Czy w tym kraju - liczącym blisko 40 mln ludzi nikt nie potrafi przeczytać ze zrozumieniem jednych z najważniejszych dokumentów ujawnionych oficjalnie przez prokuraturę? Mam na myśli przesłuchania kluczowych świadków. Albo raportu Komisji Millera? Wychodzi na to, że nikt. To jakaś kompletna aberracja. To świadczy o totalnej nieudolności całej blogosfery. Bo przecież na instytucje państwowe liczyć nie można - ci tam zatrudnieni odpłynęli w kłamstwo od samego początku. Nie ma żadnej nadziei by to akurat uległo zmianie. Za rządów "dobrej zmiany" jest nawet gorzej. O żadnym śledztwie nie ma dziś w ogóle mowy. O co chodzi - już wyjaśniam.
Sprawa pierwsza: zeznania załogi JAKa.
Gdy słyszymy "zeznania załogi JAKa" to kojarzy się to automatycznie z "50 metrami". Wiadomo o co chodziło. Ale jeżeli dostrzeżemy fikcję "katastrofy" (wyjaśniam to w tej notce z jakiego powodu tak należy uważać) to wypada sprawdzić (chyba tak, prawda?) czy czegoś w tych zeznaniach innego a ważnego nie było. I właśnie było. Bo popatrzmy co zeznał por. Wosztyl:
- 10 kwietnia o godz. 3:00 w składzie cała załoga tylko bez obsługi pokładowej (stewardessy) udaliśmy sie do wyznaczonego do lotu samolotu JAK i dokonaliśmy próby startu. Ponieważ 3-krotna próba uruchomienia silnika nie powiodła się, w porozumieniu z dyżurnym ruchu lotniczego przesiedliśmy się do samolotu zapasowego też JAK i nim wykonaliśmy lot do Smoleńska bez żadnych problemów.
Zauważmy, że por. Wosztyl nie wymienił numerów samolotów a przyjmujący zeznanie oficer nie dopytał o to. Zauważmy również, że wyraźnie określił osoby, które znały opisany przez niego przebieg zdarzeń. W tym - chor. Muś.
Sprawdźmy co zeznał właśnie technik pokładowy JAKa - chor. Muś.
- 10 kwietnia wykonaliśmy lot samolotem JAK 40 o numerze bocznym 044 z przedstawicielami mediów. Od startu do lądowania w Smoleńsku nie mieliśmy żadnych problemów.
To przecież fundamentalna sprzeczność - któreś z tych zeznań nie może odpowiadać prawdzie. Nie będę rozstrzygał - które. Chociaż mam swoje podejrzenia. Pamiętamy przecież, że w październiku 2012 roku chor. Muś zmarł w bardzo podejrzanych okolicznościach. Podobno popełnił samobójstwo. Ale nawet gdyby tak było, że to jakiś straszny stres go do tego przywiódł (o stresie Remigiusza Musia, któremu podlegał w ostatnich tygodniach życia, mówili w anonimowych wywiadach członkowie rodziny) - to z jakiego powodu?
Sprawa druga: samoloty wg instrukcji HEAD w Raporcie Komisji Millera.
Na stronie 169 Raportu pisze: "...Wystąpienie o zgodę na przelot i lądowanie na lotnisku SMOLEŃSK PÓŁNOCNY (claris) 10.04.2010 r. obejmowało samoloty Tu-154M nr 101 i Jak-40 nr 044. 36 splt nie wystąpił o zgodę na przelot i lądowanie w SMOLEŃSKU na wyznaczony w rozkazie dowódcy JW 2139 na 10.04.2010 r. do przewiezienia delegacji dziennikarzy samolot Jak-40 nr 045.
Zgodnie z dokumentami samolotem zapasowym dla Tu-154M na dzień 10.04. był samolot Jak-40 nr 044. Nie istniał żaden plan w razie konieczności użycia samolotu zapasowego uwzględniający znaczną różnicę pojemności tych samolotów. Dodatkowo, na
skutek awarii samolotu Jak-40, nr 045, decyzją jego dowódcy nieskonsultowaną z przełożonymi, do wykonania zaplanowanego rejsu został wykorzystany samolot o nr 044 (samolot zapasowy dla operacji HEAD). Gdyby zaistniała konieczność użycia samolotu
Jak-40 jako samolotu zastępczego dla Tu-154M, to w rozkazie dziennym na 10.04.2010 r. nie wyznaczono dla niego załogi. Należy również podkreślić, że gdyby nie awaria samolotu Jak-40 nr 045, to przelot delegacji dziennikarzy do SMOLEŃSKA zostałby wykonany samolotem, dla którego nie została wydana zgoda dyplomatyczna przez FR.
Ze zgody dyplomatycznej MSZ FR wystosowanej do Ambasady RP w Moskwie wynika, że dla samolotu Tu-154M (rejs PLF 102) w dniu 7.04.2010 r. był zaplanowany samolot zapasowy Jak-40 (nr 047). Jednakże z dokumentów (chronometraż) uzyskanych
z 36 splt wynika, że jedynym samolotem zapasowym mógł być Jak-40 nr 044, ponieważ tylko na tym samolocie był wykonany oblot komisyjny wymagany przed realizacją lotu o statusie HEAD.
Już pobieżna analiza powyższych okoliczności pozwala dostrzec fałszywość całej tej plątaniny (celowo stworzonej) wzajemnie sprzecznych faktów. To w zamyśle twórców smoleńskiego kłamstwa miało utrudnić a może nawet uniemożliwić zrozumienie przebiegu zdarzeń tamtego ranka. Zauważmy, że o JAKu 044 mówi się, że "to był zapasowy dla Tupolewa". I zabrał go "nieskonsultowaną" z przełożonymi decyzją por. Wosztyl - ok - może tak - ale wobec tego - pojawia się pytanie: to jakim samolotem mieli lecieć dziennikarze? Którzy od początku wiedzieli przecież, przynajmniej ich cześć, że mieli lecieć JAkiem? No to gdzie był ten inny samolot? Na naradzie u min. Sasina w dniu 9 marca postanowiono, że przelot Delegacji do Smoleńska zapewnią DWA samoloty - Tupolew i JAK. Z kłamliwego raportu Millera wynika, że jeden JAK całkowicie wyparował a ten drugi zamienił się na "zapasowy". Kłamstwo na kłamstwie. Mówi się, że por. Wosztyl miał wykonać "zaplanowany rejs". Ale jakim samolotem? ? JAK 044 - "zapasowy" a JAK 045 - "pomyłkowy". To znaczy że wg Raportu tego dnia nie wyznaczono żadnego drugiego obok Tupolewa samolotu do realizacji "zaplanowanego rejsu" por. Wosztyla .Nie było możliwości zrealizowania zaplanowanego przelotu Delegacji w takich okolicznościach - jakie zaprezentowano w Raporcie. Miały być DWA samoloty do transportu. Zauważmy również, że nie wyznaczono zapasowej załogi - na wypadek gdyby Tupolew zdefektował i trzeba by było przesadzić część pasażerów do JAKa. Właśnie.... czy to również nie dowód kłamstwa? Znowu się "pomylili" czy też "zapomnieli"? Dodatkowo - samolot o 14 miejscach pasażerskich miałby być zamiennikiem dla takiego, który tych miejsc miał 90? Totalna ściema.
Komentarze