Krztsztof Wołodźko uraczył nas tekstem nt. świątyń konsumpcji, czyli hipermarketów.Nie chce on zrpzumieć tego, że są to po prostu sklepy, w których można dokonać zakupów do domu w jednym miejscu.
Hipermarkety to miejsca pracy tysięcy ludzi niezbyt majętnych i niezbyt wyedukowanych, ale jednocześnie jest to miejsce, gdzie tacy jak oni mogą tanie kupić przyzwoity towar, zamiast tandety.
Racjonalne argumenty nie trafiają do Wołodźki, jego lewicowa wrażliwość nakazuje mu walkę o szczęscie pracowników hipermarketów, poprzez wysłanie ich na bezrobocie.
A przecież nie ma przymusu pracy w hipermarketach. Ja mam kilku krewnych pracujących w handlu i wiem, że pracownice osiedlowych sklepików marzą o pracy w Biedronce lub w Tesco, bo tam są o wiele lepsze warunki pracy.
Ale Wołodźko wie swoje i nic, tylko musi uszczęśliwiać pracowników hipermarketów.
Nie wiem, czy on kiedykolwiek uczciwie pracował (tzn. w sklepie, w jakiejś firmie produkcyjnej, a nie za biurkiemm w urzędzie lub redakcji). Jestem głęboko przekonany, że taką uczciwą pracą nigdy się nie splamił. Stąd to jego uszczęśliwianie ludzi na siłę.
Jestem katolikiem, swoją wiarę traktują bardzo serio. Mam poglądy konserwatywne jak chodzi o sferę obyczajowości, i liberalne, gdy chodzi o gospodarkę.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo