Grinding cranium, turning all to pulp
Grinding cranium, turning all to pulp
Ignatius Ignatius
162
BLOG

Autopsy: Skull Grinder (2015) - Recenzja

Ignatius Ignatius Muzyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Nawet po długoletniej posusze trudno trzaskać rok rocznie nowe długograje. Zwłaszcza gdy chce się przy tym zachować względny poziom. Po tryptyku, w którym okrzepł styl współczesnego Autopsy zespół zmienia taktykę.  

Małe płyty Autopsy były zwykle smakowitą przystawką. W przypadku pierwszych płyt, EPki zwiastowały obranie nowej ścieżki - pamiętne Retribution for the Dead (1991) i Fiend for Blood (1992). Po reaktywacji charakter małych wydawnictw był już bardziej prozaiczny – zacny, zawsze dopracowany ale jednak wypełniacz umilający czas przed nową płytą. Dlatego są tacy co lekceważą tego typu wydawnictwa (ich wybór i strata). Recenzowania pozycja zdecydowanie zasługuje na uwagę – zwłaszcza, że pół godziny z całkowicie premierowym materiałem, jak na death metalowe standardy, to nie w kij dmuchał.

Autopsy od zawsze lubuje się w mariażu stylistycznym w obrębie swojego ostro porytego, gore death metalowego poletka. Był death doom na dwójce, następnie „ubogacony” punkowym czy nawet grindowym syfem w momencie dogorywania. Po powrocie również można usłyszeć podobne zabiegi. Oprócz doomowego dołowania znalazło się miejsce dla pobujania w rytmie death’n ‘rolla. Był przede wszystkim odważny i jakże udany eksperyment z heavy metalowymi akcentami na Macabre Eternal (2011). W końcu przyszedł czas na powrót do korzeni z prawdziwego zdarzenia. Nie powinno dziwić konsekwentne sięgnięcie po thrash, elementem zaskoczenia jest to, że gdzie nie gdzie czuć jakby zajechało mułem Delty Missisipi. Odhumanizowany bełkot nabrał „nowego” kontekstu, wpisującego się doskonale, w renesans tematyki związanej z zombie, nieumarłymi etc.

Jak nie trudno się domyślić, wyszła z tego typowa dla Autopsy ciężka i drastyczna groteska ceniona przez fanów. Nowe składniki wraz z starymi sprawdzonymi dały zaskakująco dobre efekty. To co chłoszcze po uszach, to celowo niezdrowa produkcja stylizująca nagranie na lata 80. Nostalgiczny smród bród i ubóstwo ulatnia się z każdej pory tego brutalnie zniekształconego miszmaszu.

Strung up and gutted is what

You are going to be

A trophy on my wall for eternity

Piekielnie zajadły „Strung Up and Gutted” to bezpardonowy strzał na wejściu. Kawał ostrego i ciężkiego rżnięcia. Średnio szybkie tempo, perkusyjna kawalkada, chropowate drażniące brzmienie gitar. Wszystko skąpane w death thrash rock'n'rollowej zawiesinie. 

Tytułowe mielenie czerepu rozpoczyna się od dozy ponurej podniosłości. Buzująca gitara doskonale imituje blachy, sprawiając, że krew zastyga w samych arteriach. Autopsy poczuło bluesa… prosty a jakże skuteczny trick. Przez to kawałek ten - a wraz z nią cała płytka zakorzenia się głęboko w pokładach pamięci. Uwagę przykuwają soczyste solówki gitarowe przedzierające się przez nieprzeniknioną ścianę perkusji. Jak to Autopsy w nieco dłuższym wydaniu, dba o zmienność akcji i tempa. Wciąż narastająca dramaturgia odnajduje spełnienie w niesamowitym, przeciągniętym szczytowaniu. Napięcie w swych przerośniętych szponach trzyma do samego końca.

Children of the filth

Born to rot, raised in ruin

Delighting in their kills

Morderczym perkusyjnym tumultem zaznacza swą obecność „Children of the Filth”. Jest to utwór z cyklu bezbrzeżnego wokalnego samonakręcania się Chrisa. Tylko On tak potrafi wyrażać napastliwe przypływy szału - ileż to wysiłku musi kosztować. W połowie następuje pogrzebowe przełamanie, mozolne spowolnienie akcji, które owocuje dramatycznym zjazdem – upstrzonym niczego sobie solóweczką i serią naruszających kościec przejść. Nagły zryw i wracamy do przyspieszonego tętna, szybko dogonionego przez chorobliwe spazmowanie.

Nawet EPka nie może się obejść bez przerywnika, swoją drogą dosyć ciekawego. „Sanity Bleeds” to wyjątkowo zmanierowana deklamacja grozy przy akompaniamencie jedynie zawodzących gitar. Jako ciekawostka swoją rolę spełnia, szkoda tylko, że mała płytka została zapchana takim wybrykiem. Tym bardziej, że następujący po nim „The Withering Death” został uzbrojony w podobne  klimatyczne wprowadzenie. To drugi obok „Skull Grinder” utwór skręcający w bluesowe rejony –  bardziej zdecydowanie przyzywając przedwieczną, majestatyczną grozę. Mamy tu opasły, prosty bagienny riff, wyjątkowo ohydne, głębokie wokalizy, a do tego partie gitary, które śmiało mogłyby zostać zagrane przy pomocy dęciaków. Oba utwory stanowią niewątpliwą ozdobę nie tylko niniejszej EPki, to jedne z najlepszych sztosów jakie Autopsy wydaliło w całej swej historii. To dowód na to, że w tych zmielonych mózgach nadal tlą się pokłady inwencji.  

The screams are in my head

Like precious red victories

Waiting to erupt from the human cage

My Triumph is your misery

Na koniec zespół postanowił się sadystycznie poznęcać w smolistym walcu pt. „Waiting for the Scream”. To typowy death doom firmowany marką Autopsy. Spokojnie rozkręcająca się maszyna bólu i rozpaczy, nabrawszy tempa jest nie do powstrzymania. Dobija końca ładne ale wtórne instrumentalne outro pt. „Return to Dead”. Snuje się ono niczym wypaczony zombiak, po kolei gubiący swoje członki. 

Oldschoolową kostuchę zdobiącą płytkę popełnił Wes Benscoter. Jegomość pracował m.in. dla Slayera: Divine Intervention (1994), czy naszego starego dobrego Vadera: De Profundis (1995). Klimatyczny okładka niewybijająca się jednak zbytnio od standardu kilku ostatnich wydawnictw.

Po szczęśliwie krótkiej stagnacji Skull Grinder (2015) był prawdziwym powiewem świeżej nieświeżości. Autopsy kolejny raz dowiodło, że ma jeszcze coś do powiedzenia. EP jako całość śmiało może konkurować z dwoma ostatnimi płytami długogrającymi, bijąc na głowę i tak świetne małe płyty z ostatnich lat. Warto wspomnieć, że był to premierowy materiał wchodzący w skład większej całości, o której parę słów napiszę następnym razem. 



Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura