Już kolejny bloger sugeruje, że jakiś Sprawiedliwy lub potomek Sprawiedliwego mógłby w ramach protestu wobec tego co się dzieje na linii PL - IL odesłać do Jerozolimy Medal Sprawiedliwych... Dziś taką sugestią rzucił rk1.
Nie przejmuje się tymi apelami jakoś specjalnie, ale jako wnuk Sprawiedliwego Józefa (patrz: https://sprawiedliwi.org.pl/) zastanawiam się czy w ogóle miałbym prawo do takiego gestu i czy ten gest miałby jakieś poważne znaczenie.
***
Otóż Medalu Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata nie można dostać teraz za zasługi dziadka. Dziadek dostał bo to on bezinteresownie pomagał, wiedząc o tym, że ryzykuje wszystkim... Ja teraz mogę tylko o tym pisać i tyle w tym mojego. Narażam się tylko i co najwyżej na jakiś głupi komentarz pod notką.
Medal nie jest mój. Był i jest częścią życia mojego dziadka oraz jego najbliższych, którzy uczestniczyli w tej pomocy. To było ich życie, ich wysiłek, ich bohaterstwo. Mnie przypadło tylko tyle, albo aż tyle, że ci Sprawiedliwi nie są dla mnie postaciami z kartki w podręczniku, ale prawdziwymi ludźmi, których znałem i podziwiałem. Podziwiałem nie za ten Medal lecz za dobroć i piękno ich życia.
Medalu nie oddam bo nie jest i nie był mój. Nie można oddać tego czego się nie posiada. Ja mógłbym oddać co najwyżej kawałek metalu, ale i to tylko wtedy gdybym go fizycznie posiadał oraz jeszcze dowiódł prawo do dysponowania nim. A to też byłoby wątpliwe. Bo jeżeli dziadek jako jeden z sześciu Sprawiedliwych w rodzinie miał swój udział w tej historii i założymy, że jakoś ten honor równo się przenosi na ich potomków to mnie i tak ostatecznie wychodzi ledwie 1/100 udziału.
I jakie znaczenie miałby taki zwrot Medalu dzisiaj przez osobę, która sama nie uczestniczyła w ratowaniu ludzi skazanych na Zagładę? Chyba tylko tyle, że odcina się od swoich przodków. A przecież nie o to chodzi...