Horatius Horatius
1518
BLOG

Jan Tomasz Gross polskiej prawicy

Horatius Horatius Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 5

Piotr Zychowicz ponownie przemówił. [1] Tym razem przekroczył jednak pewną cienką granicę, która dzieli poważną publicystykę od szarlatanerii historycznej.

Mimo wcześniejszego dorobku Zychowicz zdobył sobie sławę stosunkowo niedawno. Jego książka „Pakt Ribbentrop-Beck” zapewniła mu miejsce w prawicowym establishmencie, była powodem do licznych kontrowersji i gorących polemik. Z książką się ostatecznie nie zapoznałem od deski do deski. Dlaczego? Bo szkoda mi było na to czasu. Rolę recenzji jest wskazanie czy dana książka jest warta lektury czy nie. Niestety, zarówno piewcy, jak i adwersarze Zychowicza nie pozostawiali złudzeń – książka jest intencjonalna i pisana pod tezę. Ograniczyłem się więc do pobieżnej lektury kilku wybranych fragmentów i analizy konstrukcji książki, tak jak to zazwyczaj robię przy selekcji publikacji w moich badaniach naukowych. Cóż, recenzenci mieli rację. Wyglądało to tak, jakby Polacy mogli być nieomylni i wychodzić cało ze wszystkich trudnych (i obarczonych dużym ryzykiem) wyborów. W konsekwencji książka trafiła u mnie na listę pod tytułem „do przeczytania”, choć zajmując na niej dość wysokie miejsce.

„Pakt Ribbentrop-Beck” zgwałcił chyba wszystkie kanony historii kontrfaktycznej [2] (albo, jak kto woli, kontrfaktualnej), która zazwyczaj kojarzy się z nurtem w literaturze określanym jako historia alternatywna. Zychowicz z pozoru dobiera punkt krytyczny – opowiedzenie się II Rzeczypospolitej po stronie III Rzeszy. De facto można by jednak odnaleźć w książce jeszcze kilka punktów zwrotnych. Jestem to jednak w stanie usprawiedliwić zarówno specyfiką epoki, która jest przedmiotem „Paktu”, jak i wyjątkowością historii kontrfaktycznej (zwłaszcza w ujęciu zaczerpniętego z teorii chaosu „efektu motyla”). Pozostałe zarzuty dotyczą jednak podstaw metodologii historii, która dotyczy również nurtu klasycznego. Sądy Zychowicza brzmią jak dogmaty. Są zdecydowane i mocne. O ile historyk klasyczny nie może sobie na to pozwolić, o tyle badacz zajmujący się historią kontrfaktyczną, która jest jeszcze bardziej niejednoznaczna, po prostu nie może tego robić. Zychowicz pisze pod tezę dobierając takie argumenty, jakie mu pasują, a odrzucając inne. Sprawia to, że żaden profesjonalny historyk nie może traktować tej pracy serio. [3] Zychowicz napisał więc książkę, która jest jednym z jego felietonów, tylko w skali maxi. Publicyście można wybaczyć więcej niż zawodowemu badaczowi. Nie da się ukryć, że to bardzo wygodne. Autor nie musi się przejmować takimi drobiazgami, jak np. kontekst, a ciąg przyczynowo-skutkowy może kształtować według swojego widzimisię. [4] A przede wszystkim może zapomnieć o tym, co jest żelaznym prawem snucia jakiejkolwiek narracji historycznej – to my wiemy co było później, a nie aktorzy w teatrze przeszłości.

Wszystko wskazuje, że „Obłęd ‘44” będzie utrzymany w podobnym, zdecydowanym tonie. Mimo iż Zychowicz wali co sił młotem w patriotyczne i narodowe mity nikt jednak nie określił dotąd jego twórczości mianem „antypolska” (może się mylę?). A przecież dekonstrukcja i nurt krytyczny są zazwyczaj domeną lewicy. Dlaczego „Pakt” jest wyjątkiem? Bo wpisuje się w starą konserwatywną tradycję idąc śladem m. in. krakowskiej szkoły historycznej i nieśmiertelnego Cata, który na prawicy od zawsze cieszy się dużą popularnością. Jest również odwołaniem do starej polskiej (i również konserwatywnej) tradycji tzw. realizmu politycznego [5], który zazwyczaj jest zwykłym makiawelizmem. Właściwie, patrząc z tej perspektywy, „Pakt Ribbentrop-Beck” nie jest żadną nowością. [6] Zychowicz zdobył też sobie sympatię postendecji uderzając w ministra Becka. Pogrobowcy Dmowskiego cierpią dzisiaj na specyficzny kompleks ideowy, który karze im znieważać sanację za wszelką cenę tylko dlatego, że zdołała odsunąć Narodową Demokrację od władzy. Większość z nich mentalnie tkwi zatem w latach 30., choć nie do końca… Gdyby zbudować wehikuł czasu i teleportować z przeszłości jakiegoś szanownego endeka, to zapewne słysząc o zasadności drogi „pójścia z Hitlerem” co najmniej strzeliłby swojego rozmówcę w pysk. Wiele godzin spędziłem nad prasą endecką z tego okresu i nie mam wątpliwości, że przez całe Międzywojnie Niemcy byli dla narodowców wrogiem nr 1, zarówno w aktualnej polityce, jak w kategoriach historycznych. Cóż, chichot Historii. Sympatię prawicowych odbiorców (czy może raczej targetu) zjednuje też wizja upadku komunizmu. Czyż to nie jest kuszące? Świat bez ZSRR i… hippisów. Dla modelowego polskiego „patrioty” (jak modnie się w pewnych kręgach określać) przymierze z katem własnego narodu, jakim był Hitler, jest OK. Ale gdyby ktoś napisał książkę, w której przyznałby rację gen. Stefanowi Mossorowi, który w latach 30. chciał bić się z Niemcami u boku Związku Sowieckiego? Zapewne powstałoby Święte Oburzenie… Na szczycie listy powodów sukcesu poprzedniej publikacji Piotra Zychowicza jest jednak nieco bardziej neutralny politycznie punkt.

Nazywam go kompleksem 1939 r. Zychowicz dotarł do samego rdzenia wszystkich naszych problemów z XX w. i brutalnie wywlókł je na forum publiczne. Nie mam wątpliwości, że należą mu się za to liczne gratulacje, które już zresztą odebrał wielokrotnie. Wciąż mamy problem z nieprzepracowanymi traumami historycznymi, które muszą być przedyskutowane na różnych płaszczyznach i w różnych środowiskach. Kluczem do wszystkich tragedii minionego stulecia jest właśnie kampania wrześniowa, koniec pięknych lat 30. i początek nieszczęść, które dotknęły Polskę w kolejnym półwieczu. Zychowicz wykorzystał w tym zakresie sprzyjający dyspucie klimat, w tym ożywione zainteresowanie kwestiami historycznymi w naszej części Europy. Sprzyja mu również koniunktura na łonie samej historiografii, począwszy od tego, że historycy nie potrafią mówić o historii. Jako początkujący badacz okresu międzywojennego zdaje sobie sprawę, że tak na dobrą sprawę dopiero odkrywamy dwudziestolecie. Z całą pewnością potrzebujemy analiz, które dokonałyby reewaluacji już istniejącej literatury, która w przytłaczającej większości powstawała przed 1989 r. i jest skażona ówczesną poprawnością polityczną. Z okresem II wojny światowej jest z resztą podobnie. Wojskowość II Rzeczypospolitej i wojnę obronną 1939 r. trzeba tak naprawdę opisać od podstaw. Na całej nauce historycznej ciążą powstałe z pobudek politycznych mity, które należy obalić albo… wykorzystać. Tak jak robi to Zychowicz. Przecież winą za wszystkie nieszczęścia obarczano sanację zarówno w środowisku drugowojennej emigracji, jak i w ciemnych wiekach PRL.

Często zastanawiam się na tym, czy faktycznie „Pakt Ribbentrop-Beck” leczy nasze narodowe kompleksy, czy tylko je zasila, podobnie jak XIX-wieczni krakowscy konserwatyści szukający maniakalnie odpowiedzi na pytanie: „Dlaczego Polska upadła?” Potrzebujemy analiz, które będą budować naszą dumę, a nie ciąć się historiozoficzną żyletką. Polacy jako zbiorowość zachowują się jak dotknięty traumą człowiek, który korzystając ze znanych psychologii mechanizmów obronnych siłuje się z własną przeszłością. Mieliśmy już m. in. wyparcie („Po co nam ta cała martyrologia?”), projekcję („To wszystko przez Niemców/ruskich/Żydów!”) czy racjonalizację („Krew narodu polskiego nie została wylana na darmo!”).  „Pakt Ribbentrop-Beck” to w pewien sposób maniakalne poszukiwanie alternatyw dla przeszłości, w którym tkwi przekonanie, że jeśli znajdziemy to, co nie zadziałało, to będzie dobrze, to w jakiś sposób sobie z tym poradzimy i być może wyciągniemy wnioski na przyszłość. Brakuje nam dojrzałej metapozycji, która pozwoli na przezwyciężyć traumę. „Pakt” to chyba krok w dobrą stronę, ale jest w nim coś niezdrowego. Przypomina samobiczowanie, jakąś perwersyjną przyjemność wynikającą z obwiniania siebie. Podobnie zapowiada się „Obłęd ‘44”. A to już jest czysta autoagresja.

Nie mogę Zychowicza osądzić w stu procentach negatywnie, chociaż niemal z żadnym z jego argumentów nie mogę się zgodzić. Wiem, że politycy używają dyplomacji, żeby maskować swoje rzeczywiste intencje i że zgoda między II RP a III Rzeszą była iluzją. Znam założenia narodowego socjalizmu i wiem, że Polacy byli dla nazistów podludźmi, należy podporządkować i których prędzej czy później eksterminować. Wiem, że niezależność satelitów III Rzeszy w czasie II wojny światowej to kpina. Rozumiem wrogość Republiki Weimarskiej i Rzeszy Hitlera wobec Odrodzonej. Poznałem antyniemieckie ostrze sanacyjnej propagandy (niekiedy umiejętnie tępione, aby później znowu je naostrzyć) i zdaję sobie sprawę, że w epoce powszechnej socjotechniki kolejny „cud domu brandenburskiego” nie mógł mieć miejsca. Jestem przekonany, że II RP była dzięki sanacji dobrze przygotowana do przyszłej wojny. Podobnie jak prof. Jan Żaryn uważam, że Józef Beck wybrał najlepszą opcję [7] i tak jak on jestem przekonany o szkodliwości wywodu Zychowicza. [8] Mimo to autor „Paktu” imponuje mi dużą wiedzą historyczną i nietzscheańskim buntem, który każe mu, na wzór ś. p. prof. Wieczorkiewicza, mierzyć się z dominującym dyskursem.

Tyle tylko, że jego najnowsze wypowiedzi przy okazji promocji obłędnej pracy Zychowicza przypominają mi innego badacza, który również sporo namieszał w polskim dyskursie historycznym i który także robił z siebie męczennika prawdy. Jestem zdania, że Jan Tomasz Gross zapoczątkował w polskiej historiografii nurt, który należy nazwać „gosizmem”. W moim przekonaniu ten kierunek reprezentuje środowisko „Zagłady Żydów”, a szczególnie prof. Barbara Engelking i prof. Jan Grabowski. Typowe cechy tego stanowiska to: 1. radykalny rewizjonizm połączony z bagatelizowaniem dotychczasowego dorobku historiografii; 2. stosunkowo uproszczona, czarno-biała wizja przeszłej rzeczywistości, w której role pozytywnych i negatywnych agensów są klarownie podzielone i przewidywalne; 3. przekonanie o własnej misji, swoisty mesjanizm historyka; 4. maskowany syndrom oblężonej twierdzy; 5. częste (niestety) uprzednie stawianie tezy połączone z dobieraniem argumentów, które do niej pasują i pomniejszaniem roli przesłanek, które jej przeczą.

Brzmi znajomo? To co powiecie na to? Piotr Zychowicz: „No, tak. Książki jeszcze nie ma na rynku, a już zaczęła się debata. To sytuacja groteskowa. Mam więc jedną radę: wszyscy, którzy chcą dyskutować o książce, powinni najpierw zadać sobie trud i ją przeczytać. Nie ma drugiej dziedziny na świecie tak zakłamanej jak historia. Ta nauka jest używana do celów politycznych, ideologicznych. A spośród wszystkich zakłamanych historii na świecie najbardziej zakłamaną jest - może oprócz historii rosyjskiej - historia Polski. Mamy tu do czynienia z rozmaitymi formami zakłamania. Jedną z nich jest patriotyczna poprawność.” [9] Jan Tomasz Gross: „Oprócz mojego głosu są też inne, oparte na silnej, naukowej podbudowie, które opowiadają to samo, co ja. Każdy na swój sposób, ale fakty pozostają te same, Polacy też byli denuncjatorami i mordercami. To duży krok naprzód w dyskusji.  Nastąpiło oswojenie z ta tematyką, ludzie zaczynają sobie uświadamiać , że historia wojny  jest znacznie bardziej skomplikowana, niż sugerował nam to kanon patriotyczno-heroiczny.” [10] Zychowicz, na pytanie czy „Obłęd” zmieni podręczniki historii: „Na pewno nie. Propagandowe mity są zakorzenione zbyt silnie. Mam jednak nadzieję na konstruktywną debatę pozbawioną frazesów i oskarżania wszystkich, którzy ośmielą się mieć inne zdanie, o zdradę i zaprzaństwo. W przyszłym roku minie 70 lat od tragedii powstania warszawskiego i naszej porażki w II wojnie światowej. Upłynęło więc chyba dość czasu, żeby wreszcie w spokojny sposób porozmawiać o naszych błędach.” Gross: „Gdy się powiedziało w 2001, że Polacy mordowali Żydów, człowiek był uważany za wariata. Dziś się już się tego nie kwestionuje. Faktów zawartych w tej książce nie odrzucają nawet jej krytycy. Cel mam zawsze ten sam – jestem historykiem tego okresu i  moim celem jest napisanie prawdy o tym okresie, nawet jeśli nikt tego nie czyta. W 1998 wydałem książkę „Upiorna Dekada”, w której napisałem w zasadzie już wszystko na temat  stosunków polsko-żydowskich w czasie wojny.  I nikt nie zareagował. Dopiero „Sąsiedzi” wywołali debatę.” Zychowicz: „Według mnie Armię Krajową tworzyli ludzie. Tworzyli ją żołnierze, którzy są dla mnie wielkimi bohaterami. Jestem głęboko przekonany, że nigdy w naszych dziejach nie mieliśmy lepszego i wspanialszego wojska niż oddziały AK walczące w powstaniu warszawskim. Nie dlatego, że żołnierze ci byli dobrze wyszkoleni, bo byli wyszkoleni źle. Nie dlatego, że byli dobrze uzbrojeni, bo broni nie mieli niemal w ogóle. Ale dlatego, że bez wyszkolenia i bez broni w imię umiłowania wolności i ojczyzny walczyli jak lwy ze znacznie potężniejszym wrogiem. Mój wielki szacunek dla tych bohaterów nie oznacza jednak, że mam równym szacunkiem darzyć ludzi, którzy wysłali najlepszą polską młodzież z gołymi rękami na czołgi. Ludzi, którzy w imię politycznych mrzonek zaprzepaścili nasze najlepsze pokolenie.” Gross: „A trzy miliony zamordowanych  przez Niemców Żydów, to byli obywatele polscy, to tu się wszystko działo.  Poza tym jestem w Polsce urodzony i wychowany,  moje dzieci mówią po polsku, czuję się Polakiem, nigdy się Polską nie przestałem przejmować.”

Darujmy sobie resztę. Wygląda na to, ze mamy dwóch wspaniałych patriotów, historyków (Gross to chyba socjolog, nie?) którzy heroicznie dążą do Prawdy. Z prawej strony historię poddaje reinterpretacji Piotr Zychowicz, a z lewej dziury łata Jan T. Gross. Hurra! Cieszmy się! Niebawem prawda będzie dostępna dla każdego. A tak na serio: Obaj panowie są rewizjonistami, którzy „druzgocą stare tablice” i obaj pozują na opozycję wobec głównego nurtu. Obaj dobierają fakty pod swoje tezy i obaj ograniczają kontekst swojej narracji do własnych opinii. Żonglują faktami i źródłami, tak, żeby uzasadnić swoje wizje. Oczywiście są różnice w postępowaniu Zychowicza i Grossa. Pierwszy reprezentuje narrację tożsamościową, „naszą”, drugi raczej przenosi wzorce zachodnie na nasz rodzimy grunt. Zychowicz prowadzi swój wywód z pasją, a autor „Złotych żniw” działa trochę bardziej subtelnie. Gross w przeciwieństwie do Zychowicza stroi się też w naukowe piórka. Jednak to, że stoją na innych barykadach nie zmienia faktu, że tak naprawdę prezentują sobą to samo. Mogę zaakceptować narrację Zychowicza tylko i wyłącznie wtedy, gdy zaakceptuję narrację Grossa. A na to się nie zapowiada.

 

_________________

 

[1] http://wpolityce.pl/wydarzenia/57824-zychowicz-kontynuuje-promocje-obledu-44-polska-historia-jest-najbardziej-zaklamana-historia-na-swiecie-nigdy-wczesniej-instynkty-samobojcze-nie-byly-tak-silne-jak-wowczas

[2] http://www.historycy.org/index.php?act=Attach&type=post&id=14212 Polecam szczególnie doskonałe opracowanie „Gdyby… Całkiem inna historia Polski”, red. E. Olczak, J. Sabak, Warszawa 2008. Zawiera ono teksty wielu uznanych i doświadczonych (choć nie zawsze lubianych, zwłaszcza na prawicy) historyków, jak Andrzej Chwalba, Andrzej Garlicki, Jerzy Holzer, Andrzej Paczkowski, Jerzy Strzelczyk, Janusz Tazbir, Henryk Wisner i inni.

[3] http://www.wykop.pl/ramka/1275445/pakt-moscicki-benesz-swietna-odpowiedz-prof-dudka-ws-historii-alternatywnej/

[4] Co prawda niektórzy wskazują, że Zychowicz rozważa różne scenariusze, jednak ja widzę w tym przede wszystkim stary chwyt retoryczny, który ma za zadanie dowieść, że nasza wersja zdarzeń jest jedyną dopuszczalną. Spotykałem się z takimi zabiegami wielokrotnie. http://historia.org.pl/2012/10/17/pakt-ribbentrop-beck-czyli-jak-polacy-mogli-u-boku-iii-rzeszy-pokonac-zwiazek-sowiecki-p-zychowicz-recenzja/

[5] http://historia.org.pl/2012/11/12/pakt-ribbentrop-beck-p-zychowicz-recenzja/, http://prawica.net/32924  

[6] http://histmag.org/Piotr-Zychowicz-Pakt-Ribbentrop-Beck-7096

[7] Opinia wyrażona przez prof. Żaryna w jednej z dyskusji na TVP Historia.

[8] http://wpolityce.pl/wydarzenia/36296-nasz-wywiad-prof-jan-zaryn-propagatorzy-tez-o-pojsciu-z-hitlerem-powinni-sie-zastanowic-jak-bardzo-moze-to-byc-szkodliwe

[10] http://www.polityka.pl/kraj/wywiady/1514130,1,rozmowa-z-janem-tomaszem-grossem.read

 

Horatius
O mnie Horatius

Najlepiej przekonać się jakie mam poglądy czytając moje teksty.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura