W latach 20 i 30 był szalenie modny! Powstawały książeczki jak go zbudować i używać. Pamiętam książeczki wydawnictwa B.Kotuli „Dzwonek elektryczny”. O dzwonku elektrycznym dużo mówiła moja Babcia. Mieli taki w majątku Góraj i jego dźwięk zawsze zwiastował coś miłego, na przykład gości na wieczorną herbatkę.
Pamiętam opowieść Babci o zimie: Nie wiem czemu ludzie ciągle narzekają na zimę. Ja pamiętam, że zima to był u nas w majątku wspaniały czas. Organizowaliśmy kuligi, polowania, a wieczorem była nalewka wiśniowa przy kominku i gramofon... Doprawdy, nie wiem czemu ludzie nie lubą zimy... Babcia opisywała, że byli nowocześni, i znakiem tego mieli też dzwonek elektryczny.
W związku z tym, że stary dzwonek u mnie w domu nawalił postanowiłem założyć właśnie taki przedwojenny. Przedwojenne dzwonki były zwykle posadowione na deseczce, miały dwie solidne cewki nawijane twardym miedzianym drucikiem w emalii, dodatkowo izolowanym tak charakterystycznym zielonym jedwabiem. A co najważniejsze, ich czasza - tych przedwojennych dzwonków - jest solidna, dość wysoka, a dzięki temu – przedwojenne dzwonki mają piękne, głębokie brzmienie...
Powojenne dzwonki to już był tylko poślad i dziadostwo. Komuniści niczego na świecie nie potrafią zrobić dobrze, a każde jedno ich dzieło (dosłownie każde!) to tandeciarski efekt związku prostytutki i szatana. Czasze powojennych dzwonków są zrobione metodą niechlujnego wytłaczania z cienkiej blaszki i przez to brzmią marnie... Zwykle też, są na prąd zmienny 50Hz ( bo to taniej... wiadomo - dziadostwo genetyczne) więc brzmią zbyt pospiesznie, wręcz agresywnie...
Prawdziwy przedwojenny dzwonek znalazłem na warszawskim Kole, czyli bazarku staroci, na którym to „nowi Warszawiacy” z Radzymina, Sochaczewa, Łomży i Ciechanowa kupują sobie rodzinne „pamiątki” imitujące ciągłość historyczną ich genów...
Dzwonek był w stanie marnym, ale był kompletny i kosztował 30 PLN.
- Najpierw porobiłem zdjęcia żeby wiedzieć co i jak było dokręcone.
- Później rozebrałem go na kawałki.
- Następnie w mikrofalówce wysuszyłem drewno zabijając jednocześnie grzyby i drewnojady,
- po czym starannie nasączyłem drewno żywicą epoksydową nadając mu nieśmiertelność.
- Czyszczenie i polerowanie czaszy dzwonka zajęło mi godzinę.
- Po wypolerowaniu pokryłem czaszę trwałym lakierem bezbarwnym.
- Drewniane elementy polakierowałem trzy razy i wypolerowałem wełną stalową nr „000”.
- Całość starannie zmontowałem,wyregulowałem i zrobiłem foto.
Lubię gdy wyremontowana rzecz ma lekką patynę i wygląda jak zadbana rzecz „z epoki”, i dzwonek tak właśnie wygląda. Przesadny połysk jest typowy dla hobbystów z USA. Oni w niczym nie znają umiaru. Dzwonek pięknie działa na 4,5 V czyli dokładnie tyle, ile ma bateryjka 3R12 tzw. „płaska” jaka przed wojną była najczęściej używana do zasilania dzwonków i latarek. Po zamontowaniu dzwonka wypróbowałem nową instalację. Rozległ się piękny klasyczny dźwięk. Mocny, głęboki i donośny, ale – co bardzo ważne – nie przerażający....
Było z tym odrobinę zachodu, ale było warto. Pojawił się wprawdzie pomysł aby w Castoramie kupić chiński elektroniczny dzwonek bezprzewodowy, grający „Dla Elizy” i non stop zużywający prąd w urządzeniu bazowym, jak i baterie w pilocie, który to pilot po pierwszej ulewie przestanie działać, a po pierwszym mrozie rozleci się, a my jako „ekologowie” wyrzucimy go na elektrośmieci aby zrobić miejsce kolejnej tandecie, ale jednak opcja „rozwiązanie klasyczne - dzwonek przedwojenny” wzięła górę....
I dobrze. Dodam tylko, że dzwonek zasilany jest z akumulatorka doładowywanego małym ogniwem słonecznym.
Bo dobra przyszłość to nic innego klasyczna przeszłość + mądra teraźniejszość... :)
Moją pasją jest świadome, spokojne szkolenie, konsekwentna edukacja i poznawanie świata. Moją pasją jest Piękna Trębaczka, konie i magiczna telegrafia....
Moją pasją jest życie....
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura