadkiem nie zrezygnowało z protestów.

foros
O mnie foros

</ script> WAU_small ('33nm7mbknmq3 ") </ script > a counter

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo