Dziennikarz, który relacjonował akcję ratunkową w jaskini w Tajlandii używał drona nad miejscem akcji. Nie miał do tego posiadanej licencji, co w Tajlandii jest niedozwolone.
Wszyscy dziennikarze, bez względu na preferencje polityczne oraz politycy różnych opcji, powinni pomóc człowiekowi, który, jak zauważają internauci, nie spał wiele godzin by móc relacjonować dramatyczne wydarzenia z zalanej wodą jaskini.
Dziennikarz sprawia wrażenie bardzo przestraszonego. Dobrze wiemy, jak w Tajlandii traktuje się cudzoziemców, a tamtejsze więzienia nie należą do najprzyjemniejszych. Tajowie mogą wyjść z założenia, że skoro cudzoziemscy dziennikarze relacjonują tragedię, tzn. świetnie na niej zarabiają, więc aresztowanie może być formą wyłudzenia „legalnego okupu”.
Pytanie jednak: kto mu tego drona kazał użyć, przecież mógł domyślać się jaka tam jest sytuacja? Mógł zostać „wkręcony”: zapytać się jakiegoś dowodzącego policjanta, czy może użyć drona, ten mu pozwolił, wiedząc, że szykuje się duża kasa od naiwnych Europejczyków, których można naciągnąć aresztując frajera. Proszę pamiętać. To Azja, a Tajlandia jest naprawdę dzikim krajem.