Prezydent Duda jedzie w kluczowym momencie kampanii wyborczej do Stanów Zjednoczonych aby rozmawiać z prezydentem Trumpem o ważnych sprawach dotyczących nie tylko bezpieczeństwa Polski ale i całej Europy.
To była ważna misja... Bo przecież wszyscy zdajemy sobie sprawę, że stała obecność wojsk amerykańskich w Europie jest podstawowym argumentem w rozgrywkach z Rosją. Rozgrywkach, których stawką ma być obrona przed agresywną polityką Kremla i rosyjską agresją.
Tylko czy rzeczywiście Rosja nadal dysponuje siłą, która byłaby w stanie podbić Ukrainę, Polskę... a może i całą Europę?
Cóż... Agresja na Gruzję z 2008 roku jasno pokazała, że Rosja jest w stanie sięgnąć po argument brutalnej siły w rozgrywkach politycznych. Że żaden z sąsiadów Rosji nie może czuć się bezpiecznym.
Aneksja Krymu z 2014 wskazuje natomiast na to, że Rosja w swych agresywnych posunięciach wykorzysta każdą słabość... Słabość napadniętego państwa i słabość umów, które miały gwarantować bezpieczeństwo i integralność terytorialną napadniętego. Tak... Utrata Krymu i okupacja przez Rosję wschodniego pogranicza Ukrainy to była nie tylko porażka dla słabego w momencie agresji państwa ukraińskiego. To była też polityczna i militarna (tak militarna) porażka stron, które gwarantowały Ukrainie bezpieczeństwo jej granic. Bo przecież Rosja mogła to potraktować jako praktyczny test dla zachodu... Test, z którego wynika, że nie ma wśród zachodnich sojuszników jedności sprzeciwie wobec rosyjskiej agresji.
Cóż... Jakby na to nie patrzeć. Jakby z Europy zabrać wojska USA to imo Rosja mogłaby spokojnie "wchłaniać" kolejne kraje, a europejscy politycy zagrożenie poczuliby dopiero wtedy gdy rosyjskie siły pancerne stałyby już na linii Odry.
A rosyjska armia mimo, że wyposażona głównie w posowiecki sprzęt nadal jest groźna. Można śmiać się z jej wpadek... Można kwiczeć na widok kopcącego Kuzniecowa (jedyny rosyjski lotniskowiec) lub tarzać po podłodze gdy po "paradzie zwycięstwa" płonie najnowsze cudo rosyjskiej techniki zbrojeniowej (tak - wczoraj po paradzie w Moskwie spłonął im chyba ze wstydu "najnowszy" transporter Bumerang) ale prawda jest taka, że...
Rosja wcale nie potrzebuje nowoczesnej armii do prowadzenia wojny hybrydowej z zachodem. Wystarczy jej własna determinacja, zdolność do użycia argumentu siły oraz... brak jedności wśród zachodnich sojuszników.
I ten ostatni element imo jest podstawową kwestą w ocenie czy armia rosyjska stanowi dla nas zagrożenie.
Bo im słabszy będzie sojusz atlantycki, im więcej będzie różnic w polityce obronnej krajów członkowskich NATO, tym większe będzie pole dla agresywnych manewrów Rosji. Także takich z użyciem wojska jako argumentu siły.
Tak... Największym zagrożeniem dla nas będzie słabe NATO.
Ps
Na zdjęciu poniżej płonący KTO Bumerang po paradzie w Moskwie.
A tu film dla zainteresowanych najnowszą rosyjską techniką wojskową.