Prawda – cóż to takiego jest. Jest wiele definicji „prawdy” w tym tak „subtelna” jak księdza Tischnera. Czasami dojście do prawdy jest związane z traumatycznymi doznaniami. Niekiedy prawda jest gorsza od kłamstwa, trudniejsza do zniesienia. Ale czy to oznacza, że nie należy starać się do niej dotrzeć? Czy można dopuścić w próbach dotarcia do prawdy do jakichś samoograniczeń, np. z politycznych względów? Uważam, że nie. Samoograniczenia są świadomą akceptacją kłamstwa. Są kłamstwem w istocie. Dla mnie najważniejsze w tej kwestii jest sumienie. Świadomość tego, że staram się wyjaśnić jakiś problem uczciwie, właściwie, w zgodzie z faktami ale i z własnym sumieniem. I nie może być wobec tego niewygodnych pytań. Żadnych tabu. Dlatego, Drogi Czytelniku, jeżeli nie chcesz z takimi pytaniami w sprawie katastrofy smoleńskiej się zmierzyć – to nie czytaj dalej tego tekstu.
Jeżeli jednak zdecydowałeś czytać dalej – to wiedz, że robisz to z własnej, nieprzymuszonej woli i nie miej do autora pretensji dokąd cię teraz zaprowadzi.
W poprzedniej notce zajmowałem się raportem NIK sporządzonym w wyniku kontroli okoliczności towarzyszących przygotowaniu podróży delegacji na uroczystości katyńskie. Podstawowa konstatacja: do chwili wylotu delegacji nasi organizatorzy nie otrzymali od strony rosyjskiej zgody na przelot i lądowanie samolotu z delegacją. Chciałbym teraz wyostrzyć pewną sprawę. Sprawa planu lotu Tupolewa i jako miejsce lądowania tam zapisane – ZZZ. Czyli teren „przygodny”, brak wskazania lotniska docelowego. Zastanówmy się ponownie co to oznacza. Jeżeli Rosjanie odmówili by zgody na lot konkretnie do Smoleńska, na Siewiernyj, to naturalnym biegiem spraw powinno być, by strona polska zabiegała o wyznaczenie innego lotniska docelowego. Nie znamy szczegółów negocjacji. Nie wiemy jak było. Jedynym pewnikiem jest to, że w wyniku negocjacji żadnego lotniska docelowego dla samolotu z delegacją nie wskazano. Koniec, kropka. ZZZ. Teren przygodny. Co jest w oczywisty sposób sprzeczne z instrukcją dla lotów o statusie HEAD. A to był lot z Prezydentem RP, wg planu lotu właśnie o statusie HEAD, przynajmniej w naszej strefie powietrznej. Czyli – w ewidentny sposób naruszono przepisy. Skoro wpisano to do planu lotu – to dodatkowo świadomie przepisy złamano. Muszę teraz wprowadzić tutaj korektę notki. Otóż przed Sądem składał wyjaśnienia ostatnio (w procesie min. Arabskiego) urzędnik KPrez. - pan Maciej J. Złożył ważne zeznania dla naszych rozważań. Powiedział m.innymi, że "nie starano się o lotnisko zapasowe z powodów logistycznych. Z Moskwy podróż trwała by 4-5 godzin a do innych lotnisk prowadziły drogi o złej nawierzcni. Przyznał, że wiedziano o tym, że lotnisko Siewiernyj 10 kwietnia będzie nieczynne". Prokuratura prowadziła śledztwo w sprawie organizacji wylotu delegacji i żadnych karalnych uchybień nie znalazła. Uwagę kierowano (media) na sprawę zgody na lot Prezydenta i generalicji jednym samolotem. A instrukcja HEAD? Dlaczego nie znaleziono winnego w tej sprawie? Bo przecież ewidentnie naruszono przepisy. Cudów nie ma. Pora na hipotezę – 1) odpowiedzialność za taki stan rzeczy ponosił Prezydent RP i odpowiedzialni urzędnicy jego kancelarii. Ci, którzy przecież zginęli 10 kwietnia. To moim zdaniem narzucająca się hipoteza. To Prezydent w końcu tam leciał, to jego ryzyko podróży w nieznane dotyczyło osobiście. W takim przypadku prokuratura badająca tą sprawę mogła by ukryć odpowiedzialnych z wiadomych względów – i tak nie ma kogo karać, a można tylko na wieki zantagonizować opinię publiczną w naszym kraju. Pamiętajmy cały czas o tym, że równocześnie zdecydowano się ukryć prawdę o wydarzeniach tamtego dnia. Ujawnienie wszystkich okoliczności wylotu delegacji – te kłamstwo by zburzyło. I dlatego nawet rząd PO nie był zainteresowany w obciążaniu przeciwnika politycznego, ponieważ był zainteresowany utrwalaniem kłamstwa smoleńskiego.
Jakie dodatkowe okoliczności powinniśmy w tej hipotezie wziąć pod uwagę. Myślę, że jedna narzuca się od razu. Wspominałem o tym w poprzedniej notce. Czy wszyscy odlatujący tego ranka z Okęcia do Smoleńska zdawali sobie sprawę z tych wszystkich problemów? Czy znali zagrożenie? Nie można tego wykluczyć, że zostali w ostatniej chwili w jakiś sposób o tym poinformowani. Może tuż przed wylotem, w hali odlotów. Były przecież jednostkowe - ale były – rezygnacje z lotu. Ktoś zrezygnował, mimo, że jego nazwisko widniało na ostatniej liście pasażerów, która była przecież do ostatnich chwil aktualizowana[1] Kilka osób (min. B. Klich) zrezygnowało wcześniej. Ale one mogły znać dobrze wszystkie aspekty związane z przygotowaniami do lotu. Tak więc – może wszystkich w ostatniej chwili poinformowano. Jest zagrożenie dla lotu z Prezydentem. Ale z drugiej strony – dlaczego polecieli np. parlamentarzyści z SLD? Czy polecieli by w sytuacji, gdyby wiedzieli że jest jakieś realne zagrożenie? No i druga sprawa – informuje się o zagrożeniu – ale równocześnie mówi, że Prezydent, generalicja lecą mimo wszystko. Jak się wycofywać w tej sytuacji? Kończąc ten wątek – jeżeli rzeczywiście było by tak jak to przedstawiłem powyżej, jeżeli odpowiedzialność za lot spoczywa na urzędzie Prezydenta RP – to trzeba powiedzieć jasno. W ten sposób wzięto odpowiedzialność także za śmierć całej delegacji. Wszystkich 96 osób. I są tacy, którzy uporczywie od dawna to publicznie sugerują.
Ale te powyższe okoliczności rzucają nowe światło także na jeszcze inną sprawę. Na tzw. „rozmowę braci”. Z informacji jakie blogerka 1Maud (pani Puternicka) uzyskała od prokuratury wynika, że rozmowa ta miała miejsce o godz. 8:23 i trwała 33 sekundy. Na temat treści rozmowy wypowiadał się Jarosław Kaczyński w znanym wywiadzie. Dotychczas starano się zbadać, czy rozmowa mogła mieć wpływ na zachowanie pilotów w ostatniej fazie lotu wobec pogarszających się warunków atmosferycznych. Czy np. o kłopotach z tym wiedziano przed rozmową. I czy wobec tego mogły być tam jakieś sugestie tego dotyczące. To zupełnie błędny kierunek rozważań. Po pierwsze – od dawna wiadomo, że wszystkie informacje pochodzące od Rosjan na temat lotu są fałszywe. Nie mają żadnego znaczenia. Nie będę tego tutaj wałkował. Natomiast spójrzmy na fakt tej rozmowy przez pryzmat oficjalnych ustaleń naszej Najwyższej Izby Kontroli. Wiedząc o tym także, że poprzedniego dnia ok. godz. 22:30 upubliczniono meldunek wywiadu o zagrożeniu terrorystycznym. Lot delegacji był zagrożony. Nie było wcześniejszej wyraźnej zgody na lądowanie. O tej mniej więcej godzinie, 8:23, Tupolew powinien już nawiązać kontakt ze stroną rosyjską. Powinni dowiedzieć się – jest ostatecznie zgoda na lądowanie czy jej nie ma. Robię to z pewnym trudem, cóż, ale trudnych spraw nie wolno tutaj unikać, wobec tego przytoczę to, co od pierwszych dni po katastrofie mówił na temat tej rozmowy Lech Wałęsa – „…Rozmowa braci Kaczyńskich tuż przed katastrofą to klucz do wszystkiego. Tam była konsultacja i wytyczne do dalszego działania - uważa Lech Wałęsa i apeluje o upublicznienie stenogramu z tej rozmowy.”
Czy tam były wytyczne, wątpię. Konsultacje – możliwe. Ale wątpię również, by w tej sytuacji, wobec tych wszystkich okoliczności …strasznych okoliczności?.... rozmawiano wyłącznie o chorej Matce. Gdyby to była „normalna katastrofa”….to jasne, nie czepiał bym się tego. Ale to nie była „normalna katastrofa”. Odlatywali z bagażem poważnych problemów. O tej godzinie mogli już wiedzieć jak to będzie z lądowaniem. Czy wylądują w Smoleńsku czy nie, a jeżeli nie - to gdzie. Wiele rzeczy staje się bardziej zrozumiałych, jak się weźmie pod uwagę raport NIK, ja go biorę - ale to nie wyklucza wcale, że i tak się mylę. Wolał bym by tak było. Bo na razie to wszystko zmierza w zupełnie nieoczekiwanym kierunku. Sorry. Ale może to kiedyś się wyjaśni.
[1] Spośród dostępnych prokuraturze dokumentów pierwsza wersja składu delegacji oficjalnej datowana jest na 18 marca 2010 roku, wynika z korespondencji sekretarza stanu pana Jacka Sasina do pana Mariusza Hanzlika. Kolejne wersje sporządzane są 26 marca, 31 marca, 7 kwietnia i 9 kwietnia. Zauważę, że żadna z tych list, nawet ta z 9 kwietnia, nie jest w pełni kompatybilna z ostateczną listą pokładową.
.
Inne tematy w dziale Polityka