Sławomir Jastrzębowski Sławomir Jastrzębowski
7522
BLOG

„Matka Polka” Anne Appelbaum - Imponujący brak mądrości

Sławomir Jastrzębowski Sławomir Jastrzębowski Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 105

Imponująca książka, imponująca bohaterka z imponującym życiorysem, wykształceniem, z imponującym dorobkiem, relacjami i imponującym brakiem mądrości – słowem, polecam Państwu książkę wywiad „Matka Polka”, który Paweł Potoroczyn przeprowadził z Anne Appelbaum, warto.

Anne Appelbaum, no… to jest ktoś. Ponieważ kobieta jest elegancka, szczupła i strzelista mogę bez głupawych podtekstów napisać, że ta postać ma swój ciężar gatunkowy. Ma. Dziennikarka, pisarka, komentatorka. Autorka dzieła (to jedyne adekwatne określenie) „Gułag”, za które całkowicie zasłużenie otrzymała prestiżową nagrodę Pulitzera. Całkowicie zasłużenie. Wykorzystała wdzięk, spryt, ciekawość, dociekliwość, pęd na prawdę, żeby bezpośrednio dotrzeć do rosyjskich dokumentów w rosyjskich archiwach. Wykorzystała też okienko, czyli czas, w którym te dokumenty jeszcze udostępniano, bo polityka historyczna Rosji nie była wówczas skrystalizowanie Putinowska. „Gułag” Anne Appelbaum jest znakomitym dopełnieniem dzieł Aleksandra Sołżenicyna czy Warłama Szałamowa. „Gułag” ma swoje niekwestionowane miejsce w historii, więc do książki wywiadu z samą autorką podchodziłem z dużymi oczekiwaniami. I tu, delikatnie mówiąc, różnie…

Mój najpoważniejszy zarzut w stosunku do „Matki Polki”, to zarzut dotyczący Pawła Potoroczyna, który przeprowadził wywiad. W wielu miejscach niestety odpuszczał, zamiast drążyć, zamiast dopytywać, cisnąć, przyduszać i zmuszać, do werbalizowania sądów i przywoływania zdarzeń połączonych z opiniami. Inna sprawa, że Potoryczyn w czasie tego wywiadu sam wielokrotnie wystawia się narcystycznie rozbudowanymi pytaniami przed reflektory, co może być postrzegane, jako lekko zabawny ekshibicjonizm, ale dla mnie to zysk, bo i on jest postacią ciekawą i widać, że ma bezpośrednie skrzyżowania biograficzne z Appelbaum. Ale… „Matka Polka” mogłaby być głębsza, ciekawsza i uratować jakieś nieoficjalności z odchodzących czasów i miejsc, których naocznym świadkiem była pani Anne, gdyż w wypowiedziach nielapidarnych jest to niezwykle smaczne i kolorytowe. Mam więc tu pewien niedosyt, wiem, że może on być tłumaczony swego rodzaju być może kompromisem, że gdyby książka była zbyt szczegółowa, stałaby się zbyt hermetyczna i ciężej sprzedawalna – być może. Niemniej szkoda i mam nadzieję, że historia tego życia zostanie doszczegółowiona, bo jest niezwykła. W skrócie: oto amerykańska Żydówka z najżywszym intelektem wybiera w czasach komunizmu historię Polski i Polaków zamiast jakiegoś przynoszącego w USA zajęcia bimbaliony. Przeciekawe są jej spostrzeżenia z bezpośredniego zderzenia Amerykanki z naszym komunizmem ubiegłego wieku i porównanie go na przykład z komunizmem radzieckim. Amerykanka zakochuje się w naszym (jakkolwiek by go oceniać) Radku Sikorskim, który jest z pewnością typem słowiańskiego rozrabiaki i łobuziaka (jakkolwiek by go oceniać). Uczy się bardzo trudnego języka polskiego, buduje, remontuje dom pałacyk, osiedla się, rodzi dwójkę chłopców. Wszystko to jest połączone z intensywną pracą intelektualną wymagającą świetnej organizacji, ze spotkaniami, ciągłym uczeniem się, z komentowaniem, udzielaniem wywiadów. Imponujące.

To czemu się czepiam? Temu, pozwolą Państwo, że zacytuję słowa Anne Appelbaum z tej książki: „Jeśli ludzie są w stanie oddać głos na kogoś takiego, jak Trump, który jest ewidentnie debilem, który nic nie rozumie, mówi sloganami na zmianę z hasłami rasistowskimi, lub Duda, który bredzi o Unii Europejskiej, wtedy trzeba zapytać, po pierwsze, czy demokracja jest możliwa, i po drugie, czy jest potrzebna? Nie chodzi mi o ich politykę, chodzi mi o ich charakter, o ich osobiste przymioty”.

No więc tak: przyjmijmy eksperymentalnie, że Appelbaum ma rację i Trump jest debilem.

Jakie byłyby tego konsekwencje? Dla samej Appelbaum i jej amerykańsko-polskiego środowiska porażające. Demokracja jest przecież pewną grą, w której chodzi o to, jak to w grze, żeby wygrać. Znane są zasady (dość proste) i reguły (dość klarowne). Jeśli więc debil Trump (przepraszam, ja tak bynajmniej o nim nie myślę) ograł kogoś w grze wymagającej intelektu, to ten ktoś jest niestety głupszy od debila, czyli musi być arcydebilem. Niestety. Bardzo przykra sytuacja. Wynika z niej wprost, że nasza cudownie, wspaniale wykształcona i zjawiskowo dynamiczna Anne sytuuje się w obozie arcydebili, przegrywów, luzerów, (nie napiszę „frajerów”, bo nie wypada). Może ten Trump nie jest jednak taki głupi, skoro ograł Was jak dzieciaki? Może zamiast debilnie wyzywać kogoś od debili odrobiłaby Pani ze swoimi wspaniałymi, mądrymi przyjaciółmi lekcję: Dlaczego dostaliśmy łomot? Ja wiem, że to trudne i bolesne, że łatwiej jest miotać inwektywy, tyle, że miotanie jest bezpłodne, chyba, że terapeuta zalecił odreagowanie dla zdrowia psychicznego.

Czytając inwektywy naszej znakomitości, bo Anne Appelbaum, jest znakomitością (piszę to mając do niej wiele autentycznego szacunku, poza tym uważam, że jest nasza, i że wpisuje się w historię Polski znakomicie) przychodzi mi do głowy to proste pytanie: jak to możliwe, że z takimi horyzontami można niczego nie rozumieć? Między wiedzą a mądrością, mamy tu bezdenną przepaść. Zostawmy na boku fakt, że forma oceny prezydenta USA, „debil”, komuś takiemu jak Appelbaum zwyczajnie nie przystoi, ale zauważmy, że wpisuje się to w styl uprawiania polityki także przez Radosława Sikorskiego, który publicznie potrafi swoich adwersarzy uraczyć epitetami „cham” czy „nieuk”. To, że komuś puszczają nerwy, nie jest tu najważniejsze, ale nie jest też pozbawione znaczenia. Kiedy bowiem puszczają nam nerwy? Czyż nie wtedy, gdy nasze argumenty wydają się nazbyt słabe, nieprzekonujące? Zostawmy to i jeszcze raz przejdźmy do meritum wypowiedzi Anne Appelbaum, gdyż jest niezwykle symptomatyczna dla elit zdetronizowanych i ogłuszonych tym zdetronizowaniem w USA, ale i w Polsce. Gdyby zdetronizowane, pozbawione przywilejów elity były mądre wygrałyby grę, w której brały udział. Wyzywanie zwycięzców od debili i chamów, kiedy to ich strategie, przekazy, komunikacje okazały się zwyczajnie lepsze, to po prostu plucie pod wiatr. Szkoda makijażu, pani Aniu.

Książkę polecam.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura