Niedawno, przy okazji kolejnej „miesięcznicy” smoleńskiej Jarosław Kaczyński wyraził pogląd, że do wyjaśnienia okoliczności 10 kwietnia wystarczą działania polskich instytucji śledczych. Prokuratury, nowej KBWL. Jakoś to dziwnie zabrzmiało w kontrapunkcie do zarzutów jakie ministrowie rządu PiS stawiają poprzedniej władzy. O nie zabieganie właśnie o pomoc międzynarodową. Takie zarzuty stawiali ostatnio min. Waszczykowski , poprzednio także Macierewicz. Ponadto – pomijając to co powiedział Kaczyński. Już rok rządów PiS mija – mieli dostatecznie dużo czasu by sami o taką pomoc wystąpić. Nie zrobili tego. Zaprosili jako pomoc ekspercką kilku przedstawicieli z krajów zachodnich – ale to zupełnie inna sprawa, to wygląda na „listek figowy”. Będą pracować na naszych dowodach. Niczego samodzielnie nie wniosą. Widać, że ta sprawa traktowana jest wyłącznie jako element pewnej gry, natomiast nie ma realnego znaczenia, przynajmniej dziś.
Dla mnie to zupełnie oczywiste dlaczego tak jest. Otóż o „pomoc” można się dopraszać wówczas, gdy jest cokolwiek do wyjaśnienia. Ale po co się ośmieszać i nawoływać o pomoc, gdy wszyscy wielcy tego świata, a także nasz rząd, od początku wiedzą co się naprawdę stało? Tylko „ciemny lud” niczego nie wie. To dla niego ta gra.
Wypada ponadto zapytać – o jaką pomoc, w jakim zakresie – miałby hipotetycznie prosić nasz rząd. Czy nie o jakiś istotny, niezależny dowód rzucający światło na wydarzenia 10 kwietnia? Taki, który mógłby dawać możliwość ocen rosyjskich dowodów, rosyjskiej wersji przyczyn katastrofy? Przecież owa „pomoc międzynarodowa” nie mogła by całkowicie zastąpić polskiego śledztwa. Tak więc coś takiego powinno wchodzić w rachubę: – pomóżcie dostarczyć jakiekolwiek dowody zewnętrznego pochodzenia, ważne dla naszego śledztwa. No i co? Przecież już takie dowody dostaliśmy. I to w kilka tygodni po katastrofie. Bo przecież dostaliśmy od Departamentu Sprawiedliwości USA zdjęcia satelitarne rejonu katastrofy z 9 i 10 kwietnia 2010 roku. Dostaliśmy od Królestwa Danii dane dotyczące monitoringu elektronicznego lotu Tupolewa (chodziło o telefon satelitarny). Dostaliśmy – jak to ujawnił min. Macierewicz – nagrania korespondencji załogi Tupolewa z wieżą kontrolną lotniska Smoleńsk-Siewiernyj. Od Szwedów i Łotyszy. Macierewicz zapowiedał już dawno, że to ujawnią. Nic z tego. Niczego nie ujawniono. Minął rok rządów PiS. Widać wyraźnie w co grają ci panowie i panie. Grają na zwłokę. Na czas. Miał min. Waszczykowski ujawnić korespondencję wewnętrzną MSZ dotyczącą przygotowań do wylotu delegacji do Smoleńska. Do końca września. Kończy się październik. Gdzie to jest? Zamiast tego kolejne brednie o „tysiącach e-maili” które trzeba „opracować” i mają to zrobić do końca roku. A może nie. Na 100% nie zrobią, niczego nie zrobią, to pewne. Musimy to dostrzec – nasze władze otrzymały znaczącą pomoc od rządów innych krajów. I nic z tym nie zrobiono, ukryto to.
Ukrywanie dowodów przez nasze władze jest wiele mówiące. Szczególnie zdjęć satelitarnych. Przywołam tutaj wkład prof. Chrisa Cieszewskiego w wyjaśnianie okoliczności 10 kwietnia. Otóż najważniejszym odkryciem jak dotychczas jest ujawnienie tzw. „białych plam” na zdjęciu z 5 kwietnia, wykazanie, że położeniu „największych połaci rzekomego śniegu” na zdjęciu z 5 kwietnia odpowiada położenie największych części wraku samolotu na zdjęciu z 11 kwietnia. Tego na gruncie nauki wytłumaczyć się nie daje. Daje to prawo do twierdzenia, że mamy do czynienia z fałszywym miejscem katastrofy przygotowanym przed faktem, jeszcze przed 10 kwietnia. A to oznacza śmierć dla obu wersji przyczyn katastrofy - zarówno „brzozy” jak i „wybuchów”. Jeżeli miejsce katastrofy było przed czasem zainscenizowane – to nie ma potrzeby pytać – jak ich zabili. Wystarczy, że wiemy kto za tym stoi. I od razu to jest wiadome – kto. Chris Cieszewski zwrócił uwagę na jeszcze inny fakt. Otóż rejon przyszłej „katastrofy”, okolice lotniska Siewiernyj, były w przeszłości rzadko fotografowane przez satelity komercyjne. Raz na kilka lat. Tymczasem w newralgicznym okresie wykonano szereg takich zdjęć. Wiadomo o zdjęciach z 5, 9 (ocenzurowane jednak), 11 i 12 kwietnia. Cieszewski zauważył, że zamówienie na wykonanie zdjęcia składa się kilka tygodni wcześniej. Można przypuszczać, że to CIA stała za tymi zleceniami. Po 10 kwietnia zdjęcia przekazane przez USA (satelity wojskowe, zdjęcia dużej rozdzielczości) u nas gdzieś „zaginęły” a później, choć się „odnalazły” – to i tak je ukryto. Myślę, że CIA akurat to niekoniecznie musiało się spodobać. Zwróćmy uwagę na to, że Prez. Lech Kaczyński w wielu sprawach ściśle współpracował z Amerykanami – np. interweniując w Tbilisi. O tym, że to Prez. Busch dzwonił w sprawie samolotu dla Lecha Kaczyńskiego wówczas, ponieważ rząd Tuska robił z tym problem, mówił kiedyś Jarosław Kaczyński. Myślę wobec tego, że te zdjęcia komercyjne rejonu katastrofy – to ktoś zamówił właśnie po to, by w razie gdyby coś się stało niedobrego – można było je wyciągnąć i pokazać – nawet gdyby nie było sposobności upublicznienia tajnych z natury zdjęć robionych przez satelity szpiegowskie USA. To pokazuje również, że stanowisko USA w sprawie katastrofy smoleńskiej jest inne niż krajów europejskich, w tym Polski.
I to jest przysłowiowy „wrzód na zadzi” stanu dzisiejszego „wnikliwego śledztwa”. O to rozbija się każda rozpaczliwa próba skonstruowania nowej wersji kłamstwa smoleńskiego. Widać gołym okiem że są podejmowane próby znalezienia jakiegoś wyjścia z tej sytuacji. Wybuchy. No – ale kto za tym stoi? Przecież samolot wystartował z Warszawy…. Jak to zrobić by pogodzić tyle sprzeczności?
No i mamy nową odsłonę pomocy międzynarodowej. Rewelacje pana Rotha. Zastanówmy się – co napisał pan Roth? Że jest meldunek agenta BND relacjonującego pewną wypowiedź polskiego informatora? Zgoda – jest taki meldunek. I co z niego wynika? Ze ktoś komuś coś powiedział? Polski pracownik którejś z ambasad pracownikowi BND? I to też może być prawda. Ktoś coś komuś powiedział. Dokładnie to powiedział co agent BND zapisał. Ale na tym prawda się kończy. Bo cała reszta to operetka. Zwróćmy uwagę na sedno wynikającego z przekazu Rotha scenariusza – usiłuje się stworzyć takie wyjaśnienie przyczyn i przebiegu zamachu, które sugeruje jakieś bardzo ograniczone grono osób odpowiedzialnych. Najważniejsze – polska inspiracja. Plus jakiś podrzędny generał FSB. Dodatkowo już na Ukrainie, związki bezpośrednie sprawców z ukraińskimi służbami. No cóż, z Izraelem nie graniczymy. Ale sznyt kagiebowski ten sam. Ciekawe, kto te ciała w trumnach tam pozamieniał. I je profanował. Reketerzy czeczeńscy się wdarli podstępem? Natomiast Putin – niewinny. FSB niewinne. Jak zresztą zdrowa większość Federacji Rosyjskiej. Oni na pewno „o niczym nie wiedzieli”. Jutro się zdziwią, zapewne bardzo. To wyglada na próbę pogodzenia dwóch rzeczy - jak "udowodnić" zamach (od tego odwrotu widać nie ma) i jak równocześnie zwalić winę na jakichś "kozłów ofiarnych". Kogo oni chcą nabrać na tą wodewilową kombinację.
Ujawnienie znaczenia zdjęcia satelitarnego z 5 kwietnia, fakt ukrywania tych zdjęć przez kolejne polskie rządy mówi wszystko. Nie ma woli ujawnienia prawdy o tamtym dniu. U nas w Polsce, ale nie tylko. Widać gołym okiem, że nikomu w Europie do tego się nie pali. Szczególnie Niemcom Merkel. Stąd zapewne ta „pomoc” w wykonaniu Rotha. Ale czy można się dziwić? Gdy były kanclerz Niemiec, poprzedni, tyle co urzędujący - Gerhard Schroeder – jest chłopcem na posyłki Putina i „zatrudnia się” w spółce Nordstream? Jak to możliwe? Człowiek mający dostęp w niedalekiej przeszłości do najtajniejszych sekretów potężnego państwa, człowiek znający sekrety NATO – pracuje teraz dla Rosjan? Mnie to wygląda na ostentację, na świadome pokazanie „kto tutaj naprawdę rządzi”.
Pozostają ekshumacje. 14 listopada. Sakiewicz ostrzega – coś się wydarzy. To punkt zwrotny. Oby wreszcie. Niech nie obiecują tylko – niech coś wreszcie zrobią. I niech wiedzą – każda cierpliwość się kiedyś kończy. Ile można czekać.
Inne tematy w dziale Polityka