Wbrew temu co może wydaje pani Kidawie - Błońskiej to jej osobisty udział w tych wyborach - czynny lub bierny... A może szczególnie bierny... Wcale nie decyduje o tym, czy wybory takie mają sens.
Owszem... Pani Kidawa - Błońska może się obrazić na sondaże i ewentualnych wyborców, którzy chyba jednak bardziej ufają telewizyjnemu showmanowi (Szymon Hołownia) niż Pierwszej Damie Koalicji Antypisowskiej. Może zwinąć w ostatniej chwili swoje zabawki i swoje promile poparcia przekazać np. panu Kosiniakowi - Kamyszowi. Może też w ogóle schować się pod kocyk i udawać, że udała się na domową emigrację. Ale prawda jest taka, że od jej decyzji właściwie już nic nie zależy. Taka z niej niezależna kandydatka.
Natomiast nadal bardzo dużo zależy od naszych osobistych decyzji.
Jakby na to nie patrzeć to... Jeśli wybory prezydenckie odbędą się w maju (obojętnie w jakiej formie - korespondencyjnej czy tradycyjnej) to będzie to wielki test zaufania do państwa. Bo już sam udział w nich będzie oznaczał, że nadal wierzymy w sens demokracji i... Co ważne... Nadal pokładamy wiarę w to, że nasze państwo jest państwem demokratycznym.
Będzie też testem dla władz odpowiedzialnych za organizację wyborów oraz ich przebieg.
Tak... Już sam udział w wyborach będzie wyborem. Będzie oznaczał, że wybraliśmy Polskę i demokrację, a nie ucieczkę od rzeczywistości.
Niestety niska frekwencja byłaby odbierana przez odrealnioną opozycję jako głos przeciw obecnej władzy. I to jest to na co liczy komitet kierujący poczynaniami pani Kidawy - Błońskiej.
Tak więc jest jeszcze co wybierać, a wybór zaczyna się już w momencie decyzji o wzięciu udziału w głosowaniu.
Ja decyzję już podjąłem. Jeśli wybory będą zorganizowane to wezmę w nich udział.