Horatius Horatius
1789
BLOG

Pochwała kolaboracji

Horatius Horatius Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 21

Od dawna nie napisałem nic na bloga. Zdarza się. Brak czasu. Ale dzisiaj sam RAZ zmotywował mnie bardziej niż kampania wyborcza, tęcza na pl. Zbawiciela i wszyscy członkowie PO razem wzięci. Nagle napięty grafik przestał być dla mnie ważny. Panie Rafale, dziękuję Panu!

Od pewnego czasu na prawicy modny stał się lans „na Cata”. Ni stąd, ni zowąd wyrósł nam cały legion politycznych realistów. Nagle wszyscy biją w wielki bęben i palą na stosie mesjanizmy, irredenty i inne herezje. Po tym, jak Piotr Zychowicz (vel Jan Tomasz Gross Polskiej Prawicy) obwołał Józefa Becka zdrajcą narodu przepisując w zwulgaryzowanej formie wspomnianego już Cata, nagle romantycy stali się ultrapozytywistami. Ostatnio z głównym nurtem zaczął płynąć także Rafał Ziemkiewicz, który od upadku „Rzeczpospolitej” coraz bardziej stara się (przynajmniej w mojej refleksji) być na topie. Także i on uległ modzie na trójlojalizm i przyłączył się do chóru sędziów historii.

Wreszcie rzuciłem okiem na „zajawkę” jego najnowszej książki, którą serwuje nam „Do Rzeczy” jako element kampanii promocyjnej. Promocja, jak to promocja. Rządzi się swoimi prawami. Musi być mocno. Krzykliwie. Skandalicznie. Jednym słowem: Ma się sprzedać. Mając tą świadomość zabrałem się do lektury. Znam publikacje RAZ-a nie od dziś. Czytam jego komentarze od lat. Znam jego publicystyczne tendencje, a nawet fobie. Ale… Niech mnie! Po prostu mnie zagiął! Czytam lead. Przecieram oczy. Czytam jeszcze raz. Nie wierzę. Określam się jako człowiek, którego już nic nie zaskoczy. Ale jemu się to udało!

Co sprawiło, że zrobiło mi się ciemno przed oczami? Jakie słowa o mało nie pozbawiły mnie przytomności? Niech przemówi sam Autor: „Zazdroszczę Francuzom, że w trudnym historycznym momencie trafił im się u władzy marszałek Pétain, a nie jakiś idiota, który by ogłosił, iż priorytetem francuskiej polityki zagranicznej ma być honor. I że warto zaryzykować biologiczną zagładę francuskiego narodu.” [1] Po tym jak świat przestał wirować przeczytałem raz jeszcze. Jakie były moje pierwsze słowa gdy odzyskałem zdolność mówienia?

Przecież za podobne słowa w czasie wojny sprzedawano ludziom kulkę.

Każdy kolaborant musiał się liczyć z tym, że wyrokiem sądu polskiego państwa podziemnego zostanie wysłany do piachu. Aż nagle dziś, jakieś pół wieku po wojnie prawicowy (sic!) publicysta pisze, że to właśnie była najlepsza opcja. Czyżby w prawicowej publicystyce miał nastąpić przełom? Czy nagle zaczniemy masowo rehabilitować wszystkich prawdziwych Polaków, którzy w czasie wojny ponieśli męczeńską śmierć ze strony opresyjnej, nielegalnej władzy?

Nie tak dawno na linii sporów między prawicą a lewicą wrzało. Zazwyczaj zarzucało się tym z lewej strony, że traktują nas propagandą winy. Że nie mogą znieść tego cierpiętnictwa, kombatanctwa, wyrzekania się najpiękniejszych aspektów „duszy polskiej”. Wreszcie, że stoją po stronie kolaborantów. Że z chęcią opowiadają się za pamięcią tych, którzy z niesłychaną łatwością potrafili wyrzec się niepodległości. Zarzucano im, że przy pierwszym gromie nadchodzącej burzy będą „spie…”, jak to górnolotnie ujęła ikona lewicowego realizmu politycznego. Tych „rozsądnych” gnębili wszyscy prawicowcy, niezależnie od opcji. Gnębił ich i RAZ. I pisał jakie to postkolonialne myślenie. I potępiał wyrzekanie się polskości w imię zjednoczonej Europy. I sądził! Oddajmy mu głos:

„Kilka lat temu, kończąc pracę nad ‘Michnikowszczyzną’, miałem pod powiekami obraz idących na Belweder w zimną listopadową noc podchorążych. Teraz zdaje mi się, że widzę tych samych podchorążych, może trochę starszych i bardziej zaznajomionych z uczuciem goryczy, jak już po upadku powstańczych nadziei, czy to w kraju, czy na emigracji, pochylają się z zapartym tchem nad świeżo wydaną ‘Dziadów częścią III’ Mickiewicza, jak przy tej lekturze ‘duch z nich uchodzi i błądzi daleko’, gdy znajdują w słowach wieszcza swoje myśli, swoje odczucia, nadzieje i wiarę.  Zwłaszcza w scenie VII aktu I – w ‘Salonie warszawskim’. Salonie zaludnionym przez ‘kilku wielkich urzędników, kilku wielkich literatów, kilka dam wielkiego tonu, kilku jenerałów i sztabsoficerów’ (reżyserów filmowych i tzw. celebrytów w czasach Mickiewicza jeszcze nie było), salonie pełnym hrabiów ‘świeżo awansowanych z mieszczaństwa’, bełkocących, jak ważna jest arystokracja, i przywołujących na dowód ‘Wielką Brytaniję’, pisarzy niechcących pisać o prawdziwym życiu, tylko bełkoczących kunsztownie cholera jedna wie, o czym właściwie, i kamerjunkrów ubolewających, że ‘dworu nie mamy w Warszawie’… W salonie, mówiąc krótko, potraktowanym słowami, które poeta wkłada w usta Piotra Wysockiego: ‘Nasz naród jak lawa / Z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa / Lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi / Plwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębi’. Mało kto chce pamiętać, że w ciągu następnych kilkudziesięciu lat owa ‘skorupa’ zniknęła rzeczywiście, tak, jak to Mickiewicz prorokował. I zostawmy na bok historyczne szczegóły, które mącą poetycką wizję, pozostańmy w czystym micie, którego Mickiewicz był tyleż prorokiem, co i realizacją. Tak, ‘rówieśnicy Mickiewicza’, przeważnie potomkowie zubożałej, drobnej szlachty, zmuszeni zarobkować pracą umysłową, rzucili wyzwanie salonowi arystokratyczno-ziemiańskiemu i dali początek elicie nowej – inteligenckiej. I ta inteligencka elita, niosąca myśl niepodległościową, stopniowo wyparła dawną, ugodową czy wręcz kolaborancką wobec zaborców.”[2]

Nie sądźcie, bo będziecie sądzeni… Dziś sobie zasiadam do lektury Internetów i patrzę jak to RAZ mówi językiem „Wyborczej”. (Zabawne. Czy już mu tego nie zarzucałem?)

Realizm polityczny ma w Polsce szczególne znaczenie. Zazwyczaj miał wiele emocjonalnych odcieni. Wyrastał ze zwątpienia, zmęczenia, z zawiedzionych nadziei. W pełni to rozumiem. Ale widać w nim także zwykłą wygodę. O wiele łatwiej jest robić karierę niż gnić w więzieniu za (tfu!) irredentę. Można dzieci wychować na ludzi, dać im wikt i opierunek, a nie odmrażać sobie stopy na Syberii. Czy to nie rozsądne? Czy to nie realistyczne? Czy to nie praca u podstaw? To przecież najczystsze zachowywanie biologicznego potencjału narodu polskiego! A że się przy tym obrośnie w trochę tłuszczyku to szczegół.

Jakże ja ubolewam nad tym, że dziś już nie ma narodowców. Co prawda nie jestem endekiem, ani z endecją nie sympatyzuję, ale naprawdę mi szkoda. Ci, z którymi dzisiaj rozmawiam najczęściej nie zasługują na to miano. Narodowcy, z którymi obcowałem w czasie badań naukowych, poprzez barierę źródeł historycznych, mieli inną mentalność. Nie potępiali w czambuł powstań narodowych. Nie wykreślali ich z narodowego panteonu, jak niektórzy dzisiaj. I przede wszystkim nie szli na kompromisy tak łatwo. Dla przedwojennego endeka Niemiec był najgorszym wrogiem. Pomysł, że moglibyśmy się sprzymierzyć z Hitlerem nie mógłby mu przejść przez myśl. To mógł wymyślić dopiero Stanisław Mackiewicz, ps. Cat. Piłsudczyk. Sanator.

Eseje Ziemkiewicza zwiastują bardzo smutną tendencję w kręgach spadkobierców Dmowskiego. Będzie to zmierzch pamięci o Żołnierzach Wyklętych. Ci, którzy wczoraj wynosili ich pod niebiosa jutro o nich zapomną. RAZ, stawiając za wzór Pétaina, neguje przecież swoje wcześniejsze słowa:

„Polska została podbita przez okupantów. Okupantów, którzy zaatakowali nas we wrześniu 1939 w sojuszu z Hitlerem, a potem odwrócili sojusz, przechodząc na stronę mocarstw zachodnich. I my właśnie byliśmy nagrodą, którą im za to wspomniane mocarstwa wypłaciły. W tej sytuacji jedni z sowieckim okupantem kolaborowali, inni opuścili ręce, jeszcze inni, ci najdzielniejsi, walczyli do końca. Nie ma tu żadnej komplikacji, żadnego sofoklesowskiego starcia godnych siebie racji. Jedynie proste: ‘czy umrzeć stojąc, czy przeżyć na kolanach’. Tym, którzy woleli pozostać w postawie stojącej, należy się od potomnych cześć i szacunek.” [3]

Drugą tendencją, jeszcze smutniejszą, będzie wskrzeszenie tradycji PAX-u. To środowisko, które zostało wymazane z pamięci postendeków i „politycznych realistów” już za kilka miesięcy może zyskać niemałe grono zwolenników. Dziś antykomunizm polskiej prawicy może trzymać się mocno. (Ale Hitler jest „cacy”…) Dziś ci, którzy podejmowali współpracę ze zbrodniczym reżimem PRL mogą być potępiani. Ale skoro dziś Pétain jest bez zarzutu, skoro dziś do łask wraca „rozsądek”, to co może być jutro?

Najbardziej mierzi mnie samo to porównanie. Nie chodzi bynajmniej o sam fakt wychwalania kolaboranta. Chodzi o konsekwencje. Nie mogę znieść wizji Polski jako nazistowskiej kolonii, powoli redukowanej do roli spolegliwego niewolnika, wynarodowionej i ostatecznie zniszczonej. Znam historię III Rzeszy. Znam historię okupacji niemieckiej. Słowianin nie mógł być dla nazisty równy aryjczykowi. Musiał mu ustąpić. Mieszkańcy Zamojszczyzny musieli zostać wysiedleni, żeby na ich miejsce mogli napłynąć niemieccy osadnicy. Podobnie było z Żydami. Wyobraź sobie, Czytelniku, polskie getta. Albo lepiej. Jedno wielkie getto, którym było przecież Generalne Gubernatorstwo. W gettach przecież formalnie rządzili Żydzi. To właśnie funkcjonariusze policji żydowskiej pomagali Niemcom zaganiać swoich pobratymców do transportów śmierci. (Jakim zgorszeniem było gdy historycy zaczęli o tym głośno mówić!) Myśleli, że uratują chociaż siebie. Gdybyśmy poszli z Hitlerem wcale nie jest powiedziane, że w odpowiednim momencie musielibyśmy mu wbić nóż w plecy i przejść na „dobrą stronę”. Wówczas Polski mogłoby już nie być. Polacy mogliby być wymordowani rękami… Polaków. Ci, którzy na początku chcieli „biologicznie ocalić naród polski” mogliby go dobić za cenę życia własnych dzieci, które i tak skończyłyby w komorze gazowej.

Niesmaczy mnie wizja polskich załóg w obozach śmierci. Rząd Vichy bez większych trudności sprzedał tysiące swoich żydowskich obywateli, a z nami niby miałoby być inaczej? Wyobrażam sobie Judenjagd, „polowanie na Żydów”, jako normę ogólnopolską. Dziś jesteśmy dumni z Ireny Sendlerowej. Kim byłaby, gdyby Polacy zajęli miejsce Litwinów i Ukraińców na wieżyczkach Auschwitz i Majdanka? Dziś narodowcy wielbią Jana Mosdorfa, ofiarę Oświęcimia. Kim byłby członek ONR, gdyby resztki polskiego państwa popierały politykę Berlina? Najbardziej irytuje mnie bezmózga lekkość wizji Polski kroczącej za swastyką ku świetlanej przyszłości. Jakby nic złego nie mogło się stać. Wkurza mnie też zwykła obłuda tych, którzy jej hołdują. Niedawno potępiali Grossa, dziś mówią tak, jakby nie mieli nic przeciwko realności jego wizji. To hipokryzja.

Ten ahistoryczny i bezrefleksyjny bełkot, który przelewa się na łamach prawicowej prasy pokazuje mi jak nisko upadliśmy. Jak bardzo chcemy, żeby niepodległość kosztowała dwa grosze i dwie krople krwi. A najlepiej nic. Jak panicznie chcemy, żeby nasza historia wyglądała inaczej. Zupełnie jak Niemcy, którzy narzekają na swoją. Nie akceptujemy naszej przeszłości. Jesteśmy mali i zakompleksieni. I pilnie potrzebujemy terapii. Jakiej? Na pewno nie takiej.

Zgadzam się z prof. Andrzejem Nowakiem, że sytuacja w Polsce w chwili obecnej mocno przypomina XVIII wiek. Warto tylko dopowiedzieć, że wówczas Polska umierała nie dlatego, że miała za dużo romantyków i „ludzi honoru”, tylko że za mało. Polskie elity po prostu wolały ją sprzedać. Były „rozsądne”. Dokonały bilansu zysków i strat. Prawda, Panie Rafale?

 

P. S.: Tak, wiem, wiem, krytykuję książkę, która jeszcze nie wyszła. Niewiele mnie to obchodzi. Krytykuję styl myślenia, a nie tylko kilka zadrukowanych kartek.

 

_________________

 

[1] http://ziemkiewicz.dorzeczy.pl/id,3169/Jakie-piekne-samobojstwo.html

 

[2] http://www.rp.pl/artykul/522009.html?print=tak&p=0

 

[3] http://fakty.interia.pl/felietony/ziemkiewicz/news-bohaterowie-wychodza-z-grobow,nId,939331

 

 

Horatius
O mnie Horatius

Najlepiej przekonać się jakie mam poglądy czytając moje teksty.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura