foros foros
223
BLOG

Edukacja na konwencjach PiS i PO

foros foros Edukacja Obserwuj temat Obserwuj notkę 7

Jak się okazuje edukacja znalazła się wśród priorytetów i piątki Morawieckiego i sześciopaku Schetyny. 

Chętnie wysłuchałem co dwie najważniejsze partie polityczne planują w tej dziedzinie. Okazało się, że mimo, iż na co dzień PiS i PO mocno się zwalczają, to w dziedzinie edukacji ich stanowiska są zaskakująco zbieżne: i PiS, i PO nie wiedzą co począć ze szkołą. Są pomysły czasem zbieżne, czasem rozbieżne, wszystko na poziomie ogólników.

Obie partie mają takie same priorytety: innowacyjność, kreatywność, kompetencje miękkie ble ble itp, nikt jednak nie potrafi powiedzieć jak przełożyć to na konkretne działania. Partie zgadzają się też, że należy zmienić sposób kształcenia i oceniania pracy nauczyciela, poszerzyć wpływ rodziców na szkołę.

PO udało się przedstawić wizję szkoły: jej praca ma mieć dwa wymiary: lekcje i zajęcia pozalekcyjne. Rodzic odbierałby dziecko nakarmione, wesołe, z odrobionymi pracami domowymi, tak by móc się nim cieszyć, a nie pracować z nim. Same lekcje miałyby wyglądać tak jak 20 lat temu proponował prof. Handtke w reformie, która doprowadziła do radykalnego obniżenia poziomu zajęć.

Zajęcia pozalekcyjne przeprowadzaliby nauczyciele oraz ludzie (np. artyści) i organizacje zapraszane przez samorząd, rodziców, dyrektora. Z decyzji miałoby być wyłączone państwo (decyzje zapadają jak najniżej) finansowanie z programu złotówka za złotówkę (połowa państwo połowa samorząd, padła kwota 10 mld z budżetu na ten cel).

Skracając więc, szkoła ma być taka jak teraz + dużo zajęć pozalekcyjnych.

PiS nie przedstawił swojej wizji szkoły, może i bezpieczniej, bo 4 lata temu p. Witek przedstawiła ją dość szczegółowo i nic z tego nie zrealizowano, a nawet gorzej, zrealizowano coś innego, a potem wycofano się z tego wracając o status quo ante.

Nie mniej wiadomo mniej więcej jakie są deklarowane cele: ma wzrosnąć poziom. Dlatego program szkoły średniej ma być skorelowany z uczelniami, ma się odejść od testów na rzecz rozumu i wysokiej wiedzy ogólnej, ogólnie: ma wrócić to co przed reformą Handtkego. I stąd bierze się podstawowy spór między PiS a konglomeratem edukacyjnym zw. z PO skupiający sie na aktualnych programach: Bo te programy są ponoć bardzo wymagające, i aby je zrealizować trzeba wrócić do starych metod: nauczyciel mówi, uczniowie słuchają, robią ćwiczenia, są odpytywani, piszą klasówki. Ogólnie mają wkuwać a nie uczyć się przez zabawę, dyskusje, projekty, metody aktywne itp. Bo na nie nie ma już czasu.

Nauczyciel w szkole. Obie partie zgadzają się, że należy wzmocnić prestiż nauczyciela. I to znacząco. Wg PO warunkiem podstawowym powinno być tutaj lepsze uposażenie. Propozycje: podwyżka płac o ok. 600-400 zł w pensji zasadniczej (netto) plus płatne zajęcia pozalekcyjne (omówione wyżej) dla tych, którzy chcieliby zarobić w szkole więcej. Nauczyciel ma być też związany z jedną szkołą. Padły postulaty, by płaca ogólnie była trochę powyżej średniej (dokładnie tak jak mówi od lat Solidarność oświatowa)

Jeśli chodzi o PiS to twierdzi on, że prestiż nauczyciela jest bardzo ważny, ale wysokość zarobków nie jest tu najważniejsza. Nauczyciel ma być przewodnikiem ucznia, ciągle dokształcać się, mieć wysokie kompetencje cyfrowe (informatyczne) i bardzo dobrze rozumieć naturę elektronicznych pomocy dydaktycznych. Jak to zrobić? Tego PiS nie mówi. Zapowiada jednak skokowy wzrost nakładów na edukację, ale wtedy, gdy do szkół wejdą nauczyciele, których PiS wykształci wg wprowadzonego przez siebie elitarnego programu (zapewne za jakieś 8-10 lat). Warto też zwrócić uwagę, że PiS prowadzi b. stabilną politykę płacową w oświacie: pensje zasadnicze nauczyciela dyplomowanego o ok. 1000 zł niższe od średniej płacy a młodych nauczycieli bliskie płacy minimalnej. W tej kadencji dało to przyrost płac o jakieś 400 zł netto w liczbach bezwzględnych, choć przyrost wartość nabywczej zapewne jest ujemny.

Czyja szkoła? PO mówi tutaj wyraźnie: samorzadów, z wysoką autonomią dyrektora i nauczycieli łącznie z dobieraniem treści kształcenia, z kuratorem powoływanym przez samorządy. Treści programowe i kontrolę ich wykonywania ustalałaby Komisja Edukacji złożona ze specjalistów (de facto przejęłaby ona rolę ministerstwa).

Wychowanie. Jeśli chodzi o PO to temat ten miał znaczenie marginalne. Ogólnie: w szkole ma być wesoło, miło, fajnie, bez pruskiego drylu.

Wg PiS wychowywać ma szkoła razem z rodzicami. Partia zwraca też uwagę na wychowanie patriotyczne. Na czym ma ono polegać? Nauczyciel ma je prezentować swoją postawą. W obowiązującym dotąd programie PiS była też mowa o wycieczkach do miejsc historycznych, ale min. Piontkowski tego nie powtórzył.

Biurokracja w szkole. Obie partie przeciw, a biurokracji przybywa z każdym ministrem

Podsumowując:

Ani PiS ani PO nie ma holistycznej wizji tego co zrobić w szkołach. O ile PiS skupia się na szkole średniej to PO na młodszych klasach. PO swój program wypracowuje, a PiS miał go już dawno wypracowany, ale jak przyszło co do czego to wprowadził coś innego, z czego rakiem wycofał się i teraz zaczyna od nowa.

Ani jedna, ani druga partia praktycznie pomija kluczowe kwestie wychowawcze i uprawnienia w tym obszarze nauczyciela i szkoły.

Werbalnie cele obu partii są identyczne: kreatywność, innowacja, kompetencje miękkie, współudział rodziców, trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że hasła te są jedynie totemami, pod które każdy podpina sobie swoje - często rozbieżne - treści. Obie partie dostrzegają też potrzebę zmiany kształcenia nauczycieli.

Podstawowa kontrowersja to kwestie programowe. Skupiają się one tym, czy szkoła ma być taka jak zdefiniowała ją reforma Handtkego (dzisiejsza szkoła) czy jak przed tą reformą (PiS).

Druga kwestia to finanse. PO deklaruje spore dofinansowanie szkoły (podwyżki 600-400 zł/mc-c w płacy zasadniczej + 10 mld/rok na zajęcia dodatkowe). PiS półgębkiem ale dość wyraźnie mówi, że nie będzie znaczących zmian jeśli chodzi o finanse chyba, że w szkołach będą tacy nauczyciele jakich PiS sobie  życzy.

Ogólnie ma się wrażenie, że mimo deklaracji o wadze edukacji obie partie traktują ją jak zło konieczne - żabę którą trzeba jakoś zjeść z możliwie niskimi stratami.

Są w jedna, dwie kwestie pilne, wymagające szybkiego załatwienia, a reszta to takie tam wyborcze gadanie. Jak "zażre" to może nawet zostanie wykonane.


 

 

 

  

*********************************

Moje zdanie

Centralizacja czy decentralizacja. IMO pomysł PO na kompletne podpięcie szkół pod samorządy to pomysł koszmarnie zły. Podobnie jak zbyt daleko posunięta autonomia nauczycieli. W całej PL powinny obowiązywać te same minimalne treści programowe, model oceniania, minimum standardów wychowawczych. Jeśli nie to nie ma szans egzaminy równe dla wszystkich uczniów, ani na trudną, różnicującą maturę, ani na standard i wagę świadectw szkolnych na rynku pracy. Jeśli zaś ktoś chce robić coś ponad minimum, proszę bardzo. Rodzi się też pytanie o sens przeprowadzania egzaminów maturalnych w obecnym modelu. Jeśli bowiem maturę co roku, bez względu na poziom, zdaje 80-90% wszystkich absolwentów szkół, to po co robić egzamin? Wystarczy świadectwo ukończenia szkoły. Matura ma sens tylko wtedy, gdy różnicuje pod względem wymagań rynku pracy.

Pomysł PO na zajęcia pozalekcyjne jest bardzo fajny (jeśli nie będą to zajęcia bezpłatne dla nauczyciela jak PO zrobiło gdy rządziło), podobnie jak pomysł, że jeśli nauczyciel chce dorobić w szkole pracą z uczniami to powinien mieć taką możliwość. Szkopuł w tym, że wszystko to było i zostało zlikwidowane, bo państwo polskie miało ważniejsze cele niż inwestycje w edukację dzieci. Bardzo mocno zdziwiłbym się, gdyby zjawili się w PL tacy politycy, którzy na rozwijanie talentów "tego co najcenniejsze - dzieci" przeznaczyli aż 2,5% dochodów budżetu rok w rok. Takie rzeczy nigdy w III RP nie miały miejsca jeśli już to odwrotne.

Zaś pomysł o finansowaniu "złotówka za złotówkę" oznacza po prostu, że bogate duże miasta będą miały szeroką paletę zajęć a uboga prowincja żadnych.

Natomiast gdyby połączyć szkołę średnią PiS i podstawówkę PO, to kto wie, mógłby być ciekawy efekt.

Model zajęć. Upadek poziomu szkół w PL to nie efekt wprowadzenia gimnazjów, ale reformy progamowej Handtkego: nauczania metodami aktywnymi i zabrania nauczycielowi władzy w klasie (demokratyzacji szkoły). Metody takie są bardzo dobre i efektywne, ale w małych grupach, coś koło 10 uczniów i przy zadowolonym, stabilnym, pogodnym, mądrym, dowcipnym nauczycielu. Trudno uwierzyć, by dla jakiegokolwiek rządu w PL edukacja dzieci była aż tak ważna. Bez tych warunków zostaje to co jest: radykalny spadek poziomu nauczania i rozbisurmanienie uczniów.

Minima programowe. Jeśli szkoła będzie realnie wymagała od uczniów, ucząc i sprawiedliwie oceniając to efekt jest znany: w szkole będzie porządek, spokój. Tylko musi zostać podniesiony próg zaliczenia (nie może być łatwo), a złe zachowanie oznacza brak promocji, i muszą być spadkowicze. Dokładnie jak napisała 4 lata temu p. Witek w programie z konwencji PiS (brakuje, tego, że dyrektor musi być podpięty pod kuratora a nie pod interesy lokalnego samorządu). Wtedy rzeczywiście PiS mógłby zyskać dużo zwolenników wśród nauczycieli. Tyle, że przez 4 lata jakoś nie było prób wdrażania takiego programu. A - jak mówił prof. Waśko - wszystko było ustalone, były napisane ustawy i co?

Jednego nie rozumiem: dlaczego ludzie z konglomeratu oświatowego wokół PO tak bardzo sprzeciwiają się temu? Przecież słychać po wypowiedziach, że to ludzie inteligentni, a niektórzy z nich zęby zjedli na oświacie.

Prestiż nauczyciela. Jeśli PO nawet podniesie pensje nauczycieli o 400-600 zł, ale w środku szkoły będzie tak jak dotychczas (standardy gimnazjum) to nie będzie większych zmian. Gdyby PiS podniósł wymagania szkolne i wytrzymał przez 3-4 lata, ale zostawił nauczycielom niskie pensje to skończyłoby się to tak jak mówił jeden z dyrektorów szkół na konwencji PO: Uczeń spytał się go ile zarabia. Odpowiedział. Na to uczeń: to pan myśli, że ja jestem taki głupi, aby tak dużo się uczyć i tak mało zarabiać? Podobnie usłyszała też jedna z moich koleżanek - nauczycielka gdy próbowała motywować uczennicę do nauki: Moja matka jest sprzątaczką i zarabia więcej niż pani.

Jest coś dziwnego w podejściu ważnych figur PiS do edukacji i finansów - zarobków nauczycieli. Słuchając ich ma się wrażenie, że żyją oni w minionej epoce - świecie obecnym już tylko w ich wspomnieniach. Przykład: toruński kurator oświaty wypowiada się dla lokalnego radia na koniec roku szkolnego: Nie mogę tego zrozumieć, młody człowiek, ktoś przyjął go do szkoły, dał mu tak wysoką pozycję, a on strajkuje.

No i co można powiedzieć po takim tekście? Przecież ten "prestiż" itd. to niska pozycja w drabinie społecznej (ile osób chciałoby dziś by ich dziecko zostało nauczycielem?) + jakieś 1800 zł, za które ów młody człowiek musi opłacić mieszkanie, jedzenie, ubranie, bycie wzorem dla młodzieży, autorytetem dla rodziców. Minister Piontkowski dodaje do tego ciągłe dokształcanie i wysokie kompetencje cyfrowe (czyli nabyć własny sprzęt i oprogramowanie). Z drugiej strony PiS mówi wyraźnie (czy to Piontkowski czy we wcześniejszym programie): jeśli nauczanie w szkołach będzie takie jakie chcemy, to mogą być podwyżki nawet o 100%.

Zresztą, obiektywnie po prostu nauczycieli jest za dużo i nigdy nie będą mieli wysokich zarobków, chyba, że, wzorem lekarzy czy pielęgniarek, będzie ich za mało. W takich kwestiach polscy politycy są po prostu niewyuczalni.

Kończąc zaś temat prestiżu zawodu nauczyciela, to i PO i PiS bardzo mocno pracowali by był on możliwie niski. Klisze propagandowe wymyśliło PO gdy zabierała wcześniejsze emerytury (nauczyciel to jedna z najlepiej płatnych prac: zarobki na godzinę w pierwszej trójce w PL + lenie z niskim pensum, płatnymi urlopami, komunistyczna KN itd. itp.), a PiS po prostu wszedł w utarte koleiny np. okłamując ludzi, że nauczyciel zarabia średnio 6100 zł. Dodać też trzeba, że lata niskich pensji - w okresie kultu pieniądza - zrobiły swoje i dzisiejsi nauczyciele nie są ogólnie ani specjalnie mądrzy ani przenikliwi (choć swoją pracę mogą wykonywać zupełnie dobrze). Łatwo coś zniszczyć, trudniej odbudować. Gdybym jednak miał oceniać pomysły PO i PiS, to partia Jarosława Kaczyńskiego i Anny Zalewskiej mówiąc o odbudowie pozycji społecznej nauczyciela jest po prostu śmieszna. Zdaje się, że często powtarzane słowa ministra Piontkowskiego, że gdy nauczyciele zobaczą we wrześniu najwyższe podwyżki w historii (ok. 200 zł + wcześniejsze ok. 100 zł) to zmienią zdanie odnośnie PiS, są realnym odzwierciedleniem tego co czołówka tej partii myśli o dzisiejszych nauczycielem i pozycji społecznej tego zawodu.

Wychowanie. Zdaje się, że w tej kwestii i PiS, i PO nie mają sprecyzowanych poglądów. Uzgadnianie programu wychowawczego z rodzicami to unik. Bo muszą tu być jasne wytyczne kto ma ostatnie słowo. PiS mówi o wychowaniu patriotycznym, ale nie widać, by przez ubiegłe 4 lata specjalnie przejmował się tym tematem. Co prawda prof. Waśko mówił, że wszystko jest już dawno opracowane, przygotowane, jednak nawet gdyby to była prawda, to cóż z tego? 2 lata temu ten sam profesor mówił, że od 2007 jest ustawa o stosunkach wewnątrz szkoły (jak nauczyciele mają radzić sobie z trudnymi uczniami) i co? I nic.

Biurokracja. Póki urzędnicy będą kontrolowali szkoły, póty biurokracja będzie kwitła, a im więcej urzędów będzie miało takie prawa tym większy rozkwit biurokracji, bo co kontrolować jak nie ma papierów? Najbezpieczniej, jeśli każda czynność ma swój papier. W roku 2000 zapadła decyzja polityczna, że w szkole ma być jak w urzędach: rozliczamy się na zasadach prawa pisanego, a nie jak dotychczas na zasadzie rozmowy i zwyczaju. Tej decyzji nikt nie cofnął i póki będzie ona w mocy póty biurokracja musi się rozwijać.

Jest jeszcze jedna kwestia, o której nikt nie mówi, a moim zdaniem, w perspektywnie, może być ona bardzo niebezpieczna. Chodzi o trend przerzucania całej dokumentacji elektronicznej dot. ucznia na elektonikę, w dodatku prywatnej firmie z USA. Mając dane z librusa i facebooka ma sie praktycznie na talerzu całą PL za 20-30 lat. Wystarczy klinkąć myszką

A co to znaczy, że ani PiS ani PO nie wie co robić w szkołach? To znaczy, że sprawy będą puszczone na żywioł, a jak będą problemy - a będą na pewno - to stosowne władze będą interweniować, mniej lub bardziej udanie. Najprawdopodobniej rząd będzie zrzucał odpowiedzialność na samorząd a samorząd na rząd. Jest jedna sprawa, jak się wydaje, ważna - minima programowe. Tutaj myślę, że PO (samorządy) i PiS dogadają się po cichu w wakacje.


link do materiałów z konferencji Myśląc Polska 2015

foros
O mnie foros

</ script> WAU_small ('33nm7mbknmq3 ") </ script > a counter

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo