Irena Sendler ambasadorem Polski - post scriptum
"Niejeden zada sobie może w jakimś ważnym i trudnym momencie swojego życia to pytanie: a jak postąpiłaby Pani Irena? Jestem przekonany, że odpowiedź może nam dodać sił, by nie odwracać głowy od wołającego o pomoc, odtrącić pokusę pójścia za fałszywymi prorokami i postępować zgodnie z własnym sumieniem."
Piotr Zettinger
W ostatnich dniach zamieściliśmy trzy artykuły* poświęcone Irenie Sendler, która z grupą współpracujących z nią osób ratowała dzieci z warszawskiego getta. Artykuły te powstały w wyniku naszych obaw i niepokoju, że jej postać może zostać - z niskich i być może politycznych pobudek - wciągnięta w propagandowe przetargi - przez ludzi, którzy wykorzystują historię jako narzędzie do ideologicznych i politycznych rozgrywek. Nasze zaniepokojenie wzbudziły także próby manipulowania przy życiorysie Ireny Sendler, o czym w naszej ocenie świadczą sygnały płynące z niektórych publikacji w Internecie. Życie dopisuje post scriptum do naszych tekstów. Dzieło Ireny Sendler chcą dzisiaj gromkim głosem poświadczyć ci, którzy ją znali i ci, którzy dzięki Irenie Sendler oraz zorganizowanej przez Nią grupie licznych współpracowników dzisiaj żyją. Po publikacji poprzednich artykułów otrzymaliśmy list od p. Piotra Zettingera ze Szwecji, który Irenie Sendler zawdzięcza życie. W liście tym p. Piotr zamieścił między innymi tekst swojego wystąpienia sprzed tygodnia w Hamburgu - podczas uroczystości nadania tamtejszej szkole imienia Ireny Sendler.
Niech więc przemówi najważniejszy świadek:
Piotr Zettinger
W czasach Zagłady byłem małym dzieckiem. Miałem 2 lata, kiedy mnie razem z moją rodziną i tysiącami innych zamknięto w getcie w Warszawie. Dwa lata później, kiedy getto likwidowano i tysiące ludzi wywożono każdego dnia do obozu zagłady w Treblince, wyprowadzono mnie z getta na aryjską stronę kanałami kanalizacyjnymi. Bez rodziców. Każdy dzień mojego prawie trzyletniego życia po aryjskiej stronie mógł być dniem ostatnim. Musiałem się ukrywać, uciekać i zmieniać często miejsce pobytu. Nie miałem przez cały ten okres żadnego kontaktu z rodzicami ani krewnymi. Mama odnalazła mnie w przyklasztornym sierocińcu kilka tygodni po zakończeniu wojny w Polsce. Miałem wtedy niecałe 7 lat. Mamy nie poznałem. Potraktowałem ją jako obcą kobietę, z którą muszę dokądś iść. Nie protestowałem, byłem do takich sytuacji przyzwyczajony. Dopiero czas i różne dramatyczne wydarzenia pozwoliły mi uwierzyć, że kobieta, która zabrała mnie z sierocińca, jest rzeczywiście moja matką
Można powiedzieć, że to wojenna historia żydowskiego dziecka szczęśliwego. Takiego, któremu zabrano wprawdzie ojca, dużą część rodziny i całe dzieciństwo, ale któremu mimo wszystko udało się przeżyć i spotkać własną matkę. Miałem po prostu szczęście, nieprawdopodobne szczęście. Dlaczego właśnie ja, tego nadal nie rozumiem.
Choć od tych czasów minęło już tyle lat, nie wolno o nich zapomnieć. Trzeba mówić o prześladowanych i zamordowanych, bo byli oni ofiarami idei, która nie zginęła i która niestety nadal żyje. Trzeba mówić o oprawcach, o tych tysiącach zwykłych, porządnych ludzi, takich jak ja i wy, którzy byli gotowi mordować dzieci, kobiety, starców, bo uważali, że zabijają pluskwy i mają wielką misję do wykonania. I trzeba mówić o bohaterach, dzięki którym ta misja do końca się nie spełniła. Z osiemdziesięciu tysięcy żydowskich dzieci z getta warszawskiego przeżyło cztery, może pięć tysięcy. Wszystkie bez wyjątku dzięki temu, że znaleźli się bohaterowie, którzy ryzykując własnym życiem i życiem swoich bliskich odważyli się pomóc takim jak ja, skazanym na zagładę dzieciom.
Takich bohaterów nie było wielu. Irena Sendler ma wśród nich miejsce szczególne. Sama nie uważała się za bohaterkę, choć odegrała tak wielką rolę w ratowaniu mnie, moich dwojga kuzynów i tylu innych dzieci z getta. Przed siedmiu laty w czołowej szwedzkiej gazecie ukazał się duży artykuł o Irenie Sendlerowej. Pani Irena przesłała na moje ręce list, prosząc bym go przetłumaczył i przekazał autorowi artykułu. Chcę kilka zdań z tego listu przeczytać.
„... Te wszystkie pana słowa o mojej i moich współpracowniczek działalności są dla mnie zaszczytem, ale i wprawiają w zakłopotanie, bo nie zasłużyliśmy na tyle ważkich słów. Robiliśmy tylko to, co każdy człowiek powinien robić, gdy drugi jest w potrzebie. Ot i wszystko!"
Ot i wszystko! Taka była pani Irena. Znałem Ją dobrze, była niejako naturalną częścią mojego całego życia. Mógłbym przytoczyć wiele przykładów na to, że potrzeba pomocy innym była dla niej równie oczywista, jak powiedzmy oddychanie.
Pomagając nam w czasie wojny ryzykowała swoim życiem każdego dnia. Czy się bała? Na pewno niejednokrotnie. Nie mam wątpliwości, że się bała, kiedy mnie przyprowadzono do niej po mojej ucieczce z getta i kiedy próbowała w środku nocy pożyczyć mydło od sąsiadów, bo chciała mnie domyć. Lub kiedy załatwiała dla mnie miejsce ukrycia na trzy dni w jednym domu, pięć w innym, tydzień w trzecim, a potem w różnych sierocińcach. Ale potrzeba pomocy była silniejsza niż strach.
To że teraz Jej imieniem nazywa się szkołę w Hamburgu jest wydarzeniem radosnym i ważnym. Ważnym dla wszystkich. Pani Irena przyjaźniła się przed wojną z moim ojcem i darzyła go wielkim szacunkiem. Mówiła mi, że kiedy nie wiedziała jak postąpić, zdawała sobie niejednokrotnie pytanie: a jak postąpiłby Józef? Dzięki temu, że szkoła nosi imię Ireny Sendler, wielu ludzi pozna Jej życiorys. Niejeden zada sobie może w jakimś ważnym i trudnym momencie swojego życia to pytanie: a jak postąpiłaby Pani Irena? Jestem przekonany, że odpowiedź może nam dodać sił, by nie odwracać głowy od wołającego o pomoc, odtrącić pokusę pójścia za fałszywymi prorokami i postępować zgodnie z własnym sumieniem.
Piotr Zettinger
I jeszcze uzupełnienie wypowiedzi P.Zettingera:
"– Pamiętam ucieczkę kanałami z getta. Te fragmenty wracają jak sceny z filmów. Kilkanaście kroków od bramy, w której się ukrywaliśmy, chodził strażnik. Trzeba było przebiec niezauważenie do wejścia do kanału - wspomina Piotr Zettinger...
– Pamiętam oczekiwanie na umówiony sygnał. Twarze dorosłych, którzy nam pomagali, zatarły się. Wciąż słyszę za to głos, który tłumaczył, by biec, w momencie gdy żołnierz przejdzie 30 kroków.
I to odliczanie: 26, 27, 28, 29. Biegnijcie! – taki stłumiony krzyk. Ruszyliśmy i nagle ktoś inny nas wciągnął do dziury. Dalej za kimś, chyba opłaconym. Tak znalazłem się po aryjskiej stronie – dodaje Zettinger.
Każdy ze współpracowników Sendlerowej miał też swoich ludzi, szukających miejsca dla wynoszonych i wyprowadzanych z getta dzieci. W niektóre miejsca dzieci trafiały tylko na chwilę. "
(Cytat z wypowiedzi P.Zettingera za: www.zw.com.pl/artykul/42,402574.html
Od redakcji FŻP:
Dziękujemy Panu Piotrowi Zettingerowi za wyrażenie zgody na publikację powyższego tekstu przez Forum Żydów Polskich oraz przez Stowarzyszenie 614' Przykazania.
Piotr Zettinger jest także autorem książki "Nietutejszy", Wydawnictwo Literackie, Kraków, 2004 r.
Książka - to "zbiór opowiadań autobiograficznych, w których autor, Polak pochodzenia żydowskiego, z ironią opisuje swe liczne doświadczenia z życia w kraju realnego socjalizmu, zmuszenie do emigracji z Polski w 1968 roku do Szwecji i późniejsze rozmaite kontakty z ojczyzną." ( z notki wydawniczej)
P.S. 22' listopada tego roku w szkole w Euskirchen k. Kolonii odbyło się święto szkoły, podczas którego uroczyście obchodzono nadanie szkole - jako już kolejnej w Niemczech - imienia Ireny Sendler. Sam formalny akt miał miejsce w maju tego roku. Relacja (w języku niemieckim) ze święta szkoły: www.lvr.de/app/Presse/index.asp
* Uwaga dla Czytelników bloga fzp.salon24.pl:
Notka ta jest kontynuacją poprzednich notek:
fzp.salon24.pl/249702,irena-sendler-ambasadorem-polski-cz-1, fzp.salon24.pl/250097,irena-sendler-ambasadorem-polski-cz-2 oraz fzp.salon24.pl/250422,irena-sendler-ambasadorem-polski-cz-3-ostatnia
Inne tematy w dziale Kultura