Notkę kieruję do tych, którzy zaglądają tutaj z autentycznej potrzeby poznania nieznanych dla nich faktów dotyczących katastrofy smoleńskiej czy też potrzeby wyjaśnienia jakichś wątpliwości. W żadnym razie nie będzie to polemika z tekstami na ten temat obecnych tutaj trolli.
Sprawa kopii zapisów rejestratora katastroficznego MARS-BM jest kluczowa dla zrozumienia rozmiarów oszustwa oficjalnie głoszonej u nas wersji przebiegu zdarzeń tamtego fatalnego dnia. Przede wszystkim – to był w zasadzie jedyny „dowód” jaki był analizowany u nas, w Polsce. Wszystkie pozostałe ekspertyzy zamieszczone w raporcie komisji Millera zostały przepisane z raportu rosyjskiej komisji MAK. Gdyby nie było owej analizy zapisów tegoż rejestratora – upadła by ostatnia podstawa uzasadniająca w ogóle potrzebę sporządzania w Polsce odrębnego raportu. Innych dowodów nigdy nie dane było nam badać osobiście, u nas w Polsce, czy nawet tam, na terenie Federacji Rosyjskiej. Podkreślmy to – żadnych innych dowodów nie badaliśmy. Jest w tym względzie oficjalne stanowisko prokuratury wojskowej a także wynika to z naszego raportu KBWL. Dlatego tak ważna jest sprawa kopii zapisów rejestratora MARS.
Wniosek pierwszy, absolutnie kluczowy – nigdy nie otrzymaliśmy jakiejkolwiek kopii zapisów MARS-BM. Nigdy. Przywołam tutaj opinię znawcy zgadnień elektroakustycznych inż. Rachowskiego na ten temat – dodam, że w kilku starych tekstach linkowałem jego artykuły sprawy tej dotyczące, można je odnaleźć – otóż jego zdaniem o kopii moglibyśmy mówić wówczas – gdybyśmy w procesie kopiowania otrzymali wierny duplikat tych zapisów. Jak najwierniejszy, adekwatnie do istniejących możliwości technicznych. Czyli – ponieważ nośnikiem zapisów rejestratora MARS jest taśma magnetyczna – powinniśmy jako kopię otrzymać również taśmę magnetyczną, w miarę możliwości o identycznych parametrach. Zawierającą kopię wszystkich zarejestrowanych kanałów dźwiękowych i kopię kanału znaczników czasowych. Tymczasem nasze instytucje (najpierw KBWL a później prokuratura wojskowa) za każdym razem otrzymywały zupełnie coś innego – jak to określił inż. Rachowski – jakieś szyderstwo – a nie kopię. Ponieważ otrzymywaliśmy wyekstrahowane kanały zapisane na płycie CD w postaci plików (wav) - uzyskane w procesie, nad którym nasi przedstawiciele nigdy nie mieli żadnej kontroli.
Czym to zaskutkowało – otóż gdy stwierdzano po przyjeździe do Polski – że z jakichś względów przekazane przez stronę rosyjską pliki nie nadają się do analizowania (a to zbyt zaszumione, jakiś przydźwięk podobno z sieci elektrycznej, a to brakowało „x” sekund nagrania…..itd. itp) to musieliśmy jeździć po kolejne zapisy. Nie mieliśmy rzeczywistej kopii – dlatego tak musiało być. Podstawowe pytanie – dlaczego nasze władze zgodziły się na taką formę kopiowania? Przecież podobno mieli specjalistów od tego. Musieli wiedzieć co robią, musieli wiedzieć, że Rosjanie odmawiają nam podstawowych praw przysługujących z racji norm międzynarodowych w badaniu tego typu katastrof. Przecież Rosjanie nie pozwolili nam na nic – nie zezwolili na badanie wraku samolotu, na samodzielne badanie „czarnych skrzynek” w tym rejestratora MARS także. Niczego nie pozwolono nam samodzielnie badać na miejscu – nie dopuścili tam żadnego naszego upełnomocnionego przedstawiciela. I o tym wszystkim wiadomo od lat – od 2012 roku przynajmniej. Dlaczego rząd Donalda Tuska nie protestował? Gdyby Rosjanie przekazali nam jedną jedyną ale prawdziwą kopię tych zapisów - sami na miejscu w Polsce moglibyśmy sobie te pliki wyodrębniać w dowolnych ilościach na potrzeby prowadzonych analiz. Jaki jest efekt tej sprawy na dziś? Do chwili obecnej nasza strona dziewięciokrotnie wnioskowała o wykonanie dla nas kopii. Kopii nam nigdy nie dano – jedynie owe „szyderstwa”. Wszystkie po przywiezieniu do Polski ostatecznie uznano za nie posiadające waloru dowodowego, za wadliwe. I to nie tylko ze względu na jakieś braki techniczne. Prokuratura tego nie mówi wprost. Ale Al Capona skazano za podatki.... efekt jest ten sam - wadliwe jest wadliwe. Napisałem sam kilka tekstów przywołujących opinie, że te zapisy były ordynarnie fałszowane. Np. porównanie znaczników czasowych trzech podstawowych znanych kopii – czyli w wersji MAK, komisji Millera i tej sporządzonej dla IES wykazuje różnice nie dające się niczym wytłumaczyć. Tego nie da się wytłumaczyć nierównomiernością pracy magnetofonu. A różnice dochodzą do 10 sekund. W kanale znaczników czasowych? To niemożliwe. To oczywisty dowód fałszerstwa. Oficjalne stanowisko naszej prokuratury zamieszczone w części opisowej towarzyszącej analizie ostatniej próby kopiowania – czyli 9-tej mówi: wszystkie dotychczasowe kopie są wadliwe. Nie wolno nam tego nie dostrzegać. Przecież to potwierdza i inne opinie, niezależne ekspertyzy, były takie robione. Im bardziej się staramy – tym bardziej Rosjanie te starania ośmieszają. W ostatniej 9 kopii w ogóle nie udało się kanału znaczników czasowych skopiować. Jest wobec tego zupełnie bezwartościowa. Szef nowej podkomisji KBWL Wacław Berczyński również w jednym z wywiadów stwierdził, że uważają oni rosyjskie kopie zapisów rejestratora MARS za nierzetelne i nie mają zamiaru brać ich pod uwagę.
Do jakich wniosków nas to wszystko powinno skłaniać – po pierwsze – rząd Tuska zamknął sprawę dowodową raportu komisji Millera kopią nagrań rejestratora MARS uznaną obecnie za wadliwą. Widać, że raport robiono na siłę, by zamknąć sprawę czymkolwiek i zapewnić trwanie smoleńskiemu kłamstwu. Zapewne od razu zdawano sobie sprawę z fikcyjności nagrań. Ale czy mieli jakieś wyjście? Jeżeli postanowili kłamać? Ukryć prawdę o wydarzeniach tamtego dnia? Nie mieli. Poza tymi kalekimi kopiami w ogóle żadnego innego "dowodu" Rosjanie im nie dali. Ale dziś już wiemy oficjalnie - upadł ostatni powód sporządzenia naszej wersji raportu. Że wersja oficjalna przebiegu zdarzeń nie ma obecnie w niczym oparcia. Podkreślam – nie mamy żadnego dowodu, że katastrofa w ogóle miała miejsce. To musimy uświadomić sobie przede wszystkim. Dlatego nasza prokuratura przy kolejnym przedłużaniu śledztwa w tej sprawie wnioskuje do Rosjan o „udokumentowanie miejsca katastrofy”. Jak dotychczas bez jakiegokolwiek rezultatu. Przesyłają nam jakąś bezwartościową makulaturę jedynie. Wszystkie dowody jak przetrzymywali tak przetrzymują nadal. Nikt nie udaje nawet u nas że można cokolwiek w tym względzie zmienić. Ale o czym to świadczy? Tak się prowadzi śledztwo w sprawie „normalnej katastrofy”? Najwyższy czas by ci, którzy dotychczas nie dostrzegli oczywistej wymowy faktów – zrobili to obecnie. Rosjanie zablokowali nam dostęp do miejsca katastrofy. Odmówili jakiejkolwiek współpracy. Profanowali zwłoki ofiar, dowodzą to przeprowadzone u nas ekshumacje. Zamiast ciała Prezydenta przysłali NN. A my mamy przyjąć, bez jakiegokolwiek dowodu – że to była „normalna katastrofa lotnicza”? W tej sytuacji? Tym bardziej, że jest tyle innych wątpliwości? To rzutuje także na to co się dzisiaj w sprawie śledztwa smoleńskiego dzieje. Co wobec tego zamierza „badać” obecna podkomisja? Będzie jakieś „tunele” budowała? A z czego wnioskuje, że w ogóle jakakolwiek katastrofa miała miejsce? Może ich ktoś wreszcie o to zapyta? Pytał Grzegorz Braun – na IVKS – i co usłyszał w odpowiedzi? Że nie wiedzą… co leżało na polance , części naszego Tupolewa czy jakiś złom? To dlaczego jakieś „badania” szykują, jakieś „tunele”, na jakiej podstawie? Z kuli wróżki to wywiedli?
Na koniec słówko o „badaczach” tego fałszerstwa w blogosferze. Co jakiś czas, kilku zapoznanych trolli, zawodowych mącicieli i manipulatorów, usiłuje wznowić dyskusję nad swoimi wersjami odczytu/odsłuchu owych rewelacji. Przecież nie może być próżni, prawda? Jeszcze by się inne poglądy upowszechniły…. Muszą mącić nadal. I to się ciągle dzieje. Pytanie - kto za tym stoi? Kto opłaca, uruchamia te marionetki? Nie ma takiej możliwości by ktokolwiek robił to „z własnej nieprzymuszonej woli”. Nie – wobec obecnej od dawna przecież wiedzy czym w istocie te „szydercze kopie” są. Zastanówmy się chociaż przez chwilę zanim damy się w te brednie wciągnąć.
Inne tematy w dziale Polityka